Podziel się   

Podróże i turystyka Pokaż wszystkie »

Wydanie 2012-04 · Opublikowany: 2012-05-10 10:34:39 · Czytany 11622 razy · 6 komentarzy
Nowszy Starszy

Podróże krótkie i długie, czyli jak Kret poznawał Indie przez pięć lat

Jarosław Kret w Egipcie (fot. archiwum prywatne)

Indie – kraj o niezwykłej kulturze, architekturze i wierzeniach. O tym, jak spotkać miłość, odróżniać dżinistów od sikhistów, kim są hidżra, jak traktować „święte krowy”, co to jest Holi oraz co oznacza bindi czy mehendi na ciele kobiet – dowiecie się od podróżnika i dziennikarza, Jarosława Kreta, który, zafascynowany tym przepięknym krajem, napisał książkę „Moje Indie”. 

Z Jarosławem Kretem specjalnie dla Magazynu Polonia rozmawia Wioleta Wanat

Kiedy rozpoczęła się Pana przygoda z Indiami?

Wszystko zaczęło się w 1998 roku, kiedy to koleżanka namówiła mnie, abym poleciał z nią do Indii zrobić reportaż o polskim reżyserze, który wraz ze studentami Państwowej Szkoły Teatralnej w New Delhi wystawiał sztukę Gombrowicza „Ślub” w języku hindi. Ja w ogóle nie chciałem tam jechać. Moja koleżanka pracowała wtedy w liniach lotniczych w Szwajcarii i zaproponowała mi, abym jej towarzyszył. Powiedziała do mnie tak: „Jarek, weźmiesz kamerę i polecisz ze mną. Ja dam Ci bilet, bo mi się samej nie chce tam lecieć”.

I tak Pana nakłoniła do podróży?

Pertraktacje trwały. Ja stwierdziłem, że nie ma sensu lecieć na trzy dni. Więc ona powiedziała, że polecimy na pięć. Chyba jednak najważniejszym czynnikiem, który wpłynął na moją decyzję, była pogoda. W Polsce był akurat początek marca. Warszawa była brudna, zimna i walczyła z ogromną ilością topniejącego śniegu. Stwierdziłem – biorę kamerę i jadę.

I co było dalej?

Tak się złożyło, że jak poleciałem na pięć dni, tak zostałem tam pięć lat. (śmiech)

Co skłoniło Pana, aby tak długo zostać w tym kraju?

Oczywiście miłość. Poznałem tam piękną induską dziewczynę, która miała zostać aktorką i tak się zaczęło.

Jak to wyglądało?

Bez przerwy latałem do Indii. Odwiedziłem już chyba wszystkie linie lotnicze. A wyglądało to tak, że miesiąc siedziałem w Indiach, a miesiąc w Polsce. I tak na okrągło. Po krótkim czasie zamieszkałem u niej w domu. Jej rodzice bardzo życzliwie mnie przyjęli. Mieliśmy już bardzo poważne plany. Ale życie niestety weryfikuje to wszystko. Ona zaczęła robić tam karierę, a ja rozwijałem swoją w Polsce. Coraz rzadziej się spotykaliśmy i to doprowadziło do tego, że nasze drogi się rozeszły.

Czy nadal utrzymuje Pan kontakt z tą dziewczyną?

Oczywiście. Mamy cały czas ze sobą kontakt, tylko że spotykamy się teraz w świecie. W styczniu tego roku dzwoniła do mnie i proponowała mi wspólne spotkanie w Sankt Petersburgu, bo leciała tam robić zdjęcia do nowego filmu, w którym grała. Powiedziała do mnie tak: „Słuchaj Jarek. Będę za kilkanaście dni w Sankt Petersburgu, spotkajmy się”. Ja jej na to: „Po co, jak i tak będziesz bardzo zajęta”. Stwierdziła, że zostanie kilka dni dłużej i pozwiedzamy sobie miasto, muzea, pójdziemy do opery. Pomyślałem sobie: Sankt Petersburg o tej porze to czyste szaleństwo. A ona zupełnie jest nieświadoma tego, jaka tam właśnie panuje temperatura. Na początku lutego będzie tam – 40 stopni, więc odpowiedziałem jej, że spotkamy się innym razem w jakiejś innej części świata.

Mówił Pan, że zamieszkał bardzo szybko w domu jej rodziców. Żyjemy na Zachodzie, tutaj każdy wybiera sobie swoich partnerów według uznania i kieruje się uczuciami. W Indiach nadal praktykuje się aranżowane małżeństwa. Jak to się stało, że został Pan przyjęty bez ślubu i jej rodzice to zaakceptowali?

To jest jeden z kolejnych stereotypów. Opisałem to szerzej w książce „Moje Indie”. Pisząc tę książkę miałem ochotę przełamać te stereotypy. Chciałem pokazać, że nie zawsze jest tak, jak nam się wydaje. Uważam, że dopiero w Indiach wszedłem w XXI wiek. Spędzałem tam akurat Nowy Rok. Indie niesamowicie szybko się zmieniają. Tam cały czas istnieje coś takiego jak małżeństwa aranżowane. Takie małżeństwa w Indiach kiedyś były po prostu potrzebne. W tej chwili w dużych miastach jest fifty – fifty. Są małżeństwa aranżowane i takie z wyboru. Młodzież, która myśli w sposób zachodnioeuropejski, chce decydować o swoim życiu. Znam mnóstwo młodych, pracujących w zachodnich korporacjach, niesamowicie aktywnych zawodowo, którzy nie mają czasu, aby szukać sobie partnerów. I wtedy do akcji wkraczają rodzice.

Jak to wszystko ze sobą współgra?

Wykształcenie nie ma tutaj znaczenia. Ludzie w Indiach są niesamowicie mądrzy. Ja nie szukałem tam pracy i nie zostałem w tym kraju, ponieważ czułem się przy nich malutki. Nie miałbym tam szans z moim wykształceniem humanistycznym. Jeżeli odrzucimy nasze stereotypowe myślenie, to okaże się, że jest to niezwykle konkurencyjny, wymagający świat. Problem polega na tym, że my cały czas myślimy stereotypowo. Ludzie wykształceni potrafią być całkowicie tradycyjni. Z drugiej strony ludzie całkowicie niewykształceni czasem chcą być bardzo zachodni. My nie powinniśmy patrzeć na Indie w taki prosty sposób. Indie to jest subkontynent. To jest tak gigantyczny kraj jak Europa, a może nawet bardziej zróżnicowany niż Europa. Kiedy sobie to uświadomimy, to musimy wiedzieć, że nie możemy wsadzać wszystkiego pod jedną kreskę.

Kiedy narodził się pomysł napisania książki „Moje Indie”?

Dosłownie chwilę przed tym, jak ona powstała. Zanim byłem „panem od pogody”, współtworzyłem polską edycję National Geographic. Przez kilka lat pracowałem tam jako redaktor, a później jako fotograf i reporter. Koleżanki bardzo namawiały mnie do napisania jakiejś książki podróżniczej. Odpowiedziałem im, że ja nie jestem podróżnikiem. Jestem dziennikarzem, fotoreporterem, a podróżowanie to element mojego zawodu. Wtedy stwierdziłem, że w moim życiu zdarzyła się jednak taka dłuższa przygoda, którą mogę opisać. I tak powstała książka „Moje Indie”, która jest moim widzeniem Indii. Jest to całkiem inna perspektywa widzenia, różniąca się od perspektywy tych, którzy przyjeżdżają do tego kraju tylko go zwiedzać i są tam bardzo krótko, nie poznając i nie zagłębiając się w jego życie, jego wierzenia oraz ludzi, którzy tu mieszkają.

Jak długo powstawała ta książka?

To była kwestia kilku tygodni. Człowiek nie potrzebuje dużo czasu, kiedy wszystko, co chce napisać, ma w głowie i swojej pamięci. Najwięcej czasu zajęło mi dopracowanie tej książki pod względem merytorycznym. Jest nafaszerowana wieloma nazwami, historiami, mitami. Indie mają to do siebie, że z każdej strony, gdy spojrzymy na jakiś fakt, jest inna interpretacja. Trzeba było to wszystko ujednolicić. Miałem zaprzyjaźnionych indologów, którzy bardzo mi pomogli.

Książka powstała w 2009 roku i cieszy się ogromną popularnością. Czy myślał Pan o napisaniu jej kolejnych części?

Na razie nie będę pisał kolejnych części o Indiach. Książka cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Była kilka razy dodrukowywana. Po tym sukcesie namawiano mnie do dalszego pisania, w związku z czym postanowiłem napisać następną książkę. Studiowałem kiedyś w Egipcie i bardzo często tam jeżdżę. Dlatego tematem drugiej książki jest właśnie Egipt. Nosi ona tytuł „Mój Egipt”. Została wydana w listopadzie 2011 roku. Do tej pory sprzedało się już 25 tysięcy egzemplarzy.

Napisałem również inną książkę – pod tytułem „Planeta według Kreta” – o moich różnych podróżach a to po Pustyni Atakama, a to po Amazonii. To taka lekka lektura do poczytania w pociągu, tramwaju lub autobusie. Teraz pracuję nad książką „Polska według Kreta”, którą już kończę. Jest to efekt moich programów telewizyjnych i mojego podróżowania po Polsce. Piszę także książkę dla Świata Książki o Madagaskarze. Myślę, że będzie to już taka naprawdę poważna pozycja, bogata w duży materiał zdjęciowy. Madagaskar jest miejscem, o którym bardzo mało wiemy. To będzie książka z pewnym problemem, tezą, jak również książka analityczna.

Co Pana najbardziej fascynuje w Indiach?

Różnorodność – to jest podstawa Indii. Niesamowita różnorodność przejawiająca się we wszystkim, z czym się spotykamy. Przejawia się ona w historii, tradycji, życiu codziennym. Indie są tak różnorodne pod względem etnicznym jak Europa. Tak samo zresztą pod względem kulinarnym oraz religijnym. Indie to jest taki kawałek świata, który można poznawać wciąż od nowa. Z drugiej strony, fascynują mnie, bo są mi ogromnie bliskie – mieszkałem w nich dość długo i spędziłem tam dużo czasu z rodziną indyjską. Poznawałem tamtejsze problemy. Są mi bliskie dlatego, że odarłem sobie Indie z tej magii, w którą chcemy na siłę ubrać ten kraj. Indie są rzeczywiste, ale niełatwe do zgłębienia – jak wyższa matematyka. Trzeba je zgłębiać cały czas.

W książce opisuje Pan święto Holi. Porównuje je Pan do polskiego śmigusa-dyngusa. Może Pan opowiedzieć coś więcej o tym wydarzeniu?

Wizualnie porównuję je do śmigusa-dyngusa. To też jest święto wiosny. Myślę, że gdzieś bardzo, bardzo daleko, sięgając w głąb przeszłości, zarówno Holi jak i śmigus-dyngus mają wspólne korzenie. To jest oczyszczenie i otrząśnięcie się z zimy. Z tego okresu pozornej śmierci. W Indiach nie jest ono tak wyraziste jak w Polsce. W Polsce my jednak jesteśmy po zimie, która jest potwornie uciążliwa. W Indiach taka nie jest. Mówię tutaj o Indiach północnych, bo one są całkiem inne niż Indie południowe. Natomiast w Indiach południowych, które są mocno hinduistyczne, Holi przebiega w trochę inny sposób. To święto jest kolejnym, które symbolizuje zwycięstwo dobra nad złem, żeby udowodnić, że jest po co żyć. Jeżeli chcielibyśmy porównać Holi do śmigusa-dyngusa, to ja mówię tutaj tylko o jednym przejawie tego święta. Tam wszyscy ludzie, którzy biorą w tym udział, wyrażają na to zgodę. Mimo wszystko, jeżeli ktoś podbiega do mnie ze strzykawką pełną farby lub z kolorowym proszkiem, to pyta mnie, czy chcę brać w tym udział. U nas już dawno nie widziałem kulturalnego zachowania podczas śmigusa-dyngusa.

Czy są jeszcze jakieś inne święta, które Pana zafascynowały?

Problem z Indiami polega na tym, że jest całe mnóstwo świąt, które w każdym miejscu zupełnie inaczej wyglądają. Ostatnio pisałem o takim święcie w miejscowości Ramnagar, które nazywa się Dashera lub Ramlila i trwa 31dni. Tak naprawdę w innych miejscach to święto trwa zaledwie 3 dni. Są też na przykład święta, które nazywają się Durga Pudża i trwają 7 dni.

W Indiach jest wiele religii i wiele wyznań, stąd tyle różnorakich świąt. Wiele razy zdarzyło mi się obserwować ludzi, którzy wspólnie świętowali w zgodzie. A tak naprawdę według naszego wyobrażenia nie powinni jedni obok drugich stać. Wiele razy widziałem na przykład, jak muzułmanie brali udział w święcie buddyjskim.

Czy to jest dopuszczalne?

A dlaczego nie? Każdy szuka pretekstu, aby dobrze się bawić. To jest dopuszczalne, bo musimy zdać sobie sprawę z tego, że Indie to jest kraj, w którym tolerancja religijna trwa od długich stuleci, jeżeli nie od tysiącleci.

Jedną z bardzo interesujących religii jest sikhizm. Jej wyznawcy są rozpoznawani dzięki tzw. 5 K. Co ten skrót oznacza?

Religia ta powstała kilkaset lat temu. To jest religia, która czerpie zarówno z hinduizmu, jak i z islamu. My poznajemy Sikha po tym, że ma brodę, wąsy i turban. A nie wszyscy wiedzą, że to Sikhowie. Niektórzy myślą, że to muzułmanie. Mają oni długie włosy i jest to jeden z elementów uzewnętrznienia ich religijności. Zakaz ścinania włosów nazywa się kesz – to jest pierwsze „K”. Te długie włosy Sikhowie muszą chronić, w związku z czym noszą turbany. Starsi używają turbanów, a młodzi ludzie takich śmiesznych chusteczek. Drugim K jest kengha, grzebień służący do utrzymywania włosów w czystości. Trzecim K jest karra – noszona na prawym nadgarstku bransoletka. Czwartym K są kaćcza, takie luźne spodnie, nazwalibyśmy je „galoty”. Piąte K to kirpan – zakrzywiony miecz, który świadczy o ich męskości.

Nic nie dzieje się bez przyczyny w świecie. Wszystko ma jakieś uzasadnienie. Sikhowie nie wymyślają jakichś absurdalnych zachowań, strojów, tylko opierają się na tym, co w ich tradycji pozwalało im żyć zdrowo, a z drugiej strony wyróżniać się. To, że chcą się wyróżnić, jest ważne w tak zaludnionym kraju, wśród tylu religii. Oni mówią o swojej świadomości religijnej i zamykają się w jednej konkretnej grupie, która jest bardzo wyraźna i łatwo zauważalna. Trzeba pamiętać, że są bardzo młodą religią.

Jak Pan wspominał, Indie to wielokulturowy kraj. Moją uwagę przykuła opowieść o spotkaniu z wyznawcami dżinizmu podczas Pana podróży pociągiem. Na czym polega ta religia?

Dżiniści – ta religia jest prastara i oni nie potrzebują się wyróżniać. Mają swoje tradycje i przyzwyczajenia. Kultywują skrajny wegetarianizm. Dżiniści to wyznawcy idei, że najwyższą cnotą jest czynienie dobra i niekrzywdzenie żadnego stworzenia, czyli człowieka, zwierzęcia, czy nawet niektórych roślin. Dżiniści uważają również, że pewne rośliny mają duszę. Żywią się głównie roślinami strączkowymi, gdyż tylko one mają duszę w tak znikomym stopniu, że nie potrzeba ich eliminować z codziennej diety.

Czytając „Moje Indie” dowiedziałam się, że pewna grupa społeczna zwana „junakami” lub hidżra chciała Pana porwać. Czy może Pan opowiedzieć Czytelnikom więcej o tej historii oraz o tych ludziach?

Dowiedziałem się, że chcieli mnie porwać od pewnego staruszka. Nawet nie wiem, czy to nie był żart. Całą historię i spotkanie z nimi opisałem w mojej książce. Hidżra to pewna grupa społeczna w Indiach, których w Europie nazywa się transseksualistami. Jedyne, co mogę więcej powiedzieć to to, że oni cały czas istnieją. Są bardzo silną grupą. Cały czas się zastanawiam, w jaki sposób będą odnajdywać się w rzeczywistości XXI wieku. Indie bardzo się zmieniają. Może te prowincjonalne jeszcze nie, ale Indie wielkich miast odnotowują znaczny postęp. Myślę, że ci ludzie w pewnym momencie też będą mieli ochotę się zmienić. Może będą chcieli wejść do parlamentu i zawalczyć o swoje prawa.

Czy myśli Pan, że to będzie możliwe?

Cały czas się nad tym zastanawiam. Bo to jest taki problem socjologiczny, czy oni w ogóle będą mieli ochotę. Oni już sobie wywalczyli swoje prawa i bardzo mocną pozycję w społeczeństwie. Istnieją w nim od setek lat. To jest społeczność, która dobrze sobie radzi. Czasami znajdują się mężczyźni, którzy sami się okaleczają, aby dołączyć do tej grupy.

Indie to bardzo specyficzny kraj pod względem kultury i klimatu. Pisze Pan, że kulminacja upałów nadchodzi tam na przełomie maja i czerwca i sięga 46-50 stopni Celsjusza. Co poradziłby Pan turystom zwiedzającym wtedy Indie i jak Pan radził sobie w takich warunkach?

Pisałem dużo o Indiach północnych, bo to są te Indie, które najczęściej odwiedzałem. Jedna osoba na sto, przyjeżdżając do Indii, zwiedza Indie południowe. Przede wszystkim polecam każdemu, kto jedzie do Indii, aby zapoznał się z kilkoma książkami ze współczesnej literatury indyjskiej, po to, by otrząsnął się trochę ze stereotypowego traktowania i przyglądania się ludziom w Indiach. Jeżeli mamy ochotę pojechać tam podczas takiego upału, to dwa albo trzy razy się wcześniej nad tym zastanówmy. W mojej książce starałem się opisać bardzo plastycznie i sugestywnie ten upał. Chciałem, aby każdy potencjalny czytelnik mógł sobie wyobrazić, co czują ludzie przebywający w tym czasie w Indiach. To jest najgorszy czas na podróże.

Jaka pora jest najlepsza na podróż do Indii?

To wszystko zależy, co kto lubi. Zależy, czego chcemy od tej podróży. Dla mnie najlepszą w tej chwili porą byłoby pojechać podczas monsunu, bo mam ochotę zrobić kilka monsunowych zdjęć. Monsunowa pora jest niezwykle ciekawym i szokującym czasem.

Czy monsuny występują na terenie całych Indii?

Raczej tak.

Europejczycy uważają, że Indusi nie szanują zasad higieny. Czytając „Moje Indie” odniosłam odmienne wrażenie. Czy mam rację?

Tak. Ma Pani rację. Indusi uważają, że to my, Europejczycy, jesteśmy brudni. A gdy my patrzymy na Indie, kiedy tam pojedziemy, sądzimy, że jest na odwrót. Patrząc ogólnie na ludy południa, ludy strefy okołorównikowej, subtropikalnej czy okołozwrotnikowej, widzimy, że żyją w zupełnie innym środowisku naturalnym, które ich kształtowało od wielu tysięcy lat. My odnajdujemy się w naszej cywilizacji zdeterminowani środowiskiem naturalnym i tym, co się wokół nas działo w naturze. Zbudowaliśmy taką cywilizację czystości, bo musimy się sami wpisać w ten porządek, który środowisko naturalne nam narzuca. To jest porządek kolejnych pór roku, jednego okresu wegetacyjnego. W naszych instynktach wypracowaliśmy sobie też uporządkowanie tego wszystkiego, co się dookoła nas dzieje, aby odnaleźć odpowiedź na to, co nam serwuje środowisko naturalne. Tak naprawdę człowiek wszystko robi po to, żeby przeżyć i uniknąć rychłej śmierci. Żeby to zrobić, musimy się wpisać w ten cykl postępujących po sobie pór roku.

Jak to wygląda w Indiach?

W Indiach tego nie ma. Nie ma zimy, która jest synonimem śmierci. Tam nie ma czegoś takiego, że trzeba zasiać żeby zebrać i zostawić na później. Tam samo rośnie. Mówię teraz bardzo ogólnikowo. Mówię to po to, żebyśmy zrozumieli. W naszą świadomość, instynkt, wpisane jest myślenie, że porządek i poukładany świat są synonimami bezpieczeństwa. Tam jest na odwrót. Synonim bezpieczeństwa to różnorodność i galimatias. Kiedy wejdziemy do tropikalnego ogrodu i zaczniemy się rozglądać dookoła siebie, to zobaczymy mnóstwo owoców i różnorodności, które zapewniają nam przeżycie. Wtedy też czujemy się bezpieczni. Indus żyjący w środowisku, które jest jak taki tropikalny ogród, czuje się w nim bezpieczny. Dlatego jak pojedzie Pani do Indii i rozejrzy się po ulicach, zobaczy Pani straszny chaos, który tak naprawdę jest podobny do niezwykle bogatego, pełnego różnorodności ogrodu.

Jak się w tym odnaleźć?

My się w tym nie możemy odnaleźć. Jesteśmy przerażeni, bo nie widzimy zalążka tego porządku, a ich to kompletnie nie razi. Dla nich właśnie bałagan, właśnie ta różnorodność jest synonimem bezpieczeństwa. Nie mamy prawa tego krytykować, patrzeć na to z góry i mówić: oni są gorsi. Nie, najpierw przeanalizujmy, dlaczego tam się tak dzieje i dlaczego u nas się tak nie dzieje. I dojdziemy do odpowiedniego wniosku. Tam to jest odpowiedź na te realia środowiskowe, jakie oni mają. Dlatego problem czystości jest pojmowany u nas i u nich zupełnie inaczej.

A co z higieną osobistą?

Na pewno jest higiena osobista, która w niektórych warstwach społeczeństwa jest dojmująco przestrzegana. Ale wszędzie zdarzają się ludzie, którzy nie dbają o higienę.

Induskie kobiety mają często namalowane wzory na rękach i nogach oraz różnobarwne kropki na czole. Co one oznaczają?

Jeżeli mają pomalowane ręce i nogi, to jest najczęściej mehendi. To są różne wzory, które malują sobie kobiety np. na czas ślubu. Po co maluje się te wzory? Żeby było ładniej. Jeżeli chodzi o kropki, to jest ich kilka gatunków. Czasem są to tylko naklejki robione po to, żeby było ładniej. Czasem są to kropki, które mają znaczenie religijne. Czasem te kropki oznaczają, że kobieta jest zamężna – szczególnie w północnych Indiach. Wszystko dokładnie opisałem w mojej książce – zapraszam do lektury.

Dlaczego zdecydował się Pan napisać „Moje Indie”? Co chciał Pan przekazać przyszłym Czytelnikom?

Ta książka to nie jest moje wymądrzanie się. To jest ważne. Jest ona efektem tego, co usłyszałem i co zostało mi powiedziane. To jest zapis moich rozmów, przeżyć, refleksji. Napisałem to wszystko, aby pobudzić innych do refleksji. Chciałem pokazać, że wszystko wokół nas dzieje się za jakąś przyczyną.

Opisał Pan wiele niesamowitych historii, które nasi Czytelnicy mogą odnaleźć w Pana książce „Moje Indie”. Jako doświadczony podróżnik, co poradziłby Pan innym, którzy dopiero planują swoje wojaże po Indiach?

To jest kilogram rad. Mogę udzielić jednej rady wszystkim, którzy wybierają się gdziekolwiek, nie tylko do Indii. Starajmy się nie wywyższać w tych miejscach. Starajmy się budować refleksję. Poczytajmy trochę o tym świecie, do którego się wybieramy. Kolejna sprawa to: nie bójmy się ludzi. Próbujmy wchodzić z nimi w różnego rodzaju interakcje. Nie bójmy się ludzi, uśmiechajmy się i bądźmy otwarci na innych.

Dziękuję za rozmowę i życzę wielu podróży!

--

Jarosaw Kret - dziennikarz, podróżnik, pisarz. W 1992 zaczął pracować jako dziennikarz w lokalnych gazetach warszawskich, współtworząc lokalny miesięcznik „Joli Bord”. W 1993 roku został prezenterem i reporterem „Wiadomości Warszawskich” w prywatnej stacji telewizyjnej Nowa Telewizja Warszawa. Asystował tam m.in red. A. T. Kijowskiemu w programie na żywo „A Teraz Konkretnie”. W latach 1994-1995 pracował jako dziennikarz i reporter „Teleexpressu”, a przez rok był też prezenterem tego programu. Od 1995 roku prowadził przez 4 lata swoje autorskie programy telewizyjne: „Klub Podróżników” oraz „Kino Klubu Podróżników” w Warszawskim Ośrodku Telewizyjnym. Od 2002 roku prowadzi prognozę pogody w TVP – najpierw w TVP 3 (2002-2004), a od 2004 w „Wiadomościach” TVP 1. Należał do pierwszego składu redakcyjnego polskiego wydania magazynu „National Geographic” (1998-2001). W 2005 roku prowadził w Polskim Radiu sobotnie wydania popularnej audycji radiowej „Lato z Radiem”. W 2007/2008 współtworzył i prowadził w TVP 1 cykliczny program telewizyjny o kulturze języka polskiego „Od słów do głów”. Od jesieni 2009 do marca 2010 prowadził nadawany w TVP Info autorski program „Planeta według Kreta”, w którym opowiadał o kulturze i obyczajach zwiedzanych przez niego krajów. Program zawiesił w związku z przyjściem na świat syna, Franciszka. W latach 2010-2011 prowadził cykliczny program pt. „Podróże z barometrem”, a od września 2011 prowadzi na antenie TVP Info cykliczny program pt. „Polska według Kreta”. Autor licznych reportaży i filmów dokumentalnych. W styczniu 2012 otrzymał „Telekamerę” w kategorii „Prezenter Pogody”. Od 28 września do 5 października 2007 brał udział w pierwszej edycji programu „Gwiazdy tańczą na lodzie”. Mimo że podczas treningów uległ poważnej kontuzji –  złamania guzka większego kości ramiennej prawej ręki i przesunięcia kości w barku – wziął udział w konkurencji. W drugim odcinku razem z Przemysławem Saletą byli zagrożeni. Telewidzowie oddali więcej głosów na Kreta, który jednak z powodu kontuzji odstąpił swoje miejsce Salecie. 

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Podróże i turystyka

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Kara22 · 2012-05-18 16:04:31

Książka jest super!!! Strasznie mnie wciągnęła.

Aga · 2012-05-17 18:10:56

Indie,..ja też marzę o takiej podróży,...///napewno zdobędę tę książkę... Pozdrawiam Pana J. Kreta.

Iwa · 2012-05-16 15:53:36

Uwielbiam Kreta

fanka · 2012-05-15 23:00:06

historia romantyczna tez zrobila na mnie wrazenie i fotograf tez niczego sobie:-))))

Kasia · 2012-05-15 00:41:46

Eh, ale romantyczna historia, miłość w Indiach.

nata · 2012-05-11 10:46:03

za 4 tygodnie lece do Nepalu, spac nie moge tak sie nie moge doczekac hhihi :)

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...