Podziel się   

Polonia w USA Pokaż wszystkie »

Wydanie 2012-10 · Opublikowany: 2012-11-30 21:31:29 · Czytany 13846 razy · 2 komentarzy
Nowszy Starszy

Panna Maria - pierwsza polska osada w Ameryce

Panna Maria jest położona na porośniętej dziką trawą równinie, w dolinie rzeki Antonio i Cibolo w Teksasie. Żyzna ziemia w okolicach San Antonio zauroczyła franciszkanina, ojca Leopolda Bonawenturę Marię Moczygębę, który przybył na te tereny, by nieść kapłańską posługę grupie niemieckich osadników. Zamarzyło się księdzu Moczygębie sprowadzenie tu swoich rodaków z Górnego Śląska, a jego marzenie wkrótce się spełniło, gdy stu pierwszych osadników przybyło na tę ziemię za chlebem.

Był rok 1852. Warunki życia na Śląsku były ciężkie, więc zwiedzeni możliwością pracy na żyznej teksańskiej ziemi rodacy przybyli tu ze swoimi rodzinami, nie zdając sobie sprawy, jaki czeka ich los. Wielkie było ich zdziwienie, gdy po trudach podróży najpierw statkiem, a później wozami zaprzężonymi w woły, dotarli wreszcie w grudniu do wybranego przez ojca Moczygębę miejsca. Przywitał ich rozłożysty dąb oraz łany dzikich traw, w których czaiły się jadowite węże i jaszczurki. Znaleźli też setki tysięcy leżącej odłogiem, nigdy nie uprawianej ziemi.

Przygotowani na zimny grudzień Ślązacy wyglądali groteskowo w swoich ciepłych, gęsto tkanych ubraniach. Umęczeni podróżą i ciężkimi warunkami pogodowymi, dalecy byli od euforii. Część z nich zmarła w ciągu ośmiotygodniowej podróży, a wielu chorowało. Sytuacja wyglądała tragicznie. Niektórzy chcieli wracać, ale niestety nie mieli do czego. By przyjechać do Ameryki sprzedali wszystko, co posiadali. Chcąc nie chcąc, zmuszeni zostali więc do zorganizowania sobie życia w dalekim i obcym kraju.

Ojciec Moczygęba w swoim entuzjazmie zapomniał napomknąć rodakom o zupełnie innych warunkach panujących w Teksasie, do których sam zdążył się już przyzwyczaić. Ziemi owszem, było bardzo dużo, ale należało włożyć mnóstwo pracy w jej zagospodarowanie: wykarczować, wybudować domostwa dla rodzin, szkołę dla dzieci i kościół, bez którego Ślązakom trudno było sobie wyobrazić nowy początek. Szybko więc, nie bacząc na niewygody i niesprzyjające warunki, Ślązacy wzięli się za budowę kościółka pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Z budową owego kościoła związanych jest wiele opowieści i anegdot. Śląski naród, nienawykły do upałów, komarów i jadowitych węży, mimo dobrej woli i chęci do pracy zaczął podupadać na zdrowiu, a niewielki cmentarzyk powoli zapełniał się nowymi grobami.

Okazało się, że budowa kościoła wchodząca powoli na teren cmentarza zagraża świętemu spokojowi zmarłych, postanowiono więc przenieść szanowne szczątki dalej, by móc dokończyć pracę. No i zaczęło się. A to dachówki same odpadały z kościelnego dachu, a to rusztowanie zawaliło się z hukiem w środku nocy, a to jakieś zimne dłonie dotykały modlących się. Ludzie szeptali po kątach, że to wina przeniesienia szczątków i że duchy tam pochowanych rozrabiają z niezadowolenia, iż zakłóca się im spokój po śmierci. Nie dosyć, że ojciec Moczygęba wywlókł ich z biednej, ale przyjaznej wioski do tego diabelskiego miejsca, to jeszcze dusze umarłych nie mogą teraz przez niego spocząć w spokoju.

Ojciec Moczygęba coraz bardziej tracił w oczach Ślązaków, którzy nie tak wyobrażali sobie Teksas. Ich pierwsze Boże Narodzenie nie wyglądało radośnie. Z daleka od ojczyzny i tradycji, coraz częściej oskarżali ojca Moczygębę o swój marny byt, choroby i tęsknotę za krajem. Zaniepokojony, ojciec Moczygęba postanowił wynagrodzić biedę rodakom i własnym kosztem wydał dla nich świąteczną ucztę, na którą przygotował wiele smakołyków. Jednym z nich była gotowana w wielkim kotle zupa. Po uroczystej mszy wymizerowany naród zasiadł przy wspólnym stole i nabożnie czekał na smakowicie pachnącą zupę, którą ojciec Moczygęba zaczął rozlewać wielką chochlą. Niejeden już sięgał z niecierpliwością po łyżkę, gdy z jednego z talerzy rzucił się na środek stołu na wpół ugotowany, jadowity wąż, który w kulturze chrześcijańskiej jest symbolem szatana. Przerażeni tym ludzie rzucili się z krzykiem od stołu, a biedny ojciec Moczygęba stracił ostatnią być może szansę pojednania z krajanami. Nie był to bowiem najszczęśliwszy dla Ślązaków omen. Parę rodzin zdecydowało się opuścić tę „przeklętą” osadę i wyruszyło w nieznane. Ci, którzy zostali, postanowili dokończyć budowę kościoła i zapuścić korzenie w osadzie, którą nazwali Panna Maria od przywiezionego ze sobą sztandaru ze świętą Marią.

Ojciec Moczygęba, mimo niepowodzenia w stosunkach z rodakami, na zawsze wpisał się w karty amerykańskiej historii jako człowiek czynu, wiary i walki o lepszą przyszłość. Sam był synem śląskiej ziemi. Urodzony pod zaborami, znalazł wolność w krzewieniu wiary poza granicami swojego kraju. Jako misjonarz przyjechał do Ameryki, by pełnić misję i pomagać niemieckim emigrantom, których spora grupa przybyła do Teksasu. Tutaj właśnie, zachęcony zdobyczami niemieckich osadników, postanowił zgromadzić swoich własnych rodaków, nękanych pod pruskim zaborem. Odwieczny głód ziemi w Polsce spowodował momentalną reakcję ludzi.

Jak już wspomnieliśmy, po przybyciu na miejsce zastali ojca Moczygębę pod sławnym dzisiaj dębem, w otoczeniu komarów, polnych koników, jaszczurek i jadowitych węży. Zdani na siebie, swoją odrębność kulturową i językową, byli narażeni na drwiny i akty przemocy ze strony tubylców. Prawo w tych czasach nie należało do najmocniejszych stron systemu rodzącej się Ameryki, często więc byli łupieni i zastraszani. Parę lat trwała walka emigrantów z nowymi warunkami atmosferycznymi, chorobami, suszą, malarią i zewnętrznymi wrogami. Wielu przypłaciło tę wyprawę życiem, a reszta straciła wolę budowania marzeń z piasku.

Te ciężkie warunki sprawiły, że niechęć do ojca Leopolda była wystarczająco duża, aby zmuszony został do opuszczenia Panny Marii, by nigdy już nie powrócić do niej żywym. Dopiero jego szczątki zostały przeniesione z Detroit, gdzie zmarł, pod słynny dąb, w którym to miejscu odprawił dla przybyłych swoją pierwszą mszę.

Lata mijały w Pannie Marii, a jej mieszkańcy nie porzucili tego niegościnnego miejsca; postanowili je oswoić i upiększyć swoim unikalnym folklorem wtopionym w teksański klimat. Nikt i nic nie było w stanie im przeszkodzić. W Pannie Marii powstała pierwsza w Ameryce polska szkoła imienia Świętego Józefa, prowadzona przez ojca Felixa Zwiarowskiego, który starą szopę przystosował do nauki dla swoich 32 uczniów. Dzisiaj mieści się w niej muzeum miasta: każdy może tam wejść i cofnąć się w czasie o 150 lat, gdy nasi rodacy zdobywali nieprzyjazną ziemię i pokonywali choroby oraz przeciwności losu, by zbudować do dzisiaj prosperujące miasteczko. Na cmentarnych nagrobkach ciągle można znaleźć nazwiska pierwszych osadników miasteczka.

W drodze z San Antonio (około 50 mil) można zahaczyć o to polskie miasto w sercu Teksasu i zatrzymać się w miejscowym Bed and Breakfast, gdzie wciąż słychać życie małego miasteczka o poranku, a wieczorem melodię dzwonu z pobliskiego kościoła, na który nasi rodacy wytrwale składali pieniądze. Czas tutaj się zatrzymał; uśpione miasteczko zaprasza tych wszystkich, którzy będą chcieli dotknąć ściany starego kościoła i dębu szumiącego tak samo, jak szumiał dla naszych rodaków 150 lat temu.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Polonia w USA

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Historia

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Pejter · 2017-08-06 11:32:31

górny Śląsk nigdy nie był pod zaborami

jacek · 2012-12-13 22:33:59

Fajnie dowiedziec sie o historii rodakow w dalekim Teksasie. Kto by pomyslal ze do dzisiaj istnieje miasteczko o tak wymownej nazwie, Panna maria. Fascynujaca historia, moze wiecej na temat ksiedza Moczygeby? Gdyby ktos wiedzial cos na ten temat to prosze sie podzielic. To dopiero byl by film! A nasi filmowcy wymyslaja historie jak my tu mamy takie perelki.

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...