Ludzie na moście- z Beatą Poźniak rozmawia Ilona Waksmundzki
Ludzie na moście to eksperymentalny film Beaty Poźniak – aktorki (Życie Kamila Kuranta Grzegorza Warchoła, Vatzlav Sławomira Mrożka, Niemcy Leona Kruczkowskiego, Pan Damazy Józefa Blizińskiego, Jak się kochają Alana Ayckbourna, Pastorałka Leona Schillera, Sen nocy letniej Szekspira czy Niech no tylko zakwitną jabłonie Agnieszki Osieckiej) i reżyserki w jednej osobie, oparty na wierszu Wisławy Szymborskiej pod tym samym tytułem. Film będziecie Państwo mogli obejrzeć 14 listopada w Galerii przy 1112 N. Milwaukee w Chicago o godzinie 7:00 wieczorem. Będzie częścią tegorocznego Festiwalu Filmu Polskiego w Ameryce, który rozpoczął się 8 listopada w kinie Muvico w Rosemont.
Obraz, a raczej rycina na drewnie japońskiego artysty Hiroshige Utagawy stała się inspiracją dla Wisławy Szymborskiej, której ponadczasową twórczość uhonorowano Nagrodą Nobla, a sama poetka została okrzyknięta przez szwedzkich dziennikarzy Gretą Garbo poezji. To określenie nie tylko doskonale oddawało charakter poetki i styl jej pisania, ale także składało hołd jej talentowi. Ponieważ Szymborska nie tylko fascynowała słowem, ale i swoją osobowością, wywierała na słuchaczach ogromne wrażenie, a jej celne riposty i nadzwyczaj inteligentne rozmowy z miłośnikami poezji przeszły już do historii i krążą dziś jako anegdoty. „To fascynująca osobowość i niezwykła poetka – mówi Beata Poźniak. – Jej poezja została przetłumaczona na wiele języków, urzeka i inspiruje wielbicieli poezji, artystów i pisarzy. To właśnie jej tomik Ludzie na moście zainspirował mnie do stworzenia filmu pod tym samym tytułem”.
IW – Dlaczego właśnie twórczość Wisławy Szymborskiej wybrałaś jako temat przewodni w swoim projekcie? Poezja Pani Wisławy nie wydaje się łatwym projektem.
BP – Zgadzam się całkowicie. Pomysł powstania filmu zrodził się właściwie z przypadku, gdy wykładałam na Uniwersytecie w Kalifornii, gdzie żaden z moich studentów nie znał naszej Noblistki. Wtedy właśnie postanowiłam się jakoś przyczynić do rozpowszechnienia Jej wyjątkowej poezji tu, w amerykańskim społeczeństwie. Skontaktowałam się z sekretarzem Pani Szymborskiej i przedstawiłam mu swój plan. Oczywiście musiałam się jakoś zaprezentować Pani Wisławie i wysłałam wiersze w mojej interpretacji z czasu, gdy prowadziłam Teatr Discordia i reżyserowałam spektakle oparte miedzy innymi na „Poetry Discordia” czy „Poeticus Umbilicus”. Był to teatr eksperymentalny, poszukujący, taka zabawa słowem, literkami, samogłoskami, którą uprawiała Pani Szymborska. Te przedstawienia zostały wybrane na Los Angeles Theatre Festival Petera Sellarsa. Było więc co zaprezentować Pani Wisławie, której taka interpretacja spodobała się na tyle, że zgodziła się na mój projekt, co oczywiście ogromnie mnie ucieszyło. Wyzwaniem stał się środek przekazu, oryginalny i interesujący sposób zaprezentowania poezji naszej Noblistki amerykańskiej publiczności. Nie chciałam, żeby moja interpretacja była nudna czy przeciętna. Tu można posłuchać przykładu:
http://beata.com/newpage/voice/KCHUNG%20Hammer%20Pozniak.mp3.
Ten fragment to nagranie z projektu KChung z Hammer Muzeum w Los Angeles. Po raz pierwszy w historii prestiżowego Hammer Muzeum promowano twórczość nieamerykańską. Zazwyczaj muzeum promuje amerykańskich artystów i amerykańską sztukę. Tym bardziej było to wyróżnieniem. W 2011 roku Hammer ogłosiło w prasie przyszłą premierę „Szymborska Reading”, która miała odbyć się w kwietniu 2012 roku. Miałam więc na projekt 6 miesięcy i czas na promocję. Na dwa miesiące przed premierą, 1 lutego 2012 roku Pani Szymborska zmarła. Było mi bardzo przykro, że nie zdążyła zobaczyć swojej amerykańskiej premiery. Tu można posłuchać fragmentu przedstawienia z Hammer Muzeum:
http://beata.com/newpage/voice/STONE%20POZNIAK%20SZYMBORSKA.mp3.
Projekt dokończyłam mimo wszystko i dzisiaj możecie go Państwo obejrzeć i ocenić.
IW – Ludzie na moście to z pewnością wyzwanie dla aktorki i reżyserki. Powinnam więc życzyć sukcesu, dobrej widowni i nagród...
BP – Nagród spodziewać się nie mogę z tej prostej przyczyny, że mój film będzie pokazywany poza konkursem. Na Polskim Festiwalu w Los Angeles uświadomiono mi, że tylko filmy zrealizowane w Polsce są brane pod uwagę w konkursie. Filmy zrobione przez Polaków w Ameryce nie mogą brać udziału w konkursie, co wydaje mi się niezupełnie fair. Szkoda, że dzieli się Polaków na tych mieszkających w kraju i mieszkających oraz pracujących poza granicami. Nazwa festiwalu przecież mówi sama za siebie – „Polish” Film Festival... Czy Polak to nie Polak – obojętnie gdzie mieszka? Niemniej miło mi, że chociaż poza konkursem, ale mogę Państwu zaprezentować swój film. Będąc matką wychowującą przyszłe pokolenie w Ameryce, staram się pokazywać polską kulturę: literaturę, sztukę, muzykę, bo uważam, że jest to bardzo ważna część wychowania.
IW – Ciekawym projektem jest Twój ostatni film An Unknown Country – Nieznany Kraj. Jak doszło to realizacji tego projektu i czy nie obawiałaś się krytyki z powodu „zmęczenia tematem”? Druga wojna światowa czy tzw. „żydowski temat” często wzbudzają takie emocje. Niedawno przeczytałam ciekawy wywiad z projektantką kostiumów Anną Biedrzycką-Sheppard w książce Agnieszki Niezgody Hollywood.pl (w której jest również rozmowa z Tobą), która po dwóch filmach o tematyce wojennej przyrzekła sobie, że już nigdy nie będzie brała udziału w podobnym projekcie. Zmęczenie tematem...
BP – Zgadzam się, że wiele jest filmów o tej tematyce, ale każdy przecież jest inny, pokazujący wojnę czy Holokaust z innej perspektywy. Jeśli ktoś jest znudzony wspomnianymi tematami, to na pewno z zainteresowaniem zobaczy Nieznany kraj, bo takiego tematu jeszcze nie było. Jest to wzruszająca opowieść o kilku tysiącach europejskich Żydów uciekających z okupowanych przez nazistów krajów do małego i nie bardzo wtedy znanego państewka.... Ekwadoru. To właśnie Ekwador, gdy inne kraje odmówiły przyjęcia uchodźcom, otworzył dla nich granice. Dla przybyszów z Europy był to kulturowy i klimatyczny szok, ale też szansa na przeżycie. Film pokazuje losy tych wszystkich, którym udało się uciec z piekła wojny i którzy na nieznanej ziemi próbowali zbudować nowe życie. Film wzrusza, ale jest też bardziej optymistyczną częścią żydowskiej historii.
Fascynują mnie ludzkie losy wkręcone w machinę historii i właśnie dlatego zagrałam w filmie Miriam o chrześcijance, która ryzykując własnym życiem, ratuje od niechybnej śmierci żydowską dziewczynkę i staje się dla niej matką. Moją przybraną córkę zagrała w tym filmie prawdziwa córka Telly Savalas’a, znanego z serialu Kojak. Była to dla niej bardzo emocjonalna rola, którą przeżywała, bo łatwo jej było się utożsamić z postacią w jej wieku, urodzoną na swoje nieszczęście w złym czasie i w złym miejscu.
Tak więc ja na temat filmów o tematyce wojennej mam nieco inne zdanie. Uważam, że są bardzo ważne i konieczne. Horror wojny nie bardzo można sobie wyobrazić w czasach pokoju, ale film jest w stanie oddać przynajmniej częściowo ludzki dramat i spustoszenie, które wojna stwarza. Moi dziadkowie całe swoje życie mieli naznaczone wojną. Wyrzuceni ze swojego domu w Wilnie, w bydlęcych wagonach przez trzy tygodnie, modląc się o przeżycie, przebyli 900 kilometrów, by dotrzeć do Polski.
IW – Masz pokaźne portfolio, nie tylko jako artystka, ale też jako aktywistka na rzecz kobiet. Znana jest Twoja działalność na rzecz ofiar zbiorowych gwałtów podczas konfliktu bałkańskiego. Straszliwe historie, które miały miejsce tak niedawno w „kulturalnej” Europie odbiły się na Tobie chęcią pomocy i działania na rzecz pokrzywdzonych. Działasz też na rzecz praw człowieka, a Twoje zdjęcia znalazły się na wystawie o demokracji.
BP – Wszystkim w życiu rządzi przypadek. Zostałam zaproszona przez najstarszą organizację kobiecą WILPF (stworzoną w 1915 roku) na spotkanie, na którym miałam opowiedzieć o swoich rolach aktorskich, ale też o tym, jak ukazuję historię kobiet w swoim malarstwie. Na widowni siedziała kurator sztuki z Hong Kongu, która zaprosiła mnie do udziału w konkursie „Art & Democracy”. Wysłałam kilka obrazów i nie mogłam uwierzyć, że moje prace znalazły się obok prac Xiu Liu – żony znanego opozycjonisty, laureata Pokojowej Nagrody Nobla Liu Xiaobo – która już dwa lata znajduje się w domowym areszcie tylko za to, że jest żoną człowieka, który walczy o prawa innych. Sam laureat Pokojowej Nagrody Nobla odsiaduje wyrok 11 lat więzienia. Wszystkie prace mają przesłanie, mówią o dążeniu do prawdziwej wolności, demokracji i jej znaczeniu w życiu wolnego człowieka. To było prawdziwe wyróżnienie i duma, że ja, Polka, uczestniczę w tak ważnym projekcie. Takie wyróżnienie daje poczucie spełnienia i samozadowolenia, szczególnie dla osoby urodzonej i wychowanej w Gdańsku, stolicy Solidarności, której symbol mówi sam za siebie.
IW – Zawsze fascynują mnie losy polskich artystów za granicami kraju. Artysta podobno spełnia się najlepiej w swoim zawodzie w swoim własnym kraju, posługując się swoim własnym językiem. Niewielu udało się zdobyć sławę poza granicami Polski, ale sława to przecież nie wszystko. Tobie udało się niemalże zaraz po przyjeździe do Stanów założyć swój własny teatr Discordia, a potem zagrać u Olivera Stone’a rolę żony Harvey Lee Oswalda – Marinę Oswald, w jednym z największych hitów kinowych JFK. Rolę Mariny Oswald zagrałaś brawurowo, a recenzje mówiły same za siebie. Zadałaś sobie trud, by poznać Marinę i się z nią zaprzyjaźnić, co okazało się niełatwym zdaniem. Po spędzeniu z nią miesiąca dostałaś „błogosławieństwo”, byś ją zagrała. Podobno kupiłaś ją kartkami pocztowymi z jej miasta. Spodobałaś jej się, bo faktycznie trudno was rozróżnić na zdjęciach. Podobno australijski reżyser, z którym miałaś pracować, był zdziwiony, że to Ty zagrałaś rolę Mariny, bo film był nakręcony w czarno-białych kolorach, co sprawiało wrażenie, że sceny z Tobą były wstawkami dokumentalnymi. Zaraz zagrałaś u tego samego reżysera w Dzikich palmach, w serialu Melrose Park i u Georga Lucasa w Kronice młodego Indiana Jonesa, by tylko wymienić kilka. Możesz więc śmiało powiedzieć, że los się do Ciebie uśmiechnął od samego początku. Czy możesz powiedzieć, że jesteś spełnioną aktorką?
BP – Cieszy mnie, jak ktoś widzi we mnie coś, czego ja w sobie nie widziałam. Taki jest Oliver Stone. Jest wspaniałym reżyserem. Potrafi z aktora fantastycznie wydobyć nieoczekiwane możliwości. Z Garym Oldmanem dobrze nam się grało małżeńską parę, i choć długie miesiące spędziliśmy na tworzeniu roli, wspominam to jako świetny okres w moim życiu. Zaraz potem zagrałam w „Babylon 5”pierwszą kobietę Prezydenta Świata. Producenci tego filmu z początku nie brali mnie pod uwagę i stwierdzili, że wyglądam za młodo, a oni preferują kogoś, kto wygląda jak Margaret Thatcher. Wywalczyłam sobie tę rolę i udowodniłam, że ruda, piegowata „Ania z Zielonego Wzgórza” potrafi zagrać pierwszą kobietę Prezydenta Świata (https://www.youtube.com/watch?v=D-FoUeJOug0).
Potem zagrałam Japonkę w Dzikich palmach i rewolucjonistkę, która w „Kronice młodego Indiana Jonesa” próbuje obalić rząd. Bardzo miło wspominam rolę w komedii Mad About You (https://www.youtube.com/watch?v=CUO_nbdFp2s).
IW – Pasjonują Cię różne formy przekazu artystycznego. Można śmiało powiedzieć, że jesteś „multiartystką”, bo malujesz, szkicujesz, rzeźbisz, a na dodatek robisz fantastyczne maski, które same w sobie są małymi dziełami sztuki. Twoje obrazy mają tolkienowską aurę, rzeźby fascynują tematem, a maski... no właśnie, maski są absolutnie jedyne w swoim rodzaju. Oglądając Cię np. w Życiu Kamila Kuranta pamiętam śliczną, ale pulchną dziewczynę z niezaprzeczalnym talentem aktorskim i najpiękniejszym warkoczem w polskiej TV. Wyjeżdżasz do Stanów i z pulchnej młodej kobiety przeistaczasz się w łabędzia z wciąż pięknymi włosami, ale już bez charakterystycznego warkocza. Wiele kobiet chciałoby znać sekret tej przemiany: cudowna dieta, ćwiczenia, a może jedno i drugie? Nie można właściwie Cię rozpoznać. To tak, jakbyś włożyła na twarz zaczarowaną maskę...
BP – Uwielbiam ruch, narty, tenis, jogę. Staram się jeść wszystko tzw. certified organic, bez zbędnych dodatków. Sprawdzam na produktach, czy jest napisane „no GMO”. Na mleku sojowym „no carragenen”. Jogurty muszą być bez dodatku cukru. Wolę sama posłodzić ksylitolem (z kory drzewa), miodem czy agawą. Lubię serek tofu, który zostawiam w soku jabłkowym i czerwonym winie na kilka godzin, a potem albo przyrządzam jak kotlety, albo wrzucam do sałaty, zupy. Moja kuchnia to ZEN, nie ma przepisów, tylko intuicja.
IW – Nie straciłaś kontaktu z Polską. Masz syna, który pięknie mówi po polsku, co nie jest łatwe, szczególnie w dwujęzycznych rodzinach. Dodatkowo grałaś w najbardziej oglądalnych serialach telewizyjnych w kraju – „Złotopolskich” i „Ojcu Mateuszu”. Jak wspominasz początki swojej kariery w Polsce i czy jest coś, co Ci szczególnie utkwiło w pamięci?
BP – Ostatnim moim filmem przed wyjazdem z Polski był Hamlet we wsi Głucha Dolna, gdzie zagrałam Ofelię u boku świetnego Janusza Gajosa i Stanisławy Celińskiej. Gdy mieszkałam w Polsce, to nie widziałam Hamleta..., bo poszedł od razu na półki. Kto żył w tym okresie w Polsce, to pamięta. Nazywaliśmy te filmy „pułkowniki” od leżenia na półkach (Hamlet we wsi Głucha Dolna: https://www.youtube.com/watch?v=95kc4TY9APg). Ten film świetnie opowiada o czasach, przez które wielu z nas wyjechało z Polski. Film pokazano w TV, dopiero gdy prezydentem został Lech Wałęsa. Były to już inne czasy, a ja już byłam w Stanach. Co ciekawe, ten tzw. „pułkownik” po latach zaliczono do „Złotej Setki Teatru TV” (https://sklep.tvp.pl/przedstawienie-hamleta-we-wsi-glucha-dolna.html).
IW – Czego życzyłaby sobie Beata Poźniak w nadchodzącym 2015 roku?
BP – Żeby ciągle być otwartą na nieznane. Żeby nie bać się ryzykować i coś stale w sobie odkrywać. Mamy w sobie wielkie pokłady energii twórczej, której w większości nie wykorzystujemy. Fascynuje mnie psychologia, człowiek i jego mózg, i chyba dlatego pokochałam aktorstwo i malarstwo. Chciałabym mieć możliwość ciągłego rozwoju i poznawania nowego, czego i Państwu życzę.