Podziel się   

Kultura i sztuka Pokaż wszystkie »

Wydanie 2012-02 · Opublikowany: 2012-04-07 14:33:18 · Czytany 7159 razy · 1 komentarz
Nowszy Starszy

Kwiat jednej nocy

Stukot pociągu pomału się oddalał, wiatr modelował ostatnie dochodzące uderzenia o szyny, zachodnia część nieba płonęła resztkami słonecznych ogni. Tu i ówdzie nieśmiało przedzierał się posępny mrok. W oknach niewielkich domków błyszczało światło, za chwiejącym się parkanem ujadał jakiś niedorosły pies. Przedmieście niewielkiego w sumie miasta było na ogół spokojne, tylko z przylegającego do ulicy domu docierała piosenka  Alibabek „Kwiat jednej nocy” – „Zakwita raz, tylko raz, biały kwiat”... Droga była co prawda bita, lecz zima zostawiła na niej księżycowe niemal odbicie, widać drogę tę mróz sobie opatrzył i często po niej spacerował, zbyt często. Wicher ustawał wraz z pojawieniem się srebrzystego księżyca, który dzisiaj wyglądał wyjątkowo uroczo, jego okrągła twarz przypominała wizerunek kucharza na opakowaniu budyniu: budyniowy księżyc –

 ***

 Krótka ulica przypominała raczej wieś – choć nie było tu zabudowań gospodarczych, domy często sytuowane były w ogródkach, a nawet w niewielkich sadach. Domy! może zbyt szumna nazwa – ale niech już tak będzie! Najważniejsze, że po drugiej stronie ulicy był dworzec kolejowy, na którym zatrzymywały się pociągi z tablicami wielkich miast, jedynie ekspresy żegnały tę stację gwizdem. Ruch kołowy prawie tu nie istniał, chyba, że rowerowy.

W jednym z ogrodów mieściła się altanka wciśnięta w gęste sieci żywopłotu. Przez okienko przegrodzone listwami wypływały gitarowe melodie, czasami śpiewy i śmiech. Niemal każdego wieczoru zbierała się tu pobliska ferajna, by dać upust swoim talentom, a przy okazji spędzić miło wieczór. Wirtuozem gitary był Staś, który wówczas pobierał nauki w kaliskim technikum budowy fortepianów – choć nie było wielkiego podobieństwa w tych dwóch instrumentach, Staś grał wspaniale, a i śpiewał nienagannie.

Nie tylko Staś śpiewał, jego chórek składał się z młodszej siostry Lidki oraz uroczych sąsiadek Halinki i Grażyny, mieszkających w tym samym domu (bliźniaku). Lidka i Halina uczęszczały wtedy do ogólniaka, a Grażyna była już studentką, lecz mimo obowiązków szkolnych zawsze znajdowały czas na chwilę relaksu i zabawy. Często i ja brałem udział w tych cudownych wieczorach, w tym śpiewie – choć do Kiepury mi daleko, ale podobno śpiewać każdy może. Będąc na praktyce w Świebodzicach zaledwie kilka miesięcy, poznałem wielu ciekawych ludzi oraz to sympatyczne miasteczko, które tętniło życiem jak każde inne. Nie wyróżniało się zbytnio, było podobne do Wrocławia, Ciechocinka czy Zamościa – każde miasto ma swój urok i niby każde jest inne, ale wszystkie mają wspólny mianownik – tę Polskość i własną dumę. Różnią się jedynie wielkością, a tym, co je łączy, jest ich piękno.

I w miastach, i w wioskach żyją wspaniali ludzie, a przede wszystkim: najpiękniejsze istoty ziemskie – kiedyś noszące spódniczki – dzisiaj spodnie (niektóre pozostały wierne tradycji). Jak śpiewała Irena Santor: „Najpiękniejsze Warszawianki – to przyjezdne” – coś w tym jest, jakaś magia, jakiś czar. Wszystkie dziewczyny mają w sobie „to coś”, za czym tęsknimy, do czego wracamy, coś, czego nie można zobaczyć, ale można dostrzec, bo patrzeć – niekoniecznie znaczy widzieć! Podobnie jak do dziewczyn, wracamy często do miast i wiosek, które kiedyś pokochaliśmy, za którymi tęsknimy. Kiedyś kochałem inne, dzisiaj kocham Kraków. Nie znaczy to wcale, że tamte zdradziłem, zapomniałem, nie! „I znowu sobie powtarzam pytanie: Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?”

                                                                                 ***

Stukot pociągu przerywany dźwiękiem gitary, a noc księżycem bladym się objawia, niebo w gwiazdy ubrane i meteoryt strącony anielską nogą dogorywa w obłokach – noc ciepła i cudna, wiszą gwiazdy jak śniegu sople na stokach – noc anielska. Takiej nocy łza tuli się do oka, nie z żalu, nie z bólu; to łza radości, bo kwiat jednej nocy kwitnie tylko raz.

Nie ukrywam, że lubiłem takie sielanki, zresztą do dziś lubię – ale tamte były inne, miały specyficzny urok, smak młodości, wtedy serca inaczej biły i śmiech był inny. Dlaczego pamiętam tamtą altanę i słyszę jeszcze dźwięk strun? Bo tylko złego się nie pamięta, zapomina się smutki i żale, a smak radości zatapia się w samym sercu – tam przetrwa najdłużej.

Pomiędzy Wrocławiem a Wałbrzychem jest cząstka mej radości. Tam, wśród nocy pełnej gwiazd wzlata meteorem, płynie nad łąkami rosą i okiem Cyklopa zerka w przeszłość – cząstka mej radości… Czasami usiądzie na wierzchowcu w Książu i cwałuje wśród zabłąkanych drzew, rozśpiewanego ptactwa i mgieł porannych zapomnianych przez Boga –  radość z tamtych lat niczym śpiew anioła. „Gdzie Bajkał podnóża gór sięga, przez lasy doliny i kurz wędruje zgarbiony włóczęga…” Wspominam tę i inne ballady, dowcipy, których wówczas w głowie nie brakowało, a niektóre zachowały się do dzisiaj. Ulubionymi były te o milicjantach – choć złośliwi mówią, że takowe nie istnieją, bo to wszystko jest prawda – możliwe...

Świebodzice – miasteczko jakich wiele, małe i urocze, takie, do którego chce się powracać, gdzie spokoju odrobina i uśmiechu wiele, gdzie ludzie w niedzielę do kościoła idą, by w świętych murach zostawić swe troski. By podziękować za spokój i radość, którymi na co dzień Stwórca ich obdarza – by zanieść kłopoty do Pana ołtarza. Tam w tym miasteczku jest tyle uroku, w tych kamieniczkach i w kościelnej wieży, że trudno je zmieścić w ludzkim małym oku, lecz warto chwilę tam na pewno przeżyć. Choćby dlatego, żeby w noc majową zadźwięczały struny niosące ballady, by szumiały po latach w snach tamtejsze sady, by znowu altanka w żywopłot wciśnięta zechciała cię gościć, jak kiedyś, przed laty. Życie bez wspomnień jest nudne, bez wartości. Każdy chce powracać, jeśli ma do czego. Z powrotów jak ze źródeł czerpiemy tak wiele: radość i siły z dawnych lat młodości. Gdy wspominamy, jesteśmy wciąż młodzi. Skoro przyszłość jest dla człowieka jeszcze tajemnicą – musimy czerpać jedynie z przeszłości.

Często zasiadam w altance do śpiewu, dziewczyny przy mnie i Stasio z gitarą – tak łatwiej usnąć przy dźwiękach ballady – ten sam księżyc gapi się w okna, czasami pociąg żałośnie zawyje i szumią podobnie tamte stare sady, i choć tęsknota kładzie się na szyję –  usypiam powoli jak dziecię w kołysce. Może o północy zakwitnie ten kwiat – kwiat jednej nocy!

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Kultura i sztuka

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

polak · 2012-05-30 16:15:21

Dlaczego nie ma więcej tego typu felietonów. Są zarąbiste.

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...