Przegląd wydarzeń: Republikanie szukają kandydata
Wraz z nastaniem roku 2012 rozpoczął się w USA sezon prawyborów. Urzędujący prezydent w swojej partii nie ma opozycji. Swojego kandydata, i tym samym rywala Baracka Obamy w listopadowych wyborach powszechnych, poszukują republikanie.
Jako pierwsi 3 stycznia na wiecach, tak zwanych caucusach wyborczych, zjawili się mieszkańcy stanu Iowa. Po nich do urn poszli wyborcy w New Hampshire, a potem, 21 stycznia, mieszkańcy konserwatywnej Południowej Karoliny. W trzech pierwszych stanach wygrywali trzej różni kandydaci. W Iowa ostatecznie Rick Santorum. W New Hampshire Mitt Romney, zaś w Karolinie Południowej Newt Gingrich. Kolejne prawybory odbędą się 31 stycznia na Florydzie.
W Iowa nie obyło się bez skandalu. Prawybory w tym stanie były niezwykle zacięte i początkowo ogłoszono zwycięstwo Mitta Romney. Uzyskał on o 8 głosów więcej, niż Santorum. Jednak po kilku dniach okazało się, że w protokole z jednego z wieców dokonano pomyłki. Na niewielkim wiecyku w jednym z wiejskich powiatów Iowa Romney dostał dwa głosy. Jednak w protokole ktoś dopisał zero i z dwóch głosów zrobiło się dwadzieścia. Po zbadaniu sprawy, Komitet Partii Republikańskiej w Iowa zmienił wyniki i przyznał zwycięstwo Rickowi Santorum.
Po wyborach w Karolinie Południowej na placu boju pozostało 4 kandydatów, Mitt Romney, Rick Santorum, Newt Gingrich i Ron Paul. Ten ostatni jest raczej polityczną ciekawostką. Nie ma on szans na uzyskanie partyjnej nominacji. Z wyborczego wyścigu wycofali się Michele Bachmann, Rick Perry i John Huntsman.
Kandydaci odbyli już 16 debat telewizyjnych. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, iż podczas tych dyskusji przedstawili program, dzięki któremu Ameryka byłaby w stanie pokonać kłopoty ekonomiczne i sprostać wyzwaniom płynącym z coraz bardziej niebezpiecznego świata. Przykre jest to, że kandydaci pokazali, iż jako osoby posiadające wpływ na ludzkie losy, bardzo oddalili się od tych, w imieniu których chcą sprawować władzę. Kandydaci licytują się między sobą o kto, który z nich jest prawdziwym konserwatystą. Były senator z Pensylwanii, Rick Santorum, zapewnia wyborców, że jako dobry katolik przeciwny jest używaniu środków antykoncepcyjnych. Dowodem na to, iż stosuje w życiu wskazania Kościoła katolickiego jest fakt, że jego żona urodziła już siedmioro dzieci. Były spiker izby, Newt Gingrich, atakowany jest za niemoralne prowadzenie się i posiadanie w przeszłości kochanek. Zostawmy jednak sypialnię. Wszyscy kandydaci obiecują likwidację wielu rządowych regulacji, krępujących działalność przemysłu. Sprzeciwiają się jakiemukolwiek podniesieniu podatków, obiecują znaczne ograniczenie wydatków rządowych, oraz likwidację niektórych ministerstw, jak Departament Edukacji. Niektórzy chcieliby nawet zlikwidować Agencję Ochrony Środowiska EPA, aby rozmaici truciciele mogli rozprawić się z rzekami i jeziorami w imię gospodarczej wolności.
Najbogatszym z republikańskich kandydatów jest Mitt Romney. Jego majątek oceniono na 200 milionów dolarów. Okazało się, że Romney płaci od dochodów piętnastoprocentowy podatek. Płaci więc podatek niższy, niż sekretarka czy sprzątaczka, zarabiająca 25 tysięcy dolarów rocznie.
Nieco ponad dwa lata temu Stany Zjednoczone przeżywały poważny kryzys finansowy. Brak regulacji na rynku kredytów hipotecznych omal nie doprowadził do załamania całego systemu finansowego. System uratowano dzięki ogromnemu finansowemu zastrzykowi pieniędzy federalnych. Pamiętne dramatyczne dni zostały ukazane w znakomitym filmie sieci HBO „Too Big to Fail”. Niestety, od tego czasu ani demokraci, ani republikanie nie wprowadzili żadnych regulacji rynku finansowego zabezpieczających przed powtórzeniem się kryzysu. Nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Tak więc, przynajmniej jak do tej pory, kampania wyborcza jest merytorycznie miałka, nijaka. Spory republikańskich kandydatów o to, który z nich jest lepszym konserwatystą i lepiej wypełnia wskazania takiego czy innego kościoła stanowią niestety żenujące widowisko. Zadowolony z takiego obrotu sprawy może być jedynie Barack Obama, coraz bliższy drugiej kadencji. Trudno uwierzyć, aby którykolwiek z republikańskich kandydatów stanowił dla Obamy realne zagrożenie w trakcie listopadowych wyborów powszechnych. Zwłaszcza, że poprawie ulega sytuacja gospodarcza. Nieznacznie spadło bezrobocie. Jeżeli trend ten utrzyma się, urzędującego prezydenta trudno będzie pokonać. Ludzie zaś nadal borykać się będą ze swoimi problemami. Trudno im będzie poradzić sobie ze wzrastającymi kosztami edukacji czy opieki medycznej. Nikt nie ma recepty na rozwiązanie tych problemów, podobnie jak problemu z dramatycznie rosnącym deficytem wydatków federalnych.
Trudno uwierzyć, że to nie film, a rzeczywistość
13 stycznia 2012 roku przejdzie do historii żeglugi morskiej. Tego dnia kapitan wspaniałego wycieczkowca Costa Concordia, Francesco Schettino, prowadził swój statek w okolicy wysepki Giglio, opodal malowniczego wybrzeża włoskiej Toskanii. Kapitan, jeśli wierzyć włoskiej prasie, prowadził swój statek niczym ferrari. Za bardzo zbliżył się do wyspy i uderzył w podwodne skały. Po rozcięciu kadłuba statek przewrócił się i zaczął tonąć. Kapitan uciekł z okrętu, zaś na pokładzie rozegrały się sceny rodem z Titanica. Panował chaos, bałagan, ludzie skakali wprost do morza i wielu z nich o własnych siłach dopłynęło do brzegu. Niestety, znaleziono 12 ciał. 20 osób nadal uchodzi za zaginionych. Kapitana zamknięto w areszcie domowym i będzie on odpowiadał za spowodowanie katastrofy morskiej. Wspaniały wycieczkowiec pójdzie na żyletki. Wypadek ten na zawsze pozostanie symbolem ludzkiego braku odpowiedzialności, niepotrzebnej brawury i zwykłej głupoty. Ponad 4200 pasażerów przeżyło niepotrzebny dramat i przymusową kąpiel w dość zimnych o tej porze roku wodach. Na szczęście do brzegu nie było daleko, zaledwie kilkadziesiąt metrów.
Czy Europa poradzi sobie z kryzysem?
Wydaje się, że w walce z kryzysem finansów publicznych najgorsze ciągle przed Europą. Ogromne deficyty budżetowe najpierw Grecji, a potem Hiszpanii, Portugalii i Włoch spowodowały, że rynki wciąż nie są pewne tego, czy kraje strefy euro będą w stanie spłacić swoje zadłużenie. Umorzono część greckich długów, ale rozmowy rządu w Atenach z prywatnymi wierzycielami załamały się. Grecja ciągle nie może otrzymać kolejnej transzy pomocy, co powoduje, iż bankructwo tego kraju wydaje się coraz bliższe.
Na unijnym szczycie w Brukseli pod koniec grudnia 2011 roku kraje strefy euro zawarły porozumienie dotyczące unii fiskalnej. Tekst porozumienia ma być gotowy do końca marca. Do unii fiskalnej początkowo dopuszczono państwa takie jak Polska, które nie są członkami strefy euro. Jednak według ostatnich informacji tylko członkowie strefy euro braliby udział w podejmowaniu decyzji. Polska, która przekazała już Danii prezydencję w Unii, stara się o zmianę tych zapisów. Ma to symboliczne znaczenie. Problem polega na tym, że nie wiadomo, czy utworzony fundusz ratunkowy wystarczy, aby odpowiednio wspomóc tak wielkie kraje jak Włochy, gdyby znalazły się one w tarapatach finansowych. Agencje ratingowe obniżyły ratingi wielu europejskich krajów. Najwyższy rating straciła między innymi Francja. Także Polska, o ile odpowiednio szybko w ciągu kilku miesięcy nie przeprowadzi potrzebnych reform, musi liczyć się z obniżeniem ratingu i tym samym z wyższymi kosztami obsługi zadłużenia. Śmiesznie wyglądają dąsy europejskich polityków, obrażających się na agencje ratingowe i grożący powołaniem swojej własnej europejskiej agencji. Wątpliwe, aby rynki zwracały uwagę na opinie takiej rządowej agencji. Jej analizy miałyby wartość papieru toaletowego.
Ciągle także nad światem wisi widmo gigantycznego zadłużenia Stanów Zjednoczonych. Zadłużenie rządu federalnego wzrosło do ponad 15.2 biliona dolarów. Prezydent Obama stara się w Kongresie o kolejne podniesienie progu dopuszczalnego zadłużenia. W tej sprawie z pewnością rozegra się potężna batalia. Ameryka ciągle nie ma pomysłu na to, jak walczyć z deficytem. Jego zwiększanie w nieskończoność nie jest możliwe. Inwestorzy w końcu zorientują się, że finansują bankruta i nigdy nie odzyskają swoich pieniędzy.
Polska w swoim własnym wirtualnym świecie
Od katastrofy smoleńskiej minęło już sporo czasu. Mimo to, sprawa ta jest w Polsce nadal główną osią politycznego sporu. Obserwując wypowiedzi polityków można odnieść wrażenie, że wielu z nich nie wie, iż jeśli jabłko oderwie się od jabłoni, to musi spaść na ziemię. Tylko czekać, aż jakaś komisja parlamentarna zakwestionuje istnienie sił grawitacji. Przecież są one niewidzialne. Mimo to postarajmy się jakoś objąć tę polską smoleńską traumę. Tak więc po opublikowaniu rzeczowego raportu komisji Millera prokuratura wojskowa zorganizowała w styczniu konferencję prasową, na której przedstawiono odczyty czarnych skrzynek, dokonane w krakowskim Instytucie Ekspertyz Sądowych. W przeciwieństwie do Komisji Millera, krakowscy eksperci nie przypisali żadnych wypowiedzi dowódcy sił powietrznych, generałowi Andrzejowi Błasikowi. Rozpoczęła się ogólnonarodowa dyskusja o tym, czy generał Błasik był w kokpicie feralnego tupolewa. W tym jazgocie utonęły wypowiedzi ekspertów, pierwsze skrzypce grali politycy nie mający zielonego pojęcia o badaniu katastrof lotniczych. Politycy PiS bronili honoru polskiego generała. Domagali się przeprosin, choć prokuratura jasno mówiła, że niczego do końca pewna nie jest, zaś nie rozszyfrowanych pozostało wiele zapisów.
Obrona honoru generała jest dość dziwaczna. Przecież to on jako dowódca sił powietrznych odpowiadał za wdrożenie odpowiednich procedur po katastrofie transportowej CASY. To on także odpowiadał za bałagan w pułku specjalnym, gdzie nie przestrzegano żadnych procedur, fałszowano dokumenty, naciągano komunikaty z pogodą i dopuszczano się dziesiątków innych nieprawidłowości. Raport Millera jest w tej dziedzinie wręcz druzgocący.
Rzecz jasna, na świecie nikt nie zwraca uwagi na te polskie smoleńskie pyskówki. Z zewnątrz wyglądają one śmiesznie i nie wystawiają Polsce i jej klasie politycznej dobrego świadectwa.
Trwa dramat w Syrii
Od wielu miesięcy trwa dramat w Syrii. Każdego dnia w trakcie demonstracji siły specjalne strzelają do demonstrantów. Do światowych mediów ciągle docierają amatorskie filmiki z dramatycznymi obrazami z syryjskich miast. W trakcie wystąpień zastrzelono już ponad pięć tysięcy osób. Tysiące torturowano w więzieniach. Wszystkie rezolucje Ligi Arabskiej okazały się nic nie wartymi świstkami papieru. Rosja wyposażyła reżim syryjski w spore ilości broni i amunicji. Na razie nie widać rozwiązania tej sytuacji. Natomiast postawa Rosji i Chin, jawnie wspierających syryjski reżim, jest ohydna. Zupełnie bezradne okazały się wszystkie arabskie organizacje i rządy, negocjujące z reżimem prezydenta Assada.
Czy Meksyk zostanie podbity przez mafię?
W Meksyku w roku 2011, w wojnie karteli narkotykowych zamordowanych zostało ponad 15 tysięcy osób. Tylko w styczniu 2012 roku doliczono się ponad 1000 kolejnych ofiar. To znacznie bardziej krwawa wojna, niż ta w Afganistanie czy Iraku. W wielu prowincjach Meksyku władza rządu centralnego jest czysto hipotetyczna. W nadgranicznych miasteczkach, takich jak Juarez, rządzą prawa dzikiego zachodu. W Juarez do dymisji podała się ostatnia policjantka w tym mieście. W południowej Kalifornii znaleziono zwłoki kilkudziesięciu żołnierzy federalnych, wysłanych do walki z mafią. Obcięto im głowy, zaś zmaltretowane zwłoki porzucono niedaleko plaży.
W kraju panuje gigantyczna korupcja. Meksyk zamienia się w upadające państwo, kontrolowane przez mafię. Amerykanie nie chcą się angażować, ale z czasem być może zostaną do tego zmuszeni przez okoliczności. Sytuacja w Meksyku pogarsza się z każdym miesiącem. Rząd wyraźnie przegrywa wojnę z organizacjami przestępczymi.