„Pisać każdy może”- jeśli tylko nauczył się pisać?!
Polemika do artykułu p. Ewy Burby pt. "Śpiewać każdy może... A pisać?"
W każdym znaczącym filozoficznym stwierdzeniu jest wieloznaczność, wywołująca intensywny proces myślenia. Kiedy już ten proces nastąpi, samo stwierdzenie na długo pozostaje w pamieci. ,,Naród poetów prawdziwych”, a poeta do poety prozą - żarty jakieś czy czasy paskudne? Panią Ewę Burba spotkałem nie tak dawno na wieczorze poezji Eli Chojnowskiej w Art Galery Kafe pod Chicago gdzie wraz z Kingą Modjeską ,we trzy, recytowały głównie wiersze autorki. Teraz aby nieprawdziwa stała się myśl: „ ...a poeta do poety prozą...” (czyżbym polemizował sam ze sobą?) zadebiutuje na łamach magazynu ,,Polonia” powstała wtedy fraszka:
Poezja poetek
nogi
recytacja
usta
dociera,nie dociera
nogi nade wszystko
potem usta i poezja
poezja i usta
równowaga.
Nogi poetek
nogi poetek są ważne
ważniejsze dla
nie poetów...
i poetów.
Pani Ewa Burba pisze wiersze, Pani gani tworzących i Adama Lizakowskiego gani, bo on amatorów oszczędził i z błotem nie zmieszał, li tylko ziemią ich nazwał, na której jeśli chcą, sami próbować mogą lub inni piszący wyrosną. Piszą nasi twórcy o swoich duszach zbolałych, słowami co z tych dusz wyrwane i czasami prostotą, czasami niedołężnością, ale zawsze prawdą zieją. Co głowę podniosą to przynajmniej jedna pała bejzbolowa już czyha. Więc, choć racji ma wiele pani Ewa krytykując i poziom, i zadufanie wiecznie początkujących poetów, to jednak powinniśmy mówić raczej o poetyckim powietrzu czy atmoswerze, niż ,,epidemii w naszym mieście”Chicago. Przypomina nam Pani czasy romantycznych emigracyjnych wieszczów Mickiewicza, Słowackiego, Norwida... Przecież to również czasy: ,,podwieszczów”- choćby Witwicki czy Malewski, ,,wieszczów z doskoku” - Ujejski i całej plejady zupełnie nieznanych dzisiaj zdolnych i mniej zdolnych ludzi: pióra, fortepianu, pędzla, dłuta.
Ewa Burba tęskni do granic, kryteriów porządku i praworządności w literatorze, a ja zupełnie nie ( bardzo źle się to wielu ludziom kojarzy). Jestem zwolennikiem formy wspomagającej treść, formy która nie bredzi, nie nagina, nie okłamuje, a uwypukla jedynie przekaz poetycki zgodnie z intencją autora. Podobnie z tymi rosyjskimi poetami, krzewicielami carskiego czy radzieckiego nacjonalizmu – wolałbym od nich odsapnąć. Wciąż kołacze mi się po głowie tekst Majakowskiego z lekcji rosyjskiego (następny rym się trafił?!) wykuty w orginale. Szczęśliwi, ktorzy nie pamiętaja socjalistycznych czasów, komu przypomniałem - przepraszam.
Co do „naturszczyków" - jak to Pani Ewa z rosyjska określa (mam nadzieję przez przypadek), to w poezji zupełnie nieoszlifowanych nie ma. Szlif ten przez całe lata zadajemy sobie czerpiąc ze źródeł, którymi mogą być zasadniczo: tradycja, przyroda, inny człowiek... albo głównie wiadomosci typowo akademickie. I to, i to jednak zarówno szlifem jak wiedzą jest. Powtarzam - w poezji zupelnie nieoszlifowanych nie ma – po co ja to... prozą tłumaczę?- Może krótki wiersz z podziękowaniem za pretekst do polemiki pani Ewie Burba i pozdrowieniami dla czytelnikow magazynu,, Polonia”:
Talentem Bóg nas obdarza
i stawia czasu klepsydrę
- potem rozwój,
wysilek,
mądra praca...,
a Milosierdzie klepsydrę obraca.
Nie, to jeszcze nie koniec - Zrzeszenie Literatow Polskich w Chicago jest na dzień dzisiejszy grupą mającą 18 członków. Przepychają się tam dwa główne nurty: pierwszy bardziej związany z działalnością spoleczno-ludową, drugi z poezją. Grupa wydaje w tym roku kolejny, czwarty już zbiór wierszy autorów w lwiej części chicagowskich zatytułowany:,, Bez złudzeń”. Pojawi się aż 27 nazwisk. Mam świadomosć - może znaleść się ktoś, kto nazwie tą antologię ,,Stajnią Augiasza” ale jestem przekonany, że czytelnik odnajdzie w niej i konika Garbuska, i rumaki ze złoto srebrnymi grzywami ( i znowu ten rosyjski). Wierzę, iż gdzieś w chicagowskiej przestrzeni szybują pegazy polskiej poezji. Mam nadzieję, że potrafią przezwyciężyć własne „ego”.... a wtedy – strzeżcie się parnasy... albo przyjaźnie – cieszcie się parnasy, bo miejsca tam przecież nieskończenie wiele.