Krakowskie jamniki, wybryki studenckie i PRL-owski koń trojański, czyli kilka słów o życiu kulturalnym Polaków w Chicago
Niewątpliwie czerwiec obfitował w imprezy kulturalne mocno interesujące dla naszej chicagowskiej Polonii. Wiadomo, lato, cieplutko... W końcu pogoda zaczęła dopisywać i polonijnym ludziskom zachciało się bardziej niż zwykle „ukulturalniać”, szczególnie na świeżym powietrzu. Może nie do końca takim czystym, no ale przywykliśmy do zanieczyszczeń w naszej pierwszej ojczyźnie.
Powoli mija nam lipiec, a tak niedawno świętowaliśmy 4 Lipca – Święto Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Wprowadziło nas to w nastrój po trosze patriotyczny i polityczny. Naszą niepodległość w listopadzie świętujemy mniej entuzjastycznie, bez fajerwerków i sztucznych ogni. Nasuwa się na język „ponurawo”, ale może to tylko subiektywne odczucie. W każdym razie, na pewno nie tak radośnie i widowiskowo jak Amerykanie.
Wracając do naszych świąt i rocznic, przypomnijmy krótko o obchodach 4 czerwca. Do Chicago zawitał legendarny lider „Solidarności” Lech Wałęsa. Przywitał go Alan Krashesky, prezenter amerykańskiej stacji telewizyjnej ABC, który poprowadził imprezę w Parku Millenium. 28 maja doliczono się tam kilku tysięcy osób, które uczestniczyły w koncercie Wolność’89 – Narodzona w Polsce. Multimedialny koncert był częścią 20. rocznicy odzyskania wolności i upadku komunizmu, został zorganizowany przez Konsulat Generalny RP w Chicago, we współpracy z miastem Warszawą i Stołeczną Estradą. Wystąpiło wiele gwiazd polskiej sceny muzycznej, m.in.: Janusz Olejniczak, Leszek Możdżer, Anna Serafińska, Leszek Świdziński i twórcy projektu „Rock Loves Chopin”. Nie zabrakło polskich artystów z Chicago, jak choćby zespołu Związku Narodowego Polskiego – Wici, chóru The Paderewski Symphony Orchestra of Chicago, zespołu JUMP i zespołu baletowego Folies Dance Company.
Większość występów zaaranżowano w stylu nowoczesnym. Muzyka była ilustrowana historycznymi zdjęciami i filmami z komunistycznej Polski. Zmagania o wolność, „Solidarność”, Lech Wałęsa, Jan Paweł II, Sierpień’80 i stan wojenny, Okrągły Stół, dzisiejsza Polska i Warszawa. Warto było zawitać tego dnia do Parku Milenijnego. To ważne wydarzenie dla Polonii i nas, którzy ją tworzymy. Koncert skłonił do refleksji, wywołał zachwyt, szczególnie wśród Amerykanów, którzy tego wieczoru zawitali do parku. I z pewnością korzystnie promował Polskę w Chicago. Więcej na temat koncertu można przeczytać w magazynie „Polonia” w artykule „Wolność’89 – Narodzona w Polsce”.
Teraz może dotknijmy troszkę lżejszego tematu i zajrzyjmy za kulisy rodzimej produkcji kinowej. Film „Ile waży koń trojański?” dotyczy spraw damsko-męskich i związanych z nimi miłosnych perypetii. Pamiętamy historię konia trojańskiego, piękną Helenę...? Tym razem zamiast Heleny pojawia się Zosia (Ilona Ostrowska). Juliusz Machulski w swojej najnowszej, fantastycznej komedii wprowadza nas w rzeczywistość, nawiązującą do „love story” z mitologii greckiej. Najpierw gościmy w Polsce współczesnej, potem cofamy się w czasie i przenosimy w lata osiemdziesiąte, do PRL-u. Zamierzeniem twórcy było ukazanie ponadczasowej opowieści o uczuciach w sposób zabawny, mądry na tle komunistycznej Polski. W filmie możemy zobaczyć dużo efektów specjalnych w doskonale wykorzystanych, archiwalnych zdjęciach z tamtego okresu. „Koń trojański” Machulskiego przypomina amerykańskie komedie romantyczne, no ale od dłuższego już czasu zapanowała na nie moda w Polsce. Widać, że ojczyzna zmienia się i mamy chęć śmiać się częściej, relaksować się i popatrzyć na świat bardziej kolorowo, bez ciągłego depresyjnego grzebania się w polityce. Oby tak było naprawdę! Najnowsza polska komedia to bardzo interesujące przeżycie artystyczne, pewnie niejednemu przypadnie do gustu. Film jest wyświetlany od 10 lipca w Gallery Theatre na Milwaukee w Chicago.
Jeśli mowa o filmie, to nie powinno także zabraknąć tematu z „działu” poezja. Są tacy, których pewnie poezja wcale nie interesuje, a wręcz nudzi. Wszystkich tych można namówić, oprócz miłośników „gryzipiórstwa”, do zaznajomienia się z twórczością polskiego poety, prozaika i eseisty Adama Lizakowskiego, mieszkającego i tworzącego w Chicago, cenionego przez krytyków w Polsce (m.in. przez Czesława Miłosza), uważanego za jednego z ważniejszych poetów tworzących na obczyźnie. Jego ostatnia książka pod tytułem „Chicago, miasto wiary” została wybrana na książkę roku 2008 przez UNESCO. W czerwcu spotkaliśmy go na południu miasta na imprezie z cyklu „Wieczór z Poetą”, zorganizowanej przez działające przy Związku Podhalan Koło Literacko-Dramatyczne im. Kazimierza Przerwy-Tetmajera. To codzienność jest na emigracji główną inspiracją do pisania wierszy, przyznaje Adam Lizakowski. Autor odsłania prawdziwość mitu o Ameryce, dotykając codziennych bolączek i radości życia emigranta. Każdy odnajdzie siebie, bo któż z nas nie zmaga się, lub nie zmagał, z samotnością emigrancką, tęsknotą za najbliższymi, ciężką pracą, kompleksami i ograniczeniami, brutalnością kapitalizmu amerykańskiego, niesprawiedliwością społeczną, itp. Pokazuje, co nas boli i co cieszy. Lizakowski używa wiersza białego, czyli bezrymowego, przedstawia rzeczywistość bardzo naturalnie. Jego wiersze zachwycają prostotą i realizmem, a często wręcz szokują swoją bezpośredniością. Poeta odważnie nazywa rzeczy po imieniu, na przykład dotyka takich dramatów emigranckich, jak alkoholizm, bezdomność, rozbite rodzinny. Lizakowski stawia odbiorcy trudne pytania i zmusza do refleksji nad własnym życiem. Jest warty polecenia, nawet tym, którzy nie są jego fanami.
Przenieśmy się na chwilę w rodzime klimaty studenckie, znajome wszystkim, którzy kończyli edukację wyższą w Polsce. Niektórym zapewne kojarzą się z pijackimi imprezami lub hulankami w akademikach do rana. Ale są też tacy, co mają lepsze, bardziej kulturalne wspomnienia. No, ale do rzeczy. Juwenalia 2009, czyli Chicagowskie Dni Studenta rozpoczęły się 9 lipca i trwały prawie trzy dni. Przygotowały je nieformalne organizacje Niezależni i Stowarzyszenie Wiecznych Studentów. W programie znalazły się takie atrakcje, jak wystawa prac artystycznych utalentowanych polskich studentów w DK Cafe w Chicago. Weekend obfitował w koncerty na żywo, zawody sportowe i fajerwerki w Lawrence, Michigan. Oto nazwy kilku kapel, jakie można było usłyszeć podczas Juwenaliów: Vesolovsky Apteka Projekt, Aleks and the Drummer, Wehikuł Czasu, Duality Structure. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, poczynając od jazzu, na heavy metalu kończąc. Nie zabrakło naszej smacznej, rodzimej kuchni i, oczywiście, alkoholu.
Niejednemu życie studenckie kojarzy się z Krakowem, zatem zajmijmy się przez chwilę tym kochanym przez wszystkich miastem – ciężko spotkać osobę, która by się nim nie zachwycała i nie miała do niego choć trochę sentymentu. Okazja do wspomnień i do spotkania z ludźmi związanymi emocjonalnie z Krakowem nadarzyła się całkiem niedawno. W połowie czerwca odbyły się „Dni Krakowa w Chicago”, zorganizowane przez Towarzystwo Przyjaciół Krakowa. Wśród imprez tego dorocznego już wydarzenia polonijnego były: piknik z Królewską Paradą Jamników, mecz Wisła-Cracovia oraz wystawa w Domu Książki D&Z malarstwa krakowskiego artysty Czesława Pyrgiesa. Może skupmy się bardziej na pikniku, który rozpoczął się Mszą Świętą, potem zaś odbyła się ósma Krakowska Parada Jamników. Jak co roku wybrano królową i damy dworu na rok 2009. Zwycięzcą w tym roku okazał się czworonóg Hani Borowiak. Paradę poprowadzili zapaleńcy jamnikowi, Jola Zabłocka i Mieczysław Kaszuba. Piknik wypełniły liczne atrakcje, jak prezentacja konkursu rysunkowego „Kraków Królewskie Miasto”, konkursy taneczne, prezentacja najmłodszych laureatów konkursu muzycznego „Idol 2009” i zabawa z clownem. Nikt nie mógł narzekać na nudę, a z pewnością najmłodsi uczestnicy krakowskiego pikniku. No i oczywiście dorośli, którzy mogli obejrzeć mecz piłki nożnej Wisła-Cracovia z udziałem chicagowskich zawodników, co podniosło wielu kibicom poziom adrenaliny. Na pikniku nie zabrakło dobrego polskiego jedzenia.
Wspominając o sprawach kulinarnych, nie sposób pominąć ważnej „żołądkowo-podniebieniowej” imprezy zwanej Taste of Chicago. Dla głodomorów i smakoszy to była prawdziwa uczta. To już 29. taki festiwal w mieście. W tym roku nieco mniej, bo tylko 56 restauracji prezentowało swoje kulinarne wyroby, daje się odczuć, że kryzys gospodarczy zawitał również pod strzechy chicagowskich kuchni. Mimo to zjadaczy chleba nie zabrakło, bo około 6 milionów z nich zawitało do Grand Parku. Od wczesnych godzin przedpołudniowych, aż do 9. wieczorem można było w Grand Parku popróbować co nieco i posłuchać dobrej muzyki. Wśród wykonawców pojawiły się tak znane zespoły, jak Counting Crows, Buddy Guy, Guster and Booker, Charlie Wilson z zespołu Gap Band Cameo. W weekend kończący Taste of Chicago, a przypadł na święto Niepodległości, odbył się pokaz sztucznych ogni. Szczególnie sobotni wieczór czwartego lipca był bardzo „uciążliwy” – fajerwerkom nie było końca.
Następnym punktem, którego pominąć nie można, obok spraw żywieniowych, są kwestie odzieżowe. W dziedzinie mody i ubioru, co zainteresuje głównie panie, zapraszamy tym razem do Muzeum Polskiego w Ameryce. Od końca czerwca aż do połowy sierpnia będziemy podziwiać wystawę polskich strojów ludowych „Zapomniane piękno”. Wystawa prezentuje bogactwo tradycyjnych strojów ludowych z różnych regionów Polski. Na ten temat nie powiemy za dużo, zapraszamy do osobistego odwiedzenia muzeum, obejrzenia go i odczucia dumy, że nasza polska kultura jest tak bogata i różnorodna. Amerykanie mają nam czego zazdrościć, a jeśli nie zazdroszczą, to znaczy, iż żyją nieświadomi własnego ubóstwa, nie znając naszej bogatej kultury (żeby nie popaść w nacjonalizm i pychę, to też nieznajomość innych ciekawych kultur po sąsiedzku...). I tak, kończąc, zapraszamy do zajrzenia na stronę „Przeglądu Kulturalnego” we wrześniu, będzie o tym, co się działo, głównie w sierpniu. Miłych, bezpiecznych i kulturalnych wakacji!