Początki góralskich posiadów w Polsce i USA
Posiady to najstarsza na Podhalu forma towarzyska i informacyjna w dawniejszych czasach, stanowiąca łączność między domostwem gazdy, jego sąsiadów oraz nieraz odległych osad. Posiady, które z upływem czasu zmieniały charakter, stanowią wiekową tradycję. Zrodziły się z potrzeby obcowania ludzi ze sobą.
Kiedy nie było żadnego innego środka przekazu, ludzie na Podhalu pragnęli spotkań, szukali przyjaźni. Co starsi pamiętają staropolskie przysłowie: „Gość w dom, Bóg w dom”. Pamiętają, jak przybysza pozdrawiano słowami zadowolenia: „witojcie”, a gazda czy gaździna zagadnięci, odpowiadali: „byłek haw na posiadach”. Chodzili więc górale do innych domostw na posiady, podzielić się słowem, dowiedzieć się nowin towarzyskich i tych związanych z gospodarstwem, ziemią, na której uprawiali plony, wypasali krowy, owce (co łączyło się z wiadomościami handlowymi). Pod zaborami austriackimi, w czasie I i II wojny światowej, posiady były miejscem ukrytych chłopskich spotkań i narad patriotycznych, bowiem górale dawniejsi mieli głęboko wpojone poczucie służenia Bogu i Ojczyźnie – Polsce.
Wśród posiadników bardzo popularne były tajemnicze opowieści, bajania o fantastycznych stworach żyjących w bezludnych miejscach, na polach, łąkach, w lasach i w wodzie, złych i dobrych duchach, o zmarłych duszach ludzkich. W legendy te ówcześni górale wierzyli bez zastrzeżeń, chociaż stanowiły tajemne tabu, miały w sobie ludową filozofię i naukę. Jedynym językiem, jakim w czasie posiadów mówiono, była gwara. Wysłuchana od rodziców, towarzyszyła góralom od dzieciństwa aż do końca życia. Toteż posiady przede wszystkim stanowiły ważną rolę w zachowaniu żywego języka gazdów podhalańskich.
Wybudowanie kolei parowej przez Nowy Targ do Zakopanego, Czarnego Dunajca Podczerwonego i Suchej Góry, zaistnienie prasy i radia z nadchodzącym postępem cywilizacji spowodowało, że gazdowskie domy przestały być jedynymi miejscami towarzysko-informacyjnymi. Z czasem posiady o innym charakterze przeniosły się do świetlic, ośrodków regionalnych. O posiadach w domach gazdów podhalańskich, gdzie gwarzono o zwykłych, ludzkich sprawach, można jeszcze usłyszeć od starszych górali. Chociaż w domach na ekranach telewizyjnych oglądają i słuchają najnowszych wiadomości ze świata, to zwyczajność i prostota tamtego życia, kiedy chodzili na posiady, pozostała dla nich wspomnieniem rodzinnego ciepła, tradycyjnego „zywobycio” podhalańskiego gazdy.
W dalszej części tego tekstu pozwalam sobie poruszyć temat emigrantów podhalańskich w USA - ponieważ mieszkam obecnie w tym kraju - o życiu których w dawniejszych latach, prócz informacji organizacyjnych, niewiele napisano. O historii i tradycjach Podhalan na emigracji mogłam dowiedzieć się tylko ze wspomnień starszych górali, z którymi miałam okazję osobiście jeszcze rozmawiać. Według opowiadania śp. Józefa Topora - Jadzorza pierwsi Podhalanie przybyli do Ameryki pod koniec XIX i na początku XX wieku, czyli jeszcze przed I wojną światową. Nie było ich wielu, nie posiadali jeszcze swoich ludowych ubiorów i nie występowali jako grupa regionalna. W dni wolne od pracy, przeważnie z soboty na niedzielę, wraz z dziećmi odwiedzali się w swoich prywatnych domach i ten rodzaj odwiedzin nazywali posiadami. Były to proste spotkania gazdów, wynikające z potrzeby codziennego życia na emigracji. Jednak, mimo swej prostoty, posiady te spełniały ważną rolę w zachowaniu autentycznej podhalańskiej gwary - nie znając języka angielskiego, górale porozumiewali się tylko gwarą. Wymieniali informacje o pracy, wieści ze starego kraju, do którego wielu z nich już nie powróciło, chociaż zawsze w rozmowie snuli plany o powrocie z dużymi pieniędzmi. W bezwzględnym życiu innego kraju, wielkiego miasta Chicago, ci prości gazdowie ze Skalnego Podhala zachowali w sobie poczucie własnej chłopskiej godności i szacunku do tradycji ojców, która wraz z tęsknotą tkwiła w ich sercach i myślach, a której nie chcieli wystawić na śmieszność wobec z pańska mających się emigrantów „z Polonii”. Dlatego takie posiady były dla nich najbardziej swojskim miejscem.
Minęło wiele lat, zanim Podhalanie pierwszy raz otwarcie wystąpili ze swoją tradycją, chociaż już w 1918 roku śp. Jakub Topór - Jadzorz, ojciec Józefa Topora - Jadzorza, jako pierwszy w środowisku Podhalan znał zapis nut i uczył chętnych górali regionalnej muzyki podhalańskiej w swojej pracowni lutniczej przy ulicach Ashland i 18th. Uczył również lutnictwa, wyrabiał dla Podhalan gęśle, skrzypce i basy.
Do otwartego wystąpienia Podhalan z tradycją ich regionu przyczynił się prof. Stefan Jarosz - etnograf, członek Towarzystwa Tatrzańskiego, który podróżując po Ameryce w latach 1927-1929, przybył do Chicago w podhalańskim stroju z pieśnią, tańcem, przeźroczami i prelekcjami. Głosił piękno tatrzańskiej ziemi, tradycji i kultury ludu podhalańskiego. Zagubionym i onieśmielonym gazdom prof. Stefan Jarosz dodał dumy i odwagi do głoszenia poprzez strój, taniec, muzykę i pieśń, o tradycji z dalekiego rodzimego Podhala. W następstwie doszło do powołania do życia i zarejestrowania w listopadzie 1929 roku Związku Podhalan w Ameryce. Górale, wdrażając się w emigracyjne życie, zrozumieli potrzebę szerszego kontaktu ze społeczeństwem kraju, w którym należało się przystosować, aby zaistnieć. Pomimo to na zawsze w naturze górala pozostał szacunek i sentyment do ludowych rodzimych tradycji.