Polscy wojownicy wracają na ring
Wszyscy trzej są młodzi, uparci i wybitni w sztukach walki. Bardzo wcześnie wybrali sport jako sposób na życie. Wykształceni, skoncentrowani na celach, pracowici, świetni w biznesie, pupile mediów. W podstawówce uwielbiali bójki po lekcjach, a obecnie stosują zdrowe zasady walki.
Andrzej Fonfara, Andrzej Krzeptowski i Tomasz Drwal - w rozmowie z Tatianą Kotasińską
Wielki optymizm i nadzieja w Illinois po rozczarowującej erze Andrzeja Gołoty: aż dwóch Andrzejów i Tomasz - ale nie z Akwinu - Drwal, dla znajomych Godzilla.
Wszyscy trzej są młodzi, uparci i wybitni w sztukach walki. Bardzo wcześnie wybrali sport jako sposób na życie. Wykształceni, skoncentrowani na celach, pracowici, świetni w biznesie, pupile mediów. W podstawówce uwielbiali bójki po lekcjach, a obecnie stosują zdrowe zasady walki. Ciężko pracują i Bóg nie pożałował im wszelakich talentów. Wszyscy czują się Polakami i poważnie myślą o byciu mistrzami świata…
Spotykamy się na treningu, na przedmieściach Chicago, przy lotnisku O'hare, gdzie znajduje się pierwszy polski klub walki "Hyper Fight Club". Wchodzę do środka i od razu uderza mnie panujące w środku ciepło i zapach ciężkiego wysiłku fizycznego. Bicie zegara odmierza rundy, jedna za drugą; chłopaki trenują. Walczą między sobą i choć wiem z rozmów telefonicznych, że są mili i mają dobre maniery, wygląda to bardzo realistycznie. Poziom adrenaliny się podnosi - to chyba cud: czuję się coraz bardziej zmotywowana do pracy nad własnym zdrowiem i treningiem. Przypominają mi się słowa jednego z nich, że największym przeciwnikiem, jakiego miał w życiu, jest on sam. Bez wątpienia to oni wybrali swój los - wojownicy…
Tomasz Drwal
Tatiana Kotasińska - Niektórzy mówią o tobie jako o przyszłym mistrzu świata w zawodowym MMA. Co ty na to?
Tomasz Drwal - Jeśli będzie taka walka, to będzie o tym głośno, bo to naprawdę prestiżowy tytuł. Zapisuje to zawodnika na kartach historii, na pewno. Mieć pas organizacji UFC, to jak dla olimpijczyka medal na olimpiadzie. Największym dla mnie osiągnięciem do tej pory była właśnie walka dla najbardziej prestiżowej organizacji, jaką jest UFC.
T.K. UFC to takie marzenie każdego fightera, prawda?
T.D. Tak! Cieszę się z tego, że mogę tam walczyć już szósty raz, żyć z tego. Robię to, co kocham i jestem szczęśliwy.
T.K. Jakie były początki?
T.D. Gdy byłem 13 - latkiem najpierw było kung-fu, potem przerwa, a po niej karate. Tak się zaczęło. Dlatego moim bazowym stylem jest walka w stójce, czyli uderzanie, kopanie.
T.K. Masz 28 lat. Czy to szczytowy moment twojej kariery?
T.D. Jeszcze przyjdzie ten szczytowy. Im więcej walk, tym większe doświadczenie, wydolność. Wszystko przychodzi z czasem, byle nie mieć kontuzji.
T.K. Jaka jest dieta zawodowego zawodnika Mixed Martial Art?
T.D. Generalnie spala się błyskawicznie kalorie. Unikam węglowodanów prostych: cukier, chipsy, frytki. Ważne są białko i warzywa.
T.K. Marzenia pozasportowe?
T.D. Być zdrowym do końca życia. Dożyć spokojnej starości i nie martwić się o jutro.
T.K. Na szczęście wciąż wyglądasz jak okaz zdrowia! Nie pozwoliłeś złamać sobie nosa, brak blizn na łuku brwiowym…
T.D. Cóż, nie tylko sporty walki, ale każdy sport zawodowy to wyniszczanie ciała i zdrowia. Różnica jest tylko w tym, czy jesteś tego świadom, czy nie i czy w trakcie całej kariery zapobiegasz szkodom. Dlatego ważny jest stretching, joga, odżywianie, oczyszczanie ciała.
T.K. Jak bardzo można zapobiec skutkom nadmiernego eksploatowania ciała?
T.D. Jak to powiedział mój nauczyciel WF: „Ciało jest jak garnitur. Jak go za młodu wymniesz, na starość nic nie będziesz miał”. Dlatego uważam na to, co jem, staram się nie imprezować. Nie da się całkowicie uniknąć strat. Już dwa razy miałem kolana skręcone, teraz kostkę i kolano. To jest wpisane w zawodowy sport. Trzeba to ryzyko podjąć. Nikt nie powiedział, że to jest łatwizna. To jest taka sama ciężka harówa jak dziesięć godzin na budowie czy inna praca fizyczna.
T.K. Zatem zero alkoholu?!
T.D. Niezupełnie zero, ale alkohol pod ścisłą kontrolą. Wszystko jest dla ludzi, tylko z umiarem.
T.K. A twoje życie osobiste?
T.D. W styczniu obroniłem pracę magisterską na AWF w Krakowie. Cieszę się, wszystko się układa. Ciekawe jest to, że znam dużo chłopaków uprawiających MMA, którzy ukończyli studia i dobrze się prowadzą. Poza tym mam już od długiego czasu dziewczynę. Niedługo wracamy do Polski, ale zostaniemy tam, gdzie się lepiej życie ułoży. Póki co dużo zwiedzamy i korzystamy z życia pełną parą.
Andrzej Krzeptowski
Tatiana Kotasińska - Co uważasz za swoje największe osiągnięcie sportowe?
Andrzej Krzeptowski - Dwie z moich walk. Jedna w stylu K-1, którą wygrałem, choć trudno mi było potem chodzić przez następne 2 tygodnie. Następna to walka
w Portugalii, gdzie reprezentowałem USA na turnieju 2008 WAKO WORLD TOURNAMENT. Tę walkę przegrałem, ale była bardzo ostra i dała mi satysfakcję. Jestem wdzięczny losowi za tamto doświadczenie.
T.K. Ale możesz cieszyć się już mistrzostwem USA w amatorskiej klasie MMA!
A.K. Dwa lata temu zdobyłem mistrzostwo USA w kickboxingu i w K-1, a w tym roku zdobyłem mistrzostwo USA w MMA.
T.K. Wiem, że daleko zaszedłeś także w innych sztukach walki. Wymieńmy je, proszę.
A.K. Gdy miałem 11 lat, zacząłem dzięki zachęcie rodziców trenować taekwondo. Tam osiągnąłem drugi dan. Po sześciu latach przeszedłem do kickboxingu i boksu. Kolejne to tai-boxing, judo i jiu-jitsu.
T.K. Zmieniałeś sztuki walki, by znaleźć swoją dyscyplinę, czy po prostu kochasz walczyć?
A.K. Chciałem poznać wiele dyscyplin, bo każda ma coś ważnego do zaoferowania.
W taki sposób można stać się naprawdę dobrym przeciwnikiem, którego trudno czymś zaskoczyć.
T.K. Mówi się o tobie, że można ci łamać rękę, a ty radzisz sobie z bólem…
A.K. Treningi są niekiedy tak ciężkie, że trenuje się prawie do utraty przytomności. Według zasady: ciężki trening - łatwa walka. Jest więc dużo bólu. Z rana wszystko boli, czasami ledwo się wychodzi z łóżka, a na trening trzeba iść.
T.K. Czyli tylko na zewnątrz tak to fajnie wygląda! Jak dużo trenujesz?
A.K. Zwykle przez sześć dni w tygodniu po trzy godziny. W niedziele czasami przerwa. Tak na co dzień to krew i pot.
T.K. Czy to oznacza, że ból po takich treningach jest mniej odczuwalny?
A.K. Czuje się go oczywiście, ale ma się więcej odporności. Przyzwyczajasz się do tego, hartujesz w pewien sposób.
T.K. Czy myślisz, że twoje góralskie korzenie pomogły ci w tym jakoś?
A.K. Może i tak. Górale wierzą, że muszą być twardzi, odporni. Ja też muszę utrzymać ten standard.
T.K. Udowodniłeś to chyba, będąc dwukrotnie wybranym Zbójnikiem Roku na Południu Chicago. Domyślam się, że sprawnościowo była to dla ciebie fraszka?
A.K. Sprawnościowo tak, ale musiałem też prezentować elementy kultury góralskiej, związanej z gwarą, tańcem, śpiewem. Na szczęście od piątego roku życia gram na skrzypcach, więc udało się.
T.K. No właśnie! Widziałam Cię następnego dnia po ostatniej walce, jak dołączyłeś do swojego ojca i brata, złapałeś skrzypce, zacząłeś grać i śpiewać góralskie przyśpiewki. Zaniemówiłam. Nie mogłam pomieścić w jednej osobie tych dwóch postaci, obrazów…
A.K. ( śmiech)
T.K. Dziękuję bardzo za rozmowę.
Wyniki sportowe Andrzeja Krzeptowskiego: - Stasiu, to gdzieś przy wywiadzie z nim lub zdjęciu ( w ramce)
- 2010-KIAMA/KICK International Welterweight, MMA, U.S. National Champion
- 2008-2nd place, Midwest Jiu-Jitsu Championships, Expert Men, NO-GI
- 2008-ISKA Welterweight, K-1 Rule, U.S. National Champion
- 2007-WAKO Light-Heavyweight, K-1 Rule, U.S. National Champion
- 2007-WAKO Light-Heavyweight, Kickboxing, U.S. National Champion
- 2007-U.S.A. National Kickboxing Team, Light-Heavyweight Representative
- 2007-Light-Heavyweight Chicago Golden Glove Champion
- 2006-USKO Light-middleweight, Kickboxing Champion
- 2004-USKO Middleweight, Kickboxing Champion
- 1997-2nd Degree Black Belt, Tae-Kwon-Do
Andrzej Fonfara
Tatiana Kotasińska - Walczysz od 12 roku życia. Czy to typowy wiek, w którym chłopiec w Polsce planuje zostać bokserem?
Andrzej Fonfara - Zacząłem w Gwardii Warszawa, zaraz potem gdy z małej miejscowości Białobrzegi przeprowadziłem się do stolicy. To bardzo dobry wiek na rozpoczęcie tej dyscypliny. Zdarza się, że startują już dzieci sześcio i ośmioletnie, ale to chyba nie jest dobre, bo ci wcześniej się wypalają. I jeśli tego nie kochają, porzucają boks.
T.K. A ty to kochasz, czy też zależy ci na karierze, zawodzie?
A.F. Muszę to kochać, ale też już w dzieciństwie myślałem o karierze. Odkąd pamiętam, lubiłem się bić, wygrywać. Zdobywałem pierwsze tytuły, np. Mistrza Okręgowego Warszawy, Okręgu Mazowieckiego itd. Później okazało się, że jestem w tym dobry, coraz łatwiej mi to przychodzi. Wygrywałem kolejne walki i trzeba było jakoś planować tę karierę.
T.K Była to w tamtym okresie, kiedy byłeś nastolatkiem, decyzja rodziców, czy twoja?
A.F. Głównie moja. Mama trochę nie chciała, żebym boksował, tato nie był przeciwny. A ja zawsze wszczynałem szkolne bijatyki, więc planowałem już po przeprowadzce do Warszawy, że będę uprawiał boks. Tato poprzez znajomego piłkarza dotarł do
J. Rybickiego i J. Kucharczyka, którzy prowadzili ówczesną sekcję bokserską. Zapisałem się tam, ale po pierwszym tygodniu treningów miałem dość. Byłem zrezygnowany, bo nie miałem wytrzymałości. Pomógł mi mój starszy brat Marek, który jest teraz moim menadżerem. Mówił: „Musisz iść jeszcze raz i wytrzymać”. Gdy nie chciałem, wziął mnie na siłę, a po miesiącu organizm się przyzwyczaił i sam kontynuowałem treningi.
T.K. Z czego jesteś najbardziej zadowolony w dotychczasowej karierze?
A.F. W boksie amatorskim w Polsce stoczyłem 120 walk. Byłem w reprezentacji Polski kadetów, juniorów i trochę seniorów. Boksowałem na turniejach międzynarodowych, dwa razy na Mistrzostwach Europy Kadetów w Rosji i Estonii. Nie zdobyłem tam medalu, ale dostałem niezłą lekcję boksu. Były to dla mnie wielkie wydarzenia i dobre doświadczenie na początek kariery. Najlepszym rokiem był 2005. Wtedy zdobyłem Mistrzostwo Polski i Puchar Polski. Wygrałem kilka międzynarodowych turniejów.
W marcu 2006 roku podpisałem kontrakt zawodowy i stoczyłem w Ostrołęce moją pierwszą zawodową walkę i wygrałem ją, drugą zaś tutaj w Chicago. Wtedy dostałem propozycję od mojego menadżera Jacka Galary i zacząłem trenować tutaj. Potem dojechali do mnie rodzice, a przedtem brat z rodziną.
T.K. Masz osiemnaście walk na ringu zawodowym za sobą. Co będzie działo się dalej?
A.F. Jestem wciąż młodym bokserem i potrzebuję jeszcze czasu, żeby stać się solidnym zawodnikiem. Cały czas trenuję, walczę. Ostatnie największe osiągnięcie to tytuł młodzieżowego mistrza świata federacji WBC. Wygrałem w czwartej rundzie przed czasem. Bokser osiąga szczyt formy i jest ukształtowany, żeby utrzymać pozycję i zarobić pieniądze, między 28, a 34 rokiem życia. Wtedy jest się już psychicznie i fizycznie rozwiniętym mężczyzną. Ja planuję „namieszać” coś w zawodowym boksie między 26, a 28 rokiem życia.
T.K. Jak się czujesz, wygrywając?
A.F. Cieszę się, bo gdy pracujesz ciężko przez dwa miesiące, biegasz po kilka mil, odbywasz dwa treningi dziennie, odmawiasz sobie przyjemności oraz jedzenia - wygrana bardzo cieszy. Zawiedziony jesteś, gdy przegrasz mimo włożonego trudu, bo to nie był twój dzień.
T.K. Doznane kontuzje?
A.F. Złamany nos w karierze amatorskiej, złamane kciuki. Odpukać, bez poważnych kontuzji. Na szczęście nie przydarzały mi się te kontuzje zbyt często, bo jestem bokserem, który myśli nad obroną, nie daje się uderzać.
T.K. W czym, oprócz WF-u, byłeś dobry, kiedy chodziłeś do szkoły?
A.F. Dobry byłem z historii, szczególnie jeśli ciekawie opowiadali o bitwach. Nie lubiłem matematyki.
T.K. Życie prywatne?
A.F. Mieszkam na razie z rodzicami. Mam dziewczynę Justynę, której jestem wdzięczny za wsparcie w życiu i karierze. Oprócz treningów zajmuję się klubem sportowym Hyper Fight Club w Schiller Park, który prowadzę wraz z moim przyjacielem i partnerem Bogdanem Maciejczykiem.
T.K. Najbliższe plany sportowe?
A.F. We wrześniu powalczę w Chicago. Będzie to gala, gdzie będzie stoczona walka o mistrzostwo świata. Pod koniec roku zapowiada się walka w Polsce. Mam nadzieję, że moi kibice będą towarzyszyć mi też we wrześniu. Podczas walki słyszę, jak mnie dopingują, a to bardzo pomaga! Dziękuję im za to.