W nich jeszcze ptaszki śpiewają po polsku…
Kto mieszka w Polsce lub może bywa w niej tylko przejazdem, ten wie, że lasy w tym nadwiślańskim kraju są wciąż własnością całego narodu i każdy ma prawo dowolnie z ich dóbr korzystać: urządzać sobie spacery, zbierać jagody i grzyby, wreszcie kupować drewno na opał. Są jednak tacy, którzy rozszerzają to dobrodziejstwo i przypisują sobie prawo czynienia z pięknych terenów leśnych zwykłego śmietnika. Stąd w lasach tyle porzuconych puszek po konserwach, rozmaitego kalibru butelek, podartych toreb reklamowych, zużytych opon samochodowych, a nawet zbytecznych już w gospodarstwie domowym lodówek, kuchenek, pralek, telewizorów, komputerów i innych zdezelowanych przedmiotów. Kierowane do społeczeństwa apele, by nie pastwić się nad tą wspaniałą zielenią, niewiele pomagają. Są tacy, którzy czynić to będą zawsze – z oszczędności na wywozie śmieci? Ze zwykłej ludzkiej głupoty? Inspirowani tym, że „inni przecież też tak robią”? Smutne to, ale prawdziwe.
Lasy, jak dotychczas, rzeczywiście są bogactwem całego narodu, ale od 1924 roku zarządza nimi firma pod nazwą Lasy Państwowe, zatrudniająca dziś 26 tys. pracowników i mająca we władaniu obszar prawie 8 milionów hektarów, co stanowi prawie czwartą część powierzchni kraju. Na tym terytorium z kolei znajdują się blisko 2 miliardy metrów sześciennych drewna wartego 400 mld złotych. To właśnie głównie ze sprzedaży tego drewna firma ta rocznie uzyskuje przychody rzędu 7 mld złotych i zysk na poziomie 300 milionów złotych. W rękach prywatnych znajduje się nie więcej, niż 20 procent tego leśnego dobra.
Leśnicy, gospodarze tej wielkiej zieleni, są obecnie wstrząśnięci, ponieważ w styczniu br. rząd zaakceptował projekt zmian w ustawie o lasach. Zakłada on, iż w ciągu najbliższy dwóch lat poważnie nadwątlony budżet państwa wyciągnie z tej firmy 800 mln złotych rocznie, czyli 1,6 mld zł w ciągu dwóch najbliższych lat. Ponadto, od 2016 r. ma ona płacić 2 proc. z rocznego przychodu z tytułu sprzedaży drewna. Już wiadomo, że z tej kwoty (1,6 mld zł) – 1,3 mld zł ma być przekazane na drogi lokalne, a kwota 300 mln zł trafi na ratowanie budżetu.
Drogi rzecz ważna i trudno się z tą decyzją nie zgodzić, zwłaszcza że dziur w tych jedno- i dwupasmówkach nie brakuje. Problem w tym, że nałożenie tego haraczu na Lasy Państwowe może skutkować poważnym osłabieniem wykonywania zadań przez leśników, którzy na co dzień te lasy ochraniają, dbają o rozwój i dostęp do nich społeczeństwa w celach rekreacyjnych i gospodarczych. Najwięcej mogą stracić Parki Narodowe, które mimo że formalnie finansowane są z budżetu państwa, często były wspomagane pieniędzmi właśnie z Lasów Państwowych.
Ale jest jeszcze nader istotna kwestia stabilizacji finansowej tej państwowej firmy. Idzie bowiem o to, że od maja 2016 roku obcokrajowcy będą mogli swobodnie nabywać w Polsce ziemię, a więc i lasy, gdyby oczywiście objęte zostały prywatyzacją. A mogłoby to nastąpić wówczas, gdyby firma ta straciła płynność finansową. Wtedy rząd mógłby się zdecydować na jakąś formę prywatyzacji. Otworzyłoby to drogę do wykupu lasów, także przez obcych, co niechybnie spotkałoby się z ostrym sprzeciwem społeczeństwa. Już trzy lata temu rządzący próbowali to zrobić, jednakże na skutek masowych protestów – zebrano 1,5 mln podpisów – z zamiaru tego zrezygnowano.
Obecnie trwają prace nad projektem zmiany ustawy o lasach. Wszyscy zastanawiają się, w jakim kierunku one pójdą. Czy ustawodawca, jak piętnaście lat temu, znów zaproponuje przekształcenie Lasów Państwowych w jednoosobową spółkę skarbu państwa, czy jednak pozwoli obecny status quo utrzymywać nadal, przy jakimś tam niewielkim dodatkowym finansowym obciążeniu? Na tę nową decyzję czekają leśnicy, a wraz z nimi wszyscy Polacy, albowiem ten ogromny skarb, polskie lasy, jest już ostatnią przestrzenią, w której człowiek czuje się naprawdę wolny i suwerenny, gdzie jeszcze ptaki, z kukułeczką włącznie, śpiewają tylko po polsku.
Gdyby zaś, co nie daj Boże, stało się inaczej… Nie, nie, przestańmy gdybać. Trzeba wierzyć, że za pół roku, w lipcu, znów pójdziemy tam gdzie zawsze, zbierać borówki i przyglądać się płochym sarenkom. A może i śmieci pod tymi sosenkami zacznie ubywać?... Ech, byłby to cud!.