Podziel się   

Polonia w USA Pokaż wszystkie »

Wydanie 2011-01 · Opublikowany: 2011-03-16 15:27:51 · Czytany 6779 razy · 2 komentarzy
Nowszy Starszy

Miałeś Panie złoty róg...

Tatiana Kotasińska i Andrzej Jarmakowski w rozmowie z Zygmuntem i Lelą Dyrkacz, twórcami Chopin Theatre w Chicago

T: Jak powstał, stworzony w Chicago przez Polaków, jedyny mający swoją lokalizację Chopin Theatre? Jakie były początki?

Przyjechałem do Stanów w 1980 roku jako biolog - na praktykę. Mieliśmy wracać w lutym 1982 roku, ale w grudniu wybuchł stan wojenny. Zostaliśmy dłużej. Potem urodziły się dzieci. Prowadziłem przez 3,5 roku małą firmę budowlaną i w roku 1986, zauroczony „polskim trójkątem”, kupiłem tutaj trzy domy, które wyremontowałem i sprzedałem. W 1990 kupiłem były teatr Chopin Theatre. Pusty i gotowy do zburzenia. Myślałem, że go wyremontuję w 3 miesiące. Teraz po dwudziestu latach jeszcze go remontuję. Myślę, że za 3 miesiące będzie gotowy… Na początku używaliśmy nazwy „At the Gallery Theatre”. Nie chcieliśmy, żeby nam przylepiono łatkę - „teatr etniczny”. Po 2 latach zrozumieliśmy, że nikt specjalnie nie zna Chopina lub nie kojarzy go z Polską, więc wróciliśmy do historycznej nazwy „Chopin Theatre”.

T. Pierwsze przedstawienia.

Pierwsze przedstawienie ( „Peepshow” w reż. H. Baranowskiego) dostało już najważniejszą chicagowską nagrodę Jefferson Award w kategorii dla najlepszego zespołu teatralnego. Takich zespołów w Chicago, które jest znane  z najlepszych teatrów w USA, jest dużo ponad 200. W następnych przedstawieniach brali udział bardzo słynni już dzisiaj Jeremy Piven, John Cusack i Paul Adelstein. Potem sami lub w kooperacji z innymi zorganizowaliśmy ponad 1400 różnych wydarzeń artystycznych - w większości spektakli teatralnych (ponad 300 tytułów granych przynajmniej 20 razy każdy). Były również pojedyncze pokazy filmowe (prawie 300 filmów), wydarzenia muzyczne (ponad 200 koncertów), spotkania literackie (ponad 500), ponad 100 festiwali i wiele społeczno - politycznych spotkań różnego rodzaju. Szczegóły na stronie ChopinTheatre.com, którą - jak znajdziemy czas i energię - poszerzymy o kilkaset dodatkowych wydarzeń. Polskich wydarzeń, wyprodukowanych prawie wyłącznie za własne fundusze, było ponad 150.

T: Miałeś już wtedy rodzinę. Jak sobie radziłeś, ucząc się dopiero tworzyć teatr?

Z: Moja żona, z którą miałem dwójkę dzieci, rozwiodła się ze mną po 2 latach działalności teatru i przeniosła do Nowego Jorku, gdzie pracuje nad swoją karierą. Potem byłem sam przez 8 lat, aż poznałem Lelę, która jest Murzynką. Pobraliśmy się w ciągu 10 dni po poznaniu na plaży w Key West. Po 10 latach jesteśmy razem bardzo szczęśliwi, mamy dwóch synów: Konrada i Aleksandra.

Uczyłem się robienia teatru w marszu. Maszerujemy przez 80 godz. w tygodniu. Musimy dobrymi pomysłami i pracą we dwójkę zastąpić 50 lub więcej osób pracujących w podobnych teatrach w Polsce. W dodatku te teatry dostają finansowe wsparcie i nie płacą za budynek. W naszym wypadku nieudane decyzje artystyczne kończyły się wielokrotnie odłączeniem telefonu lub prądu i były dobrą lekcją na przyszłość. Działanie pod szyldem teatru niezależnego w USA umożliwia nam dużą elastyczność i szybkość działania przy minimalnej biurokracji.

Kiedy jednak patrzę w przeszłość, dostrzegam wyraźnie, jak wiele błędów popełniłem. Pamiętam wiele mrocznych momentów, o których nie chcę opowiadać, bo sam już nie wierzę, że się przydarzyły.

T: Ale możecie chyba mówić o amerykańskim sukcesie, prawda?

Z: Być może. Dzisiaj np. gramy cztery przedstawienia i wszystkie bilety są sprzedane. Przedstawienie na górze dostało bardzo rzadko przyznawane 4 gwiazdki w Chicago Tribune za „Nutcracker”. Przedstawienie w studio „K” („Proces” - Kafki) otrzymało „Critic’s Choice” w „Chicago Reader”.

Jeżeli sukces jest określany jako stworzenie prestiżowego artystycznego miejsca w Chicago, to chyba możemy tak uważać. Kilka lat temu ważna fundacja zaprosiła Chopin Theatre jako prelegenta jednej z najbardziej udanych organizacji w Chicago. W największej sali chicagowskiego centrum kultury dzieliliśmy scenę z przedstawicielami Blue Man Group (wystawiającej w kilkunastu metropoliach świata) i Broadway in Chicago (pięć olbrzymich teatrów musicalowych w śródmieściu). Najważniejszy ilustrowany tygodnik kulturalny „Time Out Chicago” w swoim wielostronicowym artykule również przeciwstawił Chopin Theatre jako alternatywę dla teatrów komercjalnych. Nasze przedstawienia określił jako jedne z najbardziej interesujących w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.

W lutym tego roku krytycy „Chicago Tribune” umieścili Chopin Theatre na liście ośrodków, które mają największe znaczenie w Chicago obok Art Institute of Chicago, Chicago Symphony Orchestra, Chicago Civic Opera and Pritzker Pavilion at Millenium Park. „Chicago Sun-Times” określił nas jako ośrodek z „wizją globalną”.

Sukces to chyba też stworzenie podstaw finansowych.Przy zarobkach poniżej 30 tys. rocznie trudno o takim sukcesie mówić. Tym bardziej, że starość nie radość i 60-tka na karku. Kiedyś będzie trzeba  zacząć pracować na emeryturę no i dzieci, które mają obecnie 5 i 7 lat. Ten sezon (2010/11) to nasz 20-ty i chyba trzeba się nad wszystkim poważnie zastanowić.

T: Otrzymaliście mnóstwo nagród. Wymieńmy je.

Naprawdę głupio o sobie mówić, ale niewiele wiadomo o nas w Polsce i wśród Polonii, więc może niestety trzeba.

Dostaliśmy dużo ponad 100 nagród i wyróżnień krytyków . Opisywano nasze spektakle w ponad 500-set artykułach w najważniejszych gazetach w USA i wielu krajach świata. Występowali u nas goście z ponad 30 krajów i wszystkich stanów USA. Gościliśmy wielu członków amerykańskiego Kongresu. Wydarzenia w Chopin Theatre gościły w ważnych stacjach telewizyjnych - NBC, CBS, WGN.

Czterech artystów występujących w Chopin Theatre dostało później nagrody „Geniusza” od McArthur Fundation w wysokości 500.000 dolarów każda. Trzech pisarzy było wyróżnionych Nagrodą Pulitzera. Przedstawienie „Our Town”, którego premiera odbyła sie w Chopin Theatre zostało uznane za przedstawienie dekady i przeniosło się do NY, gdzie było grane 8 razy w tygodniu przez 2 lata. Trzy różne przedstawienia Teatru Cogitatur były w ciągu trzech lat ulokowane na liście najważniejszych wydarzeń roku.

Kilka lat temu w „Time Out Chicago” trzy z pięciu najlepszych przedstawień roku były grane w Chopin Theatre. Do wyboru były setki premier.

T: Czy myślisz, że wielkopolskie korzenie są odpowiedzialne za twój sukces zawodowy, życiowy?

Z: Na pewno tamtejszy porządek i organizacja. Największy jednak wpływ na mnie miał chyba mój szalony polonista - partyzant ze średniej szkoły, z którym w latach siedemdziesiątych prowadziliśmy niekończące się dyskusje na temat Judymów, Konradów i „szklanych domów”. Udowadniał nam, że największe szczęście pochodzi z dawania. Gdyby żył, to bym go chętnie zaprosił do Chicago, żeby mi pomógł rozdawać ulotki rodakom z Polski, którzy po usłyszeniu słowa „teatr” odpowiadali - spływaj facet. Chciałbym, żeby wytłumaczył Pani Kierowniczce szkoły sobotniej, że zapraszanie dzieci na przedstawienie za 5 dol. nie jest „zapychaniem Dyrkaczowi kieszeni pieniędzmi”.

A: Nie macie swojego zespołu. Na jakiej dokładnie zasadzie funkcjonujecie?

Z: W Stanach nie ma Ministerstwa Kultury i teatry są prywatne. Aktorzy są młodzi i gdy do czterdziestki nie uda im się osiągnąć sukcesu w teatrze, zmieniają zawód. Zwykle nie mają rodziny i zobowiązań, podróżują. Nie ma więc zespołów i listy płac. Każdy liczy na dużą karierę w filmie, telewizji lub robi sztukę na swoją odpowiedzialność bez oczekiwań zapłaty.

My działamy jako producenci, współproducenci, konsultanci, opieka techniczna itd. Decydujemy o tym, który teatr i co jest grane, a lista chętnych jest do nas długa.

T: Zatem czujesz się spełniony zawodowo?

Z: Na pewno doceniam swoją rolę w tym co się tutaj dzieje.Gdy żyłem jeszcze w Polsce, zawsze mnie dziwiło, że Oskara za film roku odbiera jakiś nieznany nikomu producent, a nie reżyser filmu czy słynny aktor. Nie wiedziałem, co ten producent naprawdę robi. A to jest osoba, która musi połączyć wszystkie sprawy, rozwiązać problemy, ogarnąć kaprysy aktora i podjąć mnóstwo innych decyzji, żeby sztuka mogła zaistnieć.

T: Dużo mówisz o lokalizacji teatru w „polskim trójkącie”. Przybliż nam, proszę, ten temat.

Z: To jest piękna okolica. Przewinęło się przez nią 2 miliony polskich emigrantów. Tu są najpiękniejsze i największe kościoły w Chicago wybudowane przez Polaków. W 1986 na „Polski Trójkąt” przenieśliśmy się z jednego z najpiękniejszych budynków w Chicago, umieszczonego przy prestiżowej Lake Shore. Polaków mieszkało tutaj niewielu, mimo że większość budynków była w polskich rękach. „Polish downtown” było polem bitewnym pomiędzy gangami portorykańskimi z Humbold Park i murzyńskimi z Cabrini Green. W fasadzie teatru jeszcze do dzisiaj są ślady kul. Robiliśmy dużą kampanię, żeby Polacy tu wracali, bo my przekształcamy dzielnicę na artystyczną. Na współorganizowany przez nas z Amerykanami festiwal „Aroud the Coyote” przychodziło nawet około 80.000 widzów. Uczestniczyło w nich często ponad 600 artystów. Chopin Theatre w swoich salach pokazywał nawet 10 sztuk dziennie. Kiedy się tu wprowadziliśmy, kupiliśmy kilka budynków poniżej 40 tys. Wraz z rosnącą atrakcyjnością artystyczną ceny posiadłości poszły w górę. Niestety, większość Polaków zadowoliła się niewielkim zyskiem i zaczęła szybko wysprzedawać swoje domy. Ponieważ życie artystyczne zaczęło się dynamicznie rozwijać, ceny poszły w górę dziesięciokrotnie. Polonia straciła pewnie z miliard dolarów i dojście do śródmieścia. Chopin Theatre w tym całym rozwoju był zdecydowanie najważniejszą instytucją. Ciągle jeszcze są tu najważniejsze polonijne instytucje: pięć wspaniałych polskich kościołów, Polskie Muzeum, Towarzystwo Sztuki, Galeria Kenara, słynna Kasia’s Deli i wiele zabytkowych polskich budynków

T: Jakie są szanse na ponowne odrodzenie polskiej dzielnicy w tym miejscu?

Z: Moja żona Lela została wyznaczona przez miasto na stanowisko komisarza dzielnicowej organizacji do spraw rozwoju. Wspólnie byliśmy na ponad 30 zebraniach, napisaliśmy wiele petycji jak z naszej dzielnicy zrobić atrakcję dla turystów przyjeżdżających do Chicago. Chcieliśmy (i pewnie nadal chcemy) zrobić z „Polish Downtown” to, co w Nowym Orleanie nazywa się „French Quarter”. Ulica Division, przy której mieści się Chopin Theatre ma 5-cio metrowe chodniki, dużo zabytków i artystów. Nie tak dawno było tu kilkanaście teatrów. W tych planach nie udało nam się znaleźć żadnych polonijnych partnerów. Amerykanie, którzy się tu zaczęli przeprowadzać, inwestowali i wykupione za półdarmo domy przerabiali na luksusowe apartamenty po pół miliona. Nie bardzo chcieli mieć cokolwiek „polish”. Równocześnie nie było to na rękę miastu, które zainwestowało blisko miliard dolarów w Millenium Park nad jeziorem - to ma być wizytówka Chicago: droga, wielka, dla przeciętnego widza z przedmieść. Jednym z sukcesów jest to, że w wyniku oficjalnego protestu Teatru Chopina (sprawa znalazła się nawet na okładce „Chicago Leader”) oficjalnie zmieniono nazwę na „Polski trójkąt” dla skweru znajdującego się naprzeciw teatru. Jest to miejsce opisywane w amerykańskich książkach i pokazywane w filmach, na którym znajduje się również fontanna oraz wejście do kolejki.

T: A porosiliście o pomoc?

Od 20 lat nad tym pracujemy i trudno o tym nie wiedzieć. Plany zaczęły się od Prezesa Mazewskiego, którego zdołaliśmy przekonać, że się wprowadzamy do Polish Downtown i że nie powinien rezygnować z Kościoła Świętej Trójcy, który był już zamknięty. Na próbę otwarto go na kilka lat i był to okres, kiedy robiliśmy dużo „zamieszania” na temat historii tego obszaru Chicago. Po śmierci Mazewskiego Prezes Moskal nie był już pewny, czy warto wracać do dzielnicy, w której wysprzedano imponujące budynki Związku Narodowego czy Polish Daily News. Był całkowicie zaangażowany w sprawy stosunków polsko - żydowskich oraz wprowadzenia Polski do NATO. Niestety „stara” i „nowa” emigracja (prawie 200.000 emigracji solidarnościowej w Chicago) nie potrafiły się dogadać. Jedną ze stron tego konfliktu była Polska. Obecny Prezes Spula chyba również nie rozumie, że fundusze zbierane już przez ponad sto lat przez ich braterską organizację o specjalnym statusie podatkowym, miały służyć jako samopomoc i rozwój Polonii. Mieli pomagać biednym, imigrantom, a nie wypłacać sobie olbrzymie honoraria. Byłem członkiem PNA kilkanaście lat i to chyba ciężko pracującym nad sprawami Polonii, ale kiedy na początku roku poprosiłem o wynajęcie pianina na koncert, to zostałem odesłany z kwitkiem. Kilka lat temu w plebiscycie radiowym wybrano mnie działaczem roku. Dostałem 3 razy więcej głosów niż Prezes, więc nawet dla Polonii nie jestem nieznaną osobą.

A: Mówisz niekiedy o finansowaniu kultury przez państwo. Z drugiej strony jesteś bardzo zadowolony ze swojej niezależności, co w jakiś sposób wyklucza się. Czy w ogóle państwo powinno finansować kulturę, czy powinno to być domeną niezależnych organizacji i działań biznesowych?

Z: Myślę, że każde państwo powinno sponsorować kulturę, bo kultura edukuje i cywilizuje społeczeństwo. Większość z nas nie ma wystarczającego zrozumienia lub odczuwania kultury wyższej. Kilkakrotnie trzeba czytać wiersze albo słuchać muzyki klasycznej lub jazzowej. Z czasem zaczynamy być entuzjastyczną i wyrobioną publicznością. To wymaga finansowego wsparcia.  Ale żeby znaleźć wielkich impresariów polskiej kultury, którzy się temu poświecą, trzeba również stworzyć proste i przezroczyste warunki współpracy. Wtedy są rzeczywiste efekty, a nie rocznicowe akcje. Przykładem jest choćby to, że Chopin Theatre zorganizował spotkania lub wykłady około setki ważnych twórców polskiej kultury czy nauki. Przychodziło od 50 do 200 osób. Z braku pieniędzy możemy to robić tylko sporadycznie.Kilka razy współpracowaliśmy z konsulatem. Szwajcarski Ich Swiss Benevolent Society szybko, w prostej formie finansuje artystom koszty podróży. Wiesz, na czym stoisz. Mogłaby to załatwiać w Polsce jedna odpowiedzialna osoba w 24 godziny...Inaczej Polonia będzie marginalizowana. Kilkakrotnie artyści w Polsce starali się o pomoc w przyjeździe do Chopin Theatre. Niestety, nigdy się nie udało. Przez 20 lat poszły do Chicago i Nowego Jorku milionowe dotacje na instytuty, festiwale, konferencje itd. Mógłbym o tych pozornych działaniach i, w efekcie, niszczeniu polskiej kultury, napisać książkę. Ale muszę przedtem wziąć urlop, bo jak o tym myślę, to czuję, że dostanę ataku serca.

A: Rozumiem z tego, co mówisz, że Polska w niedostateczny sposób promuje swoją kulturę? A takie miejsca jak twoje nie mają wsparcia…

Z: Polska jest krajem układów. Jest chyba tak, jak w książce Wildsteina Dolina nicości. Ale być może w nowym dwudziestoleciu będzie lepiej. W tym roku po raz pierwszy dostaliśmy pomoc od Wspólnoty Polskiej na zorganizowanie pięciu koncertów związanych z rocznicami Chopina i Paderewskiego. Są one zalążkiem naszej nowej inicjatywy „Chopin Branch” – cotygodniowych spotkań w sobotę rano, rozpoczynających się późnym śniadaniem, obejmujących dyskusję na interesujący temat i zakończonych koncertem muzyki Chopina. Nazwisko Chopina będzie również synonimem „europejskiego” salonu. No jadę na ten urlop, już jadę...

Koniec części pierwszej.
Przejdź do części drugiej

 

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Polonia w USA

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Polonia na świecie · Ludzie · Kultura i sztuka · Rozrywka

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

omni · 2011-06-09 23:33:55

ŚWIETNE, GOOD JOB:)

Barbara · 2011-04-08 20:39:36

Panie Zygmuncie wyrazy szacunku:-)

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...