Facet, którego muzyka budzi nadzieje
Marcin Styczeń – 33-letni, urodzony w Olkuszu, krakowski bard (pochodzący z Warszawy!) – odwiedził Chicago po raz pierwszy ponad rok temu. Byłem na jego koncercie w coraz ważniejszej dla kultury polonijnej sali Jezuickiego Ośrodka Milenijnego. Grał na gitarze, śpiewał, komentował strofami: Karola Wojtyły, Ernesta Brylla, swoimi. Był autentyczny, otwarty, ciepły. Jednocześnie dynamiczny i bliski, Marcin Styczeń wyśpiewał słowa wiersza poświęconego swojej matce. Powtarzało się tam zdanie: ,,bez korzeni nie ma skrzydeł”. W ustach młodego człowieka takie słowa zwiastują nadzieję na lepsze, mądrzejsze jutro.
I zostały w mojej pamięci nie tylko jako szacunek do matki, ale też naszej historii, tradycji – i tej lokalnej, i narodowej. Po koncercie rozmawialiśmy chwilę – właśnie wybierał się do Grand Canyon. Kilka miesięcy później, przypadkowo, na blogu internetowym Marcina Stycznia natknąłem się na słowa: ,,Chciałem coś napisać o tym niesamowitym miejscu, które zapiera dech w piersiach, ale przeczytałem wiersz Redlińskiego i stwierdziłem, że lepiej nie napiszę.”
Grand Canyon
Są chwile,
gdy spełniają się marzenia,
a czasami,
nawet myśli co nimi
stać się nie śmiały...
Wtedy płaczemy
- jak dzieci bezwstydnie,
matki na pożegnanie,
ojcowie... synów odzyskanie.
Wtedy płaczemy
nasz kanion wyobraźni
- przerasta ją.
Tylko kogoś przekonanego o swojej wartości stać na publiczne wypowiadanie podobnych słów o innym człowieku. Kim więc jest Marcin Styczeń? – Ukończył dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Rozpoczął od działalności w klubie ,,Hybrydy”. Potem praca w wielu rozgłośniach radiowych i kilku telewizjach. W 2005 roku założył własną SM-ART Agencję Artystyczną. Tam ukazały się trzy płyty: ,,Pieśń o Bogu ukrytym” – poezja Karola Wojtyły, ,,21 gramów” – wiersze własne, ,,Bryllowanie” – do wierszy Ernesta Brylla.
W rocznicę katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem mieliśmy okazję spotkać się z Marcinem na koncercie w Lombard lub w kościele Św. Władysława. Tu, w Chicago, przy wypełnionych rodakami ławkach, byłem ponownie świadkiem Marcinowego: Wojtyłowania, Bryllowania i... Styczniowania. Wytworzyła się zamierzona przez wykonawcę atmosfera jedności, poczucia wspólnoty. Było dużo braw, były bisy, z chęcią pośpiewaliśmy też razem z Marcinem, w smutnym dniu wspomnienia pierwszej rocznicy wciąż otwartej smoleńskiej rany było nam raźniej. Ponad głowami, nie tak znowu wysoko, aby przy odrobinie wysiłku nie dało się sięgnąć, wyczuwało się odrobinę nadziei na przyszłość – ducha prawdy.