Mój polski punkt widzenia
Tak jak większość ludzi, którzy mieli dłuższy kontakt z Italią i jej mieszkańcami, żyłam w pewnym sensie piękną iluzją. Dlaczego iluzją? Chyba dlatego, że to piękne państwo na początku wyzwala swego rodzaju iluzję, miraż, by z czasem odsłonić przed nami swoje gorsze strony.
W moim przypadku to nie była fascynacja jakimś włoskim macho, lecz fascynacja samym językiem włoskim o śpiewnym, melodyjnym brzmieniu i architekturą Włoch.
Do dziś pamiętam moją pierwszą podróż, kiedy to wszystko wydawało mi się takie piękne, kolorowe i roześmiane, w palącym włoskim słońcu. Ludzie wydawali się tacy uprzejmi i sympatyczni, a wszystko dookoła mnie takie fascynujące w porównaniu z szarą Polską. Nowe smaki, nowe zapachy, piękne krajobrazy, imponująca historia i zabytki - faktycznie Bella Italia. Kraj luksusu, stolica mody, słynąca ze znakomitej kuchni, historii i architektury. Po prostu idealne miejsce na wakacje i nie tylko.
Jednak z czasem ten miraż jakby się rozpływał i nagle, wraz z upływem lat, przed moim obliczem pojawiły się prawdziwe Włochy. Kraj pełen kontrastów, przepalonej słońcem rzeczywistości, korupcji, biurokracji i układów. Oczywiście, by zobaczyć to drugie oblicze, należy żyć w danym kraju, tkwić w jego strukturze i każdego dnia odkrywać go kawałek po kawałku, by z czasem dotrzeć do jego najciemniejszych zakamarków i zaakceptować takim, jaki ten kraj jest albo go odrzucić i wrócić do wytęsknionej i być może nieco wyidealizowanej na obczyźnie ukochanej Ojczyzny.
Wybrałam - jak się wydaje - trudniejszą drogę. Każdego dnia, z ogromnym trudem próbuję zaakceptować włoski brak punktualności, dezorganizację, brud i układy. Próbuję żyć z panią, która za fałszywym uśmiechem kryje nienawiść do cudzoziemców, rujnujących jej kraj. Nie zwracam uwagi na prymitywne zaczepki „makaronów” i resztkami cierpliwości, tłumaczę, iż nie jestem Rumunką tylko Polką i że moja ojczyzna leży nie na Wschodzie, ale w samym centrum Europy. Z przymrużeniem oka traktuję tę sztuczną poufałość, która na pierwszy rzut oka jest mylona z wylewnością i otwartością, by cierpliwie, po przełamaniu własnej nieufności, otworzyć się i dobrnąć do prawdziwego włoskiego oblicza - nieco zdystansowanego w stosunku do cudzoziemców. Tak jak każdy przeciętny Włoch, tak i ja kłócę się z „panią z okienka” jakiegoś urzędu, by po załatwieniu kolejnej banalnej sprawy - niby nie do załatwienia - dojść do wniosku, że nie ma co tracić nerwów na włoską biurokrację i na „panią z okienka”, której szare komórki, w wyniku nadmiernej ilości wdychanego kurzu i z nieróbstwa, odmawiają posłuszeństwa. Nie stresuję się przekonaniami niektórych Włochów, że my biedne Polaczki przyjechaliśmy do ich kraju miodem i mlekiem płynącego, ponieważ u nas w Polsce bieda, że aż piszczy. Wówczas robię wdech i ze stoickim spokojem wyjaśniam, że pochodzę być może z bardziej cywilizowanego i zorganizowanego kraju niż Włochy. Tym bardziej, że w obliczu kryzysu Włochy w porównaniu z Polską kiepsko rokują. Nie przejmuję się fanaberiami włoskich polityków, którzy chyba tak jak i nasi politycy, mają swoje osobiste wizje i opcje co do reprezentowania kraju, włączając w to oryginalne spędzanie czasu wolnego przez leciwych włoskich polityków, z młodymi, gotowymi na wszystko Włoszkami. Narzekam wraz z innymi na problemy typu: drogi, które chyba nigdy nie będą zbudowane czy szpitale, które chyba nigdy nie będą otwarte, ale pamiętam, że w naszej kochanej Polsce autostrady też budujemy już od dobrych kilku lat.
Zaczynam jednak rozumieć zdesperowane młode Włoszki, które ze względu na „przezroczystą”, bo niby nieistniejącą dyskryminację kobiet, w wieku dwudziestu kilku lat traktowane są jako wiekowe egzemplarze i w związku z tym zmuszone są prowadzić życie zdesperowanych kur domowych. Współczuję Włochom, którzy muszą codziennie walczyć z bezsensownym systemem źle zorganizowanego szkolnictwa, a wykrzywiam ustaw grymasie dezaprobaty, widząc w barach i na ulicach włoskich nierobów, będących na garnuszku rodziców. Włoscy maminsynkowie wzbudzają we mnie litość, bo jeszcze nie wiedzą, jaką krzywdę wyrządziły im ich własne matki, niemal ubezwłasnowolniając ich, łącząc niewidzialną pępowiną, tworząc w rezultacie pokolenie włoskich wiecznie młodych, bujających w obłokach Piotrusiów Panów.
Podziwiam jednak włoską umiejętność relaksowania się, tworzenia rzeczy pięknych i przyjemnych. Uwielbiam włoską spontaniczność i bezproblemowość. Ten podwójny obraz włoskiego społeczeństwa i Włoch, nieustannie porównuję z moją Ojczyzną. Codziennie spieram się z samą sobą, przesuwając na szali między Polską a Włochami, nienawiść i uwielbienie. Taki już chyba los tych, którzy zasmakowali uroków i smutków innego kraju - być rozerwanym pomiędzy dwie ojczyzny i staczać wewnętrzny bój z samym sobą.