Chciałabym, aby Polska była krajem, z którym ktoś się liczy, a nie tylko i wyłącznie krajem, na który idzie się do kogoś na skargę...
Z Małgorzatą Wypych, posłanką PIS w Sejmie RP, podczas jej wizyty w Chicago, 4 lutego 2016 roku rozmawia Andrzej Kentla.
- Pani Małgorzato, chciałbym zacząć naszą rozmowę od złożenia pani gratulacji za zwycięstwo w wyborach parlamentarnych do sejmu RP. Poprzednio miałem przyjemność rozmawiać z panią również w Chicago, w czasie kampanii wyborczej tuż przed październikowymi wyborami do sejmu RP. Proszę powiedzieć, w jakim stopniu kampania wyborcza, którą pani prowadziła również wśród Polonii amerykańskiej, przesądziła o pani sukcesie wyborczym. Startując z 10. miejsca na liście wyborczej PiS w okręgu warszawskim zdołała pani pokonać nie tylko przeciwników z innych partii politycznych, ale wygrać również z dwoma innymi konkurentami z PiS, Marcinem Gugulskim i Filipem Frąckowiakiem, którzy także, podobnie jak pani, prowadzili kampanię wyborczą również poza granicami Polski.
- Na pewno kampania była dużym sukcesem dlatego, że z 10. miejsca otrzymałam mandat posła. Jeśli chodzi o kampanię tutaj, u państwa, w Chicago, to jak zapewne państwo pamiętają było trzech kandydatów z Polski z tego samego ugrupowania. Państwo mieli w tym momencie możliwość wyboru, każdy z nas prowadził bardzo intensywną kampanię wyborczą. Z tego, co jest mi wiadomo, zarówno w Chicago, jak i w Nowym Jorku zajęłam drugie miejsce. Tak więc była to taka kampania bezpośrednia, rozmowy z różnymi osobami, możliwości takiego przysłowiowego dotknięcia tego kandydata, wypytania się o wiele rzeczy. W czasie tych spotkań pytania, które padały, nie były wyłącznie pytaniami prostymi i miłymi, ale na tym polega między innymi praca posła, aby pochylić się nad problemami, z którymi borykają się wyborcy. W tym momencie państwo jesteście również moimi wyborcami. Tak więc ja oceniam kampanię bardzo dobrze, było bardzo duże zaangażowanie osób, które mi pomagały z państwa rejonu, między innymi osób, które obecnie stanowią trzon organizacji „Polonia for Poland”, a także innych organizacji polonijnych. Była możliwość wystąpienia w wielu mediach, możliwość dotarcia do państwa dzięki wstawiennictwu czy Radia Maryja, czy Radia pani Łucji Śliwy, czy Kuriera Chicago. Tak więc te wszystkie działania, które były podjęte w ramach kampanii wyborczej, przyniosły swoje efekty.
- W gronie posłów sejmu siódmej kadencji jest pani jedną z wielu debiutantek. Jak się pani odnajduje w tym żywiole wielkiej polityki, czy czuje się pani jak ryba w wodzie, bo dotychczas udzielała się pani w polskim harcerstwie i w pracy kilku organizacji pozarządowych?
- Ja myślę, że ta wielka polityka też jest kształtowana przez ludzi. W momencie, kiedy osoba taka jak ja ma obszary, w których chce działać, to zawsze znajdzie możliwość takiego działania. Ta wielka polityka, można powiedzieć, za bardzo mnie nie zaleje. Na pewno jest to bardzo odpowiedzialny, można powiedzieć, kawałek chleba i kawałek życia, 24 godziny na dobę. To nie jest tak, że się przychodzi do pracy o 8 rano i kończy ją o 4 po południu i można wyjść. Tak jak państwo zapewne wiedzą, posłowie przebywają w sejmie dopóki taka jest potrzeba i wymaga tego prawo. To bardzo ważny odcinek działalności publicznej, bardzo ciekawy, który nie jest prosty, ale jest to jednocześnie dobry teren na świadczenie o polskości, o interesie naszego państwa i naszych obywateli, i dbanie o to.
- Wczoraj i przedwczoraj miałem okazję uczestniczyć w pani dwóch spotkaniach z chicagowską Polonią, a także obejrzeć w Internecie kilka filmów z pani kampanii wyborczej oraz z pani wystąpienia w jednym z programów TVRepublika. Odnoszę wrażenie, że w publicznych wystąpieniach zachowuje pani olimpijski spokój. Są one bardzo stonowane i nie emanuje pani jakimś wigorem czy wyrazistym temperamentem politycznym, tak charakterystycznym na przykład dla posłanki PiS pani Krystyny Pawłowicz, pana ministra Antoniego Macierewicza czy posła PO pana Stefana Niesiołowskiego. Pani publiczne wystąpienia przypominają mi trochę zachowanie na korcie tenisowym naszej gwiazdy białego sportu, Agnieszki Radwańskiej, która podobnie jak pani bardzo niechętnie, w przeciwieństwie do swoich rywalek, okazuje swoje emocje, będąc jednocześnie bardzo skuteczną w tym, co robi...
- Mówienie przeze mnie, że jest to pewna sfera życia, też wskazuje na to, że mam także inne obszary swojej działalności, i wychodzę z założenia, że nie wszystko jest na sprzedaż. A druga rzecz – to wydaje mi się, że każdy człowiek ma pewne dary czy talenty, które może wykorzystywać w miejscach, w jakich przebywa. Tak jak ja mówię, Bóg wskazuje takie pola służby. Być może w moim przypadku nie jest to emanowanie emocji, tylko po prostu działanie.
- Aby uczynić ten wywiad ciekawszym, jeśli pani pozwoli, chciałbym przytoczyć trzy pytania podesłane mi przez moich znajomych z Polski, którym w ich sympatiach politycznych bliżej do dzisiejszej opozycji niż do rządzącej dzisiaj partii PiS. Czy zechce pani odpowiedzieć na te pytania?
- Tak, oczywiście bardzo chętnie.
- Czy po trzech miesiącach sprawowania władzy przez PiS widzi pani w działalności partii i rządu jakieś słabe punkty? Jeśli tak to jakie zmiany by pani proponowała?
- Myślę, że przede wszystkim należy wziąć pod uwagę to, że po raz pierwszy od kilkunastu lat u władzy jest ugrupowanie, które ma większość parlamentarną, i bierze ono pełną odpowiedzialność za decyzje, które będą musiały być podjęte, tudzież są już podjęte. Jest to bardzo duża odpowiedzialność pod każdym względem. Trudno mi w tej chwili mówić o jakichś słabych punktach naszej działalności. Myślę, że one są tożsame dla wszystkich organizacji czy ugrupowań, które dochodzą do władzy. Musimy się ustrzec lub stawić czoła największym zagrożeniom, które mogą się pojawić. Po pierwsze: nie należy popaść w samozadowolenie, pewną rutynę, tylko być otwartym, a jednocześnie konsekwentnym w działaniu. To znaczy nie na zasadzie populistycznej, ale pewnego określonego planu. Po czterech latach, tak jak to jest w demokracji, możemy być z tego rozliczani, czy realizowany przez nas plan był właściwy. W tym momencie 25 października większość Polaków stwierdziła, że obecnej na ówczesny czas ekipie rządzącej dziękujemy, dajemy szansę innym, i nagle okazało się... że był to zamach stanu. Ta ocena wydaje się trochę w tym momencie niezrozumiała, ale z drugiej strony, jak prześledzimy historię, to wychodzi na to, że bardzo dużo jest takich momentów w naszej historii, które nie były tak naprawdę momentami chwalebnymi, gdzie nastąpiło pewne pomieszanie interesów. Interesów partykularnych z interesem nadrzędnym. Powtórzę to, co powiedziałam wczoraj w jednej z rozgłośni radiowych. Te nasze działania przypominają trochę pracę związaną z budową domu. Jeden dom wymaga pracy u podstaw, można powiedzieć: zburzenia i wybudowania na nowo, ponieważ nie funkcjonował prawidłowo, i to pokazywały pewne zdarzenia, jak na przykład afery, które przewaliły się przez mój kraj. Są też takie obszary, które wymagają tak naprawdę tylko drobnych napraw czy uzupełnienia czegoś. Tak więc myślę, że nie odbiega to od normy odnośnie mocnych i słabych stron naszej działalności. Natomiast konsekwencja w przypadku słabych to niezapomnienie, że zostaliśmy wybrani przez ludzi, i przed ludźmi odpowiadamy.
- Po analizie pani oświadczenia majątkowego, które było zaprezentowane na portalu www.mamprawowiedzieć.pl, należy stwierdzić, że zgromadziła pani na polskie i nie tylko polskie warunki znaczny majątek. Jak się pani to udało w kraju będącym w ruinie w czasie ośmioletnich rządów PO? Czy w pani sytuacji majątkowej powinna pani pobierać co miesiąc 500 złotych na drugie dziecko? Jeśli pani pozwoli, to pytanie moich znajomych chciałbym poszerzyć o moje spostrzeżenie dotyczące pewnej sprzeczności w ocenie moralnej beneficjentów rządowego programu Rodzina 500+, zaprezentowanej w wypowiedziach dwóch prominentnych polityków PiS. Wicepremier Mateusz Morawiecki apelował do zamożnych Polaków, aby podobnie jak on zrezygnowali z tego zasiłku. Odmienne stanowisko w tej sprawie zaprezentował Przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, minister Henryk Kowalczyk, stwierdzając, że zamożni Polacy nie powinni mieć wyrzutów sumienia, pobierając ten zasiłek.
- Przyznam się, że nie zastanawiałam się jeszcze nad tym, nie patrzyłam na tę ustawę od swojej własnej strony. Jeśli chodzi o majątek, to jest to dla mnie pewnym zaskoczeniem, ale wiem, że rzeczywiście tak jest. Co to znaczy „zgromadziła taki majątek”? Mój majątek został rozdrobniony w jakiś sposób w związku ze śmiercią mojego męża. Z faktu, że jesteśmy spadkobiercami pewnych części majątkowych, które wynikają z tego tragicznego wydarzenia, czy też mam we współwłasności mieszkania, w którym żyją rodzice mojego męża, moje własne mieszkanie, czy też mieszkanie, które miałam razem z mężem, nie wynika, że czuję się krezusem. Proszę mi wierzyć, że poziom życia, tak jak zawsze śmialiśmy się z tego z mężem, mieliśmy właściwy, absolutnie nie obnosiliśmy się z żadnym bogactwem, którego nie posiadaliśmy. Uważam, że bardzo dobrze, że te oświadczenia majątkowe są publikowane i ogólnie dostępne do wglądu wyborców, z tym że czasami, aby je lepiej zrozumieć, trzeba głębiej w nie sięgnąć i przy ich analizie nie wychodzić z takiego założenia, że jeżeli ktoś ma cztery samochody, to nie wiadomo jakim majątkiem dysponuje. Jeszcze jak żył mój mąż mieszkaliśmy na normalnym osiedlu w mieszkaniu o powierzchni 160 metrów kwadratowych. Oprócz oświadczenia majątkowego każdy poseł składa do marszałka sejmu oświadczenie o uposażeniu, zarobkach, które osiąga. Ja oprócz tego, że jestem posłem, jestem także adwokatem. Pracuję w kancelarii adwokackiej, prowadzę swoją własną działalność dotyczącą wspierania organizacji zajmującej się pomocą społeczną, co nie przynosi jakichś wygórowanych dochodów. Ponieważ jest to czas, który jest moim czasem na pracę, a jednocześnie jestem jedynym żywicielem rodziny, myślę, że w tym momencie nie mam sobie nic do zarzucenia.
- Czy ma pani pomysł na takie działania, które będą wreszcie łączyć, a nie dzielić Polaków? Nie podzielając przesłania tego pytania, sugerującego, że to PiS dzieli a nie łączy, chciałbym je poszerzyć o ciekawe spostrzeżenie pana redaktora Jacka Karnowskiego, które zaprezentował podczas państwa wizyty w chicagowskim „Kurierze” jesienią ubiegłego roku. Podczas rozmowy z redaktorem naczelnym „Kuriera”, panem Markiem Boberem, odpowiadając na podobne pytanie, Jacek Karnowski powiedział – „Nie możemy być tak podzieleni, bo osłabia to Polskę dramatycznie” i wskazał jednocześnie, gdzie leży punkt ciężkości w rozwiązywaniu tego konfliktu, mówiąc: „Rolą władzy powinno być wychodzenie naprzeciw i zasypywanie przepaści”. Dzisiaj role się odwróciły. Wasz obóz polityczny jest teraz u władzy. Jak chcecie sprostać temu wyzwaniu? Wydaje się, że podstawową formą ułatwiającą porozumienie i niwelującą polaryzację stanowisk jest usilne szukanie kompromisu, a kompromis według definicji Abrahama Lincolna to „sztuka dzielenia tortu na dwie równe części pomiędzy dwie osoby w ten sposób, aby każda z nich była przekonana, że otrzymała większy kawałek”. Pani Małgorzato, nie trzeba być Einsteinem, aby zauważyć, że propozycje ze strony parlamentarnej opozycji, ale również ze strony PiS w sprawie chociażby najbardziej zapalnego sporu ostatnich miesięcy, dotyczącego Trybunału Konstytucyjnego RP, nie są żadnym kompromisem. Paweł Kukiz, posługując się młodzieżowym żargonem, nazwał nawet kompromisowe ustępstwo PiS w tej sprawie tzw. „mykiem”, a więc sztuczką, która tylko z pozoru wygląda na ustępstwo.
- Ta definicja kompromisu jest bardzo trafna, ale pamiętajmy, że jeszcze trzeba chcieć podzielić ten tort. W przypadku Trybunału Konstytucyjnego problem pojawił się już w czerwcu ubiegłego roku, nabrzmiał w październiku, jeszcze przed wyborami, kiedy to właśnie zostało naruszone pewne status quo jeśli chodzi o tę instytucję. Dla mnie jako dla prawnika i osoby, która się w tych sprawach obracała, kuriozum było stworzenie nowego aktu normatywnego, poprawki do aktu normatywnego, przez osoby, których ta poprawka ma dotyczyć, i jednocześnie potem stwierdzenie przez tę instytucję, że jest to niezgodne z konstytucją. To wszystko pozostawia wiele do życzenia. Sądzę, że w sytuacji, gdyby nie było tak silnego ataku medialnego, byłaby dokładnie taka sama sytuacja jak w październiku, kiedy było sygnalizowane, że się dzieje coś nie tak, że niepotrzebnie się wybiera tych dwóch sędziów, że nie może być w ten sposób, że jedynie jedno ugrupowanie ma reprezentację w instytucji, która tak naprawdę jest ostatnią instancją, jeżeli chodzi o proces legislacyjny, ponieważ jest to orzeczenie o zgodności z konstytucją. Akty normatywne niezgodne z konstytucją nie mogą być podstawą porządku prawnego.
Pierwsze, co mi się ciśnie na usta o zasypywaniu tych przepaści, dołów między nami i naszymi oponentami, to to, że nie my zaczęliśmy pierwsi te doły wykopywać. Myślę, że przytaczanie stenogramów z października, gdzie ówcześnie rządząca partia tłumaczyła, dlaczego tak a nie inaczej postępuje, po to, aby mieć swoich, przypomina trochę taką filozofię Kalego, jak Kali ukraść krowę to dobrze, natomiast jak Kalemu ukraść krowę to źle. Trzeba też pamiętać o tym, że przez 8 ostatnich lat powstały różne sfery wpływów, interesów, różnego rodzaju rynki zbytu i nagle, kiedy wiadomo, że jest zmiana władzy, następuje olbrzymie zaskoczenie, zdziwienie i sytuacja, kiedy okazuje się, że już nie będzie tak, jak było. A druga rzecz to większość, która opowiedziała się za tą zmianą, właśnie tak stwierdziła – nie chcemy, żeby było tak, jak było.
To tak jak pan powiedział w sprawie tego tortu – jeszcze jest ważne, aby były osoby, które chcą ten tort podzielić, a nie wyłącznie zabrać tylko dla siebie. Sytuacja z trybunałem była w pewnym sensie sytuacją patową, stanęliśmy przed wyborem mniejszego zła, były próby kompromisu, rozumiem, że obecnie na razie jesteśmy na etapie pewnego wyciszenia, zobaczymy, jak to się potoczy dalej. Źle, że to dzieli Polaków. Uważam, że możemy się dzielić w drobnych rzeczach, ale nie powinniśmy się różnić w pryncypiach. Tutaj następuje polaryzacja stanowisk w sprawie pojęcia interesu Polski. Ja chciałabym, aby Polska była krajem, z którym ktoś się liczy, a nie tylko i wyłącznie krajem, na który idzie się do kogoś na skargę. To jest moje prywatne zdanie i biorę za nie odpowiedzialność. Bronienie racji poprzez występowanie między innymi na forum parlamentu europejskiego przez obecnych polskich polityków, szczególnie przez panią premier Beatę Szydło, wskazuje jednak na to, że tak ma być. Sondaże, być może za moment pojawią się głosy, że mogą być sfałszowane, zmanipulowane, pokazują, że jednak nie opada poparcie dla obecnie rządzącej partii. Wielokrotnie spotykam się z sygnałami pełnej aprobaty ze strony osób popierających zarówno nasz kierunek działania, jak i tempo zmian.
Oczywiście, gdybym się spotkała z naszymi przeciwnikami, to z pewnością byłabym atakowana, tak jak tutaj te trzy pytania pana znajomych wskazują między innymi na to, że tak na dzień dobry chęci do kompromisu nie ma, tylko widać okopanie się na swoich własnych pozycjach. Myślę, że sytuacja polityczna, życie polityczne jest na tyle dynamiczne, że to, co się dzieje w kraju i za granicą, będzie przynosiło za chwilę wiele nowych rozwiązań, ale znowu – musimy chcieć poszukać tych rozwiązań. Jeśli absolutnie nie mamy ochoty szukać tych rozwiązań i uważamy, że to, co w tej chwili jest, jest złe, to zawsze znajdziemy swoich zwolenników.
Myślę, że mówienie o jakimś rządzie na wychodźstwie – przede wszystkim nie wiem, na jakim wychodźstwie, bo te osoby, które o tym mówią, nadal są w kraju, uczestniczą w pracach parlamentu, mają prawo wypowiadać się, zgłaszać swoje projekty – jest czymś zupełnie niezrozumiałym. Chciałam tutaj powiedzieć o tym wypowiadaniu się – to jest prawo opozycji i wielokrotnie było to podkreślane, że – opozycja ma prawo wyrazić swoje zdanie, powiedzieć, że coś jej się nie podoba, przystąpić do rozmów. Wychodzi na to, że czasami w przypadku rozmów pani premier z liderami opozycji dochodzi do pewnych kompromisów. Po czym kilka dni później, nie wiem z jakich powodów, czy ze względów populistycznych, czy dlatego, że są inne oczekiwania jakiejś grupy społecznej, okazuje się, że są zupełnie inne interpretacje poprzednich ustaleń. Sądzę, że teraz przez dłuższy czas będziemy świadkami takich przepychanek, szukania frontów, nie tylko w kraju, ale również poza jego granicami. To, co jednak chciałam podkreślić na podstawie doniesień medialnych, jak i tego, co widać na zdjęciach – liczba zwolenników obecnie rządzącej partii jest trochę inna, niż osób broniących dawnego stanu rzeczy.
- Czy wśród liderów i posłów PiS, a także elit opiniotwórczych sympatyzującej z wami szerszej części spektrum polskiego życia politycznego daje się zauważyć niepokój o to, że Polskę coraz bardziej zaczyna dzielić nienawiść? Czy podziela pani bardzo pesymistyczne obawy zaprezentowane przez dominikanina ojca Macieja Ziębę w wywiadzie dla portalu www.polskatimes.pl, wyrażone zdaniem: „Powoli przerabiamy się na Tutsi i Hutu. Tego się boję najbardziej, bo widzę, jak wyzwala się pogarda dla drugiej strony, przy niedostrzeganiu własnych wad”. Czy pani zdaniem te podziały występujące pomiędzy głównymi graczami na polskiej scenie politycznej i towarzysząca im postępująca polaryzacja polskiego społeczeństwa mogą w dalszej perspektywie przynieść jakieś groźne konsekwencje?
- Myślę, że my chyba jesteśmy takim państwem i narodem, że w pewnym momencie jesteśmy w stanie się zatrzymać. Może to trwać długo, może tym sporom towarzyszyć daleka droga, ale w pewnym momencie dochodzimy do takiego quasi-porozumienia, które zatrzymuje tę eskalację nienawiści. Natomiast w momencie, kiedy będzie komuś na tym zależało, i ktoś to będzie podsycał i wzbudzał w ludziach takie poczucie, że demokratyczne wybory to tak naprawdę była pewna pomyłka, no to pytanie jest proste, czy przypadkiem nie posuwa się za daleko w stosunku do tej większości, która opowiedziała się za tym obecnym stanem rzeczy.
W tym momencie pojawia się taka sytuacja, że mamy przyjaciół, rodziny, które dzielą się w czasie rozmów o Polsce, bo jeden uważa tak, drugi uważa inaczej. Tak moim zdaniem nie powinno być. Na pewno takie zaniepokojenie jest, na pewno w czasie debat sejmowych widać nastawienie na to, aby pokazać, że tutaj jest niewłaściwa praca ze strony rządu, ale z drugiej strony, jeśli ktoś by prześledził stenogramy sejmowe ostatnich ośmiu lat, jak również te z obecnych posiedzeń plenarnych, to znajdzie mnóstwo faktów, które temu przeczą.
Przykładem niech będą poprawki do budżetu. Część z nich dotyczyła inwestycji budowlanych związanych z jakimiś odcinkami dróg czy obiektami, które przez 8 lat znajdowały swoje miejsce na listach rezerwowych, na 140. czy 150. miejscu. I jeśli ktoś tego nie wie i jest tutaj przedstawiana taka a nie inna poprawka i przedstawione ratio legis, to rzeczywiście może mieć wrażenie, że tutaj wszystko jest obcinane. Aktualna sytuacja budżetowa jest związana z tym, co działo się w ciągu ostatnich lat. Od jesieni możemy mówić o wypracowaniu, podsumowaniu kwestii budżetowych. Dyskurs opozycji w sprawach budżetowych sprowadza się trochę do takiej zasady – „przytniemy wam kołderkę i zobaczymy, jak z tą kołderką będziecie się zachowywać”. I w momencie jak wystają nogi, mówią – „a – wystają nogi, to znaczy, że robicie coś źle”. To chyba jak z tym tortem, jeżeli jest zgoda, to będzie ta zgoda, jeżeli jest niechęć do kompromisu, to nie znajdziemy wspólnych pól porozumienia. Trzeba ich szukać. Jeżeli komuś będzie zależało na dzieleniu nas, a my się temu poddamy, to nasza historia pokazuje, że może być bardzo różnie.
- Jednym z fundamentów dobrej zmiany, o której tak często PiS mówił zarówno w czasie kampanii wyborczej, jak i obecnie, po przejęciu władzy, jest zmiana priorytetów polityki zagranicznej. Jednym z bardzo ważnych elementów tej polityki jest prowadzenie przez państwo właściwej polityki historycznej, zdaniem wielu ekspertów, historyków, straszliwie zaniedbanej nie tylko w okresie ostatnich 8 lat rządów Platformy Obywatelskiej, ale całego ćwierćwiecza po 1989 roku. I znów, jeśli pani pozwoli, powołam się na dobitne podkreślenie znaczenia tych spraw przez pana Jacka Karnowskiego podczas waszej ubiegłorocznej wizyty w „Kurierze Chicago”, kiedy powiedział on: „Państwo polskie powinno zainwestować bardzo dużo w obronę prawdy historycznej, polityka historyczna, obrona prawdy powinna być wpisana w priorytet polityki zagranicznej państwa”. W tym miejscu chciałbym podziękować pani za godną postawę w obronie dobrego imienia Polski, kiedy we wrześniu ub. roku złożyła pani w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Jana Tomasza Grossa, któremu zarzuciła pani, że twierdząc jakoby Polacy zabili w czasie II wojny światowej więcej Żydów niż Niemców, dopuścił się przestępstwa znieważenia narodu polskiego. Pani Małgorzato, czy w wypowiedziach polskiego prezydenta, premiera polskiego rządu czy ministra spraw zagranicznych widać realizację zapowiedzi tych zmian?
- Jeśli chodzi o politykę historyczną, poczucie patriotyzmu, reagowanie na niewłaściwe opinie, oceny czy działania dotyczące Polski, to chciałam przypomnieć nie tak dawno zaistniałą sytuację dotyczącą zagrożenia dla polskiego cmentarza pod Monte Cassino, kwestii wydzierżawienia, z tego co pamiętam, przez lokalne władze części terenu pod wesołe miasteczko czy generalnie pod coś, co nie licuje z miejscem pamięci narodowej i miejscem pochówku polskich bohaterów. Reakcja polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych na to wydarzenie była bardzo szybka. Myślę, że nie chodzi tu o to, aby podobne sprawy były za każdym razem na świeczniku, ale żeby towarzyszące im działania były przede wszystkim skuteczne. Podejrzewam, że w dalszym ciągu zdarzają się przypadki stwierdzeń czy informacji o „polskich obozach koncentracyjnych”, ale chyba jest ich już dzisiaj znacznie mniej niż kiedyś i reakcje odpowiednie również są.
W czasie swojego expose w parlamencie pan minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski przedstawił priorytety jeśli chodzi o politykę zagraniczną, co również spotkało się z krytyką odnośnie odchodzenia od bliższej politycznie współpracy z Rosją i skierowania się bardziej na Zachód. Myślę, że to wszystko będzie się przeobrażało. Warto w tym miejscu wspomnieć o istnieniu i działalności kilku instytucji, takich jak na przykład Reduta Dobrego Imienia, która przeprowadza szereg mocnych, dużych akcji mających na celu obronę dobrego imienia Polski. Wydaje mi się, że po pierwsze mówienie o tym, po drugie uczulanie, że już teraz będziemy zdecydowanie reagować, wywoła określone skutki. Mówienie o Polsce, o jej roli w historii, co zapoczątkował pan prezydent Andrzej Duda w czasie przemówienia w ONZ, to, co mówi pani premier, to, co mówią nasi ministrowie w tych sprawach, ma duże znaczenie. Za kilka dni będzie z wizytą w Chicago wiceminister spraw zagranicznych naszego rządu, pan Jan Dziedziczak, który w ministerstwie zajmuje się sprawami Polonii i z pewnością podczas tej wizyty będzie podkreślał rolę Polonii w tej kwestii. Tak więc nagłaśnianie tych spraw, mówienie o nich jest bardzo ważne, bo najgorszą rzeczą jest ich niedostrzeganie i przemilczanie.
- Rozumiem, że chodzi tutaj o podmiotowość polskiej polityki zagranicznej, o prowadzenie jej nie na kolanach, jak to bywało dosyć często w niedalekiej przeszłości, tylko w pozycji wyprostowanej w stosunku do wszystkich naszych partnerów na arenie międzynarodowej?
- Dokładnie tak, jako partner, czyli prowadzenie tej polityki po partnersku.
- Pani Małgorzato, dziękuję serdecznie za rozmowę.