Odruch dokumentowania rzeczywistości
Ewa Stankiewicz, scenarzystka, reżyserka, autorka wielokrotnie nagradzanych filmów, reportaży telewizyjnych i radiowych. Razem z Anną Ferens zrealizowała film o losach Bronisława Wildsteina, Stanisława Pyjasa i Lesława Maleszki; dokument demaskujący Maleszkę jako donosiciela, współpracownika bezpieki. Zrealizowała film Solidarni 2010, który wywołał burzę w mediach i w społeczeństwie. W swoim oświadczeniu na temat filmu Solidarni 2010. napisała m.in:
- Nie chcę podsycać kłótni, chciałabym, żeby w Polsce było miejsce dla różnych poglądów i żeby za wyrażanie uczuć, przekonań i systemu wartości nikt nie był narażony na inwektywy.
- Ważne jest dla mnie, żeby podzielić się z innymi ludźmi światem. Światem takim, jak ja go widzę. Podzielić się najrzetelniej jak umiem. Oczywiste jest, że to świat przepuszczony przez moje oko, moje ucho, moje serce, ale fakt, że coś jest mi bliższe czy że mam swoje zdanie, nie wyklucza rzetelności przekazu.
- Mam dużą ciekawość poznania i w tym poznawaniu dociekliwość. Chcę zrozumieć świat, który pokazuję, choć to wcale nie jest łatwe. Chcę zrozumieć i głową i sercem. Taki Maleszka z Trzech Kumpli – człowiek, który mówi straszne rzeczy, który robił straszne rzeczy, a na pierwszy rzut oka wzbudza dużą sympatię – i następuje rozdźwięk między głową i sercem. Czasami zdarza się, że coś może w pierwszej chwili, w pierwszym odruchu śmieszyć, a po głębszym przyjrzeniu okazuje się przerażające. Taka całość może tworzyć obraz, który sprawia, że ja się widzę po tej czy innej stronie, że do jednych ludzi jest mi blisko, a do innych daleko. Jako reporter czuję się w niemal każdej sytuacji na swoim miejscu, jako człowiek – nie. Jako człowiek pójdę tylko w tę stronę, która jest bliska mojej głowie i sercu.
- Chcę żyć w wolnym od nachalnej i bezczelnej propagandy kraju. Zdarza się, że ludzie w Polsce są szykanowani. Sama doświadczyłam „ściany” w mediach, która miała oczernić Solidarnych 2010, dotknął mnie swego rodzaju ostracyzm, ale ja sama chyba nie czuję się szykanowana. Wiem, co robię, po co to robię, a potrzeba akceptacji na tak zwanych salonach nie jest wyższa od odruchu dokumentowania rzeczywistości. Jest to oczywiście jakaś cena, którą się płaci, ale na pewno niektórzy ludzie płacą znacznie większą cenę. W Polsce nie ma dobrej debaty publicznej, media grają do jednej bramki, nie ma wolności przekonań, jest jedynie słuszna linia sprzyjająca stronie rządowej. I w tej rzeczywistości cała rzesza ludzi jest pozbawiona głosu. Na temat filmu Solidarni 2010 w mediach pojawiło się tyle kłamstw – nie krytyki – ale właśnie kłamstw, że rzeczywiście zadaję sobie pytanie, czy znów nie mamy do czynienia z mediami reżimowymi, jak za komuny. Kłamstwo zawsze boli, niektórym dziennikarzom pomyliły się funkcje albo po prostu wzięli kredyt z banku, starają się przeżyć i nie kierują się tylko ciekawością świata.
- Chcemy zrealizować z Janem Pospieszalskim film o osobach, które zginęły w katastrofie smoleńskiej. Każda z tych osób była wyjątkowa. Powstała po ich zniknięciu wyrwa i pojawia się pytanie, czy znajdą się ich następcy, którzy podejmą rozpoczęte, często bardzo wartościowe dla Polski działania.
Film ma nosić tytuł Testament.
Wysłuchała: Ewa Uszpolewicz