Wakacje w utopii
Piotr Uzarowicz, wychowany w Chicago, mieszkający w Los Angeles reżyser, autor filmu dokumentalnego Żona oficera, o Katyniu usłyszał po raz pierwszy na lekcji historii w polskiej sobotniej szkole w Chicago. W tym samym czasie usłyszał w domu, że jego dziadek zginął w Katyniu – nic więcej, po prostu został podany fakt.
- W domu, na ścianie wisiała mapa, na której tata zaznaczał swoje podróże. Była tam między innymi długa kreska, wiodąca w głąb Związku Radzieckiego. Pytałem tatę, co to za kreska, dokąd wiedzie? On odpowiadał jednym tylko zdaniem: – to moje wakacje w utopii. Mama później powiedziała mi, że tatę i babcię wywieźli na Syberię, że później znaleźli się w II Korpusie, że byli w Palestynie i w Anglii.
Kiedy w 2000 roku przyjechał do Chicago dr Andrzej Kunert, historyk, Piotr Uzarowicz poszedł do Muzeum Polskiego posłuchać jego wykładu.
- Mówił o Katyniu. To, co mnie wtedy zszokowało, to fakt, że Anglia i Stany Zjednoczone wiedziały o zbrodni katyńskiej i miały swój potężny udział w ukrywaniu prawdy. I właściwie do dzisiaj nie mówią inaczej! Bardzo się zdenerwowałem! I pomyślałem o zrobieniu filmu.
Zaczął szukać informacji, filmów, zaczął czytać wszystko, co na ten temat wpadło mu w ręce.
- Te poszukiwania pokazały mi, że to ciągle jak gdyby tylko polska sprawa i tylko dla Polaków ważna, a tak nie powinno być. To nie jest tylko polska sprawa!
Nastawił się na realizację filmu o swoim dziadku i pod tym kątem zaczął robić wywiady. Nadał filmowi roboczy tytuł : Guziki w ziemi. I nagle zmarł jego ojciec.
- Porządkowałem rzeczy taty i w skrytce bankowej znalazłem kilka zdjęć oficera, których nigdy wcześniej nie widziałem, starą pocztówkę napisaną po polsku i rosyjsku i... pamiętnik babci, która zmarła w 1979 roku. Zacząłem czytać...
To był opis całej długiej syberyjskiej drogi rodziny Uzarowiczów.
- Zrozumiałem wtedy znaczenie tej kreski na mapie. I w tym momencie cały mój pomysł na film przewrócił się do góry nogami. Postanowiłem opowiedzieć, co stało się z żonami, matkami, dziećmi, braćmi, siostrami żołnierzy zamordowanych w katyńskich lasach.
Przez pierwsze trzy lata reżyser sam kompletował dokumentację, wyszukiwał osoby, które mogły wnieść potrzebną wiedzę. Materiały rozrosły się do takich rozmiarów, że zaczął potrzebować pomocy. Włączyła się do prac archiwistka specjalizująca się w odszukiwaniu dokumentów.
- Nie ma tyle czasu w filmie, żeby pokazać wszystkie jej odkrycia. Ale najbardziej szokujące umieściłem – amerykański ambasador w Polsce w latach 1945 -1947, Arthur Bliss Lane, który zrezygnował z tego stanowiska, bo nie zgadzał się na tak niegodne potraktowanie Polski przez Amerykę (napisał zresztą książkę I saw Poland betrayed, czyli Widziałem Polskę zdradzoną), udzielił w latach 50. wywiadu telewizyjnego, w którym otwarcie i głośno zakomunikował, że jego koledzy z US State Department powiedzieli mu, żeby dał spokój sprawie Katynia, żeby nie mieszał się do tego. To był szok! Powiedzieć coś tak ostrego, wiedząc, że oglądają to i słuchają całe Stany Zjednoczone.
Ambasador Bliss Lane zmarł w 1956 roku, a w jego archiwum znajduje się duża liczba artykułów prasowych, świadczących o jego niemalejącym zainteresowaniu Polską.
Reżyser zdawał sobie sprawę, że jedynym sposobem dotarcia do zachodniego widza jest zrobienie filmu, który będzie bardzo dobry zdjęciowo, dźwiękowo, montażowo. Zaczął szukać właściwych ludzi. Producentka – Amerykanka, jej dalsza rodzina pochodziła z Czechosłowacji. O Katyniu nie wiedziała nic, ale rozumiała, o co chodzi. Kierownik zdjęć – Amerykanin, był operatorem m.in. u Vilmosa Zsigmonda. Uzarowicz nie mógł zapłacić mu tyle, ile on zazwyczaj dostaje za zdjęcia. Ale po wysłuchaniu historii zwierzył się, że kiedy jego ojciec, który był Polakiem, umierał, poprosił go, żeby kiedyś zrobił coś o Polsce. – Absolutnie pomogę ci zrobić ten film – powiedział. I wciągnął też swoich współpracowników.
- Każdy, z kim rozmawiałem na temat historii, którą chciałem opowiedzieć w filmie, reagował podobnie: „Dlaczego ja dopiero teraz o tym słyszę?!”, „Dlaczego nie uczono nas o tym w szkole?!”, „Co w tej sprawie zrobiły Stany Zjednoczone?” „Co zrobiła Anglia?” – powtarzały się te same pytania. Wszyscy oni byli zdziwieni, czasami zszokowani, a na koniec zniesmaczeni postawą Zachodu. I wszyscy chcieli dołożyć swoją cegiełkę do tego, żeby prawda wyszła poza granice Polski i Polaków.
I zaczęło się podróżowanie ekipy – całe Stany, Kanada, Polska, Rosja, Anglia, Ukraina. Nagrali ponad dwieście godzin materiału.
- Bardzo ważna w filmie jest muzyka. Naturalne było skontaktować się z Janem P. Kaczmarkiem. Wysłałem mu kopię filmu, byliśmy jeszcze wtedy w trakcie montażu. Kompozytor oddzwonił od razu, powiedział, że oczywiście, że pomoże. Zaprosił mnie do domu, dyskutowaliśmy długo, miał wiele pomysłów, stał się współproducentem filmu.
Niezwykle ciekawym zabiegiem, wprowadzonym do filmu przez Piotra Uzarowicza, są rysunki.
- Wiedziałem, że nie chcę angażować aktorów, nie chcę też komputerowych zdjęć czy rysunków, a przecież jakoś opowiadaną historię trzeba wesprzeć. Spotkałem się z wieloma różnymi rysownikami i zdecydowałem się na Amerykanina, który nie ma nic wspólnego z Polską, a którego ta historia bardzo wzruszyła. Jego rysunki żyją. Są proste. I mają swój ciężar. Ołówek na papierze i wystarczy, nic więcej nie trzeba. Dodanie sepii do nich to mój pomysł – chciałem, żeby można było pomyśleć, że może to rysowała moja babcia Cecylia, albo ktoś inny, kto przeżył ten koszmar. No właśnie, przeżył. To, co najbardziej wartościowe, to fakt, że występują w filmie osoby, które mogą powiedzieć: „Ja widziałem na własne oczy, ja słyszałem na własne uszy, ja przeżyłem, ja dotknąłem”...
Dzięki tym osobom, ja zrozumiałem, co oznaczały „wakacje w utopii” mojego taty.