Dzikus
Zdruzgotana naboleśniejszym w swoim dotychczasowym życiu niepowodzeniem miłosnym, z podeptanym poczuciem własnej kobiecej wartości, desperacko rzuciłam się w wir kawiarnianych podrywów.
Wprawdzie ten rodzaj adoratorów nie bardzo mi odpowiadał, bowiem,żaden starszy pan wykonujący poważany w społeczeństwie zawód jak np. notariusz, czy księgowy,nie zdołał mnie dotychczas zafascynować, ani nawet zainteresować jako mężczyzna. Z nosami ozdobionymi złotymi okularami, odziani w nieskazitelnie wyprasowane przez troskliwe i perfekcyjne żony koszule, nie stanowili dla mnie żadnej atrakcji. Ich horyzonty wydawały mi się zbyt ciasne, ich fantazje w stanie embrionalnym lub wykrzywionym, ich poglądy mogłam przeczytać w każdej prawicowej gazecie.
No, ale nie mialam innego wyboru.
Sparaliżowana cierpieniem, jak trucizną grzechotnika, dałam się tam zaciągnac, tym bardziej, że nie było to daleko od mojego miejsca zamieszkania.
Knajpka była niewielka. Nastroj- przypominacie sobie lata naszej młodości – fioletowe swiatła, wygodne, przytulne loże, półmrok, aby na twarzach nie było widać śladów zmagań z życiem.
Przy barze, jak kwoki na grzędzie, wyłysiali okularnicy w drogich, w ich mniemaniu fantazyjnych marynarkach. Stare wyleniałe kocury leniwie potoczyły po nas wzrokiem.
Wraz z moją, bedącą w podobnej sytuacji, aczkolwiek bardziej w tych sprawach doświadczoną i obytą przyjaciółką udałyśmy sią w miejsce słynące z szerokich możliwości, na tereny łowiecke podstarzałych, ale za to dobrze sytuowanych jegomościów.
W jednym, czy drugim oku zapalila sie 40 watowa żaróweczka zainteresowania.
Usiadłysmy przy stoliku. Oho! Pomyślalam rozglądając się po ciasnej salce, kto tutaj ma być moją odtrutką, moim plastrem, balsamem na krwawiące serce?
Bardzo sceptycznie odniosłam się do tego rodzaju medykamentów i siegnęłam po stary , sprawdzony środek znieczulający, znany pod naukową nazwą: Johnny Walker Black Label.
Nagle nastapiła jakaś zmiana. Jakiś prąd poruszył powietrze.. W senną, zatechłą atmosferę lokalu wdarło się coś innego, świeżego, egzotycznego, niespotykanego w tych szerokościach geograficznych. Na salkę weszło dwóch sródziemnomorskich typów.
Jeden starszy o miłej, pogodnej twarzy, ujmującym uśmiechu i mądrych, wiedzących oczach, drugi młodszy... Mój boże!
Wyglądał jak grecki heros przebrany w garnitur. Szlachetna, klasyczna twarz, prosty nos, krucze falujace włosy, zwiazane na sposób widniejący u wojowników na starożytnych amforach. Spod czarnych brwi w kształcie skrzydeł ptaka patrzyły skrzące oczy dziwnego koloru, ni to szmaragdu, ni to miodu.
Nie jestem juz młodą dziewczyną. W swoim życiu widziałam wiele męskich spojrzeń, ale to!
Coś takiego nie zdarzyło mi się nigdy w zyciu! Słowa nie są w stanie opisać siły i temperatury tego, co w tamtym ułamku sekundy połaczyło nasze oczy.
Starszy z galanterią zapytał, czy mogą przysiąść się do naszego stolika. Było to powszechnie przyjęte w owym lokaliku z braku miejca. Naturalnie ciasnota owa byla przemyślana i bardzo praktyczna, wpływało to pozytywnie na zacieśnienie się miedzyludzkich kontaktów.
Moja przyjaciołka udzieliła uprzejmego pozwolenia.
Nawiązała sie rozmowa.Własciwie tylko między moją przyjaciółką, a wytwornym panem , ponieważ Dzikus, jak go w myślach nazwałam ,jako,że miał w sobie coś tak nieokiełznanego, pierwotnego, nieodpartego, wział mnie za rękę i pociągnął na parkiet.
To nie był taniec, to była rozmowa dwóch ciał. Nie, nie rozmowa.To był poemat o miłości i pożądaniu, o rytmie ziemii i wszechświata, o pulsowaniu życia, o sile przyciągania i o względnosci czasu. Nasze usta nie miały czasu na słowa. Słowa nie były potrzebne. Usta nasze przemawiały innym językiem, językiem gorących oddechów, niewypowiedzianych wyznań. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz i czy kiedykolwiek czułam, by mężczyzna mnie do tego stopnia pożądał. Zanurzał twarz w moich włosach i z taką silą wdychał ich zapach, jak gdyby chciał mnie wciągnać w głąb siebie wraz z powietrzem. Czułam, że wyzwala się we mnie jakaś ogromna siła odwiecznej, mitycznej kobiecości. Kusiłam go ciałem, spojrzeniem uśmiechem, jakim nigdy chyba nie oddarowałam żadnego mężczyzny. Czułam, jak jego silne. muskularne ciało drży, jak listek na wietrze. Czułam ogarniajacą nas pierwotną moc, będacą czastką tej mocy tworzenia, z której powstały światy, gwiazdy, nasza cudowna planeta i każde żyjące na niej stworzenie.... Znaleźliśmy się w jakiejś rozkołysanej odchłani, aż wyczerpani do cna i zdyszani, powróciliśmy do rzeczywistości, potem do stolika.
Wymieniłam parę miłych słów i żarcików z moją przyjaciółką i starszym panem.Po chwili pożegnałyśmy się. Spojrzałam jeszcze raz w oczy Dzikusowi. Nic nie straciły ze swej iskrzącej mocy. Uśmiechnął się leciutko. Zabrałysmy torebki i wyszłyśmy.
Rano obudziłam się spokojna. Moje serce było uleczone. Rany nie bolaly już. Samo poczucie się tak pożądaną przez młodego, pięknego mężczyznę napełniło mnie energią, spokojem i chęcią życia.To wystarczyło. Nic więcej nie musiało się wydarzyć. Nie dalatego,że kobieta która przekroczyła pięćdziesiątke zadowala się byle czym , ale dlatego, że akurat właśnie takiej energii „jej” było potrzeba....
Podziękowałam Bogu za wspaniały dar, za Dzikusa.
Nie zamieniłam z nim ani jednego słowa. Jak opowiedział mi starszy pan, przyjechał on na kilka dni ze swojej starożytnej, słonecznej ojczyzny i nie znał naszego języka.