Odmowa gotowa - Wizy dla Polaków
Prawo amerykańskie wymaga, aby osoby starające się o wizę nieimigracyjną udowodniły, iż nie mają intencji emigracji do USA, czyli życia tu na stałe. Równocześnie ustawa o imigracji mówi, że każda osoba jest z góry uważana za potencjalnego imigranta do czasu, aż przekona konsula, iż nim nie jest.
Zatem zadanie petenta ubiegającego się o wizę do wyśnionej Ameryki nie jest łatwe. Musi bowiem udowodnić, że nie jest “wielbłądem”. Niestety kryteria, czy jest się wielbłądem, czy nie, zmieniają się w zależności od “widzimisię” czujnego urzędnika amerykańskiego konsulatu. Czasem przez “ucho igielne” bez najmniejszych problemów przechodzi prawdziwy wielbłąd, gdy tymczasem tygrys, a nawet lew zostają zatrzymani. Dlaczego? Nie wiadomo. Nigdy bowiem nie ma pewności, jak naprawdę w konkretnym dniu, konkretny urzędnik wyobraża sobie wzorcowy wygląd wielbłąda.
Decyzje o przyznaniu lub odmowie amerykańskiej wizy nie są oparte na sprecyzowanych i wyraźnych kryteriach, a raczej na subiektywnych odczuciach pracowników konsulatów i ambasad. Dlatego większość aplikantów, którym odmówiono wydania wizy, nie wie właściwie, co nie spodobało się konsulowi. Czy dokumenty były mało wiarygodne? Czy może krawat krzywo zawiązany? To jest jak loteria. Nie pomaga w zrozumieniu tego skomplikowanego procesu fakt, iż często osoby o analogicznej, niemal identycznej sytuacji życiowej otrzymują diametralnie różne decyzje!
Przyznanie lub odmówienie wizy jest przykładem decyzji administracyjnej i jako takie podlega prawu administracyjnemu. Zaś integralnym elementem prawa administracyjnego, jak i każdego innego, jest jego instancyjność. Oznacza to, że w przypadku niekorzystnej decyzji petent ma prawo do zapoznania sie z uzasadnieniem tej decyzji i ma możliwość wniesienia odwołania do wyższej instancji, gdzie po raz drugi rozważane są wszystkie argumenty “za i przeciw”. Instancyjność prawa służyć ma sprawiedliwości, bronić przed nieobiektywizmem osób podejmujących ważne dla innych decyzje.
W braku stosowania tego podstawowego prawa w procesie przyznawania wiz amerykańskich upatrywać należy przyczynę ciągle wysokiego procentu odmów. Skoro amerykańscy urzędnicy nie mają obowiązku wyjaśnienia DLACZEGO wiza została odmówiona konkretnemu Kowalskiemu, i dodatkowo nie istnieje możliwość apelacji, jak Polacy mają spełnić stawiane im żądania obniżenia liczby odmów? Częste uzasadnienie “nie ma pewności, że Pan/Pani wróci na czas do Polski lub czy w ogóle wróci” w przypadku, gdy petent udowadnia, że zostawia w kraju żonę/męża i dzieci, nieruchomości, pracę, nie wydaje się być uprawnione. To typowe błędne koło!
Istnieje co prawda możliwość, aby obywatel USA, który wystawił zaproszenie aplikantowi, zapytał konsula drogą internetową o wyjaśnienie przyczyny odmowy. Jednak tej drogi nie można uznać za formalne prawo do odwołania od negatywnej decyzji. Sam fakt ograniczenia sposobu kontaktu z konsulatem USA do e-maili jest już dyskryminujący. Wielu starszych wiekiem obywateli USA nie jest “za pan brat” z komputerem i internetem. Otrzymane po pewnym czasie standartowe sformułowania niestety są zwykle bardzo enigmatyczne i nadal nie wiadomo o co chodzi. Używane “wyjaśnienie” typu “Nie spełniono określonych wymagań” należą do znanego nam dobrze języka urzędników, którzy wcale nie zamierzają niczego wyjaśniać.
Proces ubiegania się o wizę amerykańską jest długi i skomplikowany. Wykonanie zdjęcia spełniającego konkretne wymogi, wypełnienie wniosku wizowego, ustalenie terminu spotkania z konsulem, przygotowanie wymaganych dokumentów, pochłaniają sporo czasu i pieniędzy. Uwieńczeniem tych zabiegów jest rozmowa z konsulem, od którego decyzji zależy “być czy nie być” wpuszczonym do Ameryki. I co również jest znamienne, rozmowa taka trwa zaledwie kilka minut i rozmową bywa li tylko z nazwy.
Czy nie jest to kolejny przejaw dyskryminacji? Skoro aplikant poniósł znaczące koszty przygotowania się do rozmowy, czy nie należy mu się nieco więcej uwagi urzędnika, niż minuta lub co najwyżej kilka minut? Czy faktycznie w konsulatach amerykańskich każdy pracownik to James Bond lub doktor psychologii, który w mgnieniu oka potrafi ocenić prawdziwe intencje petenta? Zresztą nawet doktor psychologii nie jest w stanie postawić diagnozy w minutę. Dlatego decyzje o przyznaniu/odmowie wizy w wielu przypadkach budzą uzasadniony sprzeciw, gdyż podejmowane w pośpiechu, zależą często od humoru urzędnika, który czuje się wszechwładny.
Petenci z Polski i innych krajów objętych obowiązkiem wizowym przy wjeździe do USA przygotowują się jak najstaranniej do rozmowy z amerykańskim konsulem. Nie chcą bowiem tracić na marne czasu i pieniędzy. Nie tylko wypełniają formalne wymogi, ale jeszcze dodatkowo “kolekcjonują” bilety lotnicze z wcześniejszych podróży (jestem ciekawym świata globtrotterem!), szlifują język angielski, trenują pytania i odpowiedzi.
Poznają cały system psychologicznych rad, jak zachować się w czasie rozmowy z urzędnikiem, w co się ubrać ... Według tych porad, zdecydowanie należy więc zaprezentować się elegancko, stylowo i z klasą, z lekką nonszalancją, a nie z miną pokorną, z ujmującym uśmiechem światowca, tak aby stworzyć wrażenie osoby zamożnej, a nie jakiegoś biednego studenta, który przy pierwszej okazji pryśnie do roboty na czarno. Sądzę, że zestaw męski Tommy'ego Hilfigera oraz dla pań garsonka od Prady (postawmy na amerykańskie firmy!) mogą przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść i może nawet nie trzeba się będzie odzywać...
Ale jest jedno “ale”. Wszystko to prawda, pod warunkiem, że petentka “odziana” w zapach Pretty Hot Elizabeth Arden trafi na konsula rodzaju męskiego, a petent pachnący Calvin Klein eternity summer limited edition na konsula rodzaju żeńskiego. W przypadku przeciwnym, efekt będzie niestety opłakany, dla petenta oczywiście. Żadna kobieta, a szczególnie pani konsul, nie zniesie innej kobiety, lepiej od niej ubranej, i ciekawiej pachnącej... I odmowa gotowa!
Skoro jesteśmy przekonani, że znacząca większość wnioskodawców dobrze przygotowuje się do rozmowy z urzędnikiem, zatem skąd bierze się tak duży odsetek odmów? I postawmy kolejne pytanie: Skąd właściwie wiemy, ile – faktycznie – odmownych decyzji podejmowanych jest corocznie w odniesieniu do obywateli Polski? Czy podawane oficjalnie liczby są w jakiś obiektywny sposób możliwe do zweryfikowania? I kto to robi?
Od pewnego czasu obserwujemy zmiany w trendach imigracyjnych. Ponieważ Polacy mogą pracować w państwach – członkach Unii Europejskiej na równi z obywatelami tych krajów, rezygnują z upokarzającego procesu ubiegania się o wizę USA. Ma bowiem ten proces w sobie coś z żebraniny. Petent – ubogi krewny, zdany na łaskę i niełaskę pana i władcy, wszechmocnego urzędnika, który wie, że jest bezkarny w swoich decyzjach. Petent płaci, dostaje odmowę, potem jeszcze raz płaci, aż w końcu się poddaje albo i nie. Jeżeli bardzo mu zależy na tym wyjeździe i naprawdę jest zdeterminowany, to ubiega sie o wizę wielokrotnie, błądząc po omacku w ciemności, stosując metodę “prób i błędów”, ponieważ faktyczny powód odmowy jest mu ciągle nieznany.
A tymczasem konsulaty generują ogromne zyski z opłat za składane tysiącami wnioski o amerykańską wizę. Może w tych zyskach należy upatrywać przyczyny uporczywego ogłaszania niekorzystnych dla Polaków statystyk i co za tym idzie utrzymywania obowiązku wizowego dla naszych rodaków?
Proces przyznawania (i odmawiania!) amerykańskich wiz turystycznych jest niejasny, niejawny i nieobiektywny i dlatego budzi wiele sprzeciwów. Zamiast więc bezskutecznie walczyć o zniesienie wiz, powalczmy o nasze prawo do otrzymania uzasadnienia odmowy i prawo do formalnego odwołania się w przypadku niekorzystnej decyzji. Tego prawodawcy amerykańscy nie powinni nam odmówić.
Wraz z większą przejrzystością procesu decyzyjnego, liczba odmów powinna diametralnie spaść, a to w konsekwencji doprowadzi do zniesienia wiz dla Polaków.
Dura lex, sed lex. Twarde prawo, ale prawo. Skoro narazie obowiązuje takie, a nie inne prawo, musimy je przestrzegać i jeszcze lepiej przygotowywać się do rozmowy z urzędnikiem konsulatu. Jak wiemy, zadaniem petenta jest udowodnienie turystycznego celu podróży i autentycznych silnych więzi łączących go z krajem, w którym mieszka. Konsul uwierzy w turystyczny cel podróży, jeżeli zobaczy w paszporcie wnioskodawcy liczne wizy lub pieczątki służb granicznych. Obecnie w związku ze zniesieniem obowiązku wizowego w ramach układu z Schengen, ważne jest posiadanie biletów odbytych podróży. Natomiast najskuteczniejszym argumentem przemawiającym za więzami z Polską jest posiadanie tam rodziny: współmałżonka i dzieci oraz sytuacja materialna, np. własne mieszkanie/nieruchomość/firma/gospodarstwo. Bardzo pomocny jest także status bycia studentem atrakcyjnych studiów, których student na pewno nie porzuci, żeby pozostać nielegalnie w USA i pracować w restauracji za kilka dolarów na godzinę. Ważnym argumentem może być również chęć podszkolenia języka, jednak tylko w przypadku, gdy petent naprawdę już zna nieźle język angielski. W tej sytuacji wnioskodawca może dodać, że do jego pracy dyplomowej niezbędne będą anglojęzyczne źrodła naukowe albo że po ukończeniu studiów będzie ubiegać się o pracę w polskim przedstawicielstwie zagranicznej firmy. Wtedy wizę ma w kieszeni.
Zatem do zobaczenia w USA!