Podziel się   

Historia Pokaż wszystkie »

Wydanie 2009-01 · Opublikowany: 2009-06-08 21:49:45 · Czytany 10414 razy · 0 komentarzy
Nowszy Starszy

Tragedia Topsy: gdy etyka nie nadąża za technologią

Jesienią 1901 roku ogromny słoń imieniem Tom z Central Park Menagerie w Nowym Jorku odbywał swoją doroczną kąpiel. Szczególnie lubił nacieranie specjalnym olejem, jakie czekało go po solidnym szorowaniu. Tym razem jednak sprzedawca zaopatrujący ogród zoologiczny dostarczył przez przypadek inne mazidło – bezbarwną pastę do butów.

W efekcie pomyłki Tom przez kilka kolejnych dni lśnił jak wypolerowany, wielki but. Nie zawsze jednak przygody „amerykańskich” słoni kończyły się tak humorystycznie. Oto tragiczna historia słonicy Topsy.

Bo to zła słonica była

James Fielding Blount z Fort Wayne w Indianie najwyraźniej był miłośnikiem cyrku. Szczególnie uwielbiał pokazy słoni. Wiosną 1902 roku przez kilka tygodni włóczył się z miejsca na miejsce za trupą Forepaugh and Sells Brothers. W maju cyrk zawitał na Brooklyn, namioty rozbito przy Broadway i Halsley Street. Wczesnym rankiem 28 maja, nieco wstawiony już (albo jeszcze) Blount zakradł się do namiotu, w którym nocowały słonie. Niektóre spały stojąc nieruchomo, inne kiwały się w przód i w tył. Mężczyzna zaczął budzić wszystkie po kolei zagadując je i częstując szklaneczką whisky. Pytał czy napiją się z nim, wymachiwał zapalonym cygarem, po czym podsuwał im pustą szklankę. Rozmowy, a raczej pijackie monologi Blounta, obudziły śpiących w namiocie opiekunów zwierząt. Kazali mu się wynosić i nie drażnić słoni, bo może się to źle skończyć. Wszyscy w cyrku wiedzieli, że słonie lubią wypić sobie od czasu do czasu jednego głębszego. Jeden z nich wypijał szklaneczkę każdego ranka, jeszcze przed śniadaniem. Na ostrzeżenia Blount odparł: „Nie martwcie się o mnie, one wszystkie mnie znają. Sam kiedyś byłem słoniem”. Po kolei obudził wszystkie zwierzęta. Słonie przechylały szklankę, z której czuć jeszcze było zapach alkoholu, po czym rozczarowane i zawiedzione oddawały naczynie człowiekowi. Ostatnią w szeregu była trzydziestoletnia, nieco narwana słonica Topsy. Ona szczególnie lubiła sobie wypić. Kiedy Blount i jej podsunął pustą szklankę, w mig zorientowała się, że człowiek z niej zadrwił. Błyskawicznie owinęła wokół niego trąbę, uniosła do góry i cisnęła o ziemię, a zaraz potem przydepnęła nogą. To wszystko. Żaden z poganiaczy nie zdołał zareagować. Na ratunek było już za późno. Wezwano policję i szefa treserów, który akurat tego dnia nocował poza cyrkiem. Topsy stała spokojnie, gdy Bill Emery mający największe doświadczenie w pracy ze słoniami przez 10 minut tłumaczył jej, że zrobiła coś bardzo złego. Dopiero później skuto ją podwójnymi łańcuchami, bardziej dla zasady, niż ze strachu, bo słonica stała nieruchomo, była jakby nieobecna. Czy dotarło do niej to, co mówił Emery? Chyba nie, bo tydzień później o mało co nie doszło do podobnej tragedii. Cyrk ruszył na występy do Poughkeepsie. Podczas wyładunku słoni z wagonu jeden z poganiaczy, John Dendero, chciał kijem połaskotać ją za uszami. Topsy błysnęła tylko okiem, ryknęła wyraźnie rozgniewana i błyskawicznie opasała chłopaka trąbą. Wrzeszczącego przeraźliwie uniosła do góry, a później cisnęła o ziemię. Zaalarmowani krzykiem poganiacze przybiegli w samą porę, by powstrzymać słonicę, która już uniosła do góry nogę... Tym razem skończyło się na zmiażdżonym kapeluszu.

Słoniem na księżyc

Właściciele cyrku mieli już dość kłopotów z niesforną słonicą i sprzedali ją do lunaparku na Coney Island. Nabywcą był kapitan Paul Boyton, który zamierzał pokazywać ją podczas rozpoczynającego się właśnie sezonu letniego. Lewis Seels, współwłaściciel cyrku tłumaczył: „Topsy nie jest złą słonicą, chyba, że jest drażniona przez ludzi. Zdecydowałem się ją sprzedać, bo zyskała złą reputację”. Co dla jednych było powodem do zmartwień, dla innych mogło się wydawać świetną reklamą. Na Coney Island przygotowano dla Topsy solidne ogrodzenie. Miała być częścią ekspozycji w „Sea Lion Park”. Jednak sława bezwzględnej bestii nie przyciągnęła zbyt wielu widzów. Interes upadł. Jesienią wykupili go Thompson i Dundy, właściciele sąsiedniego show „Trip to the Moon”, który bił w tym sezonie szczyty popularności. W tytułową podróż goście byli zabierani drewnianym statkiem na tle kiczowatej dekoracji. Nowi właściciele słonicy wykorzystywali ją najpierw do prac budowlanych. Tak jak jej kuzyni w odległych Indiach, używana była do transportowania drewnianych bali przy rozbiórce, a później montażu kosmicznej scenerii na nowym placu przy Surf Avenue. W następnym sezonie planowano wykorzystać ją do holowania statku ze zwiedzającymi. To dopiero byłaby atrakcja! Przejażdżka na księżyc w statku zaprzężonym w słonia. A to wszystko za ćwierć dolara! Jednak Topsy była najwyraźniej bardziej wyrobiona artystycznie. Po kilku próbach zmuszenia jej do przeciągnięcia tandetnej dekoracji, słonica odmówiła posłuszeństwa. Wtedy jej opiekun William Alt, młody blondyn znany jako „Whitey”, począł żgać ją ostrymi widłami to między oczy, to znów kaleczył jej boki, wrzeszcząc przy tym najgorsze przekleństwa. Wśród świadków zdarzenia znalazła się kobieta, która ujęła się za słonicą. Wiązka wyzwisk posypała się teraz w jej stronę. W końcu wkroczył policjant, który aresztował krewkiego młodzieńca. Kobieta zapowiedziała zgłoszenie sprawy do American Society for the Prevention of Cruelty to Animals. Tak czy owak, Whitey był jedynym człowiekiem, który jako tako potrafił zapanować nad niesforną słonicą.

Słoń z dwoma policjantami

Dwa miesiące później Topsy, a raczej jej opiekun, znowu dali o sobie znać. Na początku grudnia wyładowany drewnem wóz utknął w dziurze na rogu Surf Avenue i East Eleventh Street. Żeby go wyciągnąć trzeba było nadludzkiej siły. Na pomoc wezwano zatem Topsy i jej poganiacza. Słonica poradziła sobie z zadaniem, natomiast sytuacja najwyraźniej przerosła człowieka. Whitey był kompletnie pijany. W obecności zgromadzonych gapiów znęcał się nad słonicą i ubliżał jej. Upomniany zaczął stawiać się policjantowi, a ten go aresztował. Dzielny posterunkowy Conlin eskortował delikwenta do posterunku, za nimi zaś szedł słoń. Na końcu maszerował gęstniejący z minuty na minutę tłumek. Po pokonaniu kilku przecznic, nietypowa procesja dotarła na posterunek. I tu dopiero zaczęły się prawdziwe kłopoty. Kiedy aresztowanego wprowadzono do budynku, słoń próbował wejść za nim. Topsy naparła głową na drzwi... Trzeźwość umysłu wykazał dopiero sierżant Levis. Kazał Conlinowi, by ten najpierw razem z poganiaczem odprowadził słonia do zagrody, a dopiero później przymknął Alta w areszcie. A nie odwrotnie, jak to w swojej gorliwości uczynił posterunkowy. Procesja ruszyła zatem z powrotem do lunaparku. Na miejscu znarowił się tym razem poganiacz. Whitey uczepił się trąby słonia i powiedział do posterunkowego „teraz mnie bierz”. Dopiero, gdy policjant wyciągnął broń, Alt spuścił z tonu, puścił słonia i już potulnie dał się odprowadzić do aresztu.

Kara

Każde doniesienie prasowe na temat wyczynów Topsy i jej opiekuna przyciągało do lunaparku tłumy. Jednak nowi właściciele słonia nie mogli mieć pewności, że tragedia podobna do tej sprzed pół roku, więcej się już nie powtórzy. Zdecydowano, że słonica musi zginąć. Z egzekucji uczyniono okrutne widowisko. W poniedziałek 5 stycznia 1903 roku w lunaparku na Coney Island zebrało się blisko 1,500 gapiów. Słonicę solidnie skrępowano łańcuchami, po czym podano kosz marchwi zaprawionej cyjankiem potasu. Na stopy założono drewniane sandały wyścielone od wewnątrz miedzią. Kiedy połączono wszystkie przewody, z elektrycznego dynama popłynął prąd pod napięciem 6,600 volt... Film, który wówczas nakręcono, to widok nie dla każdego, a na pewno nie dla osób o normalnej, ludzkiej wrażliwości.

Dlaczego akurat prąd elektryczny? Z szubienicy zrezygnowano z przyczyn technicznych, natomiast „krzesło elektryczne”, oczywiście w przypadku skazańców, zyskiwały wówczas wielu zwolenników w amerykańskim społeczeństwie. W stanie Nowy Jork metodę tę dopuszczono do stosowania w 1889 roku, ale pierwszą „electrocution” przeprowadzono dopiero w 1898 roku w Bostonie. Gdyby skazaniec William Kemmler wiedział, jak okrutną poniesie karę, byłby być może ostrożniejszy z siekierą. Zbrodnia, jakiej dopuścił się na swojej kochance Tillie Ziegler wstrząsnęła ówczesną Ameryką. O ironio, tę jedną z najokrutniejszych form uśmiercania promowano jako humanitarną alternatywę dla szubienicy. Skąd pomysł, by do wymierzania sprawiedliwości zaprząc elektryczność? Powód był dość prozaiczny: rywalizacja dwóch wynalazców! Thomas Edison znany był ze swego geniuszu, ale również, i z żądzy sukcesu. W połowie lat 80. XIX wieku promowany przez niego system zasilania prądem stałym (DC) wyraźnie przegrywał z lepszym i łatwiejszym w stosowaniu prądem zmiennym (AC). Ten ostatni firmował swoim nazwiskiem George Westinghouse, równie wybitny wynalazca. Edison nie przebierał w środkach, by zdyskredytować konkurencyjny system. Dowodził, że prąd zmienny jest niebezpieczny. Istotnie, przy napięciu tej samej wysokości, wyrządza w organizmie znacznie większe szkody niż prąd stały. W 1886 roku legislatura stanowa w Albany powołała komisję mającą na celu wskazanie bardziej humanitarnych metod wykonywania kary śmierci. Nie bez wsparcia ze strony Edisona, komisja wybrała właśnie prąd elektryczny. Zmienny, oczywiście. Dynamo wykorzystane podczas egzekucji słonicy Topsy w lunaparku na Coney Island, również było konstrukcji Edisona. Topsy nie była pierwszym zwierzęciem, jakie przypłaciło straszliwym cierpieniem tę chorą rywalizację. Dziś nie pamięta się o tym, ale Edison, prowadząc próby nowego urządzenia, znacznie zredukował liczbę bezpańskich psów i kotów ze schronisk w promieniu wielu mil od swojego laboratorium.

I kto tu jest okrutny?

Wyroku na słonicy nie traktowano jako kary za winę, przynajmniej oficjalnie. Niemniej akt ten nosił wszelkie znamiona zemsty, zupełnie jak przed wiekami, gdy sądy nad zwierzętami były na porządku dziennym. Już w Starym Testamencie znaleźć można wskazówkę, co robić ze zwierzęciem-zbrodniarzem: „Jeśliby wół pobódł mężczyznę lub kobietę tak, iż ponieśliby śmierć, wówczas wół musi być ukamienowany” (Wj 21, 28). Zadanie dość ryzykowne. Przekonali się o tym XII-wieczni egzekutorzy w jednym z europejskich miast, gdy usiłowali powiesić byka-ludobójcę. Potężne zwierzę za nic nie chciało wejść na podwyższenie. Dopiero po ogłuszeniu udało się je tam wciągnąć i założyć pętlę na szyję. Ale powstał problem natury prawnej – w momencie wieszania skazaniec musiał być w pełni świadom. Cucenie nie dawało rezultatu, więc spróbowano przypalania. Byk zerwał się na równe nogi, pod jego ciężarem załamał się podest. Poranione, rozszalałe zwierzę stratowało kilkoro kolejnych ludzi. Wobec ewidentnej recydywy i bezradności katów, zdecydowano się na użycie kusz.

Kiedy rozwój zasad etycznych nie nadąża w ślad za postępem techniki, a chęć zysku zastępuje ludzką wrażliwość, dzieją się takie dramaty, jak ten z udziałem nieszczęsnej słonicy z Coney Island. Topsy dołączyła do tych zwierząt, dla których mimowolna kariera w cyrkach i lunaparkach zakończyła się tragicznie. Ponoć dziko żyjące słonie, gdy czują zbliżającą się śmierć udają się na cmentarzysko. Topsy i inne słonie, jak Jumbo czy Thirsty Mary, mają tylko swój wirtualny cmentarz. Odwiedźcie ich na http://www.roadsideamerica.com/pet/eleph.html

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Historia

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...