Polonia w Berlinie
Polonia w Berlinie to eklektyczna, pełna zakamarków i krętych korytarzy budowla wzniesiona na czterech filarach.
Filar oficjalny: Ambasada Rzeczypospolitej
Jak wszyscy oficjele – sztywny, ugładzony, daleki, zwykłym śmiertelnikom niedostępny. Raz do roku, 11 listopada rozsyłane są zaproszenia na uroczysty koncert, poprzedzony przemówieniami, a zakończony konsumpcją. Ileż to wywołuje zamieszania! Dąsów! Ileż zawiedzionych nadziei, powodów do dumy lub zawiści... Polacy zamieszkujący Berlin zostają podzieleni na takich, co mieli zaszczyt widzieć i być widzianymi i takich, którzy tego zaszczytu nie dostąpili.
Materiału do rozmów i obmów, oczywiście wśród uprzywilejowanych, starcza jeszcze na wiele, wiele tygodni. Ci zaś, którzy nie dostąpili zaszczytu, przemykają się po mieście smętnie, ze spuszczonymi głowami, udając, że nie widzą pełnych lekceważenia spojrzeń tych, którzy dostąpili.
Do dziś nie zdołałam pojąć klucza, według którego nasza placówka dyplomatyczna zaprasza gości.
Bywam czasem na tych imprezach i ze zdziwieniem stwierdzam, że brak tam osób, zasługujących na to, by je uhonorować i wyróżnić, widywałam natomiast osobników, których nie wpuściłabym w moje nie tak przecież szacowne progi.
Filar duchowy: polski kościół
Pisząc kościół, mam na myśli nie tylko neogotycki, z domieszką stylu neobizantyńskiego zespół budynków w cieszącej się zasłużoną sławą dzielnicy Kreuzberg (nomen omen Góry Krzyżowej), gdzie pod wodzą przemiłego i mądrego ks. Niewęgłowskiego rezyduje polska misja katolicka.
Chodzi o zjawisko zwane „polskim kościołem”.
Rzadko tam bywam, bo nie należę do osób szczególnie religijnych i praktykujących. Niedzielne poranki, znużona całotygodniowym znojem i gorączką sobotniej nocy wolę spędzać w zaciszu mojej sypialni. Niemniej jednak bywam tam czasem. No i słyszy się to i owo.
Polskie pojęcie wiary różni się od niemieckiego – bywam także w niemieckich Domach Bożych. I to nie tylko u Lutrów, ale także w przyzwoitych Świątyniach Katolickich.
Niemcy nie uczestniczą w obrzędach tak tłumnie, jak nasi rodacy. Za to ci, którzy pofatygowali się na mszę świętą, przeżywają ją w skupieniu, sercem i duszą.
A nasi ludeczkowie mili! Toż trzeba popatrzeć, kto jest, kogo ni ma.
Pani Takaataka już trzeci rok w tej samej jesionce! Kochanka ma, a do komunii poszła! A Kociubińscy to mercedesa na starego opla musieli zamienić. Dobrze im tak! Itp. Itd.
A przed kościołem! Aj! Szkoda, że Pan Jezus nieobecny. Aj! Rozgoniłby towarzystwo, jak dwa tysiące lat temu w Jerozolimie!
Tym bardziej należy cenić jego salezjańską wielebność, księdza proboszcza i jego pomocników za ich pasterski trud. Za serce i zaangażowanie, bo krnąbrną i niesforną maja trzódkę.
Jednak raz do roku, 2 kwietnia, wszystkie serca łączy gorące uczucie żalu. Wszystkie głowy pochylają się w pokorze. Kościół pęka w szwach. To rocznica śmierci naszego Papieża.
Andrzej Pakula, organizator wielu wydarzeń muzycznych w Berlinie i nie tylko, oddaje hołd swojemu największemu Idolowi, darując nam koncert liryczny. Był Józef Skrzek ze swoją mistyczną muzyką. Była srebrnogłosa Edyta Gepert. Były wzruszające recytacje Magdy Zawadzkiej. Były ściśnięte gardła i serca. Były łzy.
Filar kulturalny: właściwie – Instytut Polski
Piszę „właściwie”, bo rzeczywiście – filarem kulturalnym jest niejako z urzędu. I muszę przyznać, że ostatnimi czasy to bardzo pilny i pracowity instytut. A nie zawsze tak było. Kiedyś bywało gnuśno i sennie, choć miejsca było dużo więcej. Po przeprowadzce do małych pomieszczeń na Burgstrasse (przynajmniej położenie – nad piękną modrą Szprewą – jest o niebo bardziej malownicze!) nowy duch wstąpił w apostołów polskiej kultury. Dyrektor Dąbrowski dwoi się i troi. Organizuje wystawy, występy, seanse, koncerty, przedstawienia i spotkania. Co drugi dzień coś!
Któż by zdołał wszędzie bywać? A to przecież tylko filar główny. Obok, jak grzyby po deszczu, albo raczej pędy bambusa, pną się w górę filary poboczne.
Galerie, wśród których prym wiedzie prowadzona przez Magdę Potorską Galeria Miejsce – Der Ort.
Magda organizuje nie tylko wystawy artystów malarzy z najwyższej półki, ale wzorem króla Stasia w pierwsze czwartki miesiąca zamienia galerię w salon, dokąd wspólnie z redaktorem Radia Berlin Brandenburg Jackiem Tyblewskim zaprasza na uczty duchowe i orzeźwiające umysły dyskusje z nietuzinkowymi osobami, jak np. redaktor Kazimiera Szczuka.
Kluby, na czele z najbardziej znanym Klubem Polskich Nieudaczników, gdzie w niebywałej scenerii słucha się niepospolitej muzy, ogląda odlotowe filmy i alternatywne formy teatralne. Gdzie bywać, jest mega cool wśród multikulti cyganerii z czarno-egzystencjonalnej Torstrasse.
Oraz wielu innych, którzy mniej lub bardziej skutecznie organizują, lansują, istnieją lub starają się zaistnieć w kulturalnym tyglu polskich berlińczyków.
Berlin sprzyja tym poczynaniom. Berlin stara się, z dobrym zresztą skutkiem, być artystyczną Mekką, zająć miejsce Londynu i Nowego Jorku, być inspiracją dla młodych twórców, stworzyć im sprzyjający klimat. I to się udaje. Tolerancja dla rozmaitych dziwactw, melanż kultur, stosunkowo bezpieczne, nawet późną nocą lub świtem bladym ulice, tanie – w porównaniu do innych metropolii – życie, pozwala beztroskim, rajskim ptakom czuć się właśnie jak w raju!
Filar rozmieniony na drobne: organizacje polonijne
Nigdy ich nie liczyłam. Nie ma sensu. Co dzień chyba powstają nowe. Wystarczy podobno zebrać osiem osób, ułożyć statut i zarejestrować się w sądzie. Potem napisać projekt i wystąpić do odnośnych instytucji o środki finansowe. Tylko jest mały problem. Wszyscy występują.
Zaczyna się robić ciasno i nieprzyjemnie. Jeden drugiemu depcze po palcach, podgryza, popycha, ręce wykręca, nogi podstawia. Towarzystwo wzajemnej nietolerancji. Chciałoby się zacytować wieszcza: RAZEM młodzi przyjaciele...
Ale przyjaciele nie są widocznie już tacy młodzi. Nie do nich ody.
Nie można jednak wieszać psów i uogólniać. Nie tak diabeł straszny. Ci ludzie się starają. Robią coś dla bliźniego swego i siebie samego. Wspierają, zapraszają, dyskutują. Czasem wyjdzie z tego całkiem miła rzecz. Na przykład teraz: We wspólnej sprawie łączmy się, nie dzielmy! - nawołuje pani Krystyna, sekretarz szefa sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Berlinie.
Orkiestra gra!