Podziel się   

Sport Pokaż wszystkie »

Opublikowany: 2016-12-05 22:53:12 · Czytany 6529 razy · 0 komentarzy
Nowszy Starszy

Z Agnieszką Mierzejewską, polską maratonką, po zakończonym biegu w 39 Bank of America Chicago Marathon rozmawia Andrzej Kentla

Fot: Andrzej Kentla

„W czasie ostatnich przygotowań do maratonu przebiegałam tygodniowo około 180-200 kilometrów...”

Andrzej Kentla: Polscy maratończycy startowali w biegach maratońskich na kontynencie amerykańskim wielokrotnie w przeszłości, czasami uzyskując dobre rezultaty. Wanda Panfil, uznana w Polsce w latach 1990 i 1991 sportowcem roku, wygrała maraton bostoński i nowojorski, niestety jednak nie startowała nigdy w Chicago. Małgorzata Sobańska w 2001 roku, startując w Chicago, zajęła 4 miejsce i czasem 2:26:08 ustanowiła rekord Polski, który obowiązuje do dzisiaj. Grażyna Syrek w 2005 roku w maratonie chicagowskim zajęła 5 miejsce z czasem 2:26:22. Antoni Niemczak w 1990 roku zajął drugie miejsce w Chicago z czasem 2:09:41, co do dzisiaj jest trzecim najlepszym wynikiem polskiego maratończyka. Agnieszko, jak wytłumaczysz absencję najlepszych polskich maratończyków i maratonek na jednym z najbardziej prestiżowych maratonów świata, maratonie chicagowskim, w ciągu ostatnich 10 lat?

Agnieszka Mierzejewska: Myślę, że nie było ich tutaj dlatego, że w Europie pojawiło się więcej maratonów z dobrymi trasami, gdzie również maratończycy mogli zdobywać dobre wyniki, i powiedzmy, że taki wyjazd do Chicago nie był konieczny dla uzyskania dobrego wyniku. Dodatkowo można powiedzieć, że przyjazd tutaj wiąże się ze zmianą czasu, klimatu, tak więc polscy maratończycy wybierali maratony europejskie.

A.K.: W takim razie powiedz, jakich forteli czy sztuczek użył długoletni dyrektor chicagowskiego maratonu, Carey Pińkowski, aby Cię zachęcić do biegania w Chicago?

A.M..: Moim trenerem jest Zbyszek Nadolski, który wcześniej trenował Grażynę Syrek i przygotowywał ją do maratonu w 2005 roku, w którym uzyskała świetny wynik. Myślę, że to przesądziło o tym, że zdecydowałam się na Chicago, ponieważ trener znał tutejszą trasę. Dodatkowo, tak jak wcześniej wspominałam w rozmowie, w ostatnim roku dość często przebywam w Stanach, głównie w Alamosie w Kolorado, gdzie przygotowuję się do biegania maratonów. Jest to miejscowość położona na wysokości 2300 metrów nad poziomem morza i była to dobra opcja, bo dzięki temu uniknęłam podróży i związanej z tym zmiany czasu.

A.K.: Jak długo przygotowywałaś się do chicagowskiego maratonu w Kolorado?

A.M.: Dokładnie dzisiaj mija siedem tygodni.

A.K.: Chicagowski maraton charakteryzuje się płaską, bardzo szybką trasą. Czy tego typu topografia terenu odpowiada Twojemu stylowi biegania, czy raczej wolisz trasę urozmaiconą, ze wzniesieniami, pagórkami, kiedy to można rozerwać peleton biegaczy, urwać się czy zainicjować ucieczkę?

A.M.: Przyznam szczerze, że bardziej „leży” mi płaska trasa. Płaskie trasy są zawsze lepsze dla maratończyków. Tam, gdzie są podbiegi i zbiegi, mięśnie nóg bardziej się zakwaszają. Mogę powiedzieć, że trasa chicagowskiego maratonu była dla mnie idealna.

A.K.: A jak ocenisz inne czynniki warunkujące końcowy wynik, warunki klimatyczne, temperaturę, siłę wiatru?

A.M.: Temperatura super, 7:30 rano była idealną porą rozpoczęcia maratonu wybraną przez jego organizatorów, ponieważ wtedy jest jeszcze chłodno. Natomiast dzisiaj zaskoczyło mnie, mimo wcześniejszych ostrzeżeń, że w Chicago trzeba uważać na wiatr, bardzo silny wiatr w drugiej połowie maratonu. W tej części biegu były takie kilometry, gdy miałam wrażenie, że stoję, a nie biegnę. Tak więc ten wiatr naprawdę nie pomógł dzisiaj w uzyskaniu dobrych wyników.

A.K.: W dzisiejszym maratonie byłaś, oprócz Brytyjki Freyi Ross i Dunki Jessiki Draskau-Petersson, jedną z trzech startujących Europejek i wypadłaś z nich najlepiej, zajmując 8. miejsce. Czy uzyskany na mecie czas 2:32:13 satysfakcjonuje Cię?

A.M.: Nie bardzo, szczerze mówiąc liczyłam na złamanie granicy 2 godzin 30 minut. Założenie taktyczne było takie, aby pierwszą połowę przebiec spokojnie, a w drugiej „ruszyć”. Do 30. kilometra czułam, że wszystko jest ok., ale później okazało się, że nie da się przez kolejne 15, 20 kilometrów walczyć z wiatrem wiejącym w twarz.

A.K.: Jak ta walka wyglądała na trasie wyścigu – do kiedy biegłyście razem w grupie, kto zainicjował pierwszą ucieczkę?

A.M.: Maratonki z Kenii i Etiopii ruszyły od samego początku bardzo mocno, tak że ja zostałam z tyłu. Na początku biegłam z grupą mężczyzn i bodajże jedną kobietą. Od 18 kilometra biegłam sama. Czasami przyłączałam się do grupy chłopaków, którzy albo zwalniali, albo bardzo przyśpieszali, dlatego ciężko było utrzymać grupę. Tak więc można powiedzieć, że od 18 kilometra biegłam już sama, dlatego tym bardziej trudno było utrzymać tempo przy przeciwnym wietrze.

A.K.: Czy na trasie biegu byłaś rozpoznawana przez polonijnych kibiców, czy dobiegały Cię płynące z ich strony okrzyki dopingujące do dalszej walki?

A.M.: Szczerze mówiąc, tylko raz. Był to mój kolega ze studiów. Bardzo mnie to zaskoczyło, co on tutaj właściwie robi. To było na początku, i dlatego udało mi się go zauważyć. Później byłam na tyle skoncentrowana, aby trzymać to tempo, że nie zwracałam takiej uwagi na tłumy kibiców.

A.K.: Przebiegłaś w swojej karierze wiele maratonów. Czy atmosfera, jaka towarzyszy maratonowi chicagowskiemu, jest porównywalna z atmosferą innych maratonów, czy innym maratonom towarzyszą na trasie biegu podobne rzesze kibiców?

A.M.: Większość maratonów przebiegłam w Polsce. Chicago bardzo mnie zaskoczyło. Już wczoraj widziałam tę organizację: kiedy rano o 8:00 wyszłam na rozruch, zauważyłam olbrzymią liczbę personelu technicznego, woluntariuszy przygotowujących niedzielny bieg. Jestem pozytywnie zaskoczona świetną organizacją, przywiązywaniem olbrzymiej wagi do bezpieczeństwa. Policja eskortowała nas do linii startu, gdzie robiliśmy rozgrzewkę. Wszystko odbyło się punktualnie, tak jak było to zaplanowane. Polska w dalszym ciągu uczy się, jak należy przygotowywać i przeprowadzać podobne imprezy, i myślę, że organizatorzy maratonów w Polsce powinni uczyć się od organizatorów maratonu chicagowskiego.

A.K.: Czy możemy się spodziewać, że przyjedziesz do nas również w przyszłym roku, aby ponownie wystartować w chicagowskim maratonie?

A.M.: Myślę, że tak. Trasa bardzo mi się podobała, organizacja również, kibice niesamowici. Jedyne, na co mogę narzekać, to tak naprawdę tylko na ten wiatr. Na pewno chciałabym tu wrócić i poprawić ten wynik.

A.K.: Wiadomo, że będziesz chciała odpocząć po tym maratonie, ale czy w swoim kalendarzu masz już zaznaczony następny, w którym pobiegniesz?

A.M.: Maraton jeszcze nie, ale po powrocie do Polski czeka mnie kilka startów na krótszych dystansach, 10 kilometrów, 5 kilometrów, o maratonie wiosennym jeszcze nie myślałam.

A.K.: W kolejnym pytaniu chciałbym poruszyć wątek kobiecego maratonu na igrzyskach olimpijskich. Startując na mistrzostwach Polski w maratonie w Łodzi, próbowałaś uzyskać minimum kwalifikacyjne na olimpiadę w Rio, i niestety nie udało się...

A.M.: Mogę w tym miejscu tylko powiedzieć, że ten rok jest dla mnie pechowy. Nie jedźcie tam, gdzie ja, bo tam się zdarzy zawsze coś nie tak. W Łodzi było strasznie wilgotno, na starcie wilgotność powietrza wynosiła 93%. Tutaj z kolei kto biegł, ten wie, co to znaczy biec 20 kilometrów pod wiatr. Tak więc naprawdę mam pecha w tym roku jeśli chodzi o bieganie.

A.K.: Bieganie maratonów przez kobiety na igrzyskach olimpijskich to stosunkowo krótka historia. Nie było polskiej maratonki w Los Angeles w 1984 roku, gdzie kobiecy maraton zadebiutował na igrzyskach olimpijskich. Pierwszą polską olimpijką była Wanda Panfil, startująca w 1988 roku w Seulu i zajmująca z czasem 2:34:35 22. lokatę. Najlepszy wynik polskiej maratonki na igrzyskach olimpijskich to 11. miejsce Małgorzaty Sobańskiej w 1996 roku w Atlancie. W tym roku trzy polskie maratonki uzyskały minimum olimpijskie i startowały w biegu maratońskim w Rio. Czy mogłabyś przypomnieć ich nazwiska i osiągnięte tam rezultaty?

A.M.: Iwona Lewandowska była bodajże 21, Monika Stefanowicz zajęła 23. miejsce i Katarzyna Kowalska nie ukończyła biegu.

A.K.: Z doniesień polskiej prasy wiemy, że uzyskanie minimum kwalifikacyjnego, 2 godziny 30 minut, nie dawałoby Ci prawa do startu w olimpiadzie w Rio, ponieważ zgodnie z regulaminem olimpijskim dany kraj mógł wystawić tylko trzy reprezentantki, a ta wcześniej wymieniona trójka legitymizowała się lepszymi czasami od minimum kwalifikacyjnego…

A.M.: Musiałabym pobiec w Łodzi szybciej od tej, która miała najsłabszy wynik, a więc musiałabym ukończyć ten maraton w czasie 2:29:40.

A.K.: Jaki jest Twój rekord życiowy w maratonie?

A.M.: 2:32:55, wynik uzyskany w Łodzi w ubiegłym roku.

A.K.: Czy sądzisz, że dysponujesz w tej chwili potencjałem, aby przy sprzyjających warunkach atmosferycznych poprawić ten wynik w niedalekiej przyszłości?

A.M.: Maraton jest na tyle trudnym dystansem, że tak naprawdę wszystko musi się idealnie złożyć, pogoda i dyspozycja w danym dniu. Natomiast ja nie trafiam z pogodą. W Łodzi czułam, że stać mnie na naprawdę dobry wynik...

A.K.: W którymś z wywiadów prasowych po łódzkim maratonie powiedziałaś, że po 30. kilometrze czułaś się tak, jakby Ci odcięto prąd.

A.M.: Dokładnie tak właśnie było. Wielu maratończyków, którzy tam biegli, wyrażali podobne opinie. Jeśli nie ma tlenu w powietrzu, to nie da się przebiec takiego dystansu. Z kolei dzisiaj walka z wiatrem przez 20 kilometrów powodowała, że organizm potrzebował znacznie więcej energii i siły, aby przezwyciężyć opór wiatru, a w maratonie wystarczy, aby dwie czy trzy sekundy na kilometrze biec wolniej, gdzie jest ta walka, aby końcowy wynik był różny o dwie, trzy minuty. Niestety nie da się tego przeskoczyć. Myślę, że stać mnie na dobre bieganie, i ten wynik 2:30 powinnam złamać, ale aby tak się stało, musi się na to złożyć wiele rzeczy. Trener, który analizował dzisiejsze wyniki, powiedział mi, że wśród tegorocznych uczestników maratonu w Chicago nie było jednej osoby, która by przebiegła drugą połowę trasy w tym samym tempie. Wśród kobiet z pierwszej piątki wszystkie przebiegły drugą połowę o 3, 4, 5 czy 6, 8 minut wolniej.

A.K.: Na którym miejscu plasujesz się aktualnie w krajowym rankingu najlepszych polskich maratonek?

A.M.: Na czwartej pozycji. Wyprzedzają mnie zawodniczki, które uczestniczyły w igrzyskach w Rio: Iwona Lewandowska, Monika Stefanowicz i Katarzyna Kowalska. Warto jeszcze wspomnieć o Karolinie Jarzyńskiej, która wraca do biegania po przerwie macierzyńskiej. Po Małgorzacie Sobańskiej, do której wciąż należy rekord Polski, jesteśmy w tej chwili grupą najlepszych polskich maratonek, ale do jej wyniku jeszcze nam trochę brakuje.

A.K.: W ilu maratonach startujesz w ciągu jednego roku?

A.M.: Jeżeli zdrowie dopisuje, to zazwyczaj w dwóch. W tym roku startowałam w maratonie w Łodzi i dzisiaj w chicagowskim. W obu uzyskałam bardzo podobne wyniki: 2:32:05 i tutaj 2:32:11. Tak więc można powiedzieć, że jestem regularna, natomiast wolałabym być regularna na trochę wyższym poziomie.

A.K.: Jakie dystanse przebiegasz tygodniowo w czasie treningu?

A.M.: W czasie ostatnich przygotowań do maratonu pokonywałam tygodniowo około 180-200 kilometrów.

A.K.: Jest z pewnością jakiś dzień w tygodniu, kiedy nie biegasz...

A.M.: Nie, biegam codziennie. Przeważnie trenuję dwa razy dziennie. Dwa dni w tygodniu mam po jednym treningu. W jednym z tych dni pokonuję dystans 30 kilometrów, w drugim dniu ten dystans jest znacznie krótszy, aby nogi mogły trochę odpocząć. Podczas przygotowań do maratonu chicagowskiego mieszkałam w Alamosie w stanie Kolorado u mojej meksykańskiej koleżanki, Zoily Gomez, którą również trenuje mój trener.

A.K.: Czy bieganie jest w tej chwili Twoim zawodem, czy z tego da się w Polsce wyżyć?

A.M.: Jestem absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu o specjalności trenerskiej i pedagogicznej. Tak, bieganie jest w tej chwili moim zawodem, ale nie jest to łatwe. Nie mam wsparcia ani z federacji, ani praktycznie z klubu, z którego otrzymuję niewielkie stypendium. Tak więc w swoje bieganie muszę sama inwestować. Nie mam żadnego sponsora, nie jest to proste, bo z takim chociażby obozem w Alamosie wiążą się koszty rzędu 10-12 tysięcy złotych. Do tego trzeba doliczyć koszty przelotów na zawody. Mając 600 złotych stypendium z klubu, resztę wydatków muszę pokryć z własnej kieszeni. Dzięki temu, że pomaga mi mój mąż, mogę nadal trenować.

A.K.: Gdybyś osiągnęła jakiś spektakularny wynik, wygrała jakiś maraton czy pobiła rekord Polski na tym dystansie, nie sądzisz, że może wtedy znaleźliby się jednak jacyś sponsorzy?

A.M.: W Polsce jest bardzo ciężko znaleźć sponsorów, bo lekkoatletyka nie jest popularna. Trzeba to przyznać. Jak są zawody to ludźmi, którzy są obecni na tych zawodach, są zawodnicy. Nawet na dużych maratonach kibiców jest bardzo mało. Przez organizatorów są tworzone grupy, na przykład grupy młodzieży szkolnej, czy sprowadza się jakieś zespoły muzyczne. Ja tego nie krytykuję, chwali się to, natomiast takich prawdziwych kibiców, którzy wstają rano, bo dzisiaj jest święto biegania, jest niedziela, w Warszawie odbywa się wielki maraton, jest naprawdę niewielu. To są głównie ci, co biegną, i ich rodziny. Często słyszy się: idźcie biegać do lasu, a nie po ulicach, ponieważ ludzie są wkurzeni, że są pozamykane ulice, utrudnienia w komunikacji miejskiej. Polska jeszcze nie żyje tym świętem biegania, jak to jest widoczne w innych krajach europejskich. Dlatego też ciężko o sponsorów. To musiałby być ktoś, kto jest fanatykiem biegania i kto wie i rozumie to, ile wyrzeczeń, ciężkiej pracy kosztuje osiągnięcie dobrego wyniku.

A.K.: Agnieszka, w ostatnich latach znacznie wzrosło zainteresowanie bieganiem na długich dystansach. To zjawisko można zaobserwować niemalże wszędzie. W maratonie chicagowskim kilkanaście lat temu brało udział około 5 tysięcy biegaczy. W dzisiejszym maratonie wystartowało ponad 45 tysięcy. Wśród uczestników znajdują się mieszkańcy naszego miasta, stanu czy kraju, ale w tej grupie są również biegacze z innych krajów i kontynentów. Czy w Polsce bieganie jest kolejną modą, czy jest to związane z czymś zupełnie innym?

A.M.: Myślę, że jest to wyrazem takiej mody. Wielu ludzi stawia sobie za cel przebiegnięcie maratonu. Później osiągnięcie tego celu nakręca inne, na przykład przebiegnięcie kolejnego w określonym czasie; niektórzy dopingują swoich kolegów czy przyjaciół do podobnego wyczynu lub decydują się przebiec maraton, aby udowodnić sobie czy innym, że nie są gorsi od nich. Myślę, że liczba ludzi startujących w ulicznych biegach długodystansowych, fanatyków biegania, jest coraz większa. Oczywiście porównywanie Warszawy z Chicago nie ma sensu, ale jeśli w dniu dzisiejszym w poznańskim maratonie wystartowało 10 000 biegaczy, to już jest to dużo. W półmaratonie również w Poznaniu wystartowało 14 000 osób, co świadczy o popularności biegania w Polsce. Cieszę się, że tak dużo ludzi w Polsce biega, ale gdybym była amatorem, to wolałabym biegać krótsze dystanse. Jestem zwolenniczką brania udziału w biegach na 5 czy 10 kilometrów, wyjątkowo na trasie półmaratonu, a dopiero po kilku latach biegania można się zdecydować na maraton. Startowanie w maratonie nawet po kilkumiesięcznych przygotowaniach jest moim zdaniem ryzykownym przedsięwzięciem.

A.K.: Pamiętasz swój pierwszy maraton i czas uzyskany na mecie?

A.M.: Oczywiście, swój pierwszy maraton cztery lata temu ukończyłam w czasie 2 godziny 41 minut.

A.K.: Twoje największe osiągnięcia w czasie Twojej kariery biegacza długodystansowego?

A.M.: Biegam już 17 lat. W tym roku mogę się pochwalić swoim największym sukcesem: startem w półmaratonie na mistrzostwach Europy w Amsterdamie, gdzie zajęłam 9. miejsce z wynikiem 1:12:09, również na bardzo trudnej trasie. Bieg był bardzo dobrze obsadzony, startowała czołówka biegaczek europejskich. Warunkiem startu w tych mistrzostwach było osiągnięcie minimum kwalifikacyjnego. Oprócz tego w tym roku w Berlinie zajęłam 3. miejsce w półmaratonie i czasem 1:11:41 ustanowiłam swój rekord życiowy na tym dystansie. Jestem też wielokrotną medalistką mistrzostw Polski. Bodajże od 15 lat nie było roku, abym nie zdobyła medalu na mistrzostwach Polski.

A.K.: Czy startowałaś już na jakichś igrzyskach olimpijskich?

A.M.: Nie, na igrzyskach olimpijskich jeszcze nie startowałam. Liczyłam na Rio, ale nie wyszło. Uwieńczeniem kariery każdego zawodnika jest udział w igrzyskach olimpijskich. Chciałabym zakwalifikować się na następne, ale to jest 4 lata, wiele się w tym czasie może wydarzyć, ale na pewno się nie poddam i będę walczyć o to, aby pojechać.

A.K.: Niedługo są Twoje urodziny, jaki „czasowy prezent” w najbliższym maratonie sprawiłby Ci wiele radości i satysfakcji?

A.M.: Chciałabym złamać tę barierę 2:30… na początek. Myślę, że przyjdzie taki dzień, że Bóg da mi i pogodę, i siłę tego dnia, i wiatr w plecy i wszystko ułoży się na tyle super, że pokażę, na co mnie stać, bo na razie o wynikach tej walki decydują nie tylko moja głowa i moje nogi, ale również przeciwności losu.

A.K.: Serdeczne dzięki za rozmowę.

 

 

 

 

 

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Sport

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Ludzie · Polonia na świecie · Polonia w USA · Polska

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...