„Śpiewać każdy może…” A pisać?
Zamieszczone w tytule słowa, to oczywiście fragment utworu satyrycznego, ale niektórzy biorą je zbyt dosłownie i kierując się parafrazą zacytowanej piosenki „Pisać każdy może...” – piszą. Otóż nie, po stokroć nie! Nie każdy może! To dobre w kabarecie, ale nie w literaturze przez duże „L”.
Kilkakrotnie nosiłam się z zamiarem napisania paru słów na temat szerzącej się w naszym mieście „epidemii poetyckiej”. Ostatecznie sprowokował mnie do tego artykuł A. Lizakowskiego „Poeci Chicagowscy”, zamieszczony w „Dzienniku Związkowym”. Autor przyjmuje w nim postawę dziewicy, która i chciałaby, i boi się. Chciałby skrytykować, ale boi się. Pytam: czego? Odtrącenia? A może krytyki kolegów po fachu? Nie sądzę, aby musiał, jest bowiem dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”. Wróćmy jednak do naszych poetów emigracyjnych. Nostalgia często dotyka emigranta, z niej rodzą się wspaniałe utwory literackie, muzyczne, malarskie. Nostalgia rodzi się z rozłąki, rozłąka jest cierpieniem, miłość bywa cierpieniem. To wszystko, plus alienacja i brak kontaktu słownego w swoim języku, rodzi frustrację, a ta musi znaleźć ujście, gdyż inaczej może prowadzić do złego. Rzucamy się więc w wir pracy fizycznej, często zupełnie nam obcej, sięgamy po książki, gazety, wszystko, co nam przybliża kraj lat dziecinnych. Często sięgamy też po pióro i piszemy. To dobrze, to lepsze niż inne środki tłumiące uczucie. To jest też swoisty rodzaj terapii psychicznej (zresztą stosowanej powszechnie w psychologii). Sztuka ma bowiem moc olbrzymią. Ona nie tylko łagodzi obyczaje, ale koi i uzdrawia. Bądźmy jednak bardzo ostrożni w ocenie tego, co robimy. Miejmy pokorę wobec słowa - szczególnie słowa pisanego. Bierzmy odpowiedzialność za to, co mówimy. Nie rzucajmy słowem jak piłką, bo ono ma niekiedy moc granatu.
Literatura to pojęcie ogromnie szerokie i bardzo pojemne. Częścią literatury jest poezja. Mamy w języku polskim olbrzymie bogactwo wspaniałych utworów poetyckich, mamy przykłady na to, że ich oddziaływanie miało ogromny wpływ na naszą skomplikowaną historię. Ośmielam się powiedzieć, że bez utworów naszych wieszczów Romantyzmu nie byłoby „Solidarności” i zwycięstwa prawdy i sprawiedliwości. Po latach niewoli językowej został jednak trwały ślad w naszej psychice. Teraz wolno nam wszystko. Wolność słowa, demokracja, swoboda w głoszeniu poglądów. Tak! Trzy razy TAK! Są jednak pewne granice, kryteria, bez których nie może być mowy o porządku i praworządności. To, co tu piszę, to nie polityka - daleka jestem od niej. Ja stale o literaturze, stale w jej obronie. Zauważyłam bowiem, że staliśmy się bezkarnymi i bezkrytycznymi ignorantami w nazywaniu pewnych „utworów” literaturą czy też poezją. Mała kobieta o wielkim sercu, która przewodzi grupie Chicagowskiego Zrzeszenia Literatów, robi dobrą robotę na niwie krzewienia folkloru polskiego. Chwała jej za to! Nasuwa się jednak pytanie: czy dobre serce wystarczy jako kryterium do oceny i ferowania wyroków w sprawie tak wielkiej wagi, jaką jest literatura? Dziś bowiem wystarczy mieć trochę pieniędzy i wydrukować można wszystko, nawet w Polsce – tam nawet lepiej, bo taniej i wydawnictw „jak mrówków”. Ich właściciele nie protestują przeciwko naszych „dolarowym poetom”, choć swoich też mają pod dostatkiem. Wystarczy pójść do jakiejkolwiek księgarni i spojrzeć na dział poetycki (jedna półka). Straszą tam „dzieła” typu hard sex w wykonaniu znanych aktorów polskich (ważne jest nazwisko). Zaznaczam, że nie mam nic przeciwko erotykom, nie jestem pruderyjna i mnie zdarzało się pisać wiersze pod wpływem wielkiej miłości. Leżą sobie one głęboko w starej szufladzie. Nie odważyłabym się ukazać ich światu. Gdzie się podziały tomiki poetów naszej młodości? Konia z rzędem temu, kto znajdzie wiersze Małgorzaty Hillar, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Gałczyńskiego, czy poetów rosyjskich: Jasienina, Majakowskiego (cudowny poemat „Kocham”). A Edward Stachura? Te klimaty są nam bliskie, myśmy się na nich wychowali, one nauczyły nas poczucia estetyki, dobrego smaku, bo to były i będą przykłady dobrej literatury. Czy młodym ludziom są znane, czy coś im mówią? Wątpię. Nie dlatego, abym oskarżała ich o brak wrażliwości - Broń Boże! Szanuję młodzież i wiem, że ona jedynie ma świeżość spojrzenia na pewne sprawy, tę chęć naprawy zła, ona jeszcze nieskalana cynizmem i oportunizmem. Musimy jej dawać dobre wzorce, pokazywać prawdziwe piękno. Jest wśród nich wielu wspaniałych twórców młodej literatury, których stale, od lat niezmiennie drukuje poczciwy miesięcznik „Poezja”(wydawany w Polsce). Wróćmy jednak do naszych poetów emigracyjnych. Pisze p. Lizakowski, (bardzo delikatnie) że brakuje im warsztatu. Obawiam się, że to tylko część prawdy. Żaden warsztat, nie zrobi z rzemieślnika artysty, a z kanarka słowika. Trzeba mieć tę iskrę Bożą, zwaną talentem, a tym obdarzeni są nieliczni i dobrze. Pan Bóg wie, co robi, bo strach pomyśleć, co by było, gdyby było inaczej. Rozgorzałaby regularna wojna na Chicagowskim Parnasie (sic!), a siły po obu stronach ogromne. Namnożyło się bowiem tych poetów w naszym mieście wielu. Co drugi to poeta. Musi coś być w tym powietrzu?!
Jeszcze parę słów na temat warsztatu. Raz na stulecie pojawiają się talenty, które podobne są do nieoszlifowanych kamieni, które (o ironio!) straciłyby na wartości, gdyby je poddano obróbce. To są naturszczycy. Tych należy szczególnie chronić od zapomnienia, bo to już dinozaury. Myślę o Nikiforze, Papuszy (poetce cygańskiej) i innych, którzy żyją wśród nas. Gdybyśmy ich nauczyli na siłę warsztatu, pozbawilibyśmy świeżości i naturalności, a to są rzeczy bezcenne.
Śpiewał kiedyś nasz Jan Kochanowski i choć wzorował się na wielkich przodkach łacińskojęzycznych i miał świadomość swego talentu, to wyznawał skromnie: „Sobie śpiewam, a muzom”. Skromność i pokora - oto cechy wielkości. Biedne mury, muszą chyba zatykać uszy, kiedy słyszą coś takiego, co ja usłyszałam przez radio (zaproszenie na wieczór autorski poety). Cytuję: „Zmęczony, smutny z marzeń wyzuty idę na spacer i wkładam buty. Niczego mi nie potrzeba. Patrzę do góry, deszcz spada z nieba”. Koniec cytatu. Nic dodać, nic ująć. Żeby jeszcze tylko trochę talenciku spadło z nieba, drogi poeto! Mam nadzieję, że tego „utworu" nie ma w „Antologii”, bo „gdyby te księgi zbłądziły pod strzechy”... to biada nam narodzie poetów prawdziwych.