Podsumowanie miesiąca: Pod znakiem meksykańskiej grypy
Fachowcy są zgodni, że strach to jedna z podstawowych cech pierwotnych, mających źródło w zakorzenionym w nas instynkcie przetrwania. Twierdzą oni, że strach to stan silnego emocjonalnego napięcia, pojawiający się w sytuacjach realnego zagrożenia.
W minionych kilku tygodniach media oraz służby medyczne na całym świecie przyczyniły się do tego, że wielu ludzi poczuło co to znaczy strach przed nieznanym wirusem opatrzonym symbolem A/H1N1. Powiedziano nam, że zagrożenie jest realne. Nic dziwnego, że pojawił się strach. Na całym świecie podejrzliwym okiem patrzono na pasażerów wysiadających z samolotów startujących z meksykańskich bądź amerykańskich lotnisk. Nieznany wcześniej, krążący w powietrzu wirus spowodował, że w Ameryce zamknięto setki szkół, zaś życie w Meksyku, gdzie wirus wykryto po raz pierwszy, zostało na kilkanaście dni sparaliżowane.
Prezydent Meksyku Felipe Calderón wydał dekret, na mocy, którego rząd i służba zdrowia uzyskały prawo do izolowania osób chorych, inspekcji mieszkań prywatnych i miejsc pracy oraz do nadzorowania transportu powietrznego, morskiego i lądowego, by ograniczyć dalsze rozprzestrzenianie się epidemii. Odwołano wszystkie imprezy masowe, w tym ukochane przez Latynosów mecze piłki nożnej. Zamknięto kina i nocne kluby. Mimo tak drastycznych środków, wirus rozprzestrzenił się na cały świat. W Meksyku z powodu zarażenia nową odmianą grypy zmarło ponad sto osób. W USA – jak do tej pory – cztery. W Polsce stwierdzono dwa przypadki zarażenia, ale przebieg choroby nie odbiegał od objawów powodowanych przez znaną nam dobrze grypę. Sprawą świńskiej grypy, przemianowanej potem na meksykańską, zajmowały się niemal wszystkie rządy, powołując specjalne sztaby do koordynowania walki z wirusem. Szybko zareagowała Światowa Organizacja Zdrowia. Kierująca WHO Margaret Chan powiedziała, że świńska grypa, „ma potencjał” spowodowania ogólnoświatowej pandemii, ale za wcześnie jeszcze, by powiedzieć, że do tego dojdzie. Na wszelki wypadek do piątego, w sześciostopniowej skali, podniesiono stopień ryzyka wystąpienia światowej pandemii.
Grypa nie okazała się jednak tak groźna, jak pierwotnie przypuszczano, przynajmniej na razie nie doszło do ogólnoświatowej katastrofy. Widok ulic przypominających sceny z filmu „Epidemia”, po których poruszają się ludzie z maskami na twarzach, okazał się właśnie zbiorową reakcją na wytworzoną atmosferę strachu i zagrożenia przed nieznanym mikrobem. W końcu przekonaliśmy się, że końca świata nie będzie, zaś z nową odmianą grypy przyjdzie nam żyć jeszcze pewnie przez wiele lat. Z czasem naukowcy w laboratoriach zapewne wytworzą odpowiednią szczepionkę. W Meksyku ilość zachorowań zaczęła spadać, zaś w innych krajach nigdy nie była zbyt wielka. Temat meksykańskiej grypy zaczął więc szybko, znikać z pierwszych stron gazet. Skończyło się na strachu. W skali świata liczba zachorowań nie przekroczyła 10 tysięcy przypadków.
Nie znaczy to jednak, że strach odszedł w zapomnienie i nie towarzyszył nam w związku z innymi wydarzeniami minionego miesiąca. Na pewno nieźle mogli się przestraszyć miłośnicy kina oraz wielbiciele wszelkich spiskowych teorii, którzy poszli do kina, aby zobaczyć obraz nakręcony według pasjonującej powieści Dana Browna pt: „Anioły i demony”, z Tomem Hanksem w roli głównej. Bohater odkrywa wielki spisek uknuty przez dostojników Kościoła katolickiego. Film to oczywiście fantazja Browna, ale jest luźno związany z historią zakonu Templariuszy. Przywódcy zakonu, aresztowani w piątek 13 października 1307 roku, przez francuskiego króla Filipa IV Pięknego, dokonali żywota w trakcie okrutnych tortur. Większość z nich spalono na stosie, ale tak, aby konali na oczach gawiedzi powoli, przez wiele godzin. Stosowanie okrutnych tortur towarzyszyło ludzkości od tysięcy lat. Pozornie można było przypuszczać, że wraz ucywilizowaniem naszego życia, przeszły one do historii. W normalnych demokracjach nikt już nie pali na stosach czarownic z Salem ani nie urządza koszmarnych sal, w których za pomocą rozpalonego żelaza wymuszano zeznania. Nie do końca jednak. Administracja prezydenta George`a W. Busha stosowała tortury, między innymi tak zwane podtapianie, wobec najważniejszych zatrzymanych terrorystów. Politycy Partii Demokratycznej od początku sporu na ten temat opowiadali się przeciwko stosowanym metodom. Okazało się jednak, że spiker Izby Reprezentantów Nancy Pelosi już w 2002 roku wiedziała o ich stosowaniu i nie uczyniła nic, aby temu zapobiec. Wokół jej postępowania rozgorzał w Ameryce potężny polityczny spór, który może w konsekwencji doprowadzić do dymisji spikera Izby Reprezentantów.
Nancy Pelosi wielokrotnie w swoich publicznych wystąpieniach zdecydowanie krytykowała gabinet George'a W. Busha za zgodę na stosowanie symulowanego podtapiania i innych tortur oraz zaprzeczała jakoby kiedykolwiek informowano ją o używaniu tych technik. Jednak po opublikowaniu przez administrację Baracka Obamy notatek sporządzonych przez Departament Sprawiedliwości za czasów Busha, zmieniła nieco linię. Przyznała, że w 2002 roku jako członek komisji ds. wywiadu, brała udział w briefingu na ten temat.
- Nie powiedziano nam, że stosowane było symulowane podtapianie czy którakolwiek z tych „wzmocnionych” metod przesłuchiwania – stwierdziła spiker Izby.
Jednak i ta zręczna figura retoryczna zastosowana przez Pelosi najprawdopodobniej nie da się obronić. Sieć telewizyjna CNN poinformowała, powołując się na anonimowe źródła z otoczenia kalifornijskiej polityk, że już na początku 2003 roku jeden z doradców przekazał jej informację, iż wobec co najmniej jednego więźnia użyto podtapiania. Mimo to pani Pelosi nadal milczała.
Nie podpisała się też pod listem protestacyjnym, jaki niedługo później wystosowała do administracji George'a W. Busha jej następczyni w komisji ds. wywiadu Jane Harman.
Co więcej, z dokumentów wynika, że uczestniczyła jeszcze w co najmniej jednym spotkaniu, na którym przedstawiciele rządu mówili o zastosowaniu podtapiania.
Republikanom takie wyjaśnienia nie wystarczają. Jak twierdzi członek komisji ds. wywiadu Peter Hoekstra, ci sami przywódcy demokratów, którzy dziś potępiają poprzednią administrację, niedawno nie zgłaszali żadnych obiekcji. Twierdzą, że to dowód na hipokryzję nowej administracji.
W Senacie Demokraci zorganizowali także przesłuchania na temat stosowanych metod. Zeznający agenci FBI opowiedzieli, między innymi, że stosowano bicie więźniów, rzucanie nimi o ścianę, zmuszano do stania w niewygodnej pozycji w niewielkich, pozbawionych dziennego światła celach, przetrzymywano w skrajnie niskich temperaturach oraz stosowano tzw. waterboarding, czyli symulację topienia przez wlewanie więźniom wody do ust po przywiązaniu ich do deski głową w dół.
Dodatkowo Republikanie krytykowali też decyzję nowego rządu o opublikowaniu – w zgodzie z wcześniejszym orzeczeniem sądowym – nowych zdjęć pokazujących niezgodne z przepisami traktowanie więźniów znajdujących się w amerykańskiej niewoli. Ostatecznie pod wpływem obaw i wątpliwości, także ludzi ze swojego otoczenia, Barack Obama postanowił zmienić tę decyzję i zablokować publikację zdjęć. Prezydent przekonywał, że bezpośrednim skutkiem ich publikacji byłoby dalsze zaognienie antyamerykańskich nastrojów i narażenie amerykańskich wojsk na niebezpieczeństwo. Jednak zanim podjęto tę decyzję, wiele fotografii wyciekło do mediów i zostało opublikowanych przez główne sieci telewizyjne oraz portale internetowe. Mleko zostało rozlane i świat zobaczył kolejną porcję zdjęć, które nie przyczynią się do odbudowy wizerunku Ameryki, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie.
Podobno życie jest „opowieścią idioty, pełną wrzasku i wściekłości, pozbawionych znaczenia”. Ten cytat z Makbeta doskonale oddaje światowe zmagania z kryzysem ekonomicznym, które obok meksykańskiej grypy i sporu o tortury wypełniały uwagę przywódców i mediów. Może nawet kryzysowi poświęcono więcej czasu. Kilka tygodni temu wydawało się, że już coś drgnęło. Niby giełda podskoczyła do góry, a tutaj ponownie pojawiły się czarne chmury. Nic dziwnego, że analitycy są wściekli, bo bardzo chcieli, aby powiało optymizmem, a tutaj takie wieści. W kwietniu w Stanach Zjednoczonych banki przejęły od niewypłacalnych wierzycieli 343 tysiące nieruchomości. Ponownie wzrosło bezrobocie do poziomu 8,9%.
Okazało się, że deficyt budżetowy Ameryki będzie większy od przewidywanego. Mocno zwolniła gospodarka europejska. W kłopoty budżetowe popadła Polska. Tak jak w Ameryce, także nad Wisłą deficyt budżetowy będzie znacznie większy od przewidywanego. Tak fatalne dane dowodzą, że do zakończenia ekonomicznych perturbacji jeszcze daleko.
Ludzie jednak przyzwyczaili się do kryzysu i starają się jakoś adaptować do nowej sytuacji. Nie zawsze muszą rozmyślać nad przyszłością, spłatą rat pożyczki hipotecznej czy martwić się torturami stosowanymi wobec terrorystów. W Stanach Zjednoczonych wybuchła ogromna dyskusja po szczerej wypowiedzi Miss Kalifornii na temat małżeństw homoseksualistów.
Carrie Prejean podczas konkursu Miss USA szczerze powiedziała, co sądzi o prawie homoseksualistów do zawierania małżeństw. Na zadane jej pytanie odpowiedziała, że „małżeństwo jest między kobietą a mężczyzną”, dodając, że takie ma przekonania. Przy okazji powołała się też na swoją wiarę chrześcijańską. Wypowiedź Prejean wywołała protesty homoseksualistów i liberałów. W Internecie obrzucono ją wyzwiskami. Zdaniem niektórych komentatorów, słowa przeciw małżeństwom gejów spowodowały, że w konkursie Miss USA zajęła drugie miejsce, chociaż blondynka z Kalifornii, jakby żywcem wyjęta z piosenek zespołu „Beach Boys” była faworytką widzów. Dziewczyna odparła, że została ukarana za korzystanie z prawa do wolności słowa. Nikt nie powinien być uciszany za wypowiadanie tego, co myśli – argumentowała.
Ostatecznie nie odebrano jej tytułu Miss Kalifornii, chociaż jej przeciwnicy odnaleźli zdjęcia, na których pozowała toples. Jednak właściciel konkursu, Donald Trump powiedział, że fotografie są śliczne, a ponadto żyjemy w XXI wieku. Przez wiele dni Ameryka fascynowała się tą historią, w której chodziło o to, czy można publicznie powiedzieć coś, co uchodzi za politycznie niepoprawne. Okazało się, że jednak można. Nie jest więc jeszcze tak źle, jak niektórzy wieszczą.
Swoją towarzyską sensację miała także Polska. Siedemdziesięcioletni aktor Jan Nowicki poślubił Małgorzatę Potocką. Zdjęcia ze ślubu wypełniły strony pism kolorowych i łamy plotkarskich portali, internauci zaś w tysiącach komentarzy wykazali się niezrozumiałą dla mnie złośliwością w stosunku do młodej pary.
Skoro jesteśmy przy polskich sensacjach towarzyskich, odnotujmy jeszcze, że Dorota Gardias, pogodynka z sieci TVN wygrała IX polską edycję „Tańca z gwiazdami”.
Miłośników motoryzacji zaś postawiła na nogi wiadomość o udanej aukcji, podczas której wspaniałe Ferrari z 1957 roku sprzedano za 9 milionów euro.
Jednak, aby nie było tak przyjemnie, zauważyć jeszcze trzeba, że nie tylko meksykańska grypa może powodować strach. Naukowcy informują, że zagraża nam nowe poważne niebezpieczeństwo. Zauważono, że genetyczne mutacje doprowadziły do pojawienia się nowego gatunku szczurów, odpornego na wszystkie stosowane dotychczas trucizny. Dlatego w walce z tymi gryzoniami, których populacja w Londynie uległa podwojeniu, należy stosować zupełnie nowe, znacznie mocniejsze środki. Jak szybko nowy gatunek szczurów rozprzestrzeni się po wszystkich kontynentach w tej chwili nie wiadomo. Na pewno jednak nie będzie wolniejszy od meksykańskiej grypy. Można tylko mieć nadzieję, że tak jak w przypadku grypy, strach przed nową odmianą szczurów okaże się raczej „strachem na wróble” i jakoś sobie poradzimy z tym problemem. W końcu ludzie wykazywali zawsze ogromną kreatywność w wymyślaniu rozmaitych trucizn i innych paskudztw.
Odnotujmy jeszcze, że 3 maja zmarł były kongresman Jack Kemp, kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Kemp był wielkim przyjacielem Polonii i w wybitnym stopniu przyczynił się do uznania przez Kongres Stanów Zjednoczonych układów jałtańskich za nieważne od samego początku.