Podziemny świat w grodzie Kraka
Wieczorem, 24 września 2010, pomaszerowałam w kierunku Sukiennic, aby uczestniczyć w otwarciu Muzeum Podziemnego. To właśnie tego dnia po raz pierwszy zwiedzający, którzy zeszli osiem metrów pod powierzchnię Rynku Głównego, zobaczyli jedną z najnowocześniejszych ekspozycji podziemnych, połączoną ze specjalną trasą turystyczną pod nazwą „Śladami europejskiej tożsamości Krakowa". Jak się dowiedziałam, pomysłodawcą całego przedsięwzięcia był prof. Ireneusz Płuska, a projekt podziemnego rynku został opracowany przez prof. Andrzeja Kadłuczka, którego wspierał prezydent Krakowa Jacek Majchrowski.
Budowa muzeum trwała dwa lata. Oszacowano, że kosztowała 52 mln zł, z czego 16 mln zostało sfinansowane przez Unię Europejską. Poinformowano mnie, że prace archeologiczne rozpoczęto w 2004 roku. W tym czasie dokonano wielu niesamowitych odkryć. Archeologowie odkryli między innymi fundamenty budynku Wielkiej Wagi, kramy kupieckie z XI wieku, czy mury tzw. Kramów Bogatych - miejsca, w którym handlowano luksusowymi towarami. Odnaleziono również pozostałości cmentarzyska oraz wczesnośredniowiecznej osady przedlokacyjnej. Muzeum zajmuje powierzchnię ponad 4 tys. metrów kwadratowych. Twórcy oszacowali, że może pomieścić 300 zwiedzających, nad którymi będzie czuwał specjalny system elektroniczny, dbający o ich bezpieczeństwo. Podczas zwiedzania turyści po raz pierwszy prześledzili dziewięć historycznych wieków Krakowa za jednym zamachem. Wyeksponowano ponad 700 najlepszych przedmiotów codziennego użytku, które wybrano z kilku tysięcy znalezionych podczas badań. W technologii 3D stworzono animowane odwzorowania dla ponad 500 eksponatów. Dzięki temu pomysłowi, zwiedzający będą mogli przybliżyć komputerową kopię danego przedmiotu umieszczoną na dotykowym ekranie.
Wszyscy zgromadzeni na Rynku z niecierpliwością spoglądali na zegarki, wyczekując godziny 20:00, ponieważ była ona wyznacznikiem uroczystej inauguracji. Rozpoczęło się multimedialne widowisko muzyczne zatytułowane „Imiona czasu. Imiona miasta”, które wyreżyserował Roman Kołakowski. Tematem pokazu była historia Krakowa. Szczególną uwagę poświęcono koronacji Władysława I Łokietka oraz dokonaniom Władysława II Jagiełły oraz Kazimierza Wielkiego. Twórcy zastosowali tutaj specjalną metodę zwaną mappingiem, która polegała na odwzorowaniu i przetwarzaniu kształtów oraz kolorów jakiegoś obiektu (w tym przypadku Sukiennic) w wirtualny sposób. Podczas widowiska wystąpili również tancerze z Baletu Dworskiego Cracovia Danza, ubrani w kostiumy z dawnych epok. O godzinie 20:30 rozpoczął się następny punkt programu, czyli koncert orkiestry Capella Cracoviensis, która swój występ zatytułowała „Muzyka bitewna, muzyka tryumfalna”.
Na Rynku zgromadziło się wiele osób. Nie wszyscy mieli okazję zobaczyć podziemia Rynku Głównego. Zaszczytu tego dostąpili tylko wybrani goście, którzy otrzymali specjalne zaproszenia od władz miasta, nieliczni dziennikarze. Pewna grupa krakowian znalazła się w gronie szczęśliwców, którzy uzyskali bezpłatne bilety.
Otwarcie muzeum wywołało wiele emocji i różnorakich poglądów na ten temat. Najwięcej kontrowersji wzbudziła szklana fontanna, która pojawiła się na Rynku od strony Kościoła Mariackiego. Zasięgnęłam, więc opinii zgromadzonych.
„Nie podoba mi się, że na naszym Rynku pojawiło się coś na kształt wejścia do Luwru”- powiedziała Ewa Cenowa, studentka z Krakowa. „Uważam, że stać nas było na to, aby wymyślić coś bardziej interesującego” - dodała.
Pokaz multimedialny również wywołał wśród oglądających sprzeczne komentarze. „Myślę, że można byłoby się bardziej postarać przy tej prezentacji” - stwierdził Marcin Turecki, pracujący w Krakowie grafik komputerowy. Pani Węgrzyk przyjechała z Gdańska na konferencję lekarzy i na rynku krakowskim znalazła się przypadkowo. Pokaz wywołał u niej całkiem inne emocje. „Całe przedstawienie było niesamowite”- skomentowała. Po rozmowie z panem Andrzejem Szumańskim, który przyszedł specjalnie, aby zobaczyć pokaz, dowiedziałam się, że krakowskie widowisko jest kopią pokazów z Europy. „Ja to znam z Turcji, z Paryża”- dodał.
Wiesław Bury z Krakowa dostał zaproszenie od władz miasta i jako jednemu z nielicznych udało mu się zobaczyć całą ekspozycję pod ziemią. Oto co powiedział: „Kompozycja muzeum wydawała się bardzo ciekawie zrobiona. Dodatkowym elementem była możliwość oglądania starych części Krakowa sprzed wieków, w sposób oryginalny, bezpośredni, dlatego, że podłogi były przeszklone. Najbardziej zaskoczyły mnie ciemne, polerowane sufity, które sprawiały wrażenie kiczu. Na zwiedzenie całego muzeum potrzeba min 1,5 - 2 godzin. To jest minimum, aby zobaczyć to w sposób taki nie całkiem pobieżny, ale nie całkiem dokładny”. Pan Wiesław udzielił mi także informacji dotyczącej zwiedzania muzeum i turystów: „Grupy były 20-30 osobowe. Było ich oczywiście za dużo. Tworzyły się kolejki, więc specjalnego komfortu nie było. Zaproszonych gości i krakowian, którzy mogli tam wejść i oglądać było zbyt wielu, w związku z tym następowało kumulowanie grup, ale nie była to strasznie duża dolegliwość”.
Później spotkałam Panią Monikę Kalinowską, która również uczestniczyła w zwiedzaniu podziemi. „Pokaz rozpoczął się o godzinie 20 na płycie Rynku Głównego. Trwał 40 minut i był bardzo efektowny. Samo zwiedzanie muzeum było dopełnieniem i przerosło to moje najśmielsze oczekiwania. Wreszcie z moich ust padło pytanie, które chyba najbardziej frapowało wszystkich zgromadzonych tego wieczoru na Rynku: -Co zrobiło na Pani największe wrażenie? „Pierwszy raz miałam do czynienia z takim pomysłem wejścia do muzeum przez kurtynę, zrobioną z pary, na której była pokazana wizualizacja. Czułam się, jakbym wchodziła w ulice sprzed wieków, gdzie jest mnóstwo poruszających się mieszczan. Mijając kurtynę, przechodziło się do części, gdzie są muzealne ekspozycje”. Rozmawiając z Panią Moniką, zastanawiałam się, jak muzeum przygotowało się na odwiedziny zagranicznych turystów. Jednak odpowiedź Pani Moniki rozwiała wszelkie wątpliwości: „Tablice były w języku polskim oraz w języku angielskim. Jeżeli chodzi o ekrany informacyjne były też w innych językach, takich jak niemiecki czy francuski”.
Wśród zgromadzonych koło Sukiennic znalazłam też i takich, którzy byli niezadowoleni, ponieważ nie mogli zwiedzić podziemi. Tomasz Kowalski chciał wraz ze swoją przyjaciółką obejrzeć wystawę. Niestety, musiał odejść od wejścia z przysłowiowym kwitkiem, ponieważ zwiedzać mogły tylko wybrane osoby.
Opowieści zwiedzających muzeum i opinie pozostałych zgromadzonych na Rynku ciągle ścierały się w mojej głowie. Postanowiłam obejrzeć tę ekspozycję, która wzbudziła tak skrajne emocje. Sprawozdanie z tej „podróży” znajdziecie w następnym wydaniu magazynu.