Czy Polonia francuska jeszcze istnieje?
W wieku XIX-tym wytworzył się i utrwalił specyficzny obraz postrzegania Francji przez Polaków: w związku z historycznymi kataklizmami, które wymazały Polskę z mapy Europy, Francja stała się „ziemią obiecaną” dla rzesz wygnańców, korzystających nad Sekwaną ze statusu uchodźców politycznych, prowadząc tam działalność literacką i polityczną. Czy obraz ten pozostaje aktualny w 2010 roku?
Nie trzeba być wybitnym pisarzem czy politologiem, by stwierdzić, że we współczesnej nam Europie dokonały się historyczne zmiany i przewartościowania: w prawie wszystkich krajach Starego Kontynentu ustaliły się demokratyczne systemy rządzenia, powstała Unia Europejska, zniknęły uciążliwe formalności oraz kontrole na granicach, miliony ludzi podróżują z południa na północ, ze wschodu na zachód i vice versa. Decyzja o emigracji na stałe jest bez wątpienia doświadczeniem, które zmienia i przekształca osobowość w wielu kierunkach. Postrzeganie emigracji zmienia się w miarę upływu lat w kraju osiedlenia – jej obraz sprzed 20 lat różni się od tego, czym jest ona obecnie.
Dla młodego Polaka emigracja, a szczególnie emigracja do Francji, jest głęboko wpisana w świadomość i uwarunkowana historycznie, gdyż podświadomie stara się on nawiązać do wzorców osobowych wielkich artystów i działaczy politycznych, którzy żyli i tworzyli w tym kraju. Jest to dobrze widoczne w twórczości Czesława Miłosza, który przez długie lata nawiązywał – bądź się z nią spierając, bądź ją afirmując – do tradycji romantycznego wieszcza wygnanego z Ojczyzny. Oczywiście, nie każdy młody Polak stanie się Mickiewiczem czy Miłoszem, jednak już od dzieciństwa wpaja mu się przekonanie, że tylko na Zachodzie można osiągnąć sukces w życiu zawodowym czy osobistym. Nie ulega wątpliwości, że kult Zachodu wpłynął w jakieś mierze i na mnie. W oczach współrodaków fakt wyjazdu stanowi osiągnięcie samo w sobie. Ale jak jest naprawdę?
Po pierwsze, zauważyć wypada, że na przestrzeni 25 lat, jakie dzielą mój wyjazd od chwili współczesnej, diametralnie zmieniły się ogólne warunki podróży na Zachód. Dzięki historycznym zmianom w Europie, z roku na rok uproszczeniu uległy tak niegdyś skomplikowane formalności związane z otrzymaniem paszportu, wiz, dewiz, aż doszło do sytuacji, w której Polska stała się pełnoprawnym członkiem UE. Wystarczy kupić bilet i wsiąść w autobus lub samolot, by znaleźć się w dowolnym punkcie Europy Zachodniej, z czego korzystają miliony Polaków. Tym samym, Zachód stracił powab i smak „zakazanego owocu” dostępnego tylko nielicznym. Straciły też rację bytu wszelkie inne motywacje wyjazdu na stałe, oprócz ekonomicznej. Pojawia się jednak pytanie: czy Francuzi czekają z otwartymi ramionami na cudzoziemskich pracowników? Odpowiadając na nie, posłużę się moim osobistym doświadczeniem: dopóki korzystałem ze statusu pracownika nauki, wszystko układało się pomyślnie, kiedy jednak podjąłem starania o stałą pracę, zaczęły się piętrzyć trudności. Na moje oferty, a były ich setki, niezmiennie otrzymywałem stereotypową odpowiedź: „Z uwagą zapoznaliśmy się z pańskim listem, ale z przykrością musimy zawiadomić, że pana profil nie odpowiada stanowisku do obsadzenia”. Trudności pogłębiał mój silny słowiański akcent oraz brak jakichkolwiek znajomości.
Badania socjologiczne wykazały, że cudzoziemcowi we Francji o 5-6 razy trudniej jest znaleźć pracę, niż rodowitemu Francuzowi. Dostępne mu są tylko okruchy z rynku pracy – kontrakty na ½ etatu, zasiłki specjalne, dochody minimalne. Praca stanowi dla cudzoziemca we Francji wartość nadrzędną, gdyż regułą jest, że nie posiada on zbyt dużej ilości pieniędzy, a jeśli dodatkowo nie ma rodziny w kraju osiedlenia, zdany jest wyłącznie na własne siły. Na drodze do tego celu piętrzą się jednak rozliczne trudności i pułapki – bariera językowa, inna mentalność, rozbieżności w metodach pracy etc. Oczywiście, że każdy przypadek jest inny i wiele zależy od zawodu i sytuacji na rynku pracy. Niemniej, jedna czy dwie firmy budowlane z Polski, które próbowały wejść na francuski rynek pracy, bardzo szybko napotkały na trudności nie do pokonania – zarzucono im złą jakość w wykonaniu instalacji hydraulicznej oraz elektrycznej i sprawa oparła się o sąd, a ponadto „życzliwy” sąsiad zadenuncjował ich w urzędzie celnym. Tylko wyjazd do Polski uratował ich od bardzo poważnych kłopotów. Cudzoziemiec pracujący we Francji musi być więc co najmniej dwa razy lepszy od francuskiego kolegi, ale pomimo tego rzadko usłyszy pochwałę, a często krytykę, i zawsze będzie lekko podejrzany, bo pochodzi z jakiegoś dziwnego kraju na Wschodzie.
Wraz z otwarciem rynku pracy w szybkim tempie narasta niechęć, czy wręcz wrogość do potencjalnych konkurentów, gotowych pracować za ½ normalnego wynagrodzenia. Z moich obserwacji wynika, że największe szanse na udaną działalność mają małe polonijne firmy malarsko-tapeciarskie, remontowo-budowlane, czy z innej branży, które zdobyły sobie wierną klientelę dzięki dobrej jakości świadczonych usług. W moim osobistym przypadku jedynym atutem, jaki miałem do zaoferowania na rynku pracy, była znajomość języków słowiańskich oraz w miarę dobra znajomość języka francuskiego. Dzięki świadczeniu usług translatorskich, po kilku latach chudych udało mi się stworzyć materialną podstawę egzystencji, która w chwili obecnej jest zasadniczym czynnikiem powstrzymującym mnie od powrotu do Polski.