„Golgota” na kalifornijskim wzgórzu
Czy znany w całej Ameryce cmentarz w Forest Lawn Memorial Park, znajdujący się w Glendale koło Los Angeles, może mieć ścisły związek z artystycznym dorobkiem polskiego twórcy, który w Ameryce przebywał krótko, tylko jeden raz, a do tego ponad sto lat temu i... nigdy nie widział Kalifornii?
Cmentarz ten położony jest na malowniczych wzgórzach, porośniętych trawą, poprzecinanych krętymi drogami, po których można nie tylko spacerować, ale i jeździć samochodami. W efekcie wzgórza te bardziej przypominają teren rekreacyjny, niż nekropolię. O tym, że jednak jest to nekropolia, świadczą rozsiane z rzadka żałobne posągi, ale przede wszystkim ogromna ilość tabliczek z nazwiskami zmarłych – połyskują brązem na zboczach, w dokładnie wykoszonej trawie. Swoją sławę cmentarz zyskał głównie jako miejsce wiecznego spoczynku wielu gwiazd Hollywoodu. Najważniejszą jego częścią jest okazała Kwatera Nieśmiertelnych, w której składane są prochy najbardziej zasłużonych Kalifornijczyków – w tym i najsławniejszych artystów, nie tylko filmowych, lecz również uprawiających inne dziedziny sztuki. I właśnie w owym wyjątkowym miejscu spoczywają także prochy dwóch wielkich malarzy polskich: Jana Styki i jego syna Tadeusza.
Jak to się stało i dlaczego ich szczątki znajdują się właśnie w tym słynnym miejscu? Ta historia ze wszech miar zasługuje na upowszechnienie – nie tylko dlatego, że brzmi sensacyjnie, ale jest też bardzo pouczająca dla Polaków.
Jak napisałem w artykule o amerykańskiej historii rodziny Styków, zamieszczonym w poprzednim wydaniu magazynu „Polonia” – Jan Styka, znany i ceniony już na początku XX wieku w Europie artysta-malarz – został poproszony w roku 1904 o udostępnienie swoich dzieł do zaprezentowania w Saint Louis, podczas odbywającej się tam Światowej Wystawy Gospodarczej. Doceniając to wielkie wyróżnienie, artysta przesłał statkiem do Ameryki nie tylko ponad 60 własnych obrazów o różnej tematyce, ale także jedną ze swoich czterech, słynnych już wówczas panoram – „Golgotę”.
Pozwolę sobie tu przedstawić w skrócie historię tego dzieła, zanim trafiło do Ameryki. Panorama „Golgota” powstała w latach 1895-96 z inicjatywy wielkiego przyjaciela Jana Styki, wybitnego pianisty i męża stanu, Ignacego Paderewskiego. Ten ogromny obraz o długości 60 i wysokości 15 metrów, przedstawiający ukrzyżowanie Chrystusa, pokazany został po raz pierwszy we Lwowie wiosną 1896 r., w czasie wielkich uroczystości wielkanocnych. Od stycznia 1897 eksponowany był przez rok w Warszawie, a następnie wysłany na kolejne trzy lata do Moskwy i na dalszy rok do Kijowa, by wreszcie trafić do Nowego Jorku. Tu, niestety, musiał być zdeponowany w magazynach portowych, bowiem okazało się, że dla zaprezentowania płótna o tak wielkich rozmiarach na wystawie w Saint Louis nie ma odpowiedniej sali, a organizatorzy wystawy nie dysponują środkami finansowymi na adaptację jakiegoś innego, odpowiedniego obiektu.
Sprawa panoramy „Golgota” okazała się nie jedynym przykrym przypadkiem w wielkich nadziejach Jana Styki, związanych z udziałem w amerykańskiej wystawie. Jeden z jej organizatorów z premedytacją zaniechał ekspozycji także innych obrazów Styki i postanowił zrobić na nich interes, sprzedając je na prywatnej aukcji na własne konto. Zamiary te pokrzyżowało mu niespodziewane pojawienie się artysty w Ameryce. Doszło do skandalu i dopiero groźba procesu sądowego spowodowała, że obrazy pokazano na wystawie. Ale po jej zakończeniu większość z nich... spłonęła w pożarze magazynu depozytowego, powstałym, rzekomo, z niewiadomych przyczyn. W tej sytuacji Styka pozbawiony dochodów z zamierzonej sprzedaży części prac w Ameryce, nie był w stanie pokryć wysokich należności celnych za wwiezione tu obrazy i kilkumiesięczne przechowywanie panoramy „Golgota”, w związku z czym dzieło to uległo konfiskacie i pozostało w amerykańskich magazynach.
W dwa lata później grupa działaczy polonijnych z Chicago, na czele z burmistrzem polskiego pochodzenia Janem Smulskim, pomna entuzjastycznego przyjmowania Jana Styki w mieście w roku 1904, postanowiła sprowadzić panoramę „Golgota”, aby zorganizować jej ekspozycję i w ten sposób uzyskać fundusze potrzebne na jej wykupienie od władz celnych. Niestety, owo przedsięwzięcie nie udało się ze względu na małe zainteresowanie środowiska polonijnego tym artystycznym wydarzeniem i „Golgota” ponownie trafiła do magazynu. Tyle, że tym razem w Chicago. I to aż na następne 38 lat.
Dopiero za sugestią Tadeusza, przebywającego w Ameryce od roku 1929 syna Jana Styki, popularnego tu już malarza-portecisty, znany w Ameryce z wielkiej przedsiębiorczości mecenas sztuki Hubert Eaton w roku 1944 odnalazł panoramę „Golgota”. Eaton wyczuwając dobry interes w nabyciu tak wyjątkowego dzieła, wyłożył pieniądze na jego wykupienie i zlecił renowację pod nadzorem obu synów Jana Styki – Tadeusza i Adama. Jednocześnie, kosztem 1,5 miliona dolarów, polecił wybudować specjalny obiekt na ekspozycję panoramy. Na miejsce budowy wybrał jedno ze wzgórz obok cmentarza w Forest Lawn Memorial Park, wychodząc z założenia, że eksponowany w odpowiednim miejscu tak wielki obraz, którego tematem jest ukrzyżowanie Chrystusa, musi spotkać się z zainteresowaniem osób masowo odwiedzających cmentarz. Dla pełnego osiągnięcia tego celu zmienił nawet nazwę obrazu – z trudnego do skojarzenia dla Amerykanów słowa „Golgota” na „Ukrzyżowanie” – ogłaszając, że jest to największe malowidło na świecie. Pokrywało się to z prawdą jedynie na tyle, że dwa razy większa rozmiarami „Panorama Racławicka” nie była wtedy eksponowana.
Pierwszy uroczysty pokaz panoramy „Golgota” pod nową nazwą, odbył się w roku 1951. Przedsiębiorczy Hubert Eaton nie pomylił się – od tamtego czasu niemal codziennie odbywają się kolejne, godzinne pokazy tego dzieła, przybierające obecnie formę słowno-muzyczno-świetlnego misterium i... przynoszące znaczne dochody finansowe.
Jak przebiega ten pokaz? Zanim rozpocznie się misterium – publiczność w kuluarach zapoznaje się z informacjami dotyczącymi historii dzieła Jana Styki i ogląda pamiątki po nim, a przy okazji także po naszym słynnym rodaku Ignacym Paderewskim, przedstawianym nie tylko jako znakomity kompozytor i pianista, ale również jako inspirator namalowania „Golgoty”. Gdy publiczność wchodzi do sali przeznaczonej na pokaz, wielka panorama jest dla niej jeszcze niewidoczna, bowiem zasłania ją lekka kurtyna. Wraz z gasnącymi na widowni światłami, narasta siła nastrojowej muzyki i w pełnej ciemności kurtyna zostaje podniesiona. Po chwili punktowe, nasilające się z góry światła zaczynają wydobywać z ciemnego obrazu kolejne fragmenty. Ukazują się wzgórza Skopus, Oliwne, Gidead i Moab, droga z Samarii i grota Jeremiasza, fragmenty Jerozolimy: pałac Heroda, domy Annasza i Kajfasza... Narrator opowiada historię sądu Piłata, drogi krzyżowej i ukrzyżowania Chrystusa. Światła reflektorów przesuwają się po odpowiednich fragmentach panoramy: tu ukazując grupę świadków Męki Pańskiej – Józefa z Arymatei i Pawła, tu rzymskich żołnierzy, tam Matkę Boską w otoczeniu kobiet i modlącego się św. Jan Ewangelistę, gdzie indziej skupione grupy mieszkańców Jerozolimy oczekujących na ukrzyżowanie Chrystusa... Ze stereofonicznego nagłośnienia słychać okrzyki tłumu, przekleństwa, śmiech i lamenty, świsty bicza, jęki... Niezliczone postacie dramatu jakby ożywają pod wpływem ruchomych świateł, zdają się poruszać, krzyczeć, przeżywać strach i cierpienie.
Wreszcie najbardziej wyraziście ukazane zostaje wzgórze Golgota, z postacią Chrystusa stojącego nieruchomo nad leżącym na ziemi krzyżem. Przejmującą scenerię tego fragmentu obrazu podkreśla realizm przygotowań do ukrzyżowania. U stóp Jezusa leży cierniowa korona i czerwony płaszcz. Rzymski oficer odczytuje wyrok skazujący Jezusa na śmierć. Oprawcy kopią dół, w którym osadzony ma być przeznaczony dla niego krzyż. Dwa inne, już postawione krzyże czekają na skazańców, którzy mają umrzeć razem z Chrystusem. Nad wzgórzem Golgota zwisają ciemne, burzowe chmury, przez które z rzadka przebijają się jeszcze promienie słoneczne, oświetlające dostojną postać Jezusa, patrzącego z pokorą w niebo. W głębokiej już teraz ciszy rozgrywa się ziemski los Syna Bożego...
Następują ostatnie, potężne akordy muzyczne, przy których rozsuwają się jeszcze dodatkowe boczne kurtyny, ukazując w jaskrawym świetle pełną panoramę dzieła naszego mistrza.
Na widowni zrywają się burzliwe oklaski i okrzyki uznania. Ale wyjście publiczności z sali odbywa się już w pełnej ciszy i w głębokim skupieniu.
Dla uzupełnienia tych informacji trzeba dodać, że w uznaniu dla dzieła Jana Styki, jego prochy sprowadzono w roku 1959 z Rzymu do Forest Lawn Memorial Park i złożono w Kwaterze dla Nieśmiertelnych, znajdującej się opodal miejsca ekspozycji jego wielkiego dzieła malarskiego. W tym samym miejscu – 5 lat wcześniej – pochowano jego syna Tadeusza Stykę, także artystę zasłużonego dla kultury amerykańskiej, którego obrazy znajdują się w najbardziej ekskluzywnych miejscach Ameryki.
Analizując to, co zostało tu przedstawione – nieodparcie nasuwa się myśl, że mamy do czynienia z historią w stylu typowo amerykańskim! Przypomnijmy w skrócie... Ambitny, ale dobroduszny, wierzący w wielkość i bogactwo Ameryki polski artysta, wysyła do tego kraju swoje dzieła na wystawę, która jednak z trudem dochodzi do skutku, bo albo nie ma pomieszczenia na prezentację dużych rozmiarów płótna, albo obrazy wędrują na prywatną aukcję, z której dochód ma zasilić prywatną kieszeń organizatora wystawy. W „podzięce” za to, że jednak wystawa odbyła się – znaczna część obrazów potem płonie. Pozbawiony możliwości pozyskania środków finansowych twórca tych obrazów, nie mogąc sprostać żądaniom amerykańskiego fiskusa, musi poddać się rygorowi konfiskaty jednego z najsłynniejszych swoich dzieł – panoramy „Golgota” i wyjechać z Ameryki bez możliwości jego odzyskania. Działacze polonijni próbują jeszcze ratować sytuację, wypożyczając dzieło, aby wystawić je w Chicago, z nadzieją, że w ten sposób pozyskają środki na jego wykupienie. Ale chicagowscy Polacy okazują się zbyt biedni. „Golgota”, wielkie dzieło ich rodaka, ponownie wędruje do magazynu. Po 38. latach odnajduje je przedsiębiorczy Amerykanin, inwestuje w nie, wystawia w odpowiednim miejscu i atrakcyjnej oprawie – czyniąc z tego dobrze prosperujący biznes, który trwa do dziś i z pewnością trwać będzie jeszcze przez długie lata.
Jakby tego było mało – uznano, iż społeczności polskiej w Ameryce powinno wystarczyć, że twórca tego wielkiego dzieła, polski artysta Jan Styka, pośmiertnie został łaskawie ulokowany w Kwaterze Nieśmiertelnych. Zaś jego spadkobiercom – pozbawionym jakichkolwiek praw do tego dzieła – pozostała tylko nadzieja, że z powodu namalowania przez ich dziadka ukrzyżowania Chrystusa za akceptacją mieszkańców Jerozolimy, nikt ich nie obwini o to, że w ich żyłach mogła płynąć antysemicka krew. Choć w Ameryce nigdy nic nie jest z góry przesądzone.