Jeśli się wierzy w to, co się robi, to można przenosić góry...
Jeśli się wierzy w to, co się robi, to można przenosić góry... Z kapitanem polskiej reprezentacji Davis Cup, gościem honorowym i uczestnikiem 14 polonijnego turnieju tenisowego Handzel Open, Radosławem Szymanikiem, rozmawia Andrzej Kentla.
Radku, współorganizator i kierownik największego polonijnego turnieju tenisowego Handzel Open, Jacek Dąbrowski, wielokrotnie w latach ubiegłych zapowiadał Twój przyjazd na doroczny turniej, odbywający się w tym roku już po raz czternasty w aglomeracji chicagowskiej. Stało się to po raz pierwszy w 2013 roku. Dlaczego tak późno i dlaczego właśnie teraz zdecydowałeś się wreszcie przyjechać na ten turniej?
Dlaczego tak późno? Bo wcześniej tak naprawdę nie miałem takiej możliwości, aby przyjechać na ten turniej. Mój kalendarz, z racji tego, że pracuję z deblistami, był tak napięty, że trudno było znaleźć jakiś wolny tydzień. W tym roku mam więcej czasu wolnego. Na turnieju tenisowym Polonia Open na Florydzie poznałem Grzesia Handzla, poznałem całą ekipę z Chicago, serdecznie mnie zapraszali i dzięki ich uprzejmości jestem tutaj i bardzo się cieszę z tego przyjazdu. Może na początku miałem jakieś momenty zawahania, ale jak poznałem tych wszystkich ludzi i zobaczyłem, jak są serdeczni, to zrozumiałem, że chcę tutaj być i zrobię wszystko, aby się tu znaleźć. Dzisiaj nie żałuję, że tu przyjechałem. Powiem więcej, jestem superszczęśliwy, że to się stało. Jestem w Chicago już szósty dzień i traktują mnie jak gwiazdę. Czasami, gdy odbieram telefon, jestem pytany, czy odbiera celebryta. Jest to bardzo miłe, ale ja się nigdy nie czułem celebrytą i za takiego się nie uważam. Jestem bardzo wdzięczny Grzegorzowi, Jackowi, Zygiemu za to, że mogę tutaj być, że byłem na tym turnieju, który dzisiaj się skończył. Moim zdaniem zaprezentowany tutaj poziom tenisa był bardzo wysoki. Cieszę się, że główny turniej wygrał podopieczny Jacka Dąbrowskiego, Konrad Zięba. Konrad zagrał bardzo dobrze finałowy mecz i w całym turnieju zaprezentował przyzwoitą formę. Świadczy to dobrze o poziomie jego umiejętności tenisowych. Przede wszystkim jest to udany turniej dla kibiców i uczestników, a o to tak naprawdę chodzi. Oprócz możliwości zobaczenia dobrego tenisa w turnieju Pro chodzi także o to, żeby się spotkać, pograć, spędzić mile czas w dobrym towarzystwie.
Stany Zjednoczone są krajem, który stosunkowo dobrze znasz, bo na różnych turniejach ATP bywałeś w rozmaitych zakątkach Ameryki Północnej: Indian Wells w Kalifornii, Miami na Florydzie, Cincinnati w Ohio, Nowy Jork w czasie US Open. Czy Twoja wizyta w Chicago jest pierwszą wizytą w tym mieście, czy byłeś już kiedyś tutaj?
Tak, pierwszy raz jestem w Chicago i powiem szczerze, że tak naprawdę znam Chicago tylko z przekazów telewizyjnych, z tego, co mogłem znaleźć o tym mieście w internecie. Będąc w downtown, byłem niesamowicie zaskoczony architekturą. Nowojorski Manhattan jest rozpropagowany jako typowa wizytówka Stanów Zjednoczonych, ale architekturę chicagowskiego downtown, budynki, które się tam znajdują, oceniam o poziom wyżej od Manhattanu. Z drugiej strony jest tutaj dużo schludniej i czyściej, niż w Nowym Jorku. Wydaje mi się również, że ludzie w centrum Chicago sprawiają wrażanie bardziej zrelaksowanych, przyjacielskich w porównaniu do ciągle spieszących się, przepychających przechodniów na Manhattanie. Odniosłem wrażenie, że chicagowianie są bardziej wyluzowani, sympatyczniejsi, częściej się uśmiechają. Jestem naprawdę mile zaskoczony tym, co zobaczyłem w waszym mieście.
Twoja obecność na marcowym turnieju Polonia Open na Florydzie i na czerwcowym turnieju Handzel Open w Illinois daje Ci możliwość porównania tych dwóch dużych zawodów tenisowych amerykańskiej Polonii. Proszę o komentarz w tej sprawie.
Żałuję, że nie byłem na pierwszym tygodniu Handzel Open. Moje obowiązki zawodowe mi na to nie pozwoliły. To, co zobaczyłem w ciągu trzech dni drugiego tygodnia zawodów, mam na myśli przede wszystkim atmosferę tego turnieju, nastawienie i oddanie ludzi, którzy go organizują, jest zdecydowanie inne. Myślę, że ten turniej ma olbrzymi potencjał. Przede wszystkim jest on organizowany z potrzeby serca tych ludzi, nie jest to robione dla jakiegokolwiek biznesu czy zysku. Odniosłem wrażenie, że są oni motywowani potrzebą zorganizowania czegoś fajnego i sądzę, że jest to bardzo odczuwalne przez wszystkich uczestników tego turnieju. Każdy z nich czuje się wyróżniony, wiedząc, że ktoś o niego zadba, ktoś zapyta, czy wszystko jest w porządku. Jest to niesamowicie miłe.
Jak oceniasz sportowy poziom tych zawodów, szczególnie turnieju Pro-Am?
Myślę, że od fazy ćwierćfinałów poziom był bardzo, bardzo wysoki. Poziom tenisa zaprezentowany w pojedynkach półfinałowych czy w finale można z powodzeniem porównać do poziomu, jaki obserwujemy na turniejach zawodowych Futures z pulą nagród 10 tysięcy dolarów.
Uczestnikami turnieju Pro-Am Handzel Open są często zawodnicy grający w tenisa w amerykańskiej tenisowej lidze akademickiej NCAA, niektórzy z nich z aspiracjami na rozpoczęcie kariery w zawodowym tenisie. Mimo tego, że od wielu lat pracujesz głównie w zawodowym tenisie, masz z pewnością również rozeznanie odnośnie poziomu polskiego tenisa akademickiego. Czy zawodnicy grający w polskiej lidze akademickiej prezentują podobny poziom umiejętności tenisowych lub zbliżony to tego, który zaobserwowałeś na turnieju Handzel Open?
Wyraźne różnice miejsca i organizacji sportu w szkolnictwie wyższym w Stanach i w Polsce determinują poziom tenisa na szczeblu akademickim w obu krajach. Jeżeli w Stanach idzie się do college'u i gra się w drużynie tenisowej, to zazwyczaj poziom tenisa jest tam bardzo wysoki. Niektórzy zawodnicy po zakończeniu studiów, lub nawet wcześniej, decydują się rozpocząć profesjonalną karierę tenisową. W Polsce wygląda to trochę inaczej, niestety gorzej. Na dzień dzisiejszy nie sposób pogodzić uprawiania tenisa na wysokim poziomie z nauką na uczelni. Wielu dobrych tenisistów rezygnuje z uprawiania tego sportu na wysokim, profesjonalnym poziomie, aby ukończyć studia w terminie. Z drugiej strony myślę jednak, że niektórzy polscy tenisiści akademiccy, ale mówię tutaj raczej o wyjątkach, byliby w stanie nawiązać równorzędną walkę z tenisistami z turnieju Pro-Am Handzel Open.
Porozmawiajmy chwilę o Twoim udziale w turnieju. Przyznam szczerze, że ja osobiście odczułem pewien niedosyt, bo spodziewałem się, po obejrzeniu Twojego drugiego pojedynku, że dobra passa Cię nie opuści i może dotrzesz nawet do finału. Jak oceniasz swój udział w turnieju i porażkę w ćwierćfinałowym pojedynku z późniejszym finalistą Lucasem Trinka?
Przede wszystkim muszę powiedzieć, że bardzo dużo czasu zabrało Jackowi i Grzesiowi, aby przekonać mnie do udziału w tym turnieju, bo jak sobie przypominam, ostatni raz w turnieju grałem, gdy miałem 26 lat, czyli 12 lat temu. Zawsze szanowałem i respektowałem zawodnika znajdującego się po drugiej stronie tenisowej siatki. Podobnie było tym razem. Mój ćwierćfinałowy oponent był lepszy ode mnie w każdym aspekcie gry, wygrał zasłużenie. Starałem się ile mogłem, niestety w tym pojedynku niewiele mogłem, bo przeciwnik był lepszy niż ja.
Czy o Twojej porażce przesądził wyższy poziom tenisowych umiejętności Twojego przeciwnika, czy kwestia poziomu fitness, czyli fizyczne aspekty gry: szybkość, wytrzymałość, szybsza regeneracja sił po rozegraniu dłuższych wymian piłek?
Nie, fitness nie był czynnikiem decydującym o zwycięstwie. Pokonanie 21-letniego zawodnika, który gra w college'u, gra w dobrej dywizji, jest czołowym zawodnikiem w swojej drużynie, byłoby czymś dziwnym. Grałem z przyjemnością, bawiłem się dobrze, mój przeciwnik był lepszy i tak to trzeba traktować. Cieszę się, że młodzi zawodnicy potrafią wykorzystać swój potencjał, a także to, z czym spotykają się na korcie. Nie są przestraszeni wiekiem, doświadczeniem czy prestiżem przeciwnika, grają tak, jak powinno się grać na turnieju. Mój ćwierćfinałowy przeciwnik potrafił odkryć wszystkie moje słabości i chwała mu za to, bo o to chodzi w rywalizacji na korcie. Tenis to nie tylko przygotowanie fizyczne, to nie tylko technika, ale przede wszystkim gra mentalna. Jeśli potrafi się znaleźć te słabe strony i potrafi się je wykorzystać, to można wygrać bardzo gładko i bardzo szybko. I to jest sztuka, mój przeciwnik potrafił to zrobić.
Proszę o kilka słów komentarza na temat pojedynku finałowego, który chyba oglądałeś.
Tak, oglądałem, bo chciałem zobaczyć, jak sobie Konrad Zięba poradzi w finale, i uważam, że Konrad zaprezentował się bardzo dobrze, bo potrafił znaleźć sposób na przeciwnika, znaleźć drogę do wygranych punktów. Grał dużo szybciej ode mnie, miał znacznie więcej uderzeń kończących (winners). Przede wszystkim, w przeciwieństwie do mnie, wywierał znacznie większą presję na przeciwniku. Jego przeciwnik był cały czas spóźniony, musiał gonić piłkę. Konrad potrafił wykorzystać wszystkie słabości przeciwnika. To jest duża zasługa Jacka Dąbrowskiego, który go trenuje, ale także samego Konrada, który sam podejmuje decyzje na korcie i wiedział w tym pojedynku co ma robić.
Jeśli byłaby taka okazja, czy chciałbyś ponownie przyjechać do Chicago na ten turniej?
Oczywiście, że chciałbym przyjechać, bo spędziłem niesamowity tydzień w miłym towarzystwie i z wielką przyjemnością przyjadę tutaj za rok, za dwa, za dziesięć.
Radku, od kilku lat jesteś kapitanem polskiej reprezentacji daviscupowej. W tym roku w połowie września wszystkich kibiców tenisa w Polsce czeka wielka dawka emocji sportowych, ponieważ narodowa drużyna tenisowa pod Twoim przewodnictwem rozegra w Warszawie mecz z reprezentacją Australii, przesądzający o tym, która z drużyn zagra w przyszłym roku w tzw. grupie światowej. Jak oceniasz szanse swoich podopiecznych na zwycięstwo w tym pojedynku z utytułowanym przeciwnikiem?
Jestem kapitanem polskiej reprezentacji od 2007 roku i z perspektywy czasu, który minął, moich doświadczeń w pracy z zawodnikami, muszę powiedzieć, że nie zawsze było łatwo, miło i przyjemnie. Często było tak, że zawodnicy nie byli chętni do gry w rozgrywkach daviscupowych nie dlatego, że nie darzyli sympatią mnie czy Polskiego Związku Tenisa, tylko dlatego, że mieli swoje prywatne plany, koncentrowali się na swoich indywidualnych karierach. Ja ich za to nie obwiniam czy nie mam do nich żalu, że dokonywali takich wyborów, aczkolwiek w rozmowach z nimi wielokrotnie podkreślałem, że powinno im zależeć, aby grać w reprezentacji narodowej. Na dzień dzisiejszy wszystkim, którzy znaleźli się w reprezentacji, jak i tym, którzy do niej aspirują, mówię tutaj o 5 czy 6 zawodniku, wszyscy oni chcą być w reprezentacji i wszyscy mamy jeden cel Dla niektórych tym celem jest dostanie się do grupy światowej, ale dla mnie i dla całej ekipy nie to jest głównym celem. My jesteśmy gotowi, przygotowani i mamy umiejętności, żeby zdobywać dużo więcej. Naszym celem jest puchar wielkiego szlema i nie ulega wątpliwości, że będziemy do tego dążyć.
Niektórzy mogą się z tego śmiać, uważać nas za marzycieli czy nazywać wariatami. Ja się będę jednak kłócił i bronił swojej opinii, bo jeśli się spojrzy na to, co nasi zawodnicy osiągają w turniejach indywidualnych, to trzeba stwierdzić, że mamy drużynę z potencjałem, która może walczyć o ten puchar. Mamy Jurka Janowicza, który jest dzisiaj 22 tenisistą na świecie, Łukasza Kubota, który przez wiele lat był w pierwszej pięćdziesiątce, Michała Przysiężnego, który był w setce i teraz jest znowu blisko setki, mamy Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego, którzy od wielu lat, będąc w pierwszej dziesiątce najlepszych zespołów deblowych, grali w turniejach master cup.
Nie zawsze w przeszłości udawało się zebrać drużynę w najsilniejszym składzie, nie zawsze dopisywało nam szczęście. Na dzień dzisiejszy wygraliśmy w tym roku dwa pierwsze mecze. Nigdy wcześniej to się nie zdarzyło w historii polskiego tenisa. Gramy z dwudziestosześciokrotnym zwycięzcą Pucharu Davisa. W drużynie naszych przeciwników prawdopodobnie wystąpi Lleyton Hewitt, były zawodnik numer jeden na świecie, zwycięzca US Open i Wimbledonu. Mamy także przeciwko sobie Bernarda Tomica, Marinko Matosevica, Matthew Ebdena, Nicka Kyrgiosa, zwycięzcę tegorocznego turnieju Australian Open dla juniorów, zajmującego pierwszą pozycję w światowym rankingu juniorów. Tak więc mamy przeciwko sobie bardzo groźnych przeciwników, świetną drużynę. Ja jednak wierzę w moich chłopaków i jestem pewny tego, że wyjdą na kort we wrześniu w Warszawie, zagrają najlepszy tenis swojego życia i wierzę, że wygrają ten mecz. Każdy z nich bardzo, bardzo chce, aby drużyna znalazła się w grupie światowej i wierzy, że mogą zrobić więcej. Jeśli się wierzy w to, co się robi, to można przenosić góry. Jestem pewny, że oni są zdolni do tego i tego chcą.
W jakim stopniu plany Twoje i Twojego zespołu może pokrzyżować ostatnia kontuzja Mariusza Fyrstenberga?
Myślę, że kontuzja Mariusza nie jest bardzo groźna. Nieszczęście polega na tym, że jest to już druga poważna kontuzja Mariusza w tym sezonie. Pod koniec listopada ubiegłego roku Mariusz przeszedł operację kolana. Pierwsze miesiące tegorocznego sezonu nie były udane i Mariusz nie był gotowy do gry. Teraz, kiedy się odbudował i była szansa na osiągnięcie dobrych wyników, przytrafiła mu się druga kontuzja – naderwanie mięśnia międzyżebrowego. Rehabilitacja potrwa około trzech, czterech tygodni. Po Wimbledonie powinniśmy zobaczyć go ponownie na kortach. Prawdopodobnie wystąpi już na turnieju w Hamburgu, a później w Montrealu i Cincinnati. Niestety, kontuzje przytrafiają się w sporcie wyczynowym dość często. Mam nadzieję, że Mariusz „wyczerpał” już swój limit na ten rok i we wrześniu wystąpimy w najsilniejszym składzie.
Jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o składzie reprezentacji na meczu z Australią w Warszawie...
Na dzień dzisiejszy nie będę mówił, w jakim składzie wystąpimy. Mamy trzech singlistów: Jurka, Łukasza i Michała i mamy przede wszystkim dwóch deblistów: Mariusza i Marcina. Jeśli spojrzymy na to, co się stało podczas turnieju French Open i weźmiemy pod uwagę wcześniejsze wyniki, to i Tomek Bednarek, i Mateusz Kowalczyk są bardzo blisko, bo grają bardzo dobrze i fajnie jest widzieć rywalizację. Nie ulega jednak wątpliwości, że ja wierzę w Mariusza i Marcina oraz w trójkę singlistów, o których wspomniałem, i oni cieszą się moim pełnym zaufaniem.
Radku, dziękuję za rozmowę i życzę sukcesu Tobie i Twoim podopiecznym we wrześniowym pojedynku z australijskimi tenisistami w Warszawie.