Luty- Marzec. W Ameryce jak bańka mydlana prysł mit Obamy.
W minionych dwóch miesiącach światowe media najwięcej informowały o klęskach żywiołowych. Po wielkim trzęsieniu ziemi na Haiti, ziemia zatrzęsła się w Chile, w Turcji, na Tajwanie, w Indonezji oraz niedaleko Japonii. Miłośnicy spiskowych teorii, badacze rozmaitych proroctw znaleźli potwierdzenie zbliżającego się końca świata. Jak wiadomo historia ma zapisać ostatni dzień w naszych dziejach 21 grudnia 2012 roku. Za pomocą fantastycznych efektów specjalnych bajkę o końcu świata opowiedział Hollywood. Niektórzy przekonują, że zbliżający się koniec zapisany został w kalendarzu Majów. Każdy jednak kto uczył się historii, wie, że to bzdura i 21 grudnia 2012 roku, zgodnie z wierzeniami Majów, skończy się jedynie pewien okres, nie mający nic wspólnego z końcem świata.
Wspomniane trzęsienia ziemi pochłonęły w Chile około 700 ofiar. W Turcji pod gruzami zginęło około 100 osób. Ucierpiała infrastruktura. Naukowcy ostrzegają przed możliwym trzęsieniem ziemi w Karpatach. W koniec świata w 2012 roku nie wierzą Rosjanie, ale zamierzają zorganizować w roku 2027 misję kosmiczną, która zniszczy asteroidę, jaka wówczas ma przejść niebezpiecznie blisko naszej planety. Ponieważ jednak do roku 2027 mamy jeszcze nieco czasu, możemy z kosmosu zejść na ziemię. Co prawda nie było wydarzeń tak spektakularnych jak na przykład uderzenie asteroidy w Nowy Jork czy Chicago, tym niemiej nie zabrakło wydarzeń, nad którymi należy się pochylić.
W Stanach Zjednoczonych na plan pierwszy wysuwa się upadek mitu Baracka Obamy. Prezydent nie jest już tym uwielbianym przez tłumy politykiem, który miał pchnąć Amerykę na nowe tory. Charakterystyczne w tym względzie były wyznania tak zwanej „dziewczyny Obamy”, autorki piosenkarskiego przeboju z czasu kampanii wyborczej. Seksowna modelka, Amber Lee Ettinger wyznała, że nie jest pewna, czy znów na niego zagłosuje. Jej piosenkę na „You Tube” obejrzały miliony Amerykanów. Piosenkarka przysporzyła Obamie wielu głosów, a obecnie powiedziała, że nie wie, czy nie poprze w 2012 roku na przykład Mike (Mike’a – raczej tak, albo zdecydowanie tak) Huckabee z Partii Republikańskiej. Poparcie dla Obamy spadło poniżej 50%.
Okazało się bowiem, że wprowadzenie zmian nie jest takie proste. Kongres nie zdołał do tej pory uchwalić reformy systemu ubezpieczeń medycznych. Nie udało się, przynajmniej do połowy marca, osiągnąć porozumienia w Kongresie i ustalić wspólnej wersji ustawy po przegłosowaniu rozbieżnych projektów przez Izbę i Senat. Kolejny nieprzekraczalny termin 18 marca, jaki wyznaczono w tej sprawie, nie zostanie dotrzymany.
Największe jednak znaczenie miały niepowodzenia administracji w dziedzinie ekonomii. Amerykanie coraz bardziej zaniepokojeni są wysokością długu publicznego. Jak poinformowało Biuro Budżetowe Białego Domu, w ciągu najbliższej dekady łączny deficyt budżetowy w USA będzie o 1,2 bln dolarów wyższy, niż zapowiedział w lutym prezydent. Jednak trzeba pamietać, że obliczenia CBO nie zawierają zobowiązań rządu wobec prgramów Social Security i Medicare. Wobec tego realny deficyt będzie wyższy od tego, o którym mówi Biuro Budżetowe Białego Domu, o prezydencie już nie wspominając.
Przedstawiając projekt ustawy budżetowej Biały Dom podał, że w kończącym się we wrześniu roku fiskalnym w budżecie USA zabraknie blisko 1,6 bln dolarów (10,6% PKB). Realny deficyt będzie jednak jeszcze wyższy, uwzględniając zobowiązania wobec social security. Specjaliści sieci CNN wyliczyli, że przyjmując rządowe założenia i dodając zobowiązania wobec Medicare i Social Security w 2020 roku wysokość długu publicznego USA wyniesie ponad 22 biliony dolarów. Nic dziwnego, że patrząc na radosne wydawanie pieniędzy, agencja ratingowa Moody’s zagroziła obniżeniem wiarygodności kredytowej (AAA) amerykańskiego rządu. Identyczny komunikat ogłosiła agencja Standard & Poor.
Przede wszystkim jednak poprawy ekonomicznej nie dostrzegają przeciętni wyborcy. Mimo uchwalenia przez Kongres rozlicznych programów, bezrobocie nadal utrzymuje się na wysokim poziomie i wynosi 9,7%. Ceny nieruchomości spadają. Około pięciu milionów Amerykanów spłaca pożyczki hipoteczne wyższe od realnej wartości ich domu. Ciągle rośnie ilość przejęć nieruchomości przez banki, zaś eksperci ostrzegają przed kolejną falą kryzysu. Stany Zjednoczone zaczynają mieć kłopoty z finansowaniem deficytu, gdyż azjatyckie potęgi, zwłaszcza Chiny, zmniejszyły ilość kupowanych amerykańskich obligacji. Dodatkowo Chiny obraziły się na Amerykę za przyjęcie w Białym Domu Dalajlamy i sprzedaż broni Tajwanowi.
Do wspomnianych wyżej doszły niepowodzenia administracji w dziedzinie polityki zagranicznej. Do tej pory Amerykanie nie potrafili sobie poradzić z Iranem. Mułłowie w Teheranie grają Obamie na nosie i spokojnie rozwijają swój program atomowy. Wyraźna poprawa nie nastapiła w Afganistanie. Jedynym sukcesem było ujęcie kilku groźnych terrorystów, choć to przede wszystkim sukces pakistańskich służb specjalnych. Ujęto w sumie kilku bliskich współpracowników Bin Ladena prowadzących operacje wojskowe Al-Kaidy. Aresztowania nastąpiły w okolicach Karaczi. Przeciętnego zjadacza chleba interesuje jednak przede wszystkim zasobność portfela i to powoduje, że pryska mit prezydenta. Partia Demokratyczna ma się nad czym zastanawiać, gdyż jest na najlepszej drodze do utraty większości w Izbie Reprezentantów podczas listopadowych wyborów.
Ekonomiczne niepowodzenia Ameryki, przesadna wiara w negocjacje i naiwność, obrazuje historia związana z kompanią Google, która - jak twierdzi dziennik „Financial Times” - na „99 procent" wycofa się z Chin i zamknie dla tamtejszych użytkowników swoją wyszukiwarkę, po tym, jak negocjacje z Pekinem w sprawie cenzury w internecie nie przyniosły żadnych rezultatów.
Gazeta informuje, że Google przygotował już plany zamknięcia chińskiej wersji wyszukiwarki. Nie wiadomo, kiedy firma miałby ostatecznie wycofać się z Chin.
Wcześniej strona chińska oświadczyła ponownie, że Google musi być posłuszny chińskim prawom" lub ponieść konsekwencje".
Zarząd Google poinformował w styczniu, że firma przestanie stosować się do wymogów chińskiej cenzury, po tym jak odkryto, że z Chin pochodził cyberatak przypuszczony na Google. Hackerzy usiłowali między innymi uzyskać dostęp do prywatnych kont poczty internetowej chińskich dysydentów. Dochodzenie prowadzone między innymi przez FBI wykazało, że atak nastąpił z Chin.
Z tajnymi działaniami związane było jeszcze jedno wydarzenie, o którym nie sposób nie wspomnieć w przeglądzie. 20 stycznia br. w Dubaju zamordowano lidera palestyńskiego Hamasu Mahmuda al-Mabhuha. Al-Mabhuh, założyciel Brygad Ezedina al-Kasama, wojskowego skrzydła radykalnego palestyńskiego Hamasu, był zaangażowany w szmuglowanie broni do Strefy Gazy. Poszukiwał go Izrael za zabicie w 1989 roku dwóch żołnierzy tego kraju. W Dubaju, jak podejrzewano, miał dokonać kolejnej transakcji zakupu broni dla Palestyńczyów.
Policja Dubaju - głównie na podstawie zapisu z kamer wideo zainstalowanyh w luksusowym hotelu - ustaliła tożsamość morderców. Wybuchł skandal. Okazało się bowiem, że ktoś posłużył się skradzioną tożsamością osób mieszkających w całej Europie. Zamachowcy posługiwali się sfałszowanymi paszportami brytyjskimi, francuskimi, niemieckiemi i irlandzkimi. W sumie Interpol wydał 27 listów gończych. Od początku o dokonanie zamachu podejrzewano izraelski Mossad i po pewnym czasie podejrzenia zamienione zostały w pewość. Posłużenie się sfałszowanymi paszportami wywołało pewien kryzys w stosunkach z Izraelem. Mówiono nawet o możliwym zerwaniu współpracy wywiadowczej przez Wielką Brytanię, Francję i Niemcy z Mossadem. Skończyło się jednak na dąsach. Natomiast w Izraelu uczestnicy tajnej akcji zakończonej eliminacją przemytnika uchodzą za bohaterów. Motyw zamachu w Dubaju wykorzystał nawet w swojej reklamie jeden z izraelskich supermarketów. Uczestnicy akcji od dawna przebywają w Izraelu, tak więc listy gończe Inerpolu służyć mogą co najwyżej jako makulatura w łazience.
W lutym wybuchł kolejny wielki pedofilski skandal w Kościele katolickim. Przed laty do molestowania chłopców doszło w chórze chłopięcym katedry w Ratyzbonie. Skandal okazał się znacznie poważniejszy, niż pierwotnie sądzono. Wielu byłych chórzystów musiało poddać się terapii ze względu na urazy psychiczne, spowodowane molestowaniem seksualnym oraz nadużyciem przemocy ze strony duchownych, którzy sprawowali kierownicze funkcje w chórze.
Reżyser i kompozytor Franz Wittenbrink, który do 1967 r. mieszkał w internacie dla chórzystów w Ratyzbonie, mówił o panującym tam „wyrafinowanym systemie sadystycznych kar, połączonym z pożądaniem seksualnym". Ówczesny dyrektor internatu miał wieczorami wyszukiwać w sypialni dwóch lub trzech chłopców, których zabierał do swego mieszkania. Tam częstował ich winem i oddawał się masturbacji.
"Wszyscy o tym wiedzieli. Nie umiem sobie wyjaśnić, dlaczego brat obecnego papieża Georg Ratzinger, który od 1964 r. był dyrygentem chóru katedralnego, miał nic o tym nie wiedzieć" - powiedział Wittenbrink, cytowany przez niemiecki tygodnik Der Spiegel. Według niego jeden z uczniów tego samego rocznika popełnił samobójstwo tuż przed maturą. „Spiegel" informuje, że biskupstwo w Ratyzbonie zdecydowało się na ujawnienie przypadków molestowania w chórze dopiero w zeszłym tygodniu, gdy tygodnik zwrócił się do diecezji o zajęcie stanowiska w tej sprawie. Wcześniej sprawę starannie ukrywano.
Włoska prasa twierdzi, że w związku z przypadkami molestowania seksualnego Watykan opracował tajny plan zniesienia celibatu. Miałby on jednak zacząć obowiązywać dopiero za 50 lat.
Swoje doroczne święto obchodziło kino. Po raz 82 rozdano Oscary. Tegoroczna gala była o wiele ciekawsza i bardziej dynamiczna, niż ciągnące się w nieskończoność poprzednie ceremonie. Tegoroczna ceremonia od początku była zapowiadana na rywalizację pomiędzy „Avatarem" i „The Hurt Lockerem" - fantastyczną kosmiczną bajką z pro-ekologicznym przesłaniem i mrocznym dramatem wojennym o losie żołnierzy w Iraku. Pikanterii całej sprawie dodawał fakt, że James Cameron i Kathryn Bigelow, reżyserzy rywalizujących filmów, byli kiedyś małżeństwem. Zdecydowanie wygrała Kathryn Bigelow. Choć „Avatar” porażał rozmiarem efektów specjalnych i na pewno jest znakomitą rozrywką, Akademia Filmowa pierwszeństwo przyznała dramatowi o wojnie w Iraku.
Po raz pierwszy w historii wręczania Oscarów statuetką za reżyserię Akademia uhonorowała kobietę. Bigelow odebrała nagrodę wyraźnie wzruszona, podziękowała swoim współpracownikom i innym nominowanym w kategorii reżyserom (co ciekawe, „zapomniała" o byłym mężu - Jamesie Cameronie). Chwilę po opuszczeniu sceny musiała na nią wrócić, bo Tom Hanks ogłosił, że „The Hurt Locker" – moim zdaniem zasłużenie - został najlepszym filmem roku. Uwadze mediów nie uszła kwaśna mina Camerona, który kręcił z niedowierzaniem głową.
Ku zaskoczeniu wielu dzieło Kataryn Bigelow zdobył nagrody w kilku technicznych kategoriach, do których "Avatar" był murowanym faworytem. Cameronowi humoru z pewnością nie poprawi fakt, że były to prestiżowe kategorie - m.in. najlepszy montaż. W sumie „iracki dramat” zdobył 6 statuetek.
Sandra Bullock otrzymała tegorocznego Oscara dla najlepszej aktorki za kreację w dramacie sportowym "The Blind Side". Bullock była faworytką przedoscarowych rankingów. Zagrała kobietę z przedmieścia, która otacza opieką czarnoskórego nastolatka. Wspierany przez nią chłopak staje się gwiazdą futbolu amerykańskiego.
Za najlepszą rolę męską jury uznało kreację Jeffa Bridgesa. Amerykańska Akademia Filmowa uhonorowała go za występ w dramacie muzycznym „Szalone serce". Bridges wcielił się w tym filmie w starzejącego się muzyka country, który nadużywa alkoholu, boryka się z problemami osobistymi oraz kryzysem twórczym.
Nie obyło się bez niespodzianek. Oscara za najlepszy film zagraniczny zdobył argentyński „Sekret ich oczu". Bukmacherzy obstawiali „Białą wstążkę". Polski „Królik po berlińsku" musiał obejść się smakiem, ponieważ statuetkę za najlepszy krótkometrażowy dokument zgarnął mu sprzed nosa "Music by Prudence".
8 marca gdzieniegdzie obchodzono Międzynarodowy Dzień Kobiet. W Polsce odbyła się tradycyjna manifa. Na Ukrainie, gdzie II turę wyborów wygrał Władymir Janukowycz feministki wezwały, aby z powodu braku równouprawienia i innych kłopotów kobiety walcząc o swoje prawa, przestały uprawiać seks z mężczyznami. Niestety nikt nie sprawdził, z jak wielkim odzewem spotkał się ten apel.