Podziel się   

Polska Pokaż wszystkie »

Opublikowany: 2014-01-12 19:16:51 · Czytany 6713 razy · 0 komentarzy
Nowszy Starszy

Żeby było co zjeść i czego się napić

Fot: Internet

Według Centrum Informatycznego PESEL w Polsce jest 173 500 osób bezdomnych; według Caritas Polska nawet 300 000, a według Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej tylko 40 000. Jak widać, niezmiernie trudno porządnie zdiagnozować to zjawisko. Zgadza się tylko to, że najwięcej bezdomnych przebywa na terenie województwa mazowieckiego i śląskiego, i w zdecydowanej większości są to mężczyźni. Kobiet jest osiem razy mniej.

Z kogo oni się rekrutują? Każdy bezdomny ma swoją historię i są one różne, a jednocześnie takie same. Bywa, że najpierw występują kłopoty rodzinne, ktoś ma już dość kłótni, wygrażania i bijatyk, nie może wytrzymać i mówi: pa, pa…, ktoś notorycznie pije i w końcu zostaje wyrzucony z pracy i następnie z domu, ale spora część to również osoby, które wyszły z więzień i już nie mają dokąd wrócić, chyba, że na trzeciego. Bywają i tacy, którzy bez żadnego umiaru zaciągnęli kredyty, nie spłacili ich, komornik zabrał co było, włącznie z lichym domem lub mieszkaniem, i też wylądowali na bruku.

Pomoc bezdomnym należy do zadań gminy. Ma ona ustawowy obowiązek udzielać schronienia oraz zapewniać posiłek i odzież osobom tego pozbawionym. W kraju funkcjonuje 625 placówek, które zapewniają łącznie prawie 23 000 miejsc noclegowych dla potrzebujących. Prócz tego jest jeszcze spora liczba schronisk Caritasu, które też wychodzą naprzeciw bezdomnym. Lecz nawet gdyby założyć, że przyjmą ich w liczbie dalszych 27 000, to i tak będzie dopiero 50 000.

Co zatem dzieje się z tą masą pozostałych? Różnie. Żyją na działkach, klatkach schodowych, w kanałach, czasem w krzakach. Są tacy, którzy nawet w największe mrozy nie pójdą do schroniska ani noclegowni. Powiadają, że tak jest im dobrze, że dadzą sobie radę. A tak naprawdę nie chcą, po pierwsze, ponieważ żeby zostać tam przyjętym, trzeba być trzeźwym, po wtóre – niektórzy boją się wszy, brzydzą się nimi, a w tych „hotelach” ich nie brakuje. Tacy ludzie ostatecznie wybierają upragnioną wolność. Wolność absolutną, w ramach której okradają i niszczą działkowiczom i innym właścicielom altany i dacze, sikają (i nie tylko) na klatkach schodowych albo sypiają na tylnych siedzeniach w „wypożyczonych” na noc mercedesach. Pewien „odróżnik” ze Zgierza od dość dawna zamieszkuje w wykopanej przez siebie leśnej jamie.

Nie czarujmy się, narzekać mogą także ci, u których bezdomni „pomieszkują”. Zwyczajowo bowiem pozostawiają po sobie totalny nieporządek, z wielu przedmiotów, jeśli ich ze sobą nie zabiorą, korzystać już nie sposób. Łapią pod pachę, do plastikowej torby, do plecaka wszystko, co da się sprzedać, byle było z metalu – wszelakie rurki, pręty, puszki po piwie, i in., bo wtedy ze składnicy złomu nie mają kłopotu ze zbytem. Mieszczuchom dojeżdżającym do pracy najbardziej dają „popalić” w tramwajach i autobusach, które – trzeba to przyznać – są coraz nowocześniejsze, lepiej wyposażone i klimatyzowane. Gdy taki bezdomny, obdarty, brudny, od którego już na kilometr cuchnie, wgramoli się rano do środka komunikacji miejskiej, to choćby był nielitościwy tłok, ludzie śpieszący do i z pracy, studenci i młodzież, to wszyscy starają się odsunąć jak najdalej. Mają do wyboru albo z dalszej jazdy zrezygnować, albo, zatykając nos, bo śmierdzi, że zwymiotować można, na tzw. „chama”, upychać się dalej. Ponadto, istnieje strach przed spotkaniem z wszami. Kierowca czy motorniczy, poproszeni o interwencję, wzruszą tylko ramionami: – Nie moja sprawa…

Przez to taki bezdomny lub bezdomna często jeżdżą i odsypiają noce w tych cieplusieńkich dwuśladach do oporu, aż odpowiednio wypoczną, i dopiero koło południa udają się na przygotowany przez kościół czy inną charytatywną organizację posiłek. Innym jeszcze miejscem, które sobie upodobali, są dworce i markety. Do tych ostatnich, żeby się ogrzać, wchodzą natychmiast po otwarciu, psując przy okazji aurę i wystrój wnętrz. Przeszkadzają. Służby ochroniarskie i w tym wypadku pozostają bezradne.

Kiedy zdarzą się silniejsze mrozy, a w Polsce o takie nietrudno, lekko tym bezdomnym nie jest. Przebywając poza ogrzanymi pomieszczeniami, bywa, że odmrażają sobie ręce i nogi, a zdarza się, że zamarzają (po kilkudziesięciu każdego roku). Straszne to, ale prawdziwe. W grudniu mogą liczyć na specjalnie zorganizowaną dla nich Wigilię. Podjedzą sobie wtedy, pogadają, kolęd posłuchają i znów wrócą do siebie, czyli na ulicę, na dworce, do sieni. To zimą – a latem, kiedy żar się z nieba leje, też nie jest lepiej.

Mają przeto polscy bezdomni darmo: papu i lulu, także odzież, kołdry, ale na alkohol, jak już było powiedziane, zapracować sobie muszą sami, czyli nazbierać puszek, rozmaitego złomu, albo też wystawić rękę i żebrać. W tym ostatnim fachu bywają często mistrzami. Manipulują wszelkimi wyrachowanymi sposobami. Dziennie od przechodniów potrafią wyłudzić nawet stówę i więcej. Najlepiej idzie tym, którzy akurat wyszli z mamra. Ci są zdeterminowani nie lada. Żeby mieć co zjeść (choć wikt zapewniony mają) i czego się napić, tak sprytnie potrafią najrozmaitszymi pseudoaktorskimi sztuczkami naiwnych do swego nieszczęścia przekonać, że ci ostatnim groszem się z nimi podzielą. Bezdomni muszą się do tego uciekać, ponieważ nie zawsze udaje im się buchnąć ze sklepu „szczeniaczka”, puszkę z Okocimiem czy brzozową wodę. Prawdziwą Mekką jest dla nich Dworzec Centralny. Sprzyjają temu tłumy przechodniów i liczne zakamarki. Dlatego jest ich tam zwykle kilkudziesięciu, jeżeli nie więcej. W żebractwie stosują metodę „na litość” lub „na szczerość”.

Są miasta, które przyjmą do noclegowni każdego bezdomnego, lecz są i takie, które dzielą ich na „swoich” i „obcych”. Kraków zaopiekuje się każdym (dlatego nazywają go „miastem bezdomnych”), stara się tylko ściągnąć koszty tej opieki nad nim od gminy, z której pochodzi, i to się nawet sprawdza. Ale już taki Poznań „obcych” sobie nie życzy, proponuje im bilety do miast, z których przybyli. Problem w tym, że oni tam wracać nie chcą, bo wiedzą, że żadnej pomocy nie otrzymają. Tę znajdą tylko w aglomeracjach dużych, które jeszcze jaką rozrywkę im zafundują.

A trafi się, to i pomocy lekarskiej im kto udzieli. W Warszawie np. jedna z lekarek zagospodarowała nawet pusty kontener i wraz z paroma pielęgniarkami udziela tym nieszczęśnikom doraźnej pomocy. Potrzebujących nie brakuje. Bo albo się między sobą pobiją, albo ktoś trzeci straci do nich cierpliwość. Dość na tym, że ciętych ran, wszelakich owrzodzeń, nie wyleczonej gruźlicy, itp. nie brakuje nigdy. Wtedy ci ludzie w bieli, dzielni wolontariusze, uchylają okno, zakładają maski i te opatrunki im zmieniają, upraszając tylko, żeby się myli. Jak trzeba, to i mydło, i ręcznik dadzą. Na co dzień pracują w zawodach medycznych, więc zderzają się z tą częścią natury ludzkiej, ale ponadto cechuje ich łagodność, wyrozumiałość i spolegliwość, chęć niesienia pomocy człowiekowi w potrzebie. Takich orłów bezinteresownej dobroci jest niewielu, ale, jak widać, zdarzają się. Jak w każdej społeczności, w każdym kraju.

Lecz bezdomni, prócz pomocy doraźnej, mają jeszcze inne możliwości, ponieważ bywając bezrobotnymi mogą – posiadając jeszcze dowód osobisty – zarejestrować się w Powiatowym Urzędzie Pracy i starać się o zasiłek. Sam fakt uzyskania statusu bezrobotnego nie uprawnia jednak od razu do zasiłku, bo trzeba mieć przepracowane co najmniej 365 dni w okresie ostatnich 18 miesięcy. Dodatkowo, aby utrzymać ten status, należy w wyznaczonych terminach osobiście fatygować się do odpowiedniego urzędu, by potwierdzić chęć do pracy. Uzyskanie statusu bezrobotnego wiąże się z szeregiem korzyści. Osoba taka podlega ubezpieczeniu zdrowotnemu, może uczestniczyć we wszystkich zajęciach organizowanych przez urząd i mających na celu podniesienie kwalifikacji zawodowych, a także ma swobodny dostęp do informacji o wolnych miejscach pracy.

Jest tylko drobne pytanie: ilu osobom ze schronisk, noclegowni, dworca, rozmaitych strychów i piwnic, to odpowiada. Oni przyjechali ze wsi, małych miasteczek, przykleili się do miast-molochów, w których zawsze coś się dzieje, polubili luz i trudno byłoby im dostosować się do dyscypliny pracy. Tu za darmo korzystają z komunikacji, spania i jedzonka, więc tylko na wódeczkę, no i na fajki zarobić muszą (no, chyba, że zadowolą się uzbieranymi na chodnikach petami). Po co więc mieliby zawracać sobie tym głowę?...

Jest jeszcze problem pobierania zasiłków z opieki społecznej. W kraju jest takich osób pół miliona. W minionym roku przybyło tych rodzin 60 000 i jeśli w kolejnych miesiącach ten trend się utrzyma, to na koniec 2014 roku będzie już takich przypadków 700 000. Główna przyczyna to oczywiście rosnący wskaźnik bezrobocia. Z tym, że część bezrobotnych rejestruje się w pośredniakach tylko po to, aby móc korzystać z pomocy społecznej. W 2013 roku na zasiłki okresowe z powodu bezrobocia wydanych zostało ponad 800 milionów złotych. Znaczna część Polaków nauczyła się już nawet żyć z tej pomocy. Są ludzie, którzy korzystają z niej, choć od dawna radzą sobie w szarej strefie. Jak się oblicza, zjawisko takie może dotyczyć nawet połowy osób zarejestrowanych jako bezrobotne.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Polska

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Ludzie

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...