Obama na korepetycjach u Balcerowicza
Podczas gdy w Stanach Zjednoczonych gospodarka ślepo mknie w przepaść, Polska, pod nieformalną opieką Leszka Balcerowicza, rozwija się najszybciej w Europie. Nadszedł czas, by Barack Obama naprostował swoją błędną politykę i zaczął brać przykład z ekonomistów zarządzających sercem Starego Kontynentu.
Mądry Polak przed szkodą?
Neoliberalna polityka gospodarcza Polski jest jedną z najczęściej wychwalanych w Europie i USA. Trzeba przyznać, że nielubiany w kraju prof. Leszek Balcerowicz jest „szarą eminencją” Platformy Obywatelskiej i doradza jej w wielu kwestiach związanych z finansami. Kojarzący się rzeszy ludzi bardziej z katastrofą niż z sukcesem Balcerowicz, tylko z powodu swojej złej sławy nie jest w stanie objąć realnej funkcji w rządzie, co jednak nie odbiera mu tytułu jednego z najwybitniejszych ekonomistów na świecie.
Rozsądną politykę naszego kraju dostrzegli zachodni dziennikarze i eksperci. Włoski dziennik „Avvenire” podał niedawno, iż Polska jest krajem posiadającym „najsilniejszą gospodarkę w Europie Środkowo-Wschodniej” i niezwykle skutecznie odpiera kolejne fale kryzysu. Jako przykład „Avvenire” podaje firmę komputerową z Irlandii, która zwolniła całą swoją załogę w Dublinie, by przenieść się do Łodzi. Innym przykładem może być fabryka Fiata w Bielsku-Białej, która, aby sprostać zamówieniom, musiała wyznaczyć trzecią zmianę.
Inny dziennik, „Washington Times” ze Stanów Zjednoczonych, uznał, że należy brać przykład z Polski. Gdy gospodarka Niemiec ma skurczyć się o 5%, a Francji i Czech o 3%, nad Wisłą przewiduje się wzrost PKB na poziomie 1%. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest nasze przywiązanie do gospodarki wolnorynkowej, co kompletnie kłóci się z przestarzałą polityką Obamy, wyciągniętą jeszcze z czasów Franklina Roosevelta i jego New Deal’u. W momencie, gdy Polska znacznie zredukowała wydatki państwa, obcięła stopy podatkowe i zawiesiła część regulacji rządowych, w USA zrobiono dokładnie na odwrót. Amerykańscy ekonomiści, wzorując się na rozwiązaniach sprzed niemal osiemdziesięciu lat, zawiedli.
Szansa na sukces?
Euro 2012 i związane z nim inwestycje, to nie jedyna okazja do pobudzenia krajowej gospodarki. Unijne plany walki z zanieczyszczeniem klimatu są nie lada gratką dla rodzimych firm. Plany budowy tuzina instalacji, które zniwelują szkodliwe skutki spalania węgla to dopiero początek. Powstające farmy wiatrowe mają być wsparte planowaną elektrownią atomową – jak niektórzy twierdzą – prawdziwą „żyłą złota”. Jeśli uda nam się efektywnie wykorzystywać sytuacje tego typu, poziom wzrostu PKB może przybrać większą dynamikę.
Do okazji, z których rodzima gospodarka skorzystała, z pewnością należy zaliczyć pośrednią pomoc zagranicznych rządów (w tym np. Niemiec) udzieloną koncernom motoryzacyjnym. Władze w Berlinie wprowadziły premie pieniężne (2,5 tys. euro) za złomowanie starego samochodu przy jednoczesnym zakupie nowego. Niesprecyzowanie miejsca zakupu auta spowodowało, że nasi sąsiedzi na masową skalę zaczęli kupować tańsze pojazdy w Polsce. Paradoksalnie, pieniądze wygospodarowane przez zachodnie rządy na pobudzenie własnych gospodarek, dużym strumieniem spłynęły do naszego kraju, wspomagając tym samym firmy w RP. W międzyczasie, w USA, jeden z największych gigantów samochodowych – Chrysler – ogłosił bankructwo. Drugi w kolejce czeka już General Motors. Nie wiadomo czy „pod nóż” nie pójdzie też Ford.
Atrakcyjny polski rynek ściąga do kraju wiele zagranicznych przedsiębiorstw. Wspomniana wcześniej Łódź stanowi najbardziej smakowity kąsek dla inwestorów. To tutaj składa się maszynki Gillette, montuje się komputery Della oraz produkuje pralki Siemensa, Boscha i Indesitu. Ten ostatni planuje nawet zamknięcie zakładów w Walii i pod Turynem i przeniesienie ich do Radomska pod Łodzią. Dell i firmy z nim współpracujące również rozważają przeniesienie całości produkcji z Limerick w Irlandii do naszej „Ziemi Obiecanej”.
Nie mów „hop”…
Zanim spoczniemy na laurach, powinniśmy jednak pamiętać o nadchodzących zagrożeniach. Pierwszy i najpoważniejszy to ponowna emigracja „za chlebem” – tym razem do Niemiec. Praca przy zbiorach szparagów przyciąga rzesze młodych ludzi, chcących zarobić na kryzysie i wysokim kursie euro. Ponadto, niemieccy plantatorzy nie pozostają bierni – w tym roku podwyższyli płace dla swoich sezonowych pracowników. Oby jednak praca w wakacje nie przerodziła się – jak w przypadku wyjazdów do Wielkiej Brytanii – w stały pobyt tysięcy młodych rodaków za granicą.
Kłopoty dotyczą też ikon rodzimej gospodarki, w tym z Polskich Linii Lotniczych LOT – firmy o ponad osiemdziesięcioletniej tradycji. Grupa nie tylko sprzedała większość zależnych od niej firm, ale też skasowała spółkę-córkę Centralwings. Sytuacja stała się na tyle poważna, że aby przetrwać, LOT musiał zredukować zatrudnienie o niemalże 1000 osób (z 7000 wszystkich zatrudnionych). Straty finansowe poniosło też w ciągu ostatniego roku dwóch środkowoeuropejskich gigantów paliwowych – PKN Orlen i Grupa Lotos. Wiele innych przedsiębiorstw, w związku z kryzysem finansowym, upadło. Los ten podzielił m.in. producent mebli, istniejący od 100 lat – Swarzędz.
Mimo iż bardzo dużo pozostało jeszcze do zrobienia, krajowa gospodarka idzie w dobrym kierunku. Drobnymi kroczkami, a jednak naprawiamy szkody wyrządzone przez kryzys. Nie potrzeba miliardowych kredytów, radykalnych programów i gwałtownych posunięć, by uratować się przed recesją. Stany Zjednoczone – światowy lider i ojczyzna największych mózgów – okazały się naiwne i nierozważne jak nigdy dotąd. Nowa administracja supermocarstwa powinna pohamować gigantyczne wydatki państwa. Czasem warto przyznać się do błędu i naprawić go, póki jeszcze czas. W przeciwnym razie długofalowe skutki błędnej polityki gospodarczej mogą być bardzo dotkliwe.