Polski folk na litewskich numerach
Na Warmię i Mazury w porze przedwiośnia przybywają wileńscy twórcy. Chyba nie ma drugiej imprezy, która by tak bardzo wzruszała i zbliżała ludzi, jak właśnie to ludowe święto. Widocznie poczucie pokrewieństwa z powodu pochodzenia z dawnych Kresów jest tym łącznikiem, dzięki któremu podczas każdych Kaziuków-Wilniuków panuje swojska atmosfera i niepowtarzalna aura serdeczności.
Kaziuki przyjmowane są z entuzjazmem w Poznaniu i Gorzowie, również w Zgierzu koło Łodzi i Stargardzie Szczecińskim, na całej Warmii i Mazurach, a także w moim rodzinnym mieście, Mrągowie. Wystarczy wspomnieć o koncertach gości z Litwy, zespołu Folklorystycznego „Rudomianka” oraz „Kapeli Wileńskiej” w trakcie Ostródzkich Kaziuków Wileńskich, gdzie jak co roku opowieści z Wileńszczyzny zaprezentował słynny duet, Ciotka Franukowa i Wincuk.
Kurier Wieleński: „Właśnie to nieodgadnione coś wraz z nadejściem marca gna w drogę dzisiaj, jak co roku, wielu mieszkańców Wileńszczyzny. Śpiewaków, tancerzy, mistrzów ludowych. Wypełnionymi po brzegi autokarami jadą w Polskę, najczęściej na Warmię i Mazury, gdzie są od lat zapraszani i oczekiwani.”
Tegoroczna impreza Kaziukowa na Ziemi Warmińsko-Mazurskiej rozpoczęła się 2 marca w Kętrzynie. Nazajutrz przeniesiono się do Olsztyna, następna na wilniukowej trasie była Orneta, Bartoszyce, a w niedzielę 4 marca, galowy występ w Lidzbarku Warmińskim. Słowem, Wileńszczyzna wiezie rodakom wiele atrakcji, jak też prasę i kalendarze wileńskie, obwarzanki, chleb litewski i serca piernikowe – wszystko, co wzbogaca i urozmaica kiermasze kaziukowe. Warto podkreślić, że miejscowi mistrzowie pędzla, rękodzieła, kucharze i piekarze również mają do zaproponowania wspaniałe rzeczy. Bogata w talenty jest Ziemia Warmińsko-Mazurska, którą dziś licznie zamieszkują młodsze pokolenia dawnych repatriantów z Wileńszczyzny.
W Kurierze Wileńskim czytamy: „A jak pięknie ta młodzież tańczy i śpiewa, mieliśmy okazję przekonać się jesienią ubiegłego roku, gdy w Domu Kultury Polskiej w Wilnie wystąpił Zespół Tańca Ludowego „Perła Warmii” z Lidzbarka Warmińskiego. Jola Adamczyk (promotorem Wilniuków jest od lat Jola Adamczyk, kierownik Lidzbarskiego Domu Kultury), przedstawiając „Perłę Warmii” mieszkańcom Wilna podkreśliła, że wszystkich Polaków – czy to na Litwie, czy w Polsce, czy w najbardziej odległych krajach – łączy i zbliża miłość do polskiej kultury, do rodzimych melodii i tańca. Tu warto dodać, że hojność serca rodaków z Polski, ich chęć bycia z nami, stała pomoc, współpraca i zainteresowanie obecną sytuacją dodają skrzydeł, sił i optymistycznego widzenia przyszłości. Jedziemy – w tym oczywiście „Kurier Wileński” – na Warmię i Mazury, jak do najbliższej rodziny, bo też stanowimy wspólną rodzinę, co też niejednokrotnie podkreśla Jacek Protas, marszałek Województwa Warmińsko-Mazurskiego. Jest on poprzez dziadków i rodziców związany z Wileńszczyzną i bywa na każdych Kaziukach – Wilniukach.”
Tegoroczne Kaziuki-Wilniuki uświetniła wystawa fotografii niezapomnianego mistrza Jana Bułhaka, której otwarcie nastąpiło na Zamku Biskupów Warmińskich 4 marca. Ekspozycja nieprzypadkowo nosi nazwę „Wileńsko-mazurskimi śladami Jana Bułhaka”. Ten nestor fotografii polskiej, założyciel Fotoklubu Wileńskiego (w 1927 r.) całym życiem i twórczością jest związany nie tylko z Wilnem, ale też z Ojczyzną. Mieszkał po wojnie w Giżycku, gdzie zmarł w 1950 r.
Polacy z Litwy przybyli także do Ełku. Niecierpliwie oczekiwani, zawitali wreszcie do mego rodzinnego Mrągowa. Artyści i twórcy prezentowali się na mrągowskiej scenie pod kierownictwem prezes Centrum Kultury Polskiej im. Stanisława Moniuszki, Apolonii Skakowskiej. Tegoroczne kaziukowe święto w Mrągowie zorganizowane zostało, jak zawsze, dzięki staraniom Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej oraz mrągowskiego Centrum Kultury i Turystyki przy wsparciu władz miasta. Gościliśmy w tym roku zespół „Żejmiana”, pojawiała się także Kapela Podmiejska pod kierownictwem Rafała Jackiewicza, zdobywcy złotego saksofonu na konkursie we Włoszech, a Kapela Świętojańska, prowadzona przez Jana Szpakowa rozbawiła do łez. Historia Zespółu Pieśni i Tańca „Żejmiany” z Podbrodzia sięga 1990 roku, kiedy to z inicjatywy miejscowego koła Związku Polaków na Litwie oraz Janiny Bielanowej zdecydowano o powołaniu polskiego zespołu, mogącego uświetniać uroczystości ważne dla lokalnej społeczności. Repertuar „Żejmiany“ to tańce i pieśni polskie – oberek, polonez, mazur oraz obrzędowe tańce litewskie. Zespół jest laureatem litewskich festiwali, jak również laureatem i gościem honorowym w międzynarodowych festiwalach. Kierownikiem artystycznym zespołu jest Lolita Vilimiene.
Kapela Świętojańska została założona w roku 1991. W ciągu 20 lat istnienia przez kapelę przewinęło się wiele osób. Pełne entuzjazmu młode pokolenie Polaków, działające w zespole, uczęszcza do szkół muzycznych, więc granie na różnych instrumentach nie stanowi problemu. Kapela ma w swoim dorobku wiele udanych koncertów, nie tylko na Wileńszczyźnie, ale i za granicą.
Kapela Podwileńska pod kierownictwem Rafała Jackiewicza powstała w 2009 roku pod nazwą „Kapela Miejska”. Jak się okazało, zdobywca złotego pucharu za mistrzowską grę na saksofonie we Włoszech jest też świetnym akordeonistą i wokalistą. Założył kapelę, której swoistym hymnem stała się piosenka „Jesteśmy znad Wilii”, a w repertuarze znajdują się „Walc niemenczyński”, „Śni mi się Polska” do słów Apolonii Skakowskiej oraz inne doskonale wykonane przez Rafała melodie.
Wracając do wileńskiego Kaziuka, od trzech wieków jest on zwiastunem wczesnej wiosny. Polacy na Litwie od wieków przekazują tradycję rodzinną zapisując w pamiętnikach i starych księgach podania o Kaziuku: „Święto to czasem jeszcze śnieżne, chłodne, a najczęściej słotne, jakże jest kolorowe. Bo wileńskie Kaziuki – chociaż na pozór są tylko rozpoczynającymi się w pierwszych dniach marca i trwającymi w Wilnie i okolicach czasem przez dwa tygodnie jarmarkami – w gruncie rzeczy od dawna już przekształciły się w największe, najdłużej trwające i najbarwniejsze święto Wilna. Ich tradycja liczy sobie już 300 lat z górą. Jarmarki te Wilnianie zawdzięczają świętemu Kazimierzowi, synowi Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki, urodzonemu w 1458 roku na Wawelu. Kazimierz Jagiellończyk-syn był uczniem Jana Długosza, uczestniczył w wyprawach wojennych i „spotkaniach dyplomatycznych” w Malborku, był również na Sejmie w Piotrkowie. Wiosną 1483 roku został wysłany na Litwę, gdzie pełnił funkcję podkanclerza, a przez dwa lata praktycznie sprawował władzę królewską. Był niezwykle nabożny i wykształcony. Zmarł w 1484 roku w Grodnie (obecnie Białoruś) w wieku lat26, aw 1602 roku został przez papieża wyniesiony na ołtarze. Był jednym z pierwszych świętych na Litwie, jest też jej patronem. Szczątki św. Kazimierza złożone w srebrnej trumnie spoczywają w Katedrze Wileńskiej.
Kaziukowe pochody i jarmarki organizowano w Wilnie praktycznie od 1636 roku. Rozpoczynały się zawsze w dniu św. Kazimierza, czyli 4 marca. Pochodom towarzyszył orszak przebierańców, handlarzy, kuglarzy. Od 1935 roku na czele takiego pochodu jechał przebrany za św. Kazimierza Wilnianin. Oto jak zapowiadał kolejnego, w tym właśnie 1935 roku, Kaziuka „Kurier Wileński”: „W roku bieżącym odbędzie się pochód, będący propagandą wyrobów regionalnych. Na wozach będą paradowały przez miasto palmy, pierniki, zabawki, len wileński, kukiełki. Ponadto udział weźmie kapela wiejskich muzyków ze wsi Szaterniki, dwa chóry z Rudziszek i Kowaliszek w barwnych strojach ludowych...”. Oprócz stosów drewnianych balii, beczek, niecek i cebrów, sprzedawcy układali wyroby kuszące oko każdej gosposi: łyżki, wałki, stolnice; dalej wyroby z łozy i leszczyny – kosze do bielizny i podróżne kuferki, meble i malowane koszyczki. Można tu też było kupić zwoje samodziałowych płócien cienkich i kurzelnych, ozdobione frędzlami ręczniki, wyroby garncarskie, wśród których królowały formy na wielkanocne baby, makutry, dzbanki i dzbanuszki oraz ma się rozumieć – tysiące piszczałek w kształcie kogucików, koników i gołąbków. Tło muzyczne dla tych kolorowych jarmarków tworzyli nieodzowni kataryniarze wraz z papugami, które na życzenie klienta wybierały z koszyczka kartę z „prawdziwą przepowiednią”. Żaden Kaziuk nie odbył się też bez słynnych smorgońskich obwarzanków, które „reklamowano” dowcipnie okrzykami (w wileńskiej gwarze): „Obwarzanki sprzedają, dziurki darmo oddają”.
Wileńskie Kaziuki były chyba prekursorem dzisiejszych Walentynek. Sprzedawano tu pierniki – serduszka, przebite strzałą, kupowane dla ukochanej w dowód przywiązania. Po pierwszej wojnie światowej, gdy Wilno znalazło się w granicach Polski, kaziukowa tradycja była oczywiście kontynuowana. W 1928 r. ówczesny wojewoda wileński Władysław Raczkiewicz wystąpił nawet z wnioskiem o uznanie 4 marca za dzień świąteczny na Wileńszczyźnie.
Litwie sowieckiej oficjalnie na handel palmami zezwolono dopiero w 1970 roku. W czasach narzucanego ateizmu można było je uratować tylko izolując od religijnych treści, podkreślając charakter twórczości ludowej. Po odrodzeniu na Litwie niepodległości (po 1990 roku) wileńskiemu Kaziukowi stopniowo przywrócono splendor, nadano odpowiednią oprawę i wpuszczono na starówkę. Zdarza się tak, że jarmark jednocześnie odbywa się w kilku miejscach: na rynku Kalwaryjskim, pod Halami (też rynek) i ten najbogatszy – w sercu starówki, na ulicach Zamkowej i Wielkiej aż do placu Ratuszowego.
Obecne Kaziuki w Wilnie różnią się od tych przedwojennych i tym, że rzadko w tym barwnym, rozbawionym tłumie kupujących i sprzedających słychać polską mowę. Rzadko, ale na szczęście słychać. Po polsku można śmiało rozmawiać z palmiarkami oferującymi najpiękniejsze wyroby. Mistrzynie tego kunsztu to Polki z podwileńskich wsi. „Mietliczki już w sam raz, w ta pora trzeba zbierać. Muszą być akuratnie w miarę rozpęknięte, ale nie za wiele, bo wtedy sypią się, a i palma wygląda do niczego, jakby z jakim puszystym chwostem. Kiedyś po mietliczki na jezioro Wileńskie i pobliskie łąki dzieci chodziły, dziś je kołem nie zapędzisz” – opowiedziały mi palmiarki z podwileńskiej wsi Krawczuny. Tu prawie w każdym domu panie od pokoleń parają się wiciem (nie wyplataniem, a właśnie wiciem) palem. Z mietlicy robi się szczegół istotny – zakończenie palmy. Może być biała, albo naturalna szaro-brązowa. Ładnie też wygląda farbowana na zielono, żółto, różne odcienie fioletu albo łączona ze wszystkich tych kolorów – co kto lubi. Żeby była prawdziwa palma, muszą być suchotniki, krwawnik, tymotka. Najpiękniejsze i najprawdziwsze wileńskie palmy to są tzw. Wałeczki.
Pisanki są dzisiaj przeżytkiem. Zwyczaj malowania jaj wielkanocnych, tzw. pisanek, należy zaliczyć do pozostałości z czasów przedhistorycznych. Zwyczaj ten istniejący w całej niemal Europie jeszcze w XVII w., przechował się obecnie tylko w jej wschodniej części i to przeważnie na ziemiach słowiańskich. Jednakowoż i tutaj widzimy powolne, ale ciągłe zanikanie tego zwyczaju. W starożytności wierzono, że wszechświat powstał z jajka i dlatego też różne ludy składają jaja swym bogom w ofierze. Niektórzy jajkiem posługują się jak lubczykiem, ma też bardzo szerokie zastosowanie w lecznictwie.
W tej folkowej opowieści na pozór niby wszystko jest piękne i takie ludowo kolorowe. W Polsce my sami tak dobrze nie znamy twórczości ludowej, jaką proponują nam rodacy ze wschodu. W większości wypadków interesują się nią ludzie dojrzali wiekiem, nie wiem czy kresowy folklor może przyciągać młodzież z Polski. Odnoszę wrażenie, że dają nam to czego oczekują od nich w Macierzy. Polski folk podany radośnie i na litewskich numerach, czyli wiosenne Kaziuki, co roku wczesnym rankiem wyruszają autokarami z Wilna i Wileńszczyzny do Polski.
Wytwór prawie trzystutysięcznej społeczności polskiej na Litwie, „Kaziuki”, swą popularnością przekroczył granice Wilna. Za każdym razem kaziukowe imprezy cechują się dużym zainteresowaniem oraz świetną atmosferą. Powstaje pytanie: co oprócz folkloru mogą zaoferować współczesnej Polsce rodacy z Litwy? Otóż bardzo dużo… w kolejnym numerze Magazynu Polonia, czyli będzie offowo o tym jak twórcy z litewskim paszportem realizują się w polskich ramach innej kultury.
--
Specjalnie dla czytelników Magazynu Polonia:
Tort morelowy kruchy Babci Geni
Zagniatamy ciasto z 20 dag masła, 20 dag mąki, 1 łyżki śmietany gęstej, 10 dag zmielonych bez łupin migdałów, 4 gotowanych żółtek, 1/2 szklanki cukru pudru, kawałeczka utłuczonej wanilii. Z tej ilości pieczemy 5 blacików w tortownicy.
Blaciki przekładamy z kremem zrobionym z 15 dkg gęstego dżemu morelowego, 3 łyżek cukru pudru i piany z 4 białek. Wierzch i boki torcika lukrujemy lukrem morelowym z 3/4 szklanki cukru pudru, 15 dag gęstego dżemu morelowego i soku z 1/2 cytryny. Tak przygotowany tort może postać, a po dwóch dniach jest wyborny.