Podziel się   

Ludzie Pokaż wszystkie »

Opublikowany: 2012-11-12 13:57:26 · Czytany 7081 razy · 0 komentarzy
Nowszy Starszy

Nie będę politykiem do emerytury

Joanna Skrzydlewska, europosłanka regionu łódzkiego (fot. P. Rogaliński)

Chciałam udowodnić rodzinie, że jestem w stanie zakasać rękawy i zarobić na swoje utrzymanie. Na pewno będę pracować do 67 roku życia, ale z pewnością nie będę politykiem do emerytury − powiedziała podczas pierwszej części wywiadu Joanna Skrzydlewska.

Z Joanną Skrzydlewską, europosłanką z okręgu łódzkiego, rozmawia Paweł Rogaliński.

Paweł Rogaliński: Dlaczego nie poszła Pani w ślady babci i nie poprowadziła rodzinnego interesu?

Joanna Skrzydlewska: To nie do końca prawda, bo już jako studentka prowadziłam własną działalność gospodarczą. Poza tym, od 15 roku życia pomagałam tacie i babci w prowadzeniu naszej rodzinnej firmy. Wielokrotnie, podczas choćby urlopów mojego taty, sama zarządzałam naszą firmą.

Nie podobała się Pani taka praca?

Myślę, że w takiej sytuacji jak moja, dzieci często chcą pokazać, że same również coś potrafią. Tak było ze mną – chciałam udowodnić rodzinie, że jestem w stanie zakasać rękawy i zarobić na swoje utrzymanie. Chciałam też przekonać samą siebie, że nie muszę wszystkiego zawdzięczać tylko i wyłącznie rodzicom. Sądzę, że mi się to udało.

Czy rodzina, mimo to, nie namawiała Pani do pozostania przy rodzinnym przedsiębiorstwie?

Mam wspaniałych, cudownych wręcz rodziców. Biorąc pod uwagę pokolenie, z którego się wywodzą, mają bardzo nowoczesne poglądy. Nigdy mnie nie ograniczali i pozwalali mi próbować w życiu różnych rzeczy. Wychodzili z założenia, że dzieci nie zawsze muszą podążać drogą, jaką dla nich wytyczyli czy wymarzli sobie rodzice. Ważne, aby pociechy realizowały własne marzenia, a nie ambicje rodziców, zwłaszcza te niespełnione. Wielu rodziców ma z tym problem; moi ten fakt szybko zaakceptowali. Na pewno mogę zawsze liczyć na ich pomoc, bez względu na to, czy będę osiągać sukcesy, czy też poniosę porażkę.

Czasem jednak dobra rada może się okazać przydatna.

Wie Pan, czym innym jest ostrzeganie dziecka przed jakimś zagrożeniem, a czym innym − zakazywanie czegoś, dlatego też uważam, że dzieci należy wspierać. Takie właśnie wsparcie miałam i wciąż mam u swoich rodziców.

Czy Pani będzie takim samym rodzicem?

Nie jestem jeszcze mamą, więc nie chcę się wymądrzać, ale myślę, że dzieciom należy dawać wsparcie, otuchę i pokazywać różnice między dobrem a złem. Jednak ostateczny wybór zawsze powinien należeć do dzieci, uważam, że powinny mieć swobodę w podejmowaniu decyzji. Ja ją miałam i prawdopodobnie dlatego teraz jestem tu, gdzie jestem… [śmiech].

Czyli Pani wybór nie pokrywał się z pragnieniami rodziców?

Moje decyzje w przyszłości wciąż mogą się zmienić. Nic nie stoi na przeszkodzie, abym za kilka lat znów zajęła się firmą H. Skrzydlewska. Czas pokaże, jak się ułoży moje życie: czy to będzie nadal polityka, czy też powrót do rodzinnego przedsiębiorstwa. Jestem o tyle szczęściarą, że w porównaniu do moich koleżanek i kolegów, mam możliwość wyboru. Nie każdy ją ma, więc pewnie znajomi mnie za to nie lubią… Jeśli człowiek ma taki komfort, jest mu o wiele łatwiej podejmować decyzje.

Na razie Pani wybór przełożył się na duże osiągnięcia w sferze polityki.

Bardzo wcześnie zaczęłam swoją przygodę z polityką, bo byłam wówczas 28-letnią dziewczyną, a wraz z upływem obecnej kadencji europarlamentu minie prawie 10 lat mojej obecności w polityce. To dość długo, biorąc pod uwagę mój wiek, ale nie sądzą, że nie będę związana z polityką przez całe moje życie. Kiedyś, na jednym ze spotkań partyjnych powiedziałam, że polityk musi pamiętać, kiedy się zaczyna jego czas, a kiedy się kończy. Moim zdaniem po kilkunastu latach działalności człowiek wpada w rutynę i nie dostrzega już tylu rzeczy, ile widzi na początku swojej kariery. Zatraca też swoją kreatywność. Sądzę, że w polityce potrzebne są zewnętrzne bodźce w postaci nowej, młodej krwi. Ja byłam tego najlepszym przykładem, dlatego też, kiedy przyjdzie pora – ustąpię miejsca młodszym.

Czy obecnie dostrzega Pani zmianę pokoleniową?

Ogólnie tak, odmłodzenie polityki na różnych szczeblach jest zauważalne i bardzo się z tego cieszę. Coraz częściej do rady miasta czy parlamentu dostają się początkujący politycy. Kibicuję wszystkim młodym, którzy chcą się realizować w tej sferze; za kilka lat to ja będę w roli tych, co teraz schodzą ze sceny, a przyjdą młodsi, którzy będą realizować swoje nowe pomysły.

Czy na takiej „emeryturze” nie będzie Pani chciała jednak powrócić do polityki?

Raczej nie… Chyba, że się zdenerwuję panującą sytuacją, wtedy możliwe, że ponownie spróbuję wrócić i zrobić „porządki”. Mam taki charakter, że jak widzę czyjeś nieudolne działania, a wiem, że można coś zrobić lepiej, to zaraz chcę wziąć się do pracy i działać, walczyć. Nie zawsze wygrywam, ale czasami się udaje... W polityce, niestety, trzeba nieustannie walczyć. Dopóki ma się przy tym siłę i determinację, warto zostać przy polityce. Jednak, gdy się zaczyna tej siły brakować, wypada zakończyć tę przygodę i zająć się czymś innym. Wyborcy sami ocenią osiągnięcia i wkład danego polityka w poprawę ich losu. Z drugiej strony oczywiście wiadomo, że wszystkim się nigdy nie dogodzi… Mój rocznik objęła już nowa ustawa emerytalna, więc na pewno będę pracować do 67 roku życia, ale z pewnością nie będę politykiem do emerytury − ma Pan na to moje słowo.

Kiedy zapragnęła Pani być politykiem? Co skłoniło Panią do tej decyzji?

Tak naprawdę była to moja pierwsza praca i zarazem wspaniała przygoda z Urzędem Miasta Łodzi. Byłam wtedy „od środka” całego systemu i pełniłam funkcję nielubianego urzędnika. Miałam tam okazję zrozumieć jak, kolokwialnie mówiąc, „robi się” politykę na szczeblu samorządowym. Byłam często świadkiem licznych negocjacji i obserwatorem wielu rozmów. Powiem szczerze, że zaczęło mnie to interesować i zdałam sobie sprawę, że nie wszystko to, co się dzieje wokół, jest dla mnie satysfakcjonujące. Nie wszystkie decyzje, które zapadały, budziły mój entuzjazm, więc postanowiłam, że spróbuję coś w tej kwestii zdziałać.

Czyli zainteresowanie polityką pojawiło się dopiero później, a nie w latach szkolnych?

Nigdy nie byłam aktywnym studentem, czy uczniem. Chyba tylko raz w szkole podstawowej należałam do samorządu klasowego…

A czy miała Pani wtedy jakieś inne − niż polityka − plany?

Miałam wiele marzeń, ale im człowiek staje się starszy, tym mniejsze i bardziej przyziemne ma plany. Z wiekiem nastawienie do obieranych wcześniej celów się zmienia – z bardzo wybujałych i mało realistycznych do przyziemnych i wręcz minimalistycznych.

Czy odnajduje się Pani w środowisku polityków?

Wszystkie testy na osobowość od lat wskazywały, że należę do grupy liderów. To raczej ja kieruję, niż można mną pokierować. Zdecydowanie lepiej czuję się też w roli osoby, która zarządza. Polityka jest na szczęście kierunkiem, w którym mogę się realizować i rozwijać. Czasem trzeba narzucać innym swoje pomysły, ale myślę, że jeśli jest taka potrzeba, wychodzi mi to dobrze. Z pewnością też bardziej odpowiadałoby mi prowadzenie jakiejś własnej działalności gospodarczej, niż praca u kogoś. Taki już mam charakter i myślę, że w moim życiu zawodowym zawsze będę realizować się samodzielnie.

Jakie cechy, Pani zdaniem, powinien mieć polityk?

Jak zaczynałam swoją przygodę z polityką, miałam dużo tego typu przemyśleń. Na przykład na szczeblu lokalnym polityk powinien być typowym społecznikiem. Zawsze musi pamiętać, że jego praca polega przede wszystkim na robieniu czegoś dla innych, a nie tylko dla siebie. Politycy niestety często nie potrafią tych dwóch rzeczy rozdzielić. Ogólnie w samorządzie radni mają dużą moc sprawczą, jeśli chodzi o politykę lokalną i sprawy poprawiania jakości życia mieszkańcom. W końcu to lokalna społeczność wybiera radnych po to, by ci sprawowali mandat w jej imieniu i na jej rzecz. Po wyborach wygląda to oczywiście różnie…

A Pani chciała zostać społecznikiem?

Jak najbardziej! Podczas mojej pierwszej pracy zdałam sobie sprawę z tego, że jako mieszkaniec, obywatel, nie jestem w stanie zbyt dużo zdziałać. Jednak mając w ręku władzę i możliwości polityka, czy to na szczeblu samorządowym, czy też krajowym, mam dużo większe pole manewru. Człowiek dostaje dodatkowe instrumenty, dzięki którym może zmieniać otaczającą go rzeczywistość. Wiele zależy od chęci samego deputowanego a także możliwości zdobycia poparcia w danej izbie. Niestety wiadomo, że rządzi tutaj arytmetyka, a nie tylko dobre chęci. Trzeba więc za każdym razem osiągać kompromis i mieć większość radnych, czy posłów po swojej stronie. Oczywiście nie zawsze się to udaje, ale zawsze trzeba próbować. Stąd to moje początkowe zainteresowanie polityką – chęć poprawy jakości życia lokalnej łódzkiej społeczności. Obecnie oczywiście mówimy już o znacznie szerszym gronie wyborców.

Praca w Parlamencie Europejskim, liczne podróże służbowe i spotkania z wyborcami muszą pochłaniać Pani bardzo dużo czasu. Czy w tym wirze obowiązków odnajduje Pani chwile dla siebie, na swoje życie prywatne?

Staram się… ale różnie mi to wychodzi. Nie mogę narzekać na to, co mam, bo sama tego chciałam. Muszę być więc uczciwa wobec samej siebie. Narzekanie byłoby z mojej strony nieuczciwe, gdyż sama startowałam w wyborach wiedząc, z czym to się wiąże.

Czyli praca w pewnym stopniu ogranicza Pani życie prywatne?

Jestem osobą dość skrupulatną, czego prawdopodobnie po mnie nie widać… W każdym razie szczegółowo planuję swoją przyszłość zawodową i mam świadomość, że jeśli coś się w życiu zaczyna, to musi też się skończyć. Obecnie większość mojego życia skupia się na pracy, a nie na rodzinie. Obu tych rzeczy nie da się pogodzić, gdyż albo bym była nieprzygotowana do pracy europosła, albo też bym zaniedbywała rodzinę. Nie chcę być złą żoną, więc na razie daję sobie czas na rozwój zawodowy. Mam świadomość, że niestety zaniedbuję swoich najbliższych.

Więc w pewnym momencie porzuci Pani pracę na rzecz rodziny?

Są takie momenty, kiedy zastanawiam się, czy warto rozwijać karierę kosztem życia prywatnego. Z drugiej strony, podczas urlopów staram się poświęcać każdą wolną chwilę najbliższym tak, by w pewien sposób zrekompensować im moje całoroczne zaległości w tej kwestii. Niestety w tym roku zapomniałam o urodzinach mojej chrześnicy… Bardzo jej przez to podpadłam. Mam tę świadomość, że mogłabym być lepszą ciocią, córką i wnuczką. Natomiast myślę, że przyjdzie taki moment, kiedy skupię się na rodzinie i mam nadzieję, uda mi się te zaległości nadrobić. Oczywiście nie da się wszystkiego zrekompensować w stu procentach, bo upływający czas wszystko zmienia. Postaram się jednak w jak największym stopniu wynagrodzić rodzinie tę moją absencję, która wynika niestety z racji pełnionej funkcji. Jednak tak, jak powiedziałam – mam cudowną rodzinę, która jest bardzo wyrozumiała pod tym względem. Moi najbliżsi wiedzą, że inne rozwiązanie nie jest możliwe. Są pełni zrozumienia oraz cierpliwości, kibicują mi i wiedzą, że zawsze będą dla mnie na pierwszym miejscu, a praca dopiero na drugim. Rodzina to podstawa do osiągnięcia szczęścia… Przynajmniej ja tak postrzegam życie.

Dziękuję za rozmowę.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Ludzie

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Polityka · Polska · Świat

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...