O sztuce bez kompleksów
Spróbujmy porozmawiać na temat trudny, bez wyszukanych formułek i frazeologii produkowanej przez rzesze krytyków. Sztuka jest wszechobecna, codzienna, niezbędna i bliska niczym członek rodziny, choć nieczęsto zdajemy sobie z tego sprawę.
A przecież efektu działania artystów używamy tak, jak wody do herbaty i rzadko kiedy zastanawiamy się, dlaczego nasz wybór padł na tę, a nie inną część garderoby lub dlaczego taki a nie inny kształt auta sobie upodobaliśmy. Za każdym z tych wyborów stoi Pan Artysta – czy to się nam podoba, czy nie. I nie, nie to jest ładne, co się komu podoba! To barbarzyńska formuła i absurdalny stereotyp. Nie będziemy brali pod uwagę opinii opartych na przekorze lub wynikających z wiedzy o świecie zamkniętej w widnokręgu o średnicy Plaskotek Dolnych – nie ubliżając owej wiosce. W sztuce poszukujemy piękna. Tak się składa, że we wszystkich kulturach tego świata i w każdej religii dominującym synonimem piękna jest SYMETRIA. A tak... Dzwonnik z Notre Dame podobał się tylko jednej panience i nikt w Paryżu nie mógł tego zrozumieć. A jak to się skończyło...?
Symetria, zarówno w ciele, jak i w duszy, wzbudza w nas miłosne odruchy, czyli najwyższą formę zaangażowania. Dewiacje nie potwierdzają żadnych reguł. Stanowią jedynie najpospolitszą atrakcję dla scenariuszy filmowych.
Diego Velázquez Kobieta piekąca jajka
Symetria to balans. Równowaga. Taki stan rzeczy wzbudza uczucie spokoju, pewności i bezpieczeństwa. Czy to nie atrybuty piękna? A jak to się ma do sztuki? Symetria, równowaga w malarstwie nijak nie oznacza, że np. pejzaż musi posiadać tyle samo chmurek po lewej, co po prawej stronie. Wręcz przeciwnie! To forma, kształt tych chmur musi się wzajemnie znosić lub dopełniać, stwarzając złudę absolutnej harmonii, a symetria to przecież harmonia w najprostszej formie. Następny element to kolor, którego nosicielem jest forma, czyli kształt chmurki. I on również musi być – dla zachowania harmonii – wyważony. Najprościej rzecz ujmując, jeżeli chmurka pierwsza z prawej strony będzie „wściekle czerwona”, to dla spełnienia równowagi (czyli symetrii), pozostałe chmurki muszą być okraszone kolorem, który zbalansuje agresję tej jednej. Możemy balansować czerwień na tysiące sposobów. W zależności od tego, jak intensywny będzie ten kolor, zmieni się jego forma. Potrzeba nam mniej żółtego do „wyrównania” czerwieni, a znacznie więcej szarości.
Cudowność sztuki polega na niewymiernej ilości kombinacji. Układy kolor/forma, które nie pojawiły się dotychczas, to przedmiot poszukiwań artystów i artystek.
Popatrzmy na powyższego Velázqueza. Ciepłe brązy i ugry zostały oplecione plejadą jasnych, zimnych plam. Chusty i kołnierzyki są jedynie wykrętem. Nosicielami jasnych błękitów, które balansują kompozycję, czyniąc nowy, piękny wszechświat-obraz.
Diego Velázquez Bóg wojny – Mars
Diego Velázquez Portret Juana de Pareja
Henri de Toulouse-Lautrec Toaleta
Wynika z tego, że to jedynie kompozycja jest odpowiedzialna za spełnienie aktu SZTUKI. Druga warstwa to temat, czyli nośnik waloru podstawowego. Decyduje on o literackiej stronie obrazu. Najpiękniejsza kompozycja zostanie przez nas odrzucona, jeżeli temat nas obrazi lub zniesmaczy, co nie oznacza, że nie będziemy mogli twierdzić, że nie obcowaliśmy ze sztuką. Najwspanialszy temat nie zostanie zaakceptowany, jeżeli kompozycja, splot formy i koloru zostaną spartaczone. Dlatego sztuka nie istnieje bez spełnienia warunków KOMPOZYCJI. Nie ma obrazów „dobrych jak na dwunastolatka” lub „pięknych, jak na rok nauki adepta”. Sztuka jest jak ciąża. Nie można w niej być prawie albo trochę! Albo mamy do czynienia ze sztuką, albo z próbą, która jak dotychczas sztuką nie jest i adept musi trochę głową popracować, zanim artystą zostanie. Sztuka to bardzo skomplikowana nauka (Tak! Nauka!), której rezultaty pomagają nam żyć. Dlatego bardzo proszę o szacunek dla mistrzów i dzieł.
Sztuka to magia naszego świata. Cud absolutny. Tworzenie wartości ponadczasowych z kawałka szmaty, węgla, kredy... Przeciwieństwo wojny, chciwości, przemocy i GŁUPOTY, której coraz więcej dookoła. Dlatego nie pozwólmy amputować ramienia, które broni nas przed zcielęceniem. Patrzmy na sztukę bez strachu, ale z respektem. Szanujmy zasoby mądrości konieczne do tworzenia rzeczy pięknych z niczego.
Frans Hals De magere compagnie
Artysta to nie tylko barwny dzieciorób/alkoholik/łamaga i niedojda... To wygodne stereotypy, którymi zaśmiecona jest historia ludzkości. Najprościej jest wyśmiać i opluć to, czego nie można zrozumieć. Artysta (ten prawdziwy), to człowiek o wyostrzonej wrażliwości. Człowiek przepełniony niepokojem, przemierzający życie i świat z duszą w dłoniach, wystawioną na ciosy... Trudno jest nie cierpieć, skoro jedynie pobieżne obserwacje dowodzą, że żyjemy w świecie, w którym złodziej staje się biznesmenem, kłamca – wodzem, a dziwka – lady. To, co najważniejsze to szmal, fura i chata...
Przygarnijmy sztukę do serca i rozumu. Popatrzmy na wyjątkowość każdego artystycznego wydarzenia. Wystawmy własną ekspertyzę nawet największej sztuce, ale róbmy to w oparciu o wiedzę przynajmniej podstawową – kompozycję formy i koloru.
A tam, gdzie mamy do czynienia z kolorem musi być światło. Jedno bez drugiego nie istnieje. Przyjrzyjcie się raz jeszcze kilkunastu cudom, czyli obrazom znanym i powszechnie uznanym. Popatrzcie na nie pod kątem kompozycji.
Zobaczcie jak zostało w nich zbalansowane światło i cień... Kolory zimne i ciepłe... Zobaczcie ile barw neutralnych było potrzebnych dla wytworzenia poczucia symetrii, przynależności kompozycji do świata zamkniętego w prostokącie obrazu. Bądźcie pewni, że za każdym razem, kiedy zabierzecie się do tej zabawy od nowa, znajdziecie nowe niuanse. To będą „szachy” z własną świadomością.
Frans Hals Trefniś z lutnią
Nie bójmy się wybierać własnych faworytów. Frans Hals nie jest wiodącym mistrzem w historii sztuki światowej, a jednak pokochałem go za… lekkość. Kilkoma ruchami pędzla był w stanie stwarzać skomplikowane struktury. Używał ciepłego, „śmiejącego się” światła, które przykuwa uwagę na długi czas. Malował jakby od niechcenia, jakby śpieszył się do karczmy, którą kochał ponad wiele innych rzeczy. W przeciwieństwie do Rembrandta, nie potrafił dbać o swoje interesy. Był tak kolorowy, jak jego własne obrazy
Przeciwieństwem Halsa w traktowaniu życia był Diego Velázquez. Geniusz koloru. Żyli zupełnie inaczej, tworząc jednakowe piękno.
Henri de Toulouse-Lautrec W łóżku
Henri de Toulouse-Lautrec miał jeszcze inne kłopoty w życiu, które doświadczyło go kalectwem. Popatrzcie na cudowność jego prac. Popatrzcie na ich lekkość i kolor. Jakie piękne i „rześkie” wrażenia owe prace w nas wzbudzają.
Henri de Toulouse-Lautrec Tańczące i Moulin Rouge
Godzinami mógłbym mnożyć dowody piękna i ważności sztuki. To parada bez końca. Włączmy się do niej z szacunkiem i zrozumieniem. Bez arogancji i strachu.
Nie bójmy się poszukiwań skutków malarstwa w naszej codzienności.
Wszystkie formy w otaczającym nas świecie łączą się i dopełniają.
Nie wszystkie efekty tych akcji są kojące, wzruszające lub poruszające.
Niektóre straszą i drą się bezładnie.
Dlatego właśnie mamy śmietniki...