Temat Smoleńska pięć lat po katastrofie nadal budzi kontrowersje
Minęło pięć lat od katastrofy smoleńskiej. Tym, którzy w niej zginęli, należy się pamięć i modlitwa i te, z okazji tej bolesnej rocznicy, w kraju były. Nie zabrakło też kwiatów, rozmaitych wypowiedzi członków rodzin zmarłych i polityków w mediach. Przez kilka dni temat ten nie znikał ze szpalt gazet, fal eteru, i TV. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że w Warszawie przy ulicy Trębackiej, 67 metrów od Krakowskiego Przedmieścia, stanie pomnik ku czci ofiar.
Lecz w tym samym czasie również ogłoszono, że prokuratorskie ustalenia związane z tą katastrofą zostały podważone i treść zapisów rozmów z czarnych skrzynek stanęła w sprzeczności z wcześniejszymi ekspertyzami uznanych instytucji. W kraju zawrzało. To komu i w co mamy teraz wierzyć? – pytają Polacy. A ponieważ są tacy, którzy w zamach wierzą i są w tzw. „sekcie smoleńskiej”, oraz tacy, którzy nie wierzą i są w „sekcie antysmoleńskiej” (obie nader szczerze się nienawidzą!), przeto obecnie przewagę zyskali ci pierwsi i grzmią.
Nawet niemiecki żurnalista, Jurgen Roth, uznawany za rzetelnego dziennikarza śledczego, opierający się na uzyskanej z przecieku notatce niemieckiego wywiadu wskazuje, że to był zamach. Mówi się też, co może szokować, że ktoś z Polski zlecił komórce FSB przeprowadzenie tego zamachu, z tym że – jak na razie – imię i nazwisko, pesel oraz adres zamieszkania tego kogoś nie są znane. Wtóruje również temu wątkowi znany komentator życia politycznego, Lech Wałęsa, który oficjalnie wypowiedział się w tej sprawie: „Obawiam się, że Rosjanie mają dobrze udokumentowany lot i na razie pozwalają nam na rozmaite gry, ale w pewnym momencie tę rozmowę braci (tzn. Jarosława i Lecha Kaczyńskich – red.), którą na pewno mają nagraną, wyciągną. To będzie bomba atomowa i załatwi wszystko”. No i coraz głośniej słyszy się o tym, żeby na ten temat ujawnili, co mają do ujawnienia, Amerykanie, którzy – jak powszechnie się przypuszcza – Kontrolują wszystko i wszystkich. Tak więc temat Smoleńska ożył i żyć będzie jeszcze długo.
Tymczasem córka zmarłego w katastrofie wybitnego PiS-owskiego polityka, Zbigniewa Wassermanna, Małgorzata, w ostatnich dniach opublikowała (w formie wywiadu rzeki) książkę zat. „Zamach na prawdę”. Oto jej fragmenty:
Bogdan Rymanowski: Dziesiąty kwietnia…
Małgorzata Wassermann: Boże, chciałabym o tym dniu zapomnieć. Zadzwoniłam wtedy do znajomego dziennikarza, „Ale w tym samolocie był również mój ojciec!” – wykrzyczałam. „OK!”, usłyszałam w odpowiedzi. Pomyślałam, że musi być bardzo źle. Mama, dzwoniąc, powiedziała – pamiętam – „skoro Zbysia nie ma, to nie ma już nic”.
BR: Jak wyglądała wizyta w Moskwie?
MW: Razem ze mną polecieli bratowa, Daria Wassermann, i Mateusz Bochacik. Z lotniska udaliśmy się prosto do Instytutu Medycyny Sądowej. Panował tam bałagan, brakowało ludzi. Po godzinie zabrali nas: pani psycholog z Polski, rosyjska tłumaczka i prokurator.
BR: Zaczęły się pytania?
MW: Wcześniej do pokoju weszła atrakcyjna blondynka. Wyglądała na czterdzieści parę lat. Prokurator zapytał o ojca rzeczy, które miał przy sobie. Byłam przerażona, nie pamiętałam nawet koloru oczu ojca. Do prosektorium poszli Daria i Mateusz. Wtedy podeszła do mnie blondynka. Świetnie mówiła po polsku, bez cienia akcentu. Byłam przekonana, że jest Polką. Za chwilę zaprowadziła mnie do kolejnego prokuratora. „To Sierioża – powiedziała – on tu jest najważniejszy”. Ten poprosił mnie o napisanie oświadczenia, że rozpoznałam ciało ojca. Po skontaktowaniu się z moimi napisałam: „tak, to jest mój ojciec”. Byłam zmęczona i wyczerpana, od katastrofy praktycznie nie zmrużyłam oka.
BR: Mijają godziny i co?
MW: Zaczynają odczytywać pouczenie po rosyjsku i tłumaczą na polski. Ja chcę zrezygnować z praw, jakie tu przysługują. Nie pomaga, czytają mi nadal. Wtedy blondynka chwyta mnie za rękę: „Małgorzata, ty z nimi nie dyskutuj, to najważniejszy prokurator”. Wyciąga z torebki raphacholin. „O, widzę, że ma pani nasze lekarstwo, jest pani Polką?” – pytam. „Nie, jestem Rosjanką”. Po tych słowach jakbym ocknęła się z letargu. Zdałam sobie sprawę, że nie ma przy mnie nikogo z Polski. Pani psycholog i pracownik ambasady wyszli z pokoju.
BR: Czy w Moskwie rozmawiała pani z kimś o rodzinnych sprawach?
MW: Z nikim, ale oni wiedzieli o nas bardzo dużo. Także, że ojciec miał dwie wnuczki, tylko imienia jednej z nich nie znali. Były też pytania: gdzie pracuję, czy to moja własna kancelaria i jaki jest do niej numer telefonu. Zorientowałam się, że coś nie jest tak…
BR: A po przylocie do Polski?
MW: Spotkałam się z prokuratorem Szelągiem, który wyjął z teczki zdjęcia i zapytał, czy chciałabym zobaczyć. Gdy pokazał mi pierwsze z nich, odrzuciłam je jak poparzona. Popłakałam się. Twarz taty była taka… ładna. Nie miała ani jednej zmarszczki. W tamtej jednej chwili zachwiał się świat, który zbudowałam sobie po 10 kwietnia… Wierzę, że mój tata jest w niebie. Życie wieczne nie jest dla mnie fikcją i domaganie się ekshumacji nie oznacza, że nie szanuję miejsca spoczynku ojca. Dla mnie najważniejsza jest dusza ludzka.
Źródło: Informator Warszawski