Mecz rozbudzonych nadziei: Polska–USA 2:2 na Soldier Field w Chicago
W sobotni wieczór, 10 października 2010 roku, liczna, bo chyba ponad dwudziestotysięczna grupa polonijnych kibiców piłki nożnej, miała okazję na chicagowskim stadionie Soldier Field przekonać się na własne oczy, czy polska drużyna, na 20 miesięcy przed Euro 2012 jest na właściwej drodze do odniesienia sukcesu podczas tego największego dla polskiej piłki nożnej wyzwania ostatnich lat. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
Również trener Smuda musiał przyznać, że chociaż jest zadowolony z chicagowskiego występu polskiego zespołu, mimo że nasi piłkarze wypadli bardzo dobrze na tle Amerykanów i postęp jest duży, to do poziomu europejskiego sporo nam brakuje. Umiarkowanego optymizmu selekcjonera kadry narodowej nie podzielają znaczne rzesze kibiców oraz wielu dziennikarzy sportowych, podkreślając często, że to najgorsza passa naszej reprezentacji w ciągu minionych ośmiu lat. Żaden z rozegranych przez reprezentantów Polski ostatnich siedmiu meczów nie zakończył się ich zwycięstwem. Z drugiej strony wywieziony z Chicago remis 2:2 w meczu z uczestnikiem ostatniego mundialu, uzyskany na jego własnym boisku, drużyną amerykańską, która w rankingu FIFA wyprzedza polską reprezentacje o 48 pozycji (USA-18, Polska-66), przy momentami bardzo dobrej grze, szczególnie formacji ofensywnych naszego zespołu, budzi nadzieję na poprawę wizerunku polskiej piłki nożnej w świecie. „Nie wymyślę prochu” – usprawiedliwiał się po meczu z amerykańską drużyną trener Franciszek Smuda, uskarżając się na ograniczone możliwości w skompletowaniu formacji obronnej. Przyczyną takiego stanu była kontuzja kilku najlepszych w kraju obrońców: Grzegorza Wojtkowiaka, Sebastiana Boenisha, Macieja Sadloka czy Arkadiusza Głowackiego.
Amerykanie, którzy wiele lat temu uczyli się od Polaków piłki nożnej, w tej chwili występują w roli nauczycieli. W przeciągu jednej dekady role się odwróciły. Ostatni raz wygraliśmy z reprezentacją USA podczas mistrzostw świata w Korei w 2002 roku. Bilans kolejnych spotkań obu reprezentacji był już dla nas mniej korzystny. Przed ostatnim turniejem Euro biało-czerwoni przegrali 0-3, przed mundialem w 2006 roku 0-1. Ostatni mecz w Chicago w 2004 roku, gdy selekcjonerem kadry narodowej był Paweł Janas, zakończył się remisem 1-1. Setny mecz w drużynie narodowej rozegrał kapitan polskiej reprezentacji Michał Żewłakow, wyrównując rekord Grzegorza Laty.
Nawet najwięksi malkontenci, którzy po hokejowym rezultacie 0-6, uzyskanym przez naszych piłkarzy w towarzyskim spotkaniu z reprezentacją Hiszpanii przed mundialem w RPA, spodziewający się również ich porażki w Chicago, muszą przyznać rację Franciszkowi Smudzie, który powiedział po meczu: „Był to mecz walki. Tak jak się spodziewałem, stał na wysokim poziomie. Obie drużyny walczyły o zwycięstwo. Stworzyliśmy kilka świetnych akcji. Graliśmy tak, jakbyśmy walczyli o punkty. Ciągle podkreślam, że mecze międzypaństwowe to nie jest zabawa tylko walka i wielki prestiż i o ten prestiż walczyliśmy”.
Potwierdzeniem słuszności tej opinii był szalony doping, zgotowany reprezentantom Polski podczas meczu na Soldier Field przez wielotysięczne rzesze polonijnych kibiców, którzy pomimo tego, że pierwszą bramkę strzelili Amerykanie, a po wyrównaniu przez Polaków w 53 minucie meczu po akcji Oguchi Onyewu ponownie objęli prowadzenie, nigdy nie stracili wiary w zwycięstwo biało-czerwonych. Przepiękna bramka strzelona Amerykanom w 73 minucie meczu przez Jakuba Błaszczykowskiego, dzięki której podopieczni Franciszka Smudy wywieźli z Chicago remis 2:2, na nowo rozbudziła nadzieję polskich kibiców na przełamanie kryzysu w polskiej piłce nożnej, przywołując wspomnienia czasów, kiedy sukcesy biało-czerwonych na światowych stadionach piłkarskich były przedmiotem dumy naszych rodaków w kraju i poza jego granicami.