Rządzi piłka!
Dla wybitnej polskiej feministki Kazimiery Szczuki kolejne tygodnie zapowiadają się jak koszmar. Rozpoczął się bowiem okres – jak to nazwała – kultu samczych igrzysk, czyli Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Mężczyźni mają swoje igrzyska.
Być może pani Kazimiera i, co o wiele ważniejsze, wielu polityków, których w tym okresie mało kto słucha, ucieknie gdzieś w leśne knieje. Nawet Antoni Macierewicz pewnie zrobi sobie wolne i przestanie zanudzać kolejnymi, coraz to bardziej fantastycznymi teoriami na temat katastrofy smoleńskiej. Nawet gdyby chciał mówić, pewnie jego głos uleciałby gdzieś w kosmos, w głośnym, kolorowym tłumie kibiców z całej Europy. Nie przebije się w kakofonii trąbek i krzyków fanów podczas nadchodzących półfinałów i finału. Piłka nożna to prawdziwy sportowy, ale i społeczny fenomen. Grano w nią ponoć już w starożytnych Chinach. Potem stała się ona przedmiotem kościelnych zakazów i królewskich edyktów zabraniających poddanym kopania piłki wypełnionej powietrzem. W 1319 roku król Francji Filip V Wysoki zabronił poddanym gry w soule, jak wówczas nazywano grę w piłkę. Zakazy te niewiele jednak pomogły. W 1857 roku powstał w Anglii pierwszy klub – Sheffield City, a po nim kolejne: Nottingham County i Stoke City. Od tego czasu rozpoczęła się wspaniała kariera tej gry, która stała się dla tysięcy ludzi życiową pasją, niemal religią.
Piłka kopana to także sprawa polityczna. W Polsce już od wielu miesięcy opozycja przekonywała, że rząd wszystko zawalił. Pesymizm ten uleciał z pierwszym gwizdkiem podczas meczu otwarcia mistrzostw na warszawskim Stadionie Narodowym, gdy na murawę wyszły jedenastki Polski i steranej kryzysem Grecji. W końcu rodacy generalnie zadowoleni są ze stanu i końcowego efektu przygotowań.
Rzeczywiście nie ma co narzekać. Nowe, piękne stadiony zbudowano. Polska dysponuje imponującą bazą hotelową i gastronomiczną. Gotowe były lotniska, tylko z kilkoma drogami się nie udało, ale o tym pewnie wszyscy szybko zapomną. W Warszawie uruchomiono specjalną linię kolejki z Okęcia do miasta i wydzielono pas dla samochodów UEFA. To właśnie UEFA, czyli Europejska Federacja Piłkarska, obejmie w Polsce rządy na czas mistrzowskich zmagań. Biorąc pod uwagę zapalczywość polskich polityków oraz ich wrodzoną kłótliwość, pewnie wielu chciałoby, aby tak pozostało i po mistrzostwach.
Piłka nożna to znacznie więcej niż sport, to także wielki biznes. Europejska Liga Mistrzów pod względem pieniędzy to przedsięwzięcie większe od amerykańskich zawodowych lig NBA i NHL razem wziętych. Jeszcze kilka lat temu pod względem piłkarskiej infrastruktury Polska była mocno zapyziałym krajem. Jednak Euro zmobilizowało ją do działania i obok czterech supernowoczesnych aren, na których odbywać się będą mistrzowskie mecze, powstało też sporo innych stadionów. Brakuje tylko zespołów klubowych, które grałyby na tych obiektach na dobrym, europejskim poziomie.
Dla ekonomistów nie ulega wątpliwości, że mistrzostwa pozytywnie wpłynęły na polską gospodarkę nie tylko w tym roku, ale też bedą wpływać jeszcze przez kilka następnych lat. Na imprezie najwięcej skorzystają cztery miasta, w których rozgrywane były/są/bedą mecze i rynek pracy w skali całego kraju. Prognozy dotyczące wyników finansowych są bardzo zróżnicowane. Ekonomiści twierdzą, że prawdziwe korzyści przyjdą dopiero po mistrzostwach. Jednak ocenia się, że już w 2012 roku, tylko z tytułu organizacji Euro, wzrost polskiego PKB wyniesie 2,1 proc. Najważniejszą z konsekwencji będzie skumulowany efekt dwuprocentowego wzrostu PKB do 2020 r. Trend ten zaobserwowano we wszystkich krajach, które organizowały imprezy tak dużej rangi. Koszt inwestycji związanych z Euro 2012 wyniósł w sumie ponad 100 miliardów złotych. Dało to impuls dla przemysłu budowlanego, stworzyło tysiące miejsc pracy, doprowadziło do rozwoju sektora hotelarskiego i gastronomicznego.
Nie sposób wyliczyć korzyści związanych z darmową promocją kraju. W końcu przez miesiąc Polska znajdować się będzie na czołówkach gazet i dzienników telewizyjnych oraz radiowych. Nawet jeżeli hotelarze w Polsce zawyżyli ceny i w sumie stracili z tego powodu, to tylko ich problem. Chciwość nie popłaca. Jednak ruch turystyczny do Polski powinien wzrosnąć nawet o kilkanaście procent w ciągu kilku następnych lat, gdy ceny wrócą już do normalnego poziomu.
Mimo, że wśród obaw związanych z Euro przed ich rozpoczęciem pojawiła się opinia, iż w kraju zanikła prawdziwa kultura kibicowania, Polacy spisali się na medal. Sport przecież nie uczy unikania porażek, ale podnoszenia się z nich, pracy nad sobą i poprawiania swego charakteru. Rozpanoszeni wcześniej kibole, którzy stali się nawet grupą adorowaną przez niektórych polityków, nie rozumieją tej roli sportu. Stworzyli oni swój własny świat, w którym można zabić przeciwnika, handlować narkotykami, demolować miasta, rozrabiać dla samego rozrabiania. A mimo to, Polacy sięgnęli do najlepszych tradycji kibicowania, czym, wbrew programom nadawanym w zachodnich telewizjach, zaskoczyli nie tylko świat, ale chyba najbardziej samych siebie. Gorące przyjęcie drużyn (i ich kibiców) biorących udział w mistrzostwach, biało-czerwone barwy na każdym dosłownie kroku oraz zagrzewające do "boju" przyśwpiewki dały wyraźnie do zrozumienia, że pod względem umiejętności kibicowania polskie społeczeństwo może być zgraną, nowoczesną i europejską społecznością.
Do końca Euro 2012 pozostało niewiele ponad tydzień. Czy Polacy do końca pozostaną tą świetnie naoliwioną sportową maszyną, która ustępuje chyba tylko kibicom z Irlandii? Zapewne tak, a to jeszcze bardziej zaprocentuje w przyszłości.