Kabaret Moralnego Niepokoju już 20 kwietnia zagra w Chicago!
Zobacz zdjęcia:
Kabaret Moralnego NiepokojuNa deskach Centrum Kopernikowskiego w Chicago jeszcze w tym miesiącu będziemy mogli oglądać występ jednego z czołowych polskich kabaretów- Kabaretu Moralnego Niepokoju. O nowym programie artystycznym, występach przed Polonią i podróży na Marsa, z Przemysławem Borkowskim, współtwórcą Kabaretu, rozmawia Paulina Grunwald.
Paulina Grunwald: Już w tym miesiącu zaprezentują Państwo swój nowy program „Pogoda na suma” podczas trasy po Stanach Zjednoczonych. Będziemy mogli Państwa oglądać między innymi w Chicago. Wcześniej występowali Państwo u nas blisko dwa lata temu z programem „Galaktikos”. Jak wspominacie tamtą trasę po USA? Czego tym razem spodziewają się Państwo po polonijnej publiczności?
Przemysław Borkowski: Zawsze bardzo chętnie odwiedzamy USA i to nie tylko dlatego, że podają tu najlepsze steki. Zwłaszcza w Chicago gra nam się świetnie. Copernicus Center to chyba w ogóle jedna z lepszych sal, w których występowaliśmy. Mimo, że jest ogromna, atmosfera jest w niej znakomita. Pełno ludzi, żywiołowe reakcje – gdyby to od nas zależało, przenieślibyśmy ją w całości do Polski i to razem z widownią. W Warszawie na przykład nie ma takiej sali. Spodziewamy się więc, że i tym razem występ w Chicago będzie należał do udanych, tym bardziej, że moim przynajmniej zdaniem, program, z którym przyjedziemy, jest lepszy od poprzedniego. Ale to już sami Państwo ocenią.
Czy występy przed Polonią różnią się od występów przed rodakami w Polsce?
Różnią się coraz mniej. Dzięki Internetowi i telewizji satelitarnej rodacy mieszkający za granicą dość dobrze orientują się w naszej krajowej rzeczywistości i praktycznie rzecz biorąc śmieją się w tych samych momentach, co ludzie w Polsce. Kiedyś było inaczej. Gdy po raz pierwszy pojechaliśmy do Londynu, a było to chyba ze dwanaście lat temu, na widowni zasiadła stara, jeszcze wojenna emigracja, w tym kilku przedstawicieli rządu londyńskiego. Wtedy mieliśmy spory kłopot, bo nasi widzowie nie do końca wszystko rozumieli. W Stanach takich problemów raczej nie mamy. Czasami jest wręcz przeciwnie – widzowie w USA reagują lepiej niż ci w Polsce. Może po prostu doceniają, że musieliśmy z narażeniem życia pokonać rozszalały Atlantyk, żeby dla nich wystąpić.
Co może Pan zdradzić Czytelnikom Magazynu Polonia na temat „Pogody na suma”, poza tym oczywiście, że będzie śmiesznie? Poruszenia jakich tematów i wyśmiania jakich zjawisk możemy spodziewać się tym razem?
Będzie między innymi skecz o aktorach, którzy są tak zmęczeni dorabianiem w reklamach, że nie mają już siły na występy w teatrze. Będzie scenka o kolegach ze szkoły, którzy spotykają się po latach. Jeden z nich stara się zaimponować drugiemu swoim mieszkaniem, a ten drugi stara się wynaleźć w tym mieszkaniu wszelkie możliwe wady. Będzie skecz o dwóch gangsterach nieudacznikach próbujących obrabować bank. I wiele, wiele innych. Tematy do naszych skeczy najczęściej czerpiemy z życia. To zazwyczaj tak zwana „obyczajówka” – relacje mąż-żona, syn-ojciec, kłopoty ze zrzędliwą babcią, która wszystko wie lepiej itp. Nie ukrywam, że często czerpiemy z własnego doświadczenia lub z doświadczenia naszej rodziny czy znajomych. Jest w tym programie na przykład piosenka, którą napisałem, o człowieku, który rozmawia z własnym brzuchem. Brzuch namawia go, żeby dużo zjadł, a potem ma do niego pretensje, że się przez to źle czuje. Samo życie…
Czy poza nowymi skeczami, będziemy mogli także liczyć na coś ze starszego repertuaru? Czy jest na przykład szansa, że zobaczymy stare, dobre „Lachony” albo „Imprezę u Bogdana”?
Tych skeczy już nie gramy i to od ładnych paru lat. Mielibyśmy pewnie nawet kłopot z przypomnieniem sobie tekstu. Staramy się raczej grać rzeczy nowe, takie, których widzowie nie znają choćby z Internetu czy telewizji. To zresztą jest nierozwiązywalny konflikt – zawsze część widzów pyta nas, dlaczego nie gramy starych przebojów, ale z kolei, gdybyśmy je zagrali, wtedy inni kręciliby nosami, że gramy ciągle to samo. Z dwojga złego wolimy więc podpaść tym pierwszym. Ale na bis zagramy może jeden starszy skecz…
W takim razie możecie być Państwo pewni, że prosić o bisy będziemy! W zeszłym roku w szeregi Kabaretu Moralnego Niepokoju wstąpiła Pani Magdalena Stużyńska, większości nadal najbardziej kojarząca się z serialem „Złotopolscy”. Jak czujecie się razem na scenie? Udało się już zgrać i dotrzeć?
Tak, udało i to zadziwiająco dobrze. Czasami wręcz mamy wrażenie, że gramy już z sobą znacznie dłużej niż tylko ten jeden rok. Magda jest nie tylko znakomitą aktorką, która świetnie dała sobie radę z przestawieniem się na „kabaretowe granie” – a to trochę co innego niż występowanie na scenie teatralnej czy w serialu – ale jest też niezwykle wprost sympatyczną osobą. Po prostu nie da się jej nie lubić. Szkoda tylko, że tak rygorystycznie podchodzi do zasad wierności małżeńskiej…
Przeglądając terminarz Państwa występów można zauważyć, że macie napięte terminy do czerwca, potem zapewne przyjdzie letnio-wakacyjny okres festiwali kabaretowych. A co planujecie na jesień? Macie już w planach jakieś kolejne projekty?
Jesienią ruszymy znowu w naszą nieustającą trasę koncertową po Polsce. Mamy do zrealizowania misję – chcemy zagrać „Pogodę na suma” w jak największej ilości miast w kraju i za granicą. Skoro bowiem postanowiliśmy, że nie będziemy skeczy z naszego nowego programu pokazywać w telewizji czy Internecie, to musimy się pofatygować i zaprezentować je naszym widzom osobiście. Potem, jeśli starczy nam czasu, chcemy wyruszyć w pierwszą bezzałogową wyprawę na Marsa. Ale jeśli to się nie uda, we wrześniu wybieramy się na parę występów do Anglii.
Czego możemy Wam życzyć na najbliższe miesiące, poza oczywiście powodzeniem wyprawy na Marsa?
Na pewno tego, żeby zima w tym roku przyszła w Polsce równie późno jak wiosna. Jest początek kwietnia, a w Warszawie ciągle jest biało i pada śnieg. Jak tak dalej pójdzie, niedługo rzeczywiście po ulicach w Polsce będą chodzić białe niedźwiedzie. Zawodowo zaś mogą nam Państwo życzyć trzech rzeczy – żeby publiczność się nas trzymała, nasz samochód trzymał się drogi, a my siebie nawzajem. Jeśli te trzy warunki będą spełnione – będzie dobrze. Mi zaś osobiście mogą Państwo życzyć udanej premiery mojej nowej książki. Tuż po naszym powrocie ze Stanów wychodzi bowiem moja kolejna powieść. Będzie nosiła tytuł „Hotel Zaświat” i jak sądzę, stanie się międzynarodowym bestsellerem. A kto wie, może nawet międzyplanetarnym, bowiem zamierzam ją zabrać w naszą bezzałogową podróż na Marsa.
Trzymam więc kciuki za wszystkie przedsięwzięcia, dziękuję za wywiad i już odliczam dni do występu „Kabaretu Moralnego Niepokoju” w Chicago!