VIII Festiwal Podróżników 3 Żywioły
11 marca 2011 roku przed Nowohuckim Centrum Kultury w Krakowie pojawiły się dzikie tłumy, które czekały na otwarcie VIII edycji Festiwalu Podróżników 3 Żywioły.
To był niezwykle ekscytujący weekend. Główni organizatorzy, Marek Tomalik oraz Piotr Trybalski zadbali o najmniejszy szczegół imprezy. Przybyłam do NCK trochę wcześniej niż inni, ponieważ chciałam porozmawiać z organizatorami, aby dowiedzieć się czegoś więcej o nich i ich niesamowitym festiwalu.
Jako pierwszy udzielił mi wywiadu Pan Marek Tomalik – podróżnik, dziennikarz prasowy i radiowy, z wykształcenia geolog, pasjonat i znawca Australii.
W.W.: Skąd pomysł utworzenia Festiwalu Podróżników 3 Żywioły?
M.T. Pomysł narodził się 8 lat temu. Inicjatywa wyszła z Nowohuckiego Centrum Kultury w Krakowie. Ja dostałem propozycje zorganizowania takiej imprezy. Zaprosiłem do współpracy Piotra Trybalskiego i tak to się zaczęło.
W.W.: Kiedy odbędzie się kolejna edycja Festiwalu?
M.T. W tym roku będziemy mieli 4 edycje festiwalu. Kolejna będzie w Tatrach w schronisku Głodówka. Odbędzie się to w weekend Bożego Ciała, czyli pod koniec czerwca. Potem w pierwszy weekend września – Srebrna Góra i na koniec, w okolicy 11 listopada, wracamy na Głodówkę – wyłącznie z festiwalem filmowym. I tak będzie co roku.
W.W: Kiedy zaczął Pan podróżować?
M.T. Pierwsza podróż odbyła się w 1989 roku. W tym roku wyjechałem do Egiptu, na Syberię oraz do Australii. I tak to się zaczęło. Podróż do Australii była moją podróżą poślubną. W.W.: „Australia moja miłość” – to pierwsza Pana książka. Jak ona powstała?
M. T. Podczas podróży prowadziliśmy z żoną Kasią notatki. Później z tym zapisków powstała książka. Jest ona dokumentem tego, co się wydarzyło i zapisem naszych emocji.
W.W.: Czy będzie kolejna publikacja?
M.T. Już powstała. To książka życia „Australia, gdzie kwiaty rodzą się z ognia” Ja tę książkę „nosiłem” w głowie ponad 10 lat.
W.W.: Organizuje Pan specjalne wyprawy dla 5 - 6 osób do Australii, Papui, Peru, Indii, Kolumbii czy na Antarktydę. Jak Pan to robi?
M.T. Jest taki projekt. Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej www.wsednosprawy.pl i ja jestem jego pomysłodawcą i głównym organizatorem. Kilku podróżników podjęło ze mną współpracę i organizujemy teraz takie wyprawy. Nie jesteśmy biurem podróży. Raz do roku można z nami pojechać w różnego rodzaju zakątki. Wystarczy pasja i nieodparta chęć zobaczenia czegoś wyjątkowego. Reszta jest na mojej głowie. Ja podróżuję po szlakach, po których nie jeździ żadne biuro podróży. To są moje autorskie trasy. To są wyprawy po piękno. Każda osoba w wieku nawet do 80 lat jest w stanie coś takiego przeżyć. Szczególną uwagę przywiązuję do Australii – bo to moja miłość. Opowiedziałbym Pani więcej o naszych przygodach, ale za chwilę otwieramy festiwal. Więcej informacji o mnie i moich podróżach znajdziecie na stronie www.australia-przygoda.com Pozdrawiam.
Podziękowałam za rozmowę. Krążyłam koło biura kilka razy, w nadziei, że uda mi się porozmawiać z drugim organizatorem, Panem Piotrem Trybalskim. Ryszard Badowski w swojej książce „Odkrywanie świata” napisał o nim tak: „Geograf, dziennikarz, fotografik. Czuje się dobrze wszędzie tam, gdzie dzieje się coś interesującego. Wierny miejscom, które odwiedza. Dotarł drogą lądową do Nepalu, objechał Indie dookoła, gnał minibusem przez pakistańską pustynię, witał króla wioski na madagaskarskiej prowincji i kłaniał się Górze Gór. Dał sobie ukraść buty w tureckim meczecie i ogolić głowę w wiosce trędowatych, latał bez celu motolotnią nad dżunglą dorzecza Orinoko. Ponad wszelkie materialne dobra kultury ceni sobie dymek biri wśród rybaków z Puri”. Pan Piotr znalazł dla mnie trochę czasu.
W.W.: Kiedy dołączył Pan na Festiwalu Podróżników 3 Żywioły?
P.T. To był 2003 rok. Do współpracy zaprosił mnie Marek Tomalik. Działa to na takiej zasadzie, że Marek siedzi w świecie podróży, a ja w świecie marketingowym. Tworząc taką imprezę trzeba połączyć te dwa pierwiastki, one muszą istnieć równolegle. Dzięki temu tworzymy niezły team i ciągniemy to przez kolejne osiem lat.
W.W.: 3 Żywioły, co to za rodzaj festiwalu i dla kogo jest on organizowany?
P.T. My robimy festiwal o ludziach dla ludzi. Staramy się pokazać miejsca, do których już nie da się dotrzeć, bo ich nie ma. Miejsca, do których warto dotrzeć, bo są, ale mało kto o nich mówi. Pokazujemy pomysły na podróże.
W.W.: Kiedy zaczął Pan samodzielnie podróżować?
P.T. Pierwsza taka prawdziwa okazja zdarzyła się w 1998 roku, kiedy to wyruszyłem na wyprawę lądową do Indii i Nepalu. W 2001 roku pojechałem na Madagaskar zrobić relację online z całkowitego zaćmienia słońca, która była publikowana w największym portalu internetowym Onet.pl. W 2003 roku byłem na wyprawie w Wenezueli, gdzie lataliśmy motolotnią nad dżunglą Orinoko.
W.W.: Latać motolotnią nad dżunglą - to musiało być niesamowite przeżycie. Proszę coś więcej o tym opowiedzieć.
P.T. Mieliśmy specjalną motolotnię z zamontowanym pontonem, która potrzebowała 25 metrów wody, aby wystartować. Z takiej perspektywy mało kto widział tamte rejony. Dzięki temu byliśmy absolutnie niezależni i lataliśmy wszędzie tam, gdzie chcieliśmy. Wenezuela graniczy z Kolumbią. Ta strefa graniczna nad Orinoko, to jest strefa przemytników, gdzie przemyca się diamenty, narkotyki czy alkohol. My tam lataliśmy motolotnią, a za nami płynęła łódź wojskowa, aby nas aresztować. Życie, tak naprawdę, uratowało nam jakieś 300 lub 400 opakowań kisielu.
W.W.: Kisielu? Dlaczego?
P.T. Jednym z naszych sponsorów była firma, która produkuje kisiel. Oprócz pieniędzy dała nam jeszcze całą tubę foliową kisielu. Mieliśmy problem z transportem sprzętu. To spowodowało, że cała wyprawa uległa wydłużeniu. Jedliśmy tylko liofilizaty. Nasz kolega wpadł na genialny pomysł, że nie będzie przyprawiał jedzenia. Każdy miał to zrobić na swój sposób. Nie wiedzieliśmy wtedy, że tego typu jedzenie trzeba od razu przyprawiać. Potem już nic się nie da z nim zrobić – dodanie soli i zalanie go wodą nie miało na niego już żadnego wpływu. Po kilku dniach jedzenia takiego świństwa, ktoś wpadł na pomysł, aby jeść te kisiele.
W.W.: Jak to wyglądało?
P.T. Rano ktoś wstawał i rozpalał ognisko krzycząc do pozostałych: Kto jaki? Turbo pomarańczowy, turbo wiśniowy – odpowiadali pozostali. Zjadaliśmy po trzy, cztery paczki kisieli dziennie na głowę.
W.W.: Jest Pan podróżnikiem. Widział Pan już niezliczoną ilość zakamarków na świecie i przeżył wiele niesamowitych przygód. Może opowie Pan jedną z nich?
P.T. Byliśmy na Madagaskarze. Któregoś dnia rozbiliśmy obóz nad wybrzeżem. I pewnego dnia przyjechał do nas gość, który powiedział, że jesteśmy na terytorium króla i musimy przejść przez ceremonię przywitania. Pojechaliśmy do króla. W wiosce stały klasyczne chaty z trzciny. Nagle wyszedł starszy gość koło siedemdziesiątki w biskupim długim płaszczu, kapelusiku i z białą cieniutką laseczką. Kroczył boso. Wsadziliśmy króla do samochodu i pojechaliśmy do naszego obozu. Koło naszego obozu zgromadziło się około 300 osób. Nie wiedzieliśmy, że mieszka tam tyle ludzi. W wiosce można było zobaczyć przegląd starych T-shirtów, które były modne w Europie jakieś 20 lat temu. To była rewelacyjna przygoda.
Po rozmowie udałam się do pomieszczenia, gdzie miał się odbyć pokaz filmów nocnych, trwający do 6:00 rano. O 19:30 nastąpiła inauguracja Festiwalu. Gdy gasły światła przed pierwszym pokazem filmu, sala pękała w szwach, a ludzie siadali nawet na schodach. Większość to chyba stali bywalcy imprezy, bo przyszli dobrze przygotowani – z termosami ciepłej kawy i herbaty oraz różnymi smakołykami. Zapadła cisza i rozpoczął się pierwszy pokaz. Bardzo podobał mi się dobór filmów zaprezentowanych podczas pierwszego dnia, ale byłam ciekawa opinii innych.
Ania i Krzysiek przyjechali z Bochni. Oboje przyszli w piątek, aby uczestniczyć w tym maratonie filmowym. „Najbardziej urzekła nas historia autystycznego Rowana i jego rodziców. To niesamowite jak duże ryzyko można ponieść, by dać nadzieję na lepsze życie własnemu dziecku. Daleka podróż do kraju buddyjskich szamanów – to był bardzo desperacki krok, ale jak widać, opłaciło się to”.
Hania i Paweł z Krakowa nie potrafili ocenić, który film był najlepszy. Wszystkie im się podobały. Pasjonat filmu „Star Trek”, Maciek z Rzeszowa, stwierdził, że najfajniejsi byli „Kosmiczni turyści” – ciekawy film opowiadający o bogatych ludziach gotowych wydać ogromne pieniądze na krótki pobyt na orbicie ubogich mieszkańcach z okolic kosmodromu Bajkonur.
Sobota – kolejny dzień Festiwalu. Znów pojawiły się ogromne tłumy. Wszyscy chcieli uczestniczyć w darmowych warsztatach. Odbyły się wykłady o tym, „Jak zorganizować tani wyjazd globtroterski?” „Jak kręcić filmy w podróży?” oraz „Jak zorganizować wyprawę rowerową?”.
O 16.00 rozpoczął się przegląd pokazów i spotkań z podróżnikami. Każdy z globtroterów prezentował swoją historię popartą filmem lub pokazem slajdów. Jako pierwszy wystąpił Leszek Szczasny, który opowiedział o swojej trzytygodniowej podróży, którą odbył we wrześniu 2010 roku do Mauretanii „Mauretania, czyli muchy groźniejsze od Al - Kaidy”. Leszek podróżował szlakami Paryż – Dakar. Michał Korta opowiedział o potomkach kazachskich koczowników z Uzbekistanu. Rewelacyjne zdjęcia zaprezentowane przez Pana Kortę w pokazie zatytułowanym „Kazach z konia zszedł”, pozwoliły przenieść się nam w tamte rejony i poznać życie koczowników „od kuchni”. Z Uzbekistanu przenieśliśmy się do Australii. Pan Marek Tomalik wraz ze swoją żoną Kasią opowiedział o historii tego pięknego kontynentu oraz o niesamowitej kulturze Aborygenów. Zaskoczyli nas informacjami o tym, że chłopcy w wieku 10 lat śpią już w oddzielnych, izolowanych chatach, by zdać egzamin dorosłości. A bardzo młode dziewczyny są przydzielane, jako żony, mężczyznom w bardzo różnym wieku. Podróżując po Australii bardzo często można spotkać porzucone wraki samochodów albowiem Aborygeni nie przywiązują dużej wagi do wartości materialnych. Jeżeli podczas jazdy zepsuje się im samochód po prostu pozostawiają go w tym miejscu i podróżują dalej na piechotę. Więcej o Australii i jej rdzennych mieszkańcach można przeczytać w najnowszej książce Państwa Tomalików, pt „Australia, gdzie kwiaty rodzą się z ognia”.
Kolejna prezentacja powaliła wszystkich na kolana. Tomek Grzywaczewski, Bartosz Malinowski oraz Filip Drożdż przemierzyli konno, pieszo oraz na rowerach ponad 8.000 km. Od Syberii przez Mongolię, Pustynię Gobi, Tybet oraz Himalaje, aż do Kalkuty. Wszyscy słuchali z zapartym tchem ich niesamowitej historii. Koncepcja wyprawy naszych podróżników nazywa się „Long Walk Expedition”. Oparto ją na książce Sławomira Rawicza „Długi Marsz”, w której autor opisał prawdziwą historię ucieczki z sowieckiego łagru w 1941 r grupy kilku więźniów pod kierownictwem Polaka. W kwietniu 2011 r. na festiwalu Off Plus Camera odbyła się premiera hollywoodzkiej superprodukcji pod tytułem „The Way Back” („Niepokonani”) w reżyserii Petera Weir’a. Jej scenariusz opiera się na tej samej książce, na której wzorowali się trzej młodzi podróżnicy. Chłopcy swoją opowieścią poruszyli całą widownię, a sposób ich przekazu rozbawił wszystkich do łez. Usłyszeliśmy, jak w Mongolii pili słoną herbatę, nazywaną „sutej caj”, którą serwuje się przy każdej okazji w nieograniczonych ilościach. Opowiedzieli o tym jak jedli pieczonego w całości bobaka – zwierzę spokrewnione ze świstakiem, tylko większe i bardziej tłuste. Pieczony bobak w Mongolii to rarytas, a samo pieczenie polega na włożeniu rozgrzanych w ognisku kamieni do środka zwierzaka. O reszcie przygód młodych globtroterów możecie poczytać na stronie www.longwalk.pl
Po chłopakach pojawiła się Kasia Gembalik, znana ze swoich niekonwencjonalnych środków lokomocji. W Azji podróżowała prawie pięć miesięcy kosmiczną ciężarówką. Po Stanach jeździła starą 40-letnią limuzyną. Tym razem wybrała Rosję – która chciała przemierzyć na trzykołowym ruskim Uralu. W każdej wyprawie towarzyszy jej chłopak Mikołaj Książek. Ich ostatnia podróż uległa lekkiej modyfikacji i musieli zamienić motor na starego Moskwicza, któremu ścięli dach i przerobili na kabriolet. Przemierzyli nim Kazachstan, Kirgizję i Uzbekistan. Przedostatnim punktem drugiego dnia festiwalu był film reż. Jacka Szymczaka „Piwnice diabła”, który opowiadał o grupie nurków-eksploratorów, którzy wyruszyli do Meksyku, aby tam dokonać eksploracji jednej z najgłębszych i najbardziej tajemniczych podwodnych jaskiń. Drugi dzień festiwalu zakończył się ŻYWIOŁOWYM ETNO PARTY.
13 marca, niedziela – to trzeci i zarazem ostatni dzień Festiwalu. Podobnie jak w sobotę, rozpoczął się Warsztatami Podróżniczymi 3 Żywioły, o tematyce: Jak zorganizować wyprawę z dziećmi?, Podróże bez wyrzeczeń (tu Jan Mela oraz Kuba Tomalik radzili, jak zorganizować podróż osoby niepełnosprawnej), oraz Jak fotografować w podróży?
O 16.00 rozpoczęły się kolejne pokazy. Jako pierwszy wystąpił Kamil Iwankiewicz. Opowiadał on o projekcie składającym się z 7 ekspedycji, które mają na celu nurkowanie w najwyżej położnych jeziorach na całej ziemi. Po nim wystąpili Katarzyna i Krzysztof Świdrakowie. Podróżnicy rozdali opaski na oczy i zabrali wszystkich w tajemniczą podróż po dźwiękach całego świata. Ta pocztówka dźwiękowa była jedną z nielicznych, jakie stworzyli autorzy nietypowych przewodników – „Świat w zasięgu nosa” i „Ucho na świat”.
Kolejni prelegenci to Anna i Krzysztof Kobus, którzy przez 9 lat pracowali nad albumem „Polska wielu kultur”. Rozpoczął się pokaz, a my przenieśliśmy się do Jedlińska pod Radomiem, aby tam uczestniczyć w karnawale. Tutaj sto lat temu powstało wierszowane widowisko. Napisał je miejscowy ksiądz. Historia dotyczyła śmierci, która upiła się, zgubiła kosę i następnie została osądzona. Widowisko – ścięcie śmierci – od kilku lat jest odgrywane przez miejscową ludność. Udział w zabawie biorą sami mężczyźni, którzy grają nawet żeńskie role. Później przenieśliśmy się do Tarnowa, by w rytmie romskiej muzyki wraz z Taborem Pamięci powędrowaliśmy w bardziej nastrojowe miejsce, wymagające prawdziwej zadumy i powagi. Odwiedziliśmy świętą górę prawosławia – Grabarkę – otoczoną wianuszkiem kilku tysięcy krzyży. Ogarnęła nas cisza, bo każdy z zaciekawieniem oglądał zdjęcia.
Po prezentacji Państwa Kobusów na scenie pojawił się Mikołaj Golachowski, który pokazał zebranym zapierający dech w piersiach pokaz slajdów o Antarktydzie. Mikołaj dwukrotnie zimował w Polskiej Stacji Antarktycznej im. H. Arctowskiego. Na ekranie pojawiły się fotografie lodowców i kontrastowych krajobrazów, tamtejszych mieszkańców – różnorakich pingwinów czy słoni morskich. W głośnikach zabrzmiały zaskakujące dźwięki, jakie wydają zwierzęta zamieszkujące tę odległą krainę. Zgodnie z poleceniem prelegenta zapamiętaliśmy, że niedźwiedzia polarnego nie spotkamy na Antarktydzie.
Na samym końcu wystąpił Jan Mela, który opowiedział nam o swojej wyprawie na El Capitan w USA. Podczas tej wyprawy Andrzej Szczęsny, który nie ma nogi oraz Jasiek Mela, który w wieku 13 lat przeżył wypadek i stracił rękę i nogę, weszli na sam szczyt tej góry. Pokazali, że niepełnosprawność nie jest przeszkodą w zdobywaniu szczytów, w realizacji marzeń.
Po tak niezwykłej historii nastąpił najważniejszy moment festiwalu, czyli wręczenie nagrody publiczności, przyznawanej od dwóch lat. W kategorii „Najlepszy pokaz” statuetka powędrowała do uczestników wyprawy „Long Walk Plus Expedition” – Tomasza Grzywaczewskiego, Bartosza Malinowskiego oraz Filipa Drożdża. Podróż śladami słynnej ucieczki Witolda Glińskiego okazała się najciekawszą i najbarwniej opowiedzianą prelekcją na tegorocznym Festiwalu.
W kategorii „Najlepszy film” widzowie uhonorowali dokument „Opowieść ojca. Przez mongolskie stepy w poszukiwaniu cudu” w reżyserii Michela Orion Scotta.
Podczas całego festiwalu organizatorzy cały czas rozdawali nagrody. Była to masa przewodników, książek, koszulek, map, plecaków oraz toreb podróżnych. Natomiast teraz nastąpił moment kulminacyjny – losowanie nagrody głównej w postaci biletu lotniczego do wybranego portu lotniczego na całej Ziemi. Na początku wylosowano Wandę Koziarz, która dwa lata temu wygrała już bilet na Festiwalu i poleciała do Kanady. Niestety nie była ona obecna na sali i według regulaminu Jasiek Mela wylosował innego szczęśliwca.
VIII Festiwal 3 Żywioły uwieńczył pokaz dokumentu z 1950 roku „Wyprawa Kon-Tiki. Tratwą przez Pacyfik” reż. Thora Heyerdahla. Film ten został nagrodzony Oscarem. Po zakończeniu filmu wszyscy opuścili salę kinową z żalem, że to już koniec, ale z nadzieją na kolejną edycję Festiwalu.