Podziel się   

Polonia na świecie Pokaż wszystkie »

Wydanie 2010-04 · Opublikowany: 2010-06-16 21:57:43 · Czytany 7086 razy · 2 komentarzy
Nowszy Starszy

Młoda polska reżyser w Hollywood!

Agnieszka Wojtowicz-Vosloo - piękna, łagodna, a zarazem kontrolująca warszawianka. Perfekcjonistka, absolwentka New York University, wychowana na klasyce kina. Już na studiach zdobyła nagrody za krótkometrażowy film Pâtè. U progu kariery nie obawia się pracować z gwiazdami takimi jak Liam Neeson, Christina Ricci i Justin Long, tworząc wchodzący w kwietniu br. do kin After life...

Kiedy i jak zrodziła się Twoja miłość do filmu?

To było bardzo wczesne zauroczenie. Kino, teatr i wszelkie sztuki wizualne fascynowały mnie już, kiedy byłam w podstawówce. Oczywiście nie miałam kamery, więc w głowie bawiłam się w “plan filmowy” (śmiech). Wyobrażałam sobie, że kręcę film i grałam w nim wszystkie role od reżysera, przez producenta po aktora. No i oczywiście nie wiedziałam, co to reżyseria, ale robiłam to intuicyjnie. Coś chyba mi jednak pozostało z tej dziecinnej zabawy, bo kiedy teraz robię film, to chcę być włączona w każdy jego aspekt i detal. Czasami to doprowadza wszystkich do szaleństwa, ale dla mnie każdy detal jest ważny. Pamiętam, jak w Warszawie godzinami przesiadywałam w teatrze i na pokazach filmowych. Magia sali teatralnej i kinowej bardzo mnie pociągała. To, że będę związana ze sztuką, było dla mnie oczywiste. Nie było to marzeniem, raczej w jakimś sensie powołaniem, czy przeznaczeniem. Przyznam się, że marzyłam o neurochirurgii i dyrygenturze, do czego niestety nie miałam żadnego talentu. Nie potrafię nawet zaśpiewać "wlazł kotek na płotek", a z nauk ścisłych zawsze miałam dwóję (śmiech). Dlatego zostałam reżyserem. To zauroczenie i fascynacja kinem przerodziły się w prawdziwą miłość, kiedy zdałam na studia reżyserskie w New York University Film School i gdy zaczęłam robić “Pâté“, swój pierwszy krótkometrażowy film.

Na jakim kinie się wychowałaś?

Przede wszystkim na polskim i europejskim. Kino Kieślowskiego, Polańskiego, Felliniego, Greenawaya, Bergmana, Hitchcocka i Tarkowskiego wywarło na mnie niesamowite wrażenie. Kiedy zaczęłam studia w NYU, dokładniej poznałam kino amerykańskie i światowe. Cenię filmy Cronenberga, Braci Coen, Olivera Stonea, Coppoli, Lyncha, Stevena Soderbergha, Kubricka, Ridleya Scotta, Tima Burtona, Gilliama i Davida Finchera.

Czy możesz powiedzieć, że ukończenie dobrego warszawskiego LO o kierunku Humanistycznym, dało Ci przepustkę na New York University?

Na pewno tak. Miałam wspaniałych profesorów i polska edukacja jest na bardzo wysokim poziomie. Oprócz  świadectwa maturalnego na NYU musiałam złożyć teczkę prac i przejść przez komisyjny egzamin.

Twoja mama, jako businesswoman, zajmowała się handlem zagranicznym. Czy to po niej odziedziczyłaś  smykałkę do biznesu? Amerykańska produkcja filmowa to przecież prawdziwy biznes…

Szczerze mówiąc, nie uważam, że mam smykałkę do biznesu. Oczywiście amerykańskie kino to olbrzymi biznes, ale na całe szczęście od reżysera jest wymagany talent artystyczny. Myślę, że po Mamie na pewno odziedziczyłam pewien wysublimowany smak artystyczny - mimo że zajmowała się biznesem, to ma bardzo artystyczną duszę.  Przede wszystkim jednak odziedziczyłam po niej pewne podejście do życia i pracy, gdzie słowo “nie” nigdy nie jest dla mnie paraliżujące, a wręcz mobilizujące! Uwielbiam wyzwania i potrzebuję ich. Lubię sobie i innym udowodnić, że coś jest możliwe. Kiedy zaczynałam robić “Pâté“, mój pierwszy film krótkometrażowy, który był bardzo ambitny, wielu profesorów z NYU doradzało mi, żeby zrobić coś mniejszego, gdyż to na pewno nigdy się nie uda. Ja jednak nie tylko zrealizowałam projekt, ale otrzymałam też prestiżową nagrodę od NYU, czyli Wassermann Award, którą we wcześniejszych latach otrzymali sam Oliver Stone, Martin Scorsese i Ang Lee. “Pâté“ zostało też zaproszone na Sudance Film Festiwal, co jest marzeniem każdego filmowca. Kiedy dorastałam, obserwowałam jak ciężko moja Mama pracowała w bardzo konkurencyjnym, głównie męskim środowisku, co na pewno też bardzo pomogło mi zaistnieć w tym zdominowanym przez mężczyzn świecie filmowym. Konkurencja w tym biznesie jest olbrzymia, le jeżeli ma się talent i wiarę w siebie, to można odnieść sukces. Tego też nauczyła mnie Mama.

Mama po śmierci twojego taty samotnie Cię wychowywała. Co najważniejszego Ci

przekazała?

Przede wszystkim jak ważna jest niezależność i samodzielność. I życie z pasją. Mój tata

Zmarł, kiedy miałam 10 lat i od tamtej chwili mama traktowała mnie jak pełnoprawnego partnera w naszym domu, a nie dziesięcioletnie dziecko. To właśnie po śmierci

taty zrodził się ten mój strach przed nią. Jednocześnie śmierć zaczęła mnie fascynować, interesować. Właśnie o tym jest “After.Life”, mój pełnometrażowy debiut. Zawsze zastanawiałam się, co dzieje się z ciałem i duszą zaraz po tym, kiedy już zostaniemy uznani za zmarłych. Czy istnieje jakiś okres przejściowy pomiędzy samą śmiercią a chwilą, kiedy zostajemy złożeni do grobu? Okres, w którym nasza świadomość jest wciąż obecna, kiedy mamy czas, aby zastanowić się nad całym naszym życiem i przyjąć za fakt to, że już nas nie ma?

After.Life wchodzi na ekrany amerykańskich kin już 9 kwietnia. Opowiedz więcej o filmie.

After.Life opowiada historię Anny, młodej kobiety (Christina Ricci w tej roli), która po tragicznym wypadku samochodowym, budzi się w domu pogrzebowym, gdzie Dyrektor Pogrzebowy Eliot Deacon (w tej roli Liam Neeson), przygotowuje jej ciało do pochówku. Przerażona i zagubiona, we własnym odczuciu wciąż żywa Anna, pomimo zapewnień Eliota nie może uwierzyć, że spotkała ją śmierć. Eliot przekonuje ją, że posiada niezwykłą umiejętność porozumiewania się ze zmarłymi, przez co jest jedynym, który może jej pomóc. Uwięziona w domu pogrzebowym i skazana na Eliota, Anna zmuszona jest stawić czoła swoim najgłębszym lękom i ostatecznie zaakceptować własną śmierć. Jednak pogrążony w bólu chłopak Anny, Paul (Justin Long), nie może pozbyć się dręczącego go przeczucia, że Eliot nie jest tym, za kogo się podaje. W miarę jak zbliża się dzień pogrzebu, Paul zdaje się być bliski odkrycia porażającej prawdy, ale czy zdąży, zanim Anna przedostanie się na “drugą stronę”? Koncept bycia świadomym tego, że się umarło, jest przerażający, ale jednocześnie fascynujący. Jako, że jest to psychologiczny dreszczowiec, film oprócz napięcia i tajemnicy konfrontuje widzów z fundamentalnymi pytaniami: Co dzieje się z nami po śmierci? I czy istnieje życie pozagrobowe? Bo śmierć, tak naprawdę, to ostatnie tabu. Każdy z nas boi się śmierci, ale jesteśmy też dziwnie zafascynowani tym, co czeka nas po “drugiej stronie”. Przez wieki ludzie szukali odpowiedzi na te pytania i każda religia czy filozofia daje nam odmienne teorie. Ale tak naprawdę nikt nie wie, aż nadejdzie jego kolej. “After.Life” jest przede wszystkim też o życiu, o tym, co to naprawdę oznacza, że się żyje i o cienkiej granicy, która oddziela świat żywych od świata umarłych.

Młoda dziewczyna z Polski, dostaje prestiżową Nagrodę Wassermanna, studiując reżyserię w Nowym Jorku i parę lat po ukończeniu studiów robi film w Hollywood. Jak się do tego dochodzi?

Przede wszystkim ciężką pracą, pełną stresu, napięcia i nieprzespanych nocy. Nie będę ukrywać, że nie była to łatwa droga i wcale nie taka bajkowa jakby to się mogło wydawać. Ale na pewno bardzo satysfakcjonująca. “Pâté“ zdobyło 11 nagród na międzynarodowych festiwalach i otworzyło mi wiele drzwi w Hollywood. Na drugim roku studiów miałam już agenta w jednej z największych agencji w Hollywood, który reprezentuje też Romana Polańskiego. Dostawałam oferty filmów, które były gotowe do produkcji i poszukiwano tylko odpowiedniego reżysera. Nie przyjęłam żadnej z tych ofert, gdyż żaden z tych scenariuszy nie zafascynował mnie na tyle, aby poświęcić mu następne 3 lata mojego życia. Nie mówię tego z wybredności, ale wiem, że nie potrafiłabym zrobić dobrze czegoś, czego nie kocham. Proces tworzenia filmu jest długi i wszystko inne schodzi wtedy na drugi plan. Dlatego zaczęłam pracować nad własnym materiałem. Z perspektywy czasu wiem, że była to najlepsza decyzja, jaką podjęłam, mimo że o wiele trudniejsza, niż gdybym zaakceptowała oferowane mi projekty. Tak właśnie po paru latach powstał scenariusz do “After.Life”. Potem mój agent i ja musieliśmy zainteresować tym projektem producentów, finansistów i aktorów.

Na czy polega Twoja miłość do aktorów, do której się przyznajesz?

To prawda, że kocham aktorów. Kocham ich, bo potrafią się całkowicie oddać postaci, którą grają i obnażyć zakamarki swojej duszy przed kamerą. Kocham ich za ich wrażliwość i talent. Wiem, jakie to jest trudne. Kiedy byłam nastolatką w Polsce próbowałam aktorstwa na bardzo małą skalę i szybko zdałam sobie sprawę, że wolę stać za kamerą, niż przed nią. Ta przygoda z aktorstwem nauczyła mnie bardzo wiele. Teraz wykorzystuję to jako reżyser. Często słyszy się o młodych reżyserach, którzy nie dają sobie rady z uznanymi aktorami, z czego wynika wiele problemów na planie. Aktor jest taką osobą, która w mig potrafi się zorientować, czy tak naprawdę wiesz, co robisz jako reżyser. Czy masz wizję na film i czy wiesz, jak pomóc aktorowi stworzyć postać, którą gra. Aktora nie da się oszukać, gdyż od razu to wyczuje. Myślę, że w wypadku Liama Neesona, Christiny Ricci i Justina Longa, którzy grają główne role w “After.Life” zdobyłam sobie ich zaufanie już podczas pierwszych spotkań i prób. A potem stworzyłam plan filmowy, gdzie czuli się bezpieczni i byli otwarci na współpracę. To naprawdę bardzo ważne. Każdy z aktorów wymagał indywidualnego podejścia, bo każdy z nich miał inną metodę pracy, a to już zadanie reżysera w jaki sposób scali cały zespół. Po paru dniach wspólnej pracy Liam i Christina powiedzieli, że ”rozumiemy się bez słów”, co było niesamowitym komplementem.

Jesteś znana z połączenia łagodności i kontroli w pracy z aktorami. Taki ”łagodny control freak”?

Podoba mi się to określenie! Jeżeli chodzi o łagodność to myślę, że jeżeli wie się dokładnie, czego się chce, to można to osiągnąć spokojem. Cenię opanowanie. Niekoniecznie trzeba być tyranicznym i krzyczącym reżyserem, bo tak naprawdę, po co? Myślę, że często taki krzyk maskuje niepewność siebie i podejmowanych na planie decyzji. Aktor - jak już wcześniej powiedziałam - potrafi wyczuć każdą niepewność. Robienie filmów jest wystarczająco ciężką i skomplikowaną pracą, żeby niepotrzebnie dodawać do niej dodatkowego stresu. Uważam, że najlepsi twórcy nie muszą odwoływać się do krzyku, wręcz odwrotnie. Czasami wystarczy tylko coś szepnąć aktorowi przed ujęciem i to wystarczy. Często tak robię. Oczywiście poprzedzone jest to wielogodzinnymi rozmowami i próbami. Praca z aktorem polega na stworzeniu intymności i twórczej więzi, a krzyk na pewno temu nie sprzyja. Jeżeli chodzi o “control freak” to się w tym specjalizuję (śmiech). Zresztą każdy reżyser powinien nim być. Kubrick był z tego znany i tę znakomitą kontrolę nad wszystkim można podziwiać w jego filmach. Dla mnie każdy detal jest ważny, żeby zrealizować swoją wizję. Nic nie powinno być przypadkowe. W pracy z aktorami wiem dokładnie, czego chcę, ale zawsze jestem otwarta na ich pomysły i interpretacje. Nie próbuję ich ograniczyć, a raczej  doprowadzić do najlepszej interpretacji. Film to praca grupowa oparta na ciągłej współpracy, wymianie myśli i pomysłów. Jako reżyser oprócz pracy z aktorami, miałam ekipę liczącą ponad 150 osób, z którymi świetnie mi się pracowało.

Dlaczego Hollywood, a nie niskobudżetowy film w Polsce?

Przyjechałam do Nowego Jorku, żeby studiować reżyserię, bo kiedy wyjeżdżałam z Polski najczęściej debiuty robiło się w wieku 40 lat. Najczęściej było się już wtedy siwawym mężczyzną (śmiech). A ja jestem kobietą i chciałam wcześniej stanąć za kamerą. Wiem, że teraz to się zaczęło już w Polsce zmieniać, z czego bardzo się cieszę. Po sukcesie “Pâté“ udało mi się zaistnieć w Hollywood, a w Polsce nikt mnie jeszcze nie zna. Było to dla mnie naturalne, żeby zrobić swój następny film tutaj, gdzie jest zainteresowanie moją pracą i projektami. Chcę robić filmy komercyjne, ale inteligentne, takie z własnym stylem. Połączenie kina autorskiego z kinem komercyjnym. Nie ma chyba na to lepszego miejsca niż Hollywood. Oczywiście marzę o zrobieniu filmu w Polsce, pracy z polskimi operatorami i aktorami. Marzą mi się polskie plenery i styl pracy. Mam nadzieję, że uda mi się to zrealizować już niedługo.

Pierwszy film. Opowiedz, proszę, co było najciekawsze w tym doświadczeniu.

Każdy etap pracy nad “After.Life” był niesamowicie satysfakcjonujący, ale także bardzo intensywny - począwszy od tworzenia scenariusza, a kończąc na montażu i postprodukcji. Każdego dnia uczyłam się czegoś nowego. Z uwagi na ograniczony budżet mieliśmy tylko 25 dni zdjęciowych, a to bardzo mało na tak ambitny film. Praca była niesamowicie intensywna i musieliśmy kręcić po osiem scen dziennie. Byłam świetnie przygotowana i wszyscy pracowali bardzo ciężko, żeby zrealizować moją wizję. Mimo tak ogromnego tempa uwielbiam bycie na planie. Bardzo lubię też zbierać informacje do filmu, kiedy piszę scenariusz. Odwiedziłam wiele zakładów pogrzebowych i kostnic, bo zależało mi na zebraniu autentycznych detali i dogłębnym poznaniu tematu. Musiałam w pewien sposób oswoić się ze śmiercią. Widziałam wiele dramatycznych rzeczy, które potem zainspirowały sceny w filmie. Cieszę się z tak wielu rzeczy. Przede wszystkim z tego, że udało mi się opowiedzieć tę historię z pomocą tak znakomitych aktorów oraz z tego, że film trafi na ekrany amerykańskich kin już dziewiątego kwietnia. To olbrzymia satysfakcja, kiedy zrobi się coś, co interesuje innych. “After.Life” zostało zaproszone przez American Film Institute, jako film zamykający ich prestiżowy festiwal w Los Angeles. Była tam cała czołówka kina amerykańskiego. To wspaniałe miejsce na premierę filmu, który otrzymał świetne recenzje, a reakcja publiczności była dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam. Ten obraz to psychologiczny thriller, więc kryje się w nim tajemnica i zagadka. Oglądając go, nie jesteśmy nigdy do końca pewni, czy Anna tak naprawdę nie żyje i nie potrafi pogodzić się ze śmiercią i czy Eliot naprawdę posiada dar komunikowania się ze zmarłymi? A może jest zupełnie inaczej? Może Anna żyje i jest ofiarą Eliota, który ma zamiar ją pochować jeszcze za życia? Obydwie interpretacje są możliwe, ale oczywiście istnieją w filmie subtelne wskazówki, które ujawnią prawdę. Od samego początku zależało mi, żeby widz sam doszedł do własnej interpretacji. Każdy ma indywidualne podejście do śmierci i chciałam, żeby oprócz dobrej rozrywki film sprowokował widza do zastanowienia się nad jego własnym życiem. Po premierze wielu widzów podchodziło do mnie z gratulacjami, mówiąc, że film dał im wiele do myślenia. Byłam także świadkiem dyskusji, gdzie osoby miały zupełnie odmienne interpretacje filmu, o co dokładnie mi chodziło.

Jak udało Ci się obsadzić w rolach głównych filmu Liama Neesona i Christinę Ricci?

Nie było to łatwe, gdyż są to aktorzy, którzy otrzymują kilkadziesiąt ofert filmowych w ciągu jednego miesiąca. Konkurencja była olbrzymia. Każdy młody filmowiec w Hollywood marzy o takiej obsadzie. Scenariuszem zainteresowali się najpierw agenci aktorów, którzy wysłali go do Liama i Christiny z rekomendacją. Potem czekaliśmy na odpowiedzi. Nigdy nie zapomnę, kiedy dowiedziałam się, że Liamowi bardzo spodobał się scenariusz i że chciałby się spotkać i porozmawiać o projekcie. Nasze pierwsze spotkanie trwało cztery godziny. Liam był zawsze moim marzeniem jako odtwórca roli Eliota. Wspominałam już, że gra on tajemniczego Dyrektora zakładu pogrzebowego i wiedziałam, że Liam stworzy postać otoczoną tajemnicą, postać niejednoznaczną. Jego gra aktorska jest pełna niuansów. W roli Eliota jest on jednocześnie przerażający, ale i delikatny i współczujący. Jego głos był także dla mnie zawsze bardzo ważny. To głos, który nie znosi sprzeciwu, ale także hipnotyzujący. Jeżeli chodzi o rolę kobiecą, to wiele znanych aktorek się o nią ubiegało, gdyż tak mało jest nadal dobrych ról dla kobiet. Z Christiną spotkałam się bardzo wcześnie i jej interpretacja scenariusza i pasja dla projektu były dla mnie bardzo ważne. Christina jest niezwykle utalentowana i jest jedną z nielicznych aktorek, które nie boją się mrocznych tematów.

Czy jako młoda osoba czułaś się kompetentnie, pracując z Neesonem? Jaki on jest prywatnie?

Gdybym nie czuła się kompetentnie, nie podjęłabym się realizacji tego filmu. Kiedy piszesz scenariusz, postaci które kreujesz, stają się dla autora prawdziwymi osobami z krwi i kości. Jako scenarzysta i reżyser musisz wiedzieć o nich wszystko, nawet jeżeli nie jest to zawarte w scenariuszu. Praca z Liamem była niesamowitym doświadczeniem. Jest on nie tylko wspaniałym aktorem, ale także wspaniałym człowiekiem. Mieliśmy bardzo partnerski układ. Liam był zawsze otwarty na wszelkie pomysły i uwagi. Ufał mi jako reżyserowi, mimo że nie mam takiego doświadczenia, jakie on ma. W końcu on zrobił ponad 50 filmów, a to jest dopiero mój pierwszy film. W pracy z nim nauczyłam się bardzo wiele.

Jakie są Twoje doświadczenia z nowojorską Polonią?

Rzadko spotykam Polaków w biznesie filmowym, nad czym bardzo ubolewam, gdyż utalentowanych osób na pewno nam nie brakuje. Obecnie Instytut Kultury Polskiej w Nowym Jorku, który promuje kulturę polską w Ameryce wspiera promocję “After.Life”, z czego bardzo się cieszę, gdyż jest to wspaniała organizacja. Myślę, że wsparcie Polonii dla każdego polskiego artysty pracującego w Stanach jest niesamowicie ważne.

Plany na przyszłość to Oskary za reżyserię w przeciągu najbliższych kilku lat czy też cele są inne?

Nigdy nie myślę o nagrodach, a raczej koncentruję się na pracy. Nagrody przyjdą, jeśli zrobi się dobry film. Zresztą jestem dopiero na początku mojej filmowej kariery i jeszcze cała droga przede mną. Robienie filmów to raczej maraton, niż bieg krótkodystansowy. Obecnie myślę już nad nowym projektem. Dostaję nowe oferty, więc czytam dużo scenariuszy. Mam też kilka własnych pomysłów, które już od dawna chodzą mi po głowie. Ale decyzję podejmę dopiero po dziewiątym kwietnia, kiedy “After.Life” będzie już na ekranach kin. Przez następne trzy tygodnie koncentruję się na promocji filmu, gdyż bardzo zależy mi, żeby dotarł on do jak najszerszej widowni.

Wskazówki jakie dałabyś młodym kobietom, chcącym osiągnąć sukces w dziedzinie, która jest ich pasją?

Przede wszystkim trzeba wierzyć w to, co się robi i nie poddawać się. W każdej dziedzinie są rozczarowania, ale należy pamiętać, że spotykają one każdego, zarówno osoby, które dopiero zaczynają oraz te, które są już na szczycie. Oczywiście skala rozczarowań jest zupełnie inna, ale rozczarowania dotykają wszystkich. Myślę, że jeżeli ma się uzdolnienia w danym kierunku i kocha się to, co się robi, to ciężką pracą można osiągnąć sukces. Oczywiście nie mówię tu nic odkrywczego, ale sukces jest często sposobem myślenia i jeżeli czegoś naprawdę się pragnie tak bardzo, że jest się w stanie poświęcić wiele miłości i czasu temu, co się robi, to na pewno osiągnie się wiele. Dla mnie sama droga wiodąca do sukcesu jest najważniejsza, a sukces dodatkowym szczęściem i  wyróżnieniem.

Dziękuję za rozmowę.

To ja bardzo dziękuję i serdecznie zapraszam czytelników “Magazynu Polonia” do kin już 9 kwietnia. Czekam na reakcje po obejrzeniu filmu i obiecuję, że na każdy nadesłany do redakcji list bardzo chętnie osobiście odpowiem.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Polonia na świecie

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Polonia w USA · Ludzie · Kultura i sztuka · Rozrywka

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Maria · 2011-08-23 16:39:52

Agnieszka jestem dumna z Ciebie!!! Gratuluję ostatniej nagrody. Film świetny i budzący kontrowersje. Pozdrowienia z Nowego Jorku

pawel · 2010-08-27 11:55:56

Gratuluję Pani Agnieszko! Zyczę wielu sukcesów. Film bardzo mi się podoba i polecam go innym.

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...