Pojedynek gigantów
Mariusz Pudzianowski, jeden z najbardziej znanych polskich sportowców na świecie, przybył po raz kolejny do Chicago. Tym razem poprowadził on do boju polską reprezentację strongmanów w ich starciu z kadrą USA. Walka współczesnych gladiatorów miała miejsce w Hammond niedaleko Chicago, a polscy siłacze wygrali 3:2!
Przedstawiamy Państwu rozmowę z naszym siłaczem, którą przeprowadził na antenie Wietrznego Radia 1080AM Maciej Baran:
- Cześć, tu Pudzian z tej strony!
- Czy to prawda, że masz drugą ksywę Dominator?
- Tak, wzięło się to z czasów moich startów w zawodach strongmanów. Większość turniejów w Polsce i za granicą wygrywałem, czasem z dziesięciu konkurencji wygrywałem dziewięć i były mistrz świata Svend Carlsen nadał mi taki przydomek, który funkcjonuje w pewnych kręgach do dziś. Ja bardziej już przywykłem do Pudziana, to miano jest też bardziej powszechne.
- Jeśli chodzi o MMA to wiemy już, że w maju stoczysz pojedynek z Brytyjczykiem Jamesem Collossusem Thompsonem. Czy pseudonim rywala ostrzega o jego rozmiarach?
- Zgadza się, dziś odbyła się konferencja prasowa, na której miałem okazję przyjrzeć się przeciwnikowi. Mogę potwierdzić, że to kawał chłopa, metr dziewięćdziesiąt sześć wzrostu i około stu trzydziestu kilogramów wagi, więc można powiedzieć, że w Gdańsku na ring wyjdzie dwóch równych sobie posturą. Nieskromnie powiem jednak, że sporo Thompsonowi do mnie brakuje. Jego atutem jest natomiast doświadczenie w pojedynkach mieszanych sztuk walki, zaliczył dużo więcej potyczek, i to z silnymi rywalami. Szanse oceniam: pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
- W siłowni nie było cię ponoć od kilku miesięcy?
- To prawda, zmieniłem zupełnie swój trening. Teraz głównie ćwiczę zapasy, to sport również siłowy, ale inny od treningu strongmana. Wspinaczka na linie, most na linie, walczę sparringowo z cięższymi nawet od siebie i oni są żywym ciężarem dla mnie. Siła jest, doszła wytrzymałość i kondycja. Jest naprawdę dobrze. Przygotowuję się mocno od grudnia, ostro trenuję i tak jak już powiedziałem na konferencji: dawajcie mi go już, mogę wychodzić na ring.
- A co z naszymi strongmanami, jak to wygląda w Polsce po odejściu Pana z tego sportu?
- Oni przyjeżdżają czasem do mnie do Warszawy i ganiam ich na treningach, podpowiadam im i zapewniam: choć ciężary bywają spore, dają radę!
- Jak mocna była reprezentacja amerykańska?
- Nasi zawodnicy mieli bardzo wymagających rywali. Dwóch z nich to aktualna czołówka światowa. Brian Show wygrał w marcu Arnold Classic, jest aktualnym wicemistrzem świata! Ze mną nigdy co prawda nie wygrał, ale to dziś gigant w świecie strongmanów. Ale mój wychowanek Krzysztof Radzikowski fizycznie mu nie ustępuje!
- Za rok igrzyska olimpijskie w Londynie. Nie myślisz o występie np. w podnoszeniu ciężarów?
- To zupełnie inna bajka. Specyficzna technika i, co tu dużo mówić, jestem już za stary na zmianę dyscypliny. Do czterdziestki chcę się bić w MMA, w klatkach i na ringu. W swoim domu już zbudowałem pół klatki i pół ringu. Tu idę na całość i temu podporządkowuję swoje życie. W konkurencji strongman zdobyłem praktycznie wszystko, co można wywalczyć, więc więcej byłoby powielaniem. Pora na nowe wyzwania. Chcę wspiąć się na szczyt w rywalizacji fighterów w mieszanych sztukach walki.
- Jeśli chodzi o twoją ekipę, kto jest aktualnie najsilniejszy?
- Stawiam w stu procentach na Krzysztofa Radzikowskiego. Tydzień temu dźwignął 425 kilogramów w martwym ciągu! On bierze na barki ponad dwieście kilogramów, a to jest wynik, którego ja nigdy nie osiągnąłem. Krzysztof jest dziś mocniejszy ode mnie!