Policjantka odpowie za wypadek polskiego autokaru
Po prawie półtora roku po wypadku polskiego autokaru pod Poczdamem, we wrześniu 2010 roku, nadal nie rozpoczął się proces w tej sprawie. Tak długo trwało sporządzanie opinii biegłych, dotyczących przyczyn wypadku. W najbliższych dniach sąd w krajowy w Poczdamie, stolicy Brandenburgii, na terenie, której do tragedii doszło, ma zdecydować o tym, czy i kiedy rozpocznie się proces w sprawie. Decyzja podjęta ma być po analizie kolejnej opinii biegłego złożonej w sądzie w połowie lutego.
Będzie proces, mimo opóźnienia
Z wypowiedzi wszystkich stron wynika, że proces jest sprawą przesądzoną. - Sąd przed podjęciem decyzji musi wyczerpać wszelkie proceduralne możliwości dokładnego przebadania sprawy - tłumaczy Wirtualnej Polsce przedstawiciel sądu tak długie opóźnienie w rozpoczęciu procesu. Swoje prawo do wnioskowania o kolejne opinię maksymalnie wykorzystał adwokat kobiety, która doprowadziła do wypadku.
Prokuratura chce oskarżyć 38-letnią policjantkę z Berlina o "nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym", na skutek niedostosowania jazdy do warunków drogowych i pogodowych. Adwokat policjantki stoi na stanowisku, że wina nie spoczywała wyłącznie na jego klientce. Do przyczyn wypadku zaliczył też błędy przy projektowaniu wjazdu na autostradę, którym jechała policjantka i umiejscowienie filarów, w które uderzył polski autobus po zderzeniu z samochodem policjantki. - Gdyby zostały zaprojektowane inaczej, siła uderzenia i skutki wypadku nie byłyby tak tragiczne - argumentuje adwokat.
Poprzednia ocena biegłego nie uwzględniała, według adwokata policjantki, tych dodatkowych czynników. Na jego wniosek sąd zlecił ponowne zbadanie przyczyn i przebiegu wypadku przez innego biegłego w tym zakresie. Ekspertyza została wykonana na miejscu.
Policjantka nie była pijana
Nie potwierdziły się natomiast zarzuty, pojawiające się niektórych polskich mediach po wypadku, jakoby berlińska policjantka kierowała samochodem pod wpływem alkoholu lub leków.
Opóźnienie w rozpoczęciu procesu krytykowane jest przez regionalne media w Berlinie i Brandenburgii, które regularnie wracają do tego tematu. Bezpośrednio po wypadku, regionalna prasa wskazywała na winę policjantki, rozwiewając wszelkie podejrzenia dotyczące stanu technicznego polskiego autokaru. - Opóźnienie procesu działa na niekorzyść Polaków poszkodowanych w wypadku i rodzin ofiar - podkreśla berliński "Tagesspiegel". Do czasu sadowego rozstrzygnięcia sprawy nie mogą oni domagać się finansowego zadośćuczynienia. Tymczasem większość z nich do dziś odczuwa skutki wypadku. Dziennik przywołuje przykład polskiego kierowcy autokaru, który na skutek obrażeń oczu nadal nie może pracować w zawodzie. W marcu czeka go kolejna operacja, przeprowadzana na koszt niemieckich podatników w berlińskiej klinice Vivantes.
Wypadek polskiego autokaru, wracającego z wycieczki w Hiszpanii, miał miejsce 26 września 2010 roku. Zginęło w nim 14 osób, 36 zostało rannych, wiele ciężko. Kierująca osobowym mercedesem policjantka jechała wraz ze znajomym na zakupy do Słubic. Wjeżdżając na autostradę przy Schonefelder Kreuz nie zmniejszyła prędkości, mimo złych warunków pogodowych, i straciła panowanie nad pojazdem, uderzając w bok jadącego autostradą polskiego autokaru turystycznego. Kierowca autokaru starając się uniknąć zderzenia, manewrując wpadł w poślizg i uderzył w filary pobliskiego wiaduktu.
Źródło: polonia.wp.pl