Byłam na Igrzyskach Polonijnych w Zakopanem
Zimowe Igrzyska Polonijne odbywały się od 6-14-go marca 2010 w Zakopanem. Jak zawsze przyjechała Polonia z całego świata, a tym razem szczególnie wielu zakopiańskich emigrantów, niegdyś sławnych sportowców, byłych mistrzów do dziś działających aktywnie w szkołach sportowych.
Nie dawaliśmy się zastraszyć ani sławnymi nazwiskami (Gąsienica, Bachleda, Trzebunie), ani ich wspaniałymi wynikami. Walczyliśmy dzielnie i każdy z uczestników możne być dumny z siebie. Było nas ponad 750 z 27 krajów całego świata.
Trzydziestoosobowa ekipa austriacka pod kierownictwem Andrzeja Kempy zdobyła aż 15-cie medali (1 złoty, 6 srebrnych, 8 brązowych ) i wiele dobrych miejsc tj. 4 razy więcej, niż dwa lata temu. Oczywiście trudno porównywać nas z dużymi, przeszło 100 - osobowymi ekipami z innych krajów (np. Kanada). Przy takiej konkurencji – zwłaszcza wśród mężczyzn w konkurencjach alpejskich - zajęcie miejsca w pierwszej 10-ce czy 20-ce też było dużym osiągnięciem. Na dodatek różnice czasów kolejnych zawodników były minimalne – setne części sekundy!
Dyscypliną, w której większość startujących miała zapewnione miejsce medalowe, był snowboard. Niestety, w tej dyscyplinie nie było nikogo z Austrii. Również w wieloboju łyżwiarskim, jeździe szybkiej na lodzie ‘short track’ nikt z Austrii nie brał udziału. Skład polonijnej ekipy odzwierciedlał skład społeczeństwa austriackiego, o którym mówi się, że jest społeczeństwem emerytów. Właśnie w naszej grupie była najstarsza zawodniczka (Barbara Vecer) i najstarszy zawodnik (Zygmunt Brzeziński). Inna ciekawostka to biatlon, gdzie w klasie juniorów (14-18 lat) startowali wyłącznie Litwini i Litwinki.
Dużym zainteresowaniem cieszyły się mecze hokejowe rozgrywane w Nowym Targu (na lodowisku w Zakopanem zmagali się łyżwiarze). Walka była bardzo zaciekła, a zwyciężyła drużyna kanadyjska. Inną dużą atrakcją była ostatnia konkurencja: skoki narciarskie. Mimo że wszyscy skaczący robili to po raz pierwszy w życiu, nie było poważnych kontuzji, tylko medale. Nasz Emil Dyrcz, znany jako dobry strzelec, ‘wyskakał’ nawet srebrny medal.
Obiektem cieszącym się największa frekwencją w czasie Igrzysk Polonijnych była sala gimnastyczna COS Zakopane. Mimo niezbyt dogodnego dojścia (wąski korytarz podziemny) zbierała się tam codziennie większość uczestników – częściowo nolens volens. Po pierwsze, na tej sali była urządzona stołówka – droga jak elegancka restauracja, ale nieelegancka i nieapetyczna (plastykowe talerze i sztućce), a wykupionych bonów na wyżywienie nie można było zwracać. Po drugie, na tej sali odbywało się wręczanie medali – każdego dnia o trochę innej porze. Po trzecie, na tej sali miał miejsce codziennie inny program rozrywkowy, którego godzina rozpoczęcia nie była dokładnie znana. Siedzieliśmy więc i czekaliśmy, co się będzie działo, umilając czas rozmową. Niestety, niektórzy nie zauważali, że zaczął się program rozrywkowy i dalej gadali. Tak więc amatorzy muzyki i tańców góralskich, blues-a, jazz-u, czy też kabaretu Rosiewicza nie mogli delektować się rozrywką.
Uroczystości otwarcia i zamknięcia odbyły się pod Wielką Krokwią. Mimo że na otwartej przestrzeni - były to uroczystości zamknięte, bo na teren wpuszczano tylko biorących udział w tych Igrzyskach. Podejrzewam, że gdyby na te uroczystości mógł przyjść każdy – ilość osób na trybunach zwiększyłaby się bardzo nieznacznie. Igrzyska Polonijne 2010 w Zakopanem nie cieszyły się taką popularnością jak poprzednie w innych miastach, gdzie (jak np. w Toruniu) prawie na każdym rogu były olbrzymie transparenty, informujące o igrzyskach, a miejscowi z wielką sympatią odnosili się do uczestników. Zakopiańczycy nie traktowali naszych zawodów poważnie, nazywali je śmiesznymi. Ich miasto jest miejscem zawodowych rozgrywek, a tu przyjechali amatorzy. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że nasze igrzyska polonijne bardziej oddają ducha sportowego, niż zmagania zawodowców, których sponsorzy często usiłują zamienić w maszyny do zdobywania medali.
Bardzo uroczysta ceremonia otwarcia w zimowej scenerii przy -18 st. C była wstępnym sprawdzianem kondycji zawodników, którzy jeszcze przez kilka dni musieli walczyć z mrozem. W połowie tygodnia było nieco cieplej i słonecznie, a potem zaczął padać śnieg i padał coraz intensywniej wielkimi płatkami. W czasie ceremonii zakończenia Igrzysk po kilkunastu minutach wszyscy obecni byli pokryci grubą warstwą śniegu. W tym spektaklu brało udział mniej uczestników, niż w ceremonii otwarcia (wielu już wyjechało), a ci co zostali, wyglądali jak urocze, roześmiane bałwanki. Tym razem nas coś śmieszyło – „hojność” organizatorów, którzy dla 500 osób przygotowali darmowy poczęstunek: jedno stanowisko z kiełbaskami !