Widzieć jasno w zachwyceniu, czyli o poezji W.J.Burzawy
Poezja to delikatna materia utkana z dwu mocnych materiałów: uczucia i słowa. Trzeba więc ręki mistrza, aby ulotność materii utrwalić nie „otrząsając puchu z kwiatów”. To się udaje tylko nielicznym i tych nazywamy artystami słowa.
Zachwyca mnie poezja Burzawy głębią myśli i skojarzeń, prostotą i precyzją w wyrażaniu uczuć. Są to uczucia wielkie, aczkolwiek często nieuświadomione, drzemiące w każdym z nas - zwykłym zjadaczu chleba. Trzeba je tylko nazwać i wydobyć słowem na światło dzienne. I to jest rola poety, jego praca „Bo nie jest światło by pod korcem stało ani sól ziemi do przypraw kuchennych”.
Często zadajemy sobie pytanie: co jest miarą wielkości słowa poetyckiego? Czy ilość porównań i przenośni? Czy skomplikowany szyk wyrazów w zdaniu? Dla mnie miernikiem jest to szczególne zadziwienie współodczuwaniem, ten wzruszający moment odkrycia w sobie myśli i uczuć wspólnych z autorem. To on jest moim alter ego, wydobywa to, co we mnie niewypowiedziane - aczkolwiek odczuwane. I to jest odkrycie i zachwyt, szczególny rodzaj psychoterapii, ale tej niezwykłej, subtelnej, nie agresywnej, lecz rzetelnej. To jest właśnie ta „siła fatalna”, którą zostawił nam Słowacki i inni wielcy poeci, aby nas „zwykłych zjadaczy chleba w aniołów przemienić”. Spróbujmy więc powędrować śladem myśli autora tomiku „Zanim”. Znajdziemy tu wspólny los emigranta zagubionego w dżungli obcego kraju, chroniącego swoją ojczyznę ukrytą w sercu („Wigilia w Chicago”, „Wszystkim kolęda”), często wyidealizowany, ale nasz kraj lat dziecinnych („Rodzinne podwórko”) i młodzieńcze uczucia złączone nierozerwalnie z zapachem świeżo zatemperowanego ołówka („Mój antysemityzm”). Swoją drogą, ile trzeba mieć odwagi, aby tak potraktować ten bolesny temat tu między swymi! Jak wielki jest ogrom nostalgii, wspólnej nam wszystkim w pięknym wierszu („Wigilia w Chicago”), czy poczucia izolacji i braku zakotwiczenia w tutejszą rzeczywistość w wierszu („Po nas”). Autor wędrujący przez oceany wspomnień, jest jak Odys, który szuka swojej drogi do Itaki, ale w podróży zachwycają go inne krainy, lecz na krótko i tylko tej jednej jest zawsze wierny: tej ojczyźnie i temu krajobrazowi, który pojawia się w jego snach („Kiedy”). Mimo tej tęsknoty widzi jasno w zachwyceniu („Rodzinne podwórko”), a to bardzo trudne. Ten szczególny rodzaj smutku, często zaprawionego goryczą, który przebija się przez większość utworów poety, nie jest jednak zgorzknieniem - jest pięknem a ono jak mówi inny poeta „kształtem miłości jest”. Jest tej miłości w poezji Burzawy po kropelce w każdym utworze. Sądząc z wrażliwości i skromności wyrazu poetyckiego autora należy się domyślać, że traktuje ją jako swoisty rodzaj tabu, o którym nie śmie pisać wprost i jednoznacznie. Jest to miłość nierealna, bo nienazwana, przeczuwana zaledwie, skromna i cicha. Jedynie w wierszu „Spóźniona miłość” jest prawdziwa, ale zawsze „bojaźliwa” i „płocha”, „Jest a jakby jej nie było”.
Smutek, który przewija się przez cały zbiór wierszy Burzawy dochodzi do zenitu w wierszu „Zabiłem człowieka”. Trzeba wielkiego kunsztu poetyckiego, aby w tak lapidarny sposób wyrazić rozpacz i ból. Któż z nas nie bywa w kurorcie swego życia w czasie martwego sezonu?!
Poeta odkrywa przed nami swoje zmaganie się z materią słowa, przybliża nam uczucie trudu tworzenia, dążenia do doskonałości wyrażania myśli, które powiedzą „wszystko, co pomyśli głowa”, aby strofa była ,,taktem nie wędzidłem”.
W wierszu „Nic wielkiego” pisze Burzawa:
„To naprawdę nic wielkiego
kiedy kością w gardle staje nam wiersz
nie do napisania”.
Szczególnie bolesne jest to oczekiwanie na natchnienie. I czy to jest już rezygnacją, czy jeszcze czekaniem („W środku nocy”).
Uspokojenie myśli niespokojnych przychodzi wraz z następną napisaną kartką papieru („Zanim”) - perełką literacką w pięknym zbiorze słów i myśli poety. Niechże i do Ciebie, Drogi Czytelniku, przyleci gołąbek białego wiersza W. J. Burzawy. Życzę, aby przyniósł Ci gałązkę oliwną.