"80 milionów" do Oscara
Film Waldemara Krzystka „80 Milionów" opowiada o jednej z największych akcji podziemia solidarnościowego przeciwko komunistycznym władzom. Od 10 grudnia 1981 roku aż do dzisiaj narosło wiele spekulacji na temat tamtych wydarzeń.
Jak to się stało za związkowe pieniądze zdeponowane w Narodowym Banku Polskim zostały podjęte przez członków dolnośląskiej solidarności i na co zostały przeznaczone? Dlaczego Józefa Piniora i „resztę” poszukiwano listami gończymi i oskarżono o kradzież pieniędzy i roztrwonienie ich w kasynach Wiednia? Jak ta akcja wpłynęła na morale podziemia i atmosferę na Dolnym Śląsku? I w końcu: dlaczego powinniśmy być dumni z naszej niedawnej historii? Bohaterowie tamtej akcji są wśród nas i podpisują się pod filmem obiema rękami. Może właśnie dlatego warto zobaczyć ten film?
Jest grudzień 1981 roku. W kraju wrze już od jakiegoś czasu. Ludzie wychodzą na ulice, strajkują przeciwko nowym podwyżkom żywności, gazu i światła. Rząd na zewnątrz udaje, że nic się nie dzieje, ale jest przygotowany na strajki i manifestacje. Trwają internowania działaczy Solidarności. W powietrzu czuje się niepokój, a ogólnopolski zryw jest już kwestią czasu. W takich warunkach zarząd dolnośląskiej Solidarności decyduje się na wybranie z banku związkowych pieniędzy, by nie wpadły w ręce bezpieki.
Pt. 09 LIST 8:45 PM ACETS
So. 10 LIST 9:00 PM ICKWICK
2 grudnia 1981 Józef Pinior spotkał się z Jerzym Kwapińskim, informatykiem pracującym w V Oddziale NBP przy ul. Ofiar Oświęcimskich we Wrocławiu, gdzie Solidarność miała swoje konto i poprosił go o rozmowę z dyrektorem banku, Jerzym Aulichem, w sprawie wypłacenia 80 milionów złotych. Aulich znał Piniora, który po ukończeniu studiów na Uniwersytecie im. Bolesława Bieruta we Wrocławiu rozpoczął pracę na wydziale operacji zagranicznych NBP. Spotkanie z Kwapińskim nie budziło podejrzeń, podczas gdy nieoczekiwana wizyta rzecznika finansowego dolnośląskiej Solidarności mogła. Kiedy Kwapiński wyłuszczył dyrektorowi o co chodzi, ten lekko zbladł. Przepisy bankowe zobowiązywały go do powiadomienia milicji o przewozie znacznych kwot pieniędzy, by mogła zapewnić ochronę konwoju. W tym przypadku policyjny konwój oczywiście nie wchodził w rachubę, zatem dyrektor zgodził się by pobrano całą kwotę z konta, nie powiadamiając o tym służb. Następnego dnia pieniądze pobrano, choć nie bez przeszkód i zawieziono do Arcybiskupa Henryka Gulbinowicza.
Gdy czerwony „maluch” przejechał przez bramę prowadzącą do rezydencji metropolity wrocławskiego, Arcybiskup Henryk Gulbinowicz był na piętrze. Kiedy odezwał się dzwonek telefonu, w słuchawce usłyszał przełożoną:
– Dwóch panów prosi, żeby ksiądz arcybiskup zszedł na dół.
Metropolita zszedł i zobaczył dwóch młodych mężczyzn, których znał z widzenia i wiedział, że są związani z Solidarnością. Wyczuł, że to coś ważnego i poprosił gości do saloniku.
– Czego wy chcecie? - zapytał z kresową bezpośredniością.
– Przywieźliśmy pieniądze.
– Jakie? Ukradliście?
– Nie.
– Własne?
– Własne.
– A skąd?
Arcybiskupowi nawet powieka nie drgnęła, kiedy usłyszał, że w rezydencji, w trzech walizkach, jest 80 milionów podjętych rano w banku.
– Złotych? – upewnił się.
– Złotych.
– Prawdziwych?
– Prawdziwych.
– I co ja mam z tym zrobić?
– Trzeba przechować.
– A ktoś za wami jechał?
Akcja została zorganizowana jak w kryminalnym filmie z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Jeśli dotarli na Ostrów Tumski i nikt ich nie zatrzymał, to znaczy, że prawdopodobnie nikt ich nie śledził.
– No to szybko, zostawcie to i zwiewajcie, żeby ONI nic nie wywąchali.
Kiedy Huskowski i Pinior wstali do wyjścia, arcybiskup zawołał za nimi: – A pokwitowanie? Jeszcze pokwitowanie trzeba napisać.
– Ale my nie chcemy pokwitowania – grzecznie, ale stanowczo powiedział Pinior, który wytłumaczył metropolicie, że taki papierek może być wyjątkowo niebezpieczny przede wszystkim dla niego.
– A jak ja umrę? To co wtedy? – spytał arcybiskup.
Stanęło na tym, że napisze pokwitowanie na pieniądze, ale schowa je u siebie. Na wypadek niespodziewanej śmierci. Kiedy mężczyźni wyszli, arcybiskup poszedł do kaplicy.
– Panie Jezu, poradź cokolwiek, co z tym zrobić – modlił się. Widać modły zostały wysłuchane, bo pieniądze nigdy nie wpadły w niepowołane ręce.
Z pieniędzy pobranych 3 grudnia finansowano zakup sprzętu dla Radia Solidarność, zapomogi dla ukrywających się opozycjonistów i ich rodzin oraz na podziemną prasę. Wspierano też inne regiony – milion przekazano do Świdnika, gdzie w połowie 1982 r. wyrzucono z pracy 200 osób, 2 miliony pożyczono małopolskiej opozycji, ponad 300 tysięcy Regionowi Łódzkiemu.
W 1984 r. abp Gulbinowicz, w porozumieniu z Władysławem Frasyniukiem i Józefem Piniorem, zdecydował się zamienić zdeponowane u niego fundusze na dolary. Szczegóły operacji prawdopodobnie nigdy nie zostaną ujawnione – kardynał unikał jakichkolwiek wyjaśnień.
Józef Pinior miał wtedy 26 lat. Jako prawnik pracował w wydziale operacji zagranicznych NBP we Wrocławiu. W czerwcu 1982 r. wygrał wybory do władz związku i został rzecznikiem finansowym Solidarności. Piotr Bednarz był ślusarzem i pracował w Dolmelu. Został wybrany na wiceprzewodniczącego związku. Ich podpisy na czeku uprawniały do podjęcia z konta związku znacznych sum. Tomasz Surowiec był pierwszym skarbnikiem Solidarności, po wyborach w czerwcu przeszedł na etat związkowego kierowcy. Stanisław Huskowski był rzecznikiem prasowym.
Do banku Józef Pinior i Piotr Bednarz pojechali z Tomaszem Surowcem jego autem. Z powrotem zahaczyli o osiedle Wrocławia, Osobowice, gdzie niecierpliwie czekał Huskowski. Do jego „malucha” przełożono dwie walizki z pieniędzmi. Huskowski i Pinior pojechali do pałacu arcybiskupiego.
Po 13 grudnia 1981 Józef Pinior i Piotr Bednarz zostali członkami Regionalnego Komitetu Strajkowego, na którego czele stanął Frasyniuk, i zeszli do podziemia. Huskowski był w szpitalu, z którego wyszedł w początkach grudnia 1982, po opublikowaniu listu gończego. Zatrzymany w marcu, trafił do ośrodka internowania w Grodkowie, skąd wyszedł na leczenie w lipcu 1982.
Tomasz Surowiec, przesłuchiwany w związku ze sprawą 80 milionów, złamany w śledztwie, wystąpił w „Dzienniku Telewizyjnym”. W archiwach IPN jest ślad po jego rejestracji do ewidencji tajnych współpracowników SB do rozpracowania podziemia solidarnościowego. Wyrejestrowano go z powodu znikomej przydatności dla służb.
W październiku 1982, po aresztowaniu Władysława Frasyniuka, na czele RKS stanął Piotr Bednarz. Niecały miesiąc później zatrzymano go i w grudniu 1982 skazano w trybie doraźnym na cztery lata więzienia i trzy pozbawienia praw publicznych. W więzieniu w Barczewie podjął pierwszą próbę samobójczą – druga miała miejsce w maju 1984 r. Po interwencji Czesława Kiszczaka został przewieziony w ciężkim stanie na leczenie najpierw do Olsztyna, a potem do Warszawy.
Józefa Piniora, który stanął na czele RKS po aresztowaniu Piotra Bednarza, zatrzymano w kwietniu 1983 roku. Jego proces rozpoczął się rok później. Skazano go na cztery lata więzienia, ale na mocy amnestii wyszedł na wolność w lipcu tego samego roku. W 1985 r. związki zawodowe wytoczyły mu proces cywilny o zwrot 80 milionów Solidarności wraz z odsetkami. Egzekucja komornicza trwała do 1992 r., kiedy to OPZZ zrezygnowała z roszczeń. W 1990 r. Pinior rozliczył się na zjeździe Solidarności z 80 milionów, do kasy związku zwracając 55 tysięcy dolarów i uzyskując absolutorium.
Pomyśleć, że to wszystko wydarzyło się tak niedawno. Czy doceniamy i pamiętamy dzisiaj o tych, którzy postanowili zmienić bieg historii naszego kraju? To o nich jest ten film.