Podziel się   

Ludzie Pokaż wszystkie »

Wydanie 2012-10 · Opublikowany: 2013-03-09 13:54:29 · Czytany 7350 razy · 2 komentarzy
Nowszy Starszy

Buzek: Już jako nastolatek marzyłem, żeby zostać posłem!

Jerzy Buzek (fot. Paweł Rogaliński)

Jerzy Buzek, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego i premier RP, w ekskluzywnym wywiadzie dla magazynu „Polonia" opowiada Pawłowi Rogalińskiemu o swoich zainteresowaniach, życiu prywatnym i karierze politycznej.

Paweł Rogaliński – Jak to się stało, że chemik został politykiem?

Jerzy Buzek – Nie jestem chemikiem, tylko mechanikiem energetykiem, ale tak czy owak – mam wykształcenie techniczne. W systemie komunistycznym dużo prościej było mi studiować na politechnice niż na uniwersytecie, bo tam zawsze dwa razy dwa było cztery. Natomiast nauki humanistyczne czy ekonomiczne były ślepo podporządkowane ideologii i często mijały się z prawdą.

P.R. – Czyli Pana pasje nie pokrywały się z wyborem studiów?

J.B. – Ależ jak najbardziej tak! Studia techniczne – i późniejsza praca naukowca przez niemal 30 lat – były moją wielką pasją.

P.R. – Kiedy w takim razie pojawiło się u Pana zainteresowanie polityką?

J.B. – Już jako nastolatek marzyłem, żeby zostać posłem do parlamentu w wolnej Polsce. Ale to musiała być niepodległa Polska – ten warunek był wtedy nie do przeskoczenia. Stąd też, gdy tworzył się Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, natychmiast zacząłem działać. Najpierw w oficjalnej „Solidarności” – przez 15 miesięcy, a potem w tej podziemnej. Później, w wolnej Polsce, pojawiło się duże zapotrzebowanie na ludzi z doświadczeniem politycznym z okresu „Solidarności”. Ja taką praktykę miałem z lat 80., kiedy regularnie, przez 5 lat towarzyszyłem faktycznym władzom związku – Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność” – w przygotowywaniu i podejmowaniu najważniejszych decyzji. W końcu tamten bój o wolną Polskę zakończył się sukcesem. Korzystając z tych doświadczeń, koledzy z „Solidarności” zaproponowali mi powrót do polityki, a najpierw kierowanie przygotowaniem programu wyborczego w 1997 roku. Nie przewidywałem wtedy, że to będzie na zawsze.

P.R. – Bardziej odpowiada Panu praca polityczna niż naukowa?

J.B. – Obydwie są pasjonujące. Nie żałuję tych dni, wieczorów czy nawet nocy, które spędziłem na rozwiązywaniu problemów w dziedzinie, którą się zajmowałem. Ta praca dawała mi poczucie zawodowego spełnienia. Oczywiście z drugiej strony polityka ma swój własny, niezwykły, publiczny wymiar, który zawsze mnie pociągał. Zresztą silne zainteresowanie sprawami społecznymi było u nas rodzinne.

P.R. – Został Pan jednak nie tylko posłem na Sejm RP, ale też premierem, następnie posłem do Parlamentu Europejskiego i finalnie – przewodniczącym tej instytucji. Jak z perspektywy czasu ocenia Pan tę ostatnią posadę?

J.B. – To było nadzwyczajne doświadczenie życiowe, jeśli chodzi o trudne decyzje, które trzeba podejmować przy kierowaniu wielką instytucją wybraną demokratycznie przez 500 milionów osób. Z drugiej strony, kiedy byłem premierem przez 4 lata, podejmowanie decyzji było bardziej ryzykowne i konfliktowe. Gdybym miał to porównać, myślę, że jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego miałem więcej pracy, ponieważ Unia Europejska jest sama w sobie bardzo skomplikowana – choćby pod względem prawa międzynarodowego. Proszę mi wierzyć – niełatwo taką instytucją kierować. Jest to zadanie wymagające ogromnego zaangażowania i pełnej uwagi.

P.R. – Jakie było Pana zdaniem największe Pana osiągnięcie jako przewodniczącego PE?

J.B. – Udało mi się przede wszystkim wzmocnić Parlament Europejski tak, jak to planowałem. We wczesnym etapie kadencji doprowadziłem do podpisania Traktatu z Lizbony, głównie dzięki wizycie w Czechach i przekonaniu do niego prezydenta Václava Klausa. Włożyłem też dużo wysiłku w to, aby skutecznie zmienić powszechne postrzeganie sąsiedztwa Unii Europejskiej. Mam tu na myśli program Partnerstwa Wschodniego i uruchomienie współpracy międzyparlamentarnej EURONEST: Unia – partnerzy wschodni oraz wszystkie wydarzenia mające miejsce w północnej Afryce, gdzie byłem rok temu kilkukrotnie, w Libii np. jako pierwszy przedstawiciel Unii po przewrocie. Byłem tam wiarygodnym reprezentantem UE, bo jestem z Europy Środkowo-Wschodniej. Wszyscy tutaj musieliśmy doświadczyć tego, przez co teraz przechodzą Mołdawianie, Gruzini, Azerowie, Ukraińcy, a także wszyscy mieszkańcy zachodnich Bałkanów i północnej Afryki.

P.R. – Miał Pan też swój wkład w kwestii unijnej energetyki.

J.B. – Tak, w tym czasie postawiłem na budowę Europejskiej Wspólnoty Energetycznej. Zależało mi, aby Europa była bardziej niezależna od dostawców z zewnątrz, żebyśmy mieli prawdziwie wspólny rynek energii od Helsinek po Lizbonę i od Aten po Dublin. Udało się wiele dokonać w tym kierunku. Jesteśmy też na dobrej drodze do wspierania unijnymi środkami finansowymi zaawansowanych technologicznie projektów z tego sektora, w tym tak ważnych dla Polski technologii czystego wykorzystania węgla.

P.R. – Podczas Pana kadencji na świecie wybuchł też poważny kryzys gospodarczy...

J.B. – Było to zjawisko zupełnie nieoczekiwane i rozprzestrzeniało się stopniowo na kolejne kraje. Działania parlamentarne ograniczające kryzys pochłonęły większość mojego wysiłku i czasu. Nadzór nad bankami, ubezpieczeniami i rynkiem kapitałowym, wymagania wobec papierów wysokiego ryzyka, ograniczenie premii dla bankowców, wspólny unijny przegląd budżetów krajowych, ograniczanie deficytu i długu, a zwłaszcza strategia „Europa 2020”, służąca ożywieniu i wzrostowi gospodarczemu – to najważniejsze z podjętych działań.

P.R. – Mówiliśmy już o sukcesach i pokonywaniu przeszkód. Jaka była zatem Pana największa porażka podczas tej kadencji?

J.B. – Na pewno nie udało się zrealizować mojego planu odnośnie Białorusi. Zależało mi, żeby w ciągu tych 2,5 roku wyraźnie poprawiły się: relacje Unii Europejskiej z Białorusią, sytuacja samego społeczeństwa białoruskiego, a także żyjących tam mniejszości narodowych – w tym mniejszości polskiej. Pozostał mi niedosyt. Śledzę informacje z ogromną uwagą i poczuciem troski o zwykłych Białorusinów oraz naszych rodaków zamieszkujących ten kraj.

P.R. – Zawinił Mińsk?

J.B. – Trudno powiedzieć coś pozytywnego o reżimie Łukaszenki. Mój projekt skupiał się na sąsiedztwie Unii Europejskiej – a więc ułożeniu dobrych relacji zarówno z zachodnimi Bałkanami, jak i Mołdawią, Ukrainą czy Białorusią, bo to przecież – jestem przekonany – przyszli członkowie Unii Europejskiej.

P.R. – To był główny cel na te 2,5 roku?

J.B. – W polityce zagranicznej Unii na pewno tak. Z taką samą determinacją dążyłem jednak do stworzenia wspomnianej już Europejskiej Wspólnoty Energetycznej, która dawałaby Unii – i Polsce – większą niezależność w kwestii dostaw energii, pełną ochronę środowiska i możliwie niskie ceny. Nie muszę też podkreślać, jak bardzo zależało mi, żeby wprowadzić w życie Traktat z Lizbony. Wszystko po to, byśmy mogli zastosować nowe rozwiązania: wzmocnić Parlament Europejski czy zintensyfikować jego kontakty z parlamentami narodowymi, usprawnić zarządzanie Unią. Wiele z tych spraw udało się z powodzeniem zrealizować, co w czasie kryzysu okazało się szczególnie cenne.

P.R. – Przewodniczący Parlamentu Europejskiego musi prowadzić dość intensywny tryb życia. Jak wygląda typowy dzień w takiej pracy?

J.B. – Kalendarz jest wypełniony od godziny 8:00 do 22:00, z krótkimi przerwami na śniadanie, obiad czy kolację. Należy tu jednak zaznaczyć, że niektóre posiłki są robocze, gdyż odbywają się w czasie spotkań. Proszę to sobie wyobrazić – Unia Europejska składa się z 27 krajów członkowskich, a w każdym z nich urzęduje głowa państwa i premier. Co więcej, każdy kraj ma parlament – składający się z jednej lub dwóch izb – na czele których stoją przewodniczący. I wszyscy ci politycy spotykają się z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, gdyż wspólnie mamy wiele spraw wymagających regularnego omawiania. Rozmowy tego typu mają miejsce albo w Brukseli – jeśli to oni odwiedzają instytucje unijne – albo na miejscu, w danym państwie. Byłem z oficjalną wizytą w 26 krajach Unii Europejskiej. Każda z tych wizyt wymagała wcześniejszego przygotowania, stworzenia programu, planu rozmowy... Oprócz tego dochodzą obowiązki reprezentowania Unii na zewnątrz. Odwiedziłem w związku z tym Stany Zjednoczone, kraje Ameryki Południowej, kilka razy Bliski Wschód, północną Afrykę, Rosję czy Chiny. Czasu na odpoczynek praktycznie nie było wcale.

P.R. – I te wszystkie podróże musi odbyć jedna osoba?

J.B. – Tak, bo to wszystko jest stałym elementem kształtowania wspólnej polityki zagranicznej 27 unijnych państw. Niektóre z naszych krajów są bardzo małe i zapewne w Ameryce czy w Chinach z tej odległości „nie widzi się” zbyt wyraźnie Estonii, Słowenii lub Malty, a nawet Polski czy Hiszpanii. Dlatego też liczymy się tylko wówczas, gdy działamy wspólnie. Moje wyjazdy do innych państw miały na celu przedstawić Stary Kontynent właśnie jako wspólnotę. Razem mamy bowiem największą gospodarkę i handel na świecie. Jesteśmy gospodarczym gigantem, ale bez wspólnego działania – jednocześnie politycznym karłem. Ważne, by tę dysproporcję zlikwidować i politycznie umocnić Europę.

P.R. – Jak udało się Panu pogodzić pracę w Brukseli z życiem rodzinnym w Gliwicach?

J.B. – Z trudem, nie było to proste. Miałem już doświadczenie z okresu pełnienia funkcji premiera. Byłem wówczas niemal równie zajęty, kalendarz spotkań niewiele luźniejszy. Z drugiej strony tamte decyzje – jak już wspomniałem – były trudniejsze, bardziej absorbujące psychicznie. Mam tu na myśli wszystkie niełatwe reformy, kluczowe negocjacje unijne i NATO-wskie, które trzeba było w tamtym czasie przeprowadzić.

P.R. – Czy rodzina nie narzekała na zbyt rzadkie spotkania?

J.B. – Trudno sobie wyobrazić, żeby było inaczej…

P.R. – Jakie ma Pan plany zawodowe na przyszłość?

J.B. – Chciałbym kontynuować wszystko to, co robiłem w ciągu ostatnich lat. Po pierwsze – najbliższe sąsiedztwo Unii Europejskiej. Proszę zauważyć, że jeszcze niedawno, aby powstrzymać tzw. „kocioł bałkański”, potrzebne były działania NATO, a więc interwencja amerykańska razem z europejską. Teraz my, Europejczycy, otworzyliśmy furtkę wejścia do Unii i kraje w tym regionie porzuciły wrogie wobec siebie zamiary. Co więcej, zaczynają zmieniać dotychczasowy system rządzenia na demokrację i wolny rynek. A wszystko dlatego, że chcą należeć do Unii Europejskiej. To niezwykle skuteczna, „miękka” siła Brukseli, którą teraz reprezentujemy.

P.R. – Tego typu zjawisko można zaobserwować także w innych regionach.

J.B. – Owszem. Kiedyś Unia Europejska oczekiwała ogromnego wsparcia ze strony krajów demokratycznych na wschód od jej granic. Teraz mamy program Partnerstwa Wschodniego, obejmujący konkretne projekty dla Mołdawii, Ukrainy, Gruzji, Armenii, Azerbejdżanu, a także Białorusi, gdy sytuacja się tam poprawi. Intensywnie wspieramy naszych bliskich sąsiadów. To samo dotyczy północnej Afryki, a więc Libii, Tunezji czy Egiptu, gdzie wyraźnie oczekuje się naszego udziału w zbudowaniu demokratycznego, wolnorynkowego systemu. Chciałbym mieć swój udział w tych przedsięwzięciach.

P.R. – Co jeszcze na przyszłość?

J.B. – Drugą istotną kwestią jest Europejska Wspólnota Energetyczna, której ugruntowanie jest nieodzowne, gdyż od energetyki zależy europejska i polska przyszłość. Polityka energetyczna przesądzi o tym, czy jako Europa będziemy efektywni i atrakcyjni pod względem ekonomicznym. Tańsza energia oznacza bowiem większą konkurencyjność wszystkich produktów i usług, które może dać Stary Kontynent. Po trzecie – konkurencyjność gospodarki poprzez intensywne wprowadzanie nowych technologii. Nie muszę dodawać, że powyższe sprawy, a więc nasi sąsiedzi: Ukraina, Białoruś, Gruzja oraz bezpieczna, możliwie tania energia, a także nowoczesna konkurencyjna gospodarka to dla naszego kraju, Polski, sprawy o strategicznym znaczeniu. Były to także moje priorytety w Parlamencie Europejskim zanim zostałem jego przewodniczącym.

P.R. – Czyli skupi się Pan na integracji europejskiej, rynku energii i konkurencyjności gospodarki?

J.B. – Tak, ale dochodzą do tego jeszcze prawa człowieka. Musimy stanowczo działać wszędzie tam, gdzie są one łamane. Chodzi o demokratyzację, a w efekcie – o większą stabilność i zapobieganie wojnom w skali światowej. A więc liczy się tu przede wszystkim bezpieczeństwo Europy i Polski.

P.R. – Chce Pan realizować te kwestie jako europoseł?

J.B. – Tak, jako europoseł, bo mam przed sobą jeszcze 2 lata kadencji.

P.R. – Zmieniając nieco temat – czy ma Pan jakieś zainteresowania poza polityką?

J.B. – Liczne! Niedawno powróciłem do książek, literatury, i to całkiem współczesnej – Pilch, Kuczok, Mrożek. Przy moim trybie życia jest to hobby dużo prostsze od uprawiania sportu. Od czasu do czasu oglądam telewizję, ostatnio spędzałem tak wszystkie wieczory – oczywiście ze względu na Euro 2012. Jeździłem również na te mecze, na które udało mi się zdobyć bilet, bo jestem i zawsze byłem zwariowanym kibicem piłki nożnej. Są pasje, które chwilowo odłożyłem: żeglowanie, kajakarstwo, tenis, jazda konna, narty. A towarzyszyły mi one przez dziesięciolecia… Wciąż mam nadzieję, że uda mi się do nich wrócić...

P.R. – Dziękuję za rozmowę.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Ludzie

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Polityka · Polska

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Wojciech · 2016-01-22 09:04:53

Co to jest?! Wywiad? Żadnego napięcia, po pierwszych dwóch pytaniach odechciewa się tego czytać. Kilka lat temu mieliście świetne teksty p. Pieca: śmieszne (boku zrywać), dynamiczne...Czekałem na Waszą gazetę. Teraz flaki z olejem.

Maleńczuk · 2013-03-19 06:07:07

Jedzie jedzie wózek a na wózku Buzek raz dwa trzy cztery maszerują wyższe sfery za nim Lepper jedzie po nim lepiej będzie siedzi na lawecie liczy ecie-pecie traktorami drogi grodzi owce na manowce wodzi

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...