Dobra lekcja historii Polski: „Powstanie Warszawskie”
Muzeum Powstania Warszawskiego, dzieło życia byłego prezydenta stolicy, Lecha Kaczyńskiego, jest w posiadaniu filmu pt. „Miasto ruin”, przedstawiającego niezwykły przelot liberatora nad zburzoną Warszawą. Film ten cieszy się wśród odwiedzających muzeum, zwłaszcza wśród młodzieży, wielkim zainteresowaniem. Tymczasem muzeum to stało się też producentem nowego dramatu wojennego non-fiction, zmontowanego w całości z materiałów dokumentalnych, opowiadającego o powstaniu warszawskim przez pryzmat historii dwóch młodych reporterów, świadków powstańczych walk. Film „Powstanie Warszawskie” można oglądać w kinach od 9 maja 2014 roku.
Film powstał ze zrekonstruowanych kronik z czasów powstania warszawskiego. Efektem pracy wielu osób jest siedemdziesięciominutowy, pokolorowany, ściskający za gardło obraz, ukazujący powstanie z niespotykanym dotąd realizmem. Bohaterami filmu są dwaj bracia, operatorzy Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej, którzy otrzymują zadanie dokumentowania wydarzeń powstania. Przyłączają się więc do powstańczego oddziału i zaczynają dokumentować życie cywilów: pieczenie chleba, prace w kuchni czy drukarni, a następnie idą z tym oddziałem na akcję. W zamiarze mieli nakręcić prawdziwą wojnę, ale w efekcie przychodzi im uczestniczyć w czymś przekraczającym ich najśmielsze wyobrażenia – świat, w którym się znaleźli, to świat po apokalipsie. Chwytają więc kamerę, by udokumentować tę rzeczywistość, i robią wszystko, żeby taśmy z filmem za wszelką cenę ocalić. 30 tysięcy metrów taśm zostało ukryte jeszcze przed upadkiem powstania przez żołnierzy oddziału „Chwaty” w piwnicy domu przy ul. Wilanowskiej. Skarby wydobyto w 1946 roku i po obróbce zmontowano je na taśmie trzydziestopięciomilimetrowej. Każdego roku, przy okazji rocznicy 1 sierpnia, fragmenty filmu pokazywały wszystkie telewizje.
Reżyser filmu, Jan Komasa, pokazał prawdziwy obraz powstania warszawskiego. Na barykadzie nie ma już „jakichś tam” powstańczych oddziałów, ale są konkretne postacie, w wielu przypadkach znane z imienia i nazwiska, które m.in. pracowały dla Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej. Nie mówi się już o zniszczeniach cennej architektury, ale pokazuje się np. płonącą kamienicę przy ul. Marszałkowskiej z umeblowanymi mieszkaniami i firankami w oknach albo też zrujnowany drapacz chmur przy ul. Świętokrzyskiej Nad mały pałacyk, gdzie spokojnie rozmawia ze sobą paru znajomych, naprawdę nadlatują trzy samoloty, z ruin domów wydobywa się trupy, odprawia się w intencji zmarłych mszę polową, organizuje na miejscu pochówek zwłok. Obraz pokazuje, z czego powstańcy produkują granaty, jak wyciągają z piwnic poddających się niemieckich jeńców i wiele innych dramatycznych scen.
Jeden z najbardziej znanych epizodów to bitwa o siedzibę Polskiej S-ki Telefonicznej przy ul. Zielnej 37. Na taśmie widać budynek z powiewającą na szczycie flagą ze swastyką, atak przy użyciu miotaczy ognia, a także wspomnianą już kapitulację Niemców. W kadrze przewija się też neon aspiryny Bayera na gmachu towarzystwa ubezpieczeniowego Assicurazioni Generali Trieste, który kiwa się i trzeszczy. Wreszcie pokazane jest podwórko kamienicy Wedla przy ul. Szpitalnej 8. W stołówce pod chmurką wydawana jest zupa przygotowana przez peżetki, członkinie referatu Pomocy Żołnierzowi (PŻ) utworzonego w podziemiu w marcu 1942 roku. Dziewczyny te zajmowały się gotowaniem, praniem, opieką nad rannymi, prowadziły około 30 punktów frontowych.
Najwięcej mówią twarze, przeważnie zawadiackie, czymś bez reszty pochłonięte. Mają one niezwykłą moc, pokonują czas i pokazują sens walki. Wreszcie widać, dlaczego ci ludzie się tam znaleźli, czym się kierowali. Że nie potrafili ani nie chcieli wówczas inaczej żyć. Burzyli się przeciw pięcioletniej niemieckiej okupacji. Jest do dobry przykład dla tych, którzy mówili, mówią i mówić będą, że wtedy można było inaczej, że wywołanie powstania było niepotrzebne. Nikt nie przywróci życia poległym żołnierzom AK i cywilom, nie przywróci też ulicom pięknych, wspaniale prezentujących się mimo bombardowań kamienic, ale trzeba sobie zadać pytanie, jak długo jeszcze można było żyć w tym potwornym zniewoleniu. I wydaje się, że wyrazy tych filmowych, ale i rzeczywistych twarzy, ostatecznie przekonują, że ci odważni młodzi ludzie, dziewczęta i chłopcy, mieli już tego bezprzykładnego poniżania i mordowania po prostu dość. Pragnęli wolności!
Należy wspomnieć, że w ciągu 63 powstańczych dni Warszawa była tą wolną już Polską, z legalnymi władzami, administracją i armią. W tym czasie władze wydały dwa „Dzienniki Ustaw”, wychodziło ponad 100 tytułów gazet wszystkich opcji politycznych, zaś śródmiejskie kino Palladium wyświetlało kroniki filmowe dokumentujące wydarzenia. Miasto otoczone z zachodu i wschodu przez dwóch agresorów było wolne, na ulicach pojawiły się setki biało-czerwonych flag, z głośników popłynęły polskie pieśni. Warszawiacy w większości wspierali walczących, organizowali życie wielkiego miasta – powstały komitety blokowe, kuchnie społeczne, kwitło życie kulturalne i religijne, w okopach śpiewał sam Mieczysław Fogg. Ale równocześnie Polacy chcieli występować wobec przygotowujących się do przekroczenia Wisły oddziałów Armii Czerwonej w roli gospodarzy na swym terytorium. Polska, z tą trwającą nieco ponad sześćdziesiąt dni wolnością, zirytowała nie tylko sowieckiego zbrodniarza, Stalina, ale także tego zza Odry. Hitler na wieść o wybuchu powstania natychmiast wydał rozkaz zabicia wszystkich mieszkańców Warszawy i zrównania miasta z ziemią.
I udało mu się to. Na filmie widać zbombardowane, ale trzymające się jeszcze na fundamentach, wspaniałe, zadziwiające swą architekturą domy. Po tym rozkazie zbrodnicze jednostki SS Reinefartha i Dirlewangera przystąpiły do masowego mordowania cywilów, wypalania i burzenia polskiego dobytku. Tylko w ciągu 4 dni zamordowanych zostało 40 tysięcy cywilów.
Film, o którym mowa, widzieli już żyjący wciąż bohaterowie tamtych tragicznych wydarzeń. Przypominając im osobiste przeżycia sprzed 70 lat, zrobił na nich kolosalne wrażenie. Wbici w fotele, patrzyli w ekran w skupieniu, głęboko oddychając. Niektórzy dyskretnie sięgali po chusteczkę. Po zakończeniu, wyraźnie wzruszeni, uścisnęli scenarzyście i reżyserowi dłoń i przekazali własne odczucia: „Dziękujemy, dobra robota”.
Dobrą robotę wykonali też producent i dystrybutorzy tego dzieła. Namówili bowiem dyrektorów kin, by ci 1% ceny biletu przeznaczyli na rzecz dwóch organizacji kombatanckich zrzeszających powstańców. Te z kolei przekażą środki tym, którzy są już bardzo starzy, często mieszkają poza Warszawą i mają kłopoty materialne oraz zdrowotne.
Reasumując należy stwierdzić, iż film „Powstanie Warszawskie” jest kluczem do zrozumienia historii nie tylko Warszawy, ale również Polski. Można mieć nadzieję, że zobaczą go zarówno Polacy w kraju, jak i za granicą.