Potęga Śmierci
Wrażenie robi na nas zazwyczaj śmierć ludzi sławnych i potężnych. Okazuje się, że ich także może spotkać nieszczęście. Współczując im, niejako jednoczymy się z ludźmi, którzy odeszli i z ich rodzinami, co zbliża nas do nich i daje poczucie przynależności do wspólnoty.
Przynależność jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Identyfikujemy się z narodem, społeczeństwem, rodziną, ludźmi o podobnych poglądach politycznych, społecznych, czy religijnych. Brak przynależności oznacza brak bezpieczeństwa, pustkę i izolację, co prowadzi do zaburzeń równowagi psychicznej i w rezultacie do obłędu.
Trumna Prezydenta została złożona w sarkofagu na Wawelu. Pochowane zostały już wszystkie ofiary tragicznego wypadku pod Smoleńskiem. Życie jednak toczy się dalej. To smutne, ale życie wciąga nas w swoje tryby i nieuchronnie wiedzie do przodu. Bo śmierć, nawet tragiczna jest częścią życia.
Zbytecznie mówić o wrażeniu, jakie wywołała w nas katastrofa. Zawsze robią na nas wrażenie tragedie, w których ginie wielu ludzi. Od zarania dziejów ludzie chylą głowy przed potęgą śmierci. Nie można nad nią zapanować, gdy przychodzi, jest ostateczna i nieuchronna. Możemy ją tylko zaakceptować. Śmierć jest pewnie jedynym z niewielu zjawisk, których znaczenie i symbolika nie zostały podważone. Nawet jeśli śmierć wywołuje różne spory czy spekulacje, to jest w niej coś, co nie może być podważone – ostateczność. Tragedia wywołuje uczucia jednoznaczne: najpierw szok, niedowierzanie, potem ból i akceptację. Bezsensowna i tragiczna śmierć naszych rodaków 10 kwietnia tego roku była szczytem jednoznaczności – połączyła Polaków we wspólnym bólu, żalu i współczuciu. Będąc członkami narodowej wspólnoty, pożegnaliśmy naszego Prezydenta i wszystkich, którzy zginęli.
Kolejną ,obok przynależności, potrzebą ludzką jest świadomość posiadania ojca, który weźmie nas w opiekę, mądrze poprowadzi i zapewni poczucie bezpieczeństwa. Często ta potrzeba rodziła złe skutki: zawierzenie dyktatorowi lub zwykłemu demagogowi. Naród potrzebuje wodza, który go poprowadzi. Naród chce widzieć w wodzu sprawiedliwego ojca. Śmierć wycisza negatywne oceny kierowane pod adresem Zmarłego; w obliczu śmierci nie mówi się o złych cechach, a nawet idealizuje te pozytywne. W przypadku prezydenta Kaczyńskiego, trochę z tej potrzeby posiadania ojca, a trochę na wskutek obrazu nadawanego przez media powstała sylwetka dobrego, zwykłego człowieka, na dodatek nadmiernie krytykowanego przez innych polityków i dziennikarzy. Potrzeba posiadania ojca w formie ponadpolitycznego wodza narodu została wypełniona treścią.
O formie wizerunku Prezydenta przesądziła telewizja. Hipnotyzowała nas całym ciągiem relacji filmowych, dając złudzenie uczestniczenia w wydarzeniach. Towarzyszyły temu zestawy sterowników emocjonalnych: muzyka budująca nastrój, impresje ściskające za gardło, czarno-białe zdjęcia pokazywane w zwolnionym tempie przypominające, że tych osób już nie ma. A do tego ciąg słów: wspomnienia, wywiady, komentarze, wspomnienia osób znających ofiary, mikrofon podstawiany zwykłym ludziom z bardzo intymnym pytaniem: co pan/pani czuje? Najbardziej zapadł mi w pamięci wywiad Moniki Olejnik z Jolantą Kwaśniewską, przeprowadzony dosłownie kilkadziesiąt godzin po tragedii. Wtedy emocje były świeże i autentyczne. Obie panie epatowały swoimi uczuciami, niekłamanym żalem i współczuciem. Było coś głębokiego i autentycznego w tej rozmowie. I słowa: „tylko Marty żal...”, wywołujące lawinę łez. Tylko czy telewizja jest odpowiednim środkiem przekazu do pokazywania takiej ekspresji i takich emocji?
Prezydent Kaczyński był, jak wiadomo, niechętny zabiegom wokół swojego wizerunku medialnego. Telewizja w parę dni obraz ten rozświetliła. Pokazywano prezydencką parę pełną wzajemnej czułości i serdeczności. To wywołało żywe zbiorowe emocje. Ludzie postrzegali Marię Kaczyńską jako osobę pełną zrozumienia i życzliwości dla zwykłych ludzi, co doskonale wpisuje się w nasz wizerunek Matki Polki i Żony Polki. Ta aura szybko przeniosła się na nich oboje. I tak para prezydencka weszła w rolę dobrotliwych i zatroskanych monarchów. Wawel stał się oczywistym miejscem pochówku.
Powody takiej decyzji mogą być różne. Pierwszy, to fakt, że dzięki „wyniesieniu na tron” pary prezydenckiej pomagamy sobie „uregulować” nasz żal po tej niebywałej katastrofie. Drugi taki, że za życia często nie potrafimy lub nie umiemy okazać komuś szacunku, uznania i chcemy nadrobić to, kiedy ktoś odchodzi na zawsze. Ostatni powód - blask Zmarłych spływa na nas, jako na społeczeństwo. Oczy całego świata są zwrócone na nas i chcemy być ważni i zauważeni.
W miesiąc po smoleńskiej tragedii można odnieść wrażenie, że to, co było na początku czystym i niekłamanym wybuchem emocji w mediach, stało się teraz jakimś głęboko irracjonalnym sposobem przedstawiania rzeczywistości, mającym na celu zyski polityczne i ekonomiczne. Nawiązując wciąż do katastrofy, nie pozwalając na zamknięcie tematu, odwołując się do uczuć osób, które kiedykolwiek kogokolwiek straciły, odwraca się uwagę od spraw istotnych, tworzy chaos. Niektórym siłom politycznym jest to jednak na rękę. Im dłużej utrzymują się silne emocje, tym większa szansa, że ludzie będą pod ich wpływem podejmować decyzje polityczne. Pamiętajmy, że śmierć, nawet tragiczna, jest częścią życia. Ale jeżeli ze śmierci robi się życie, to porządek zostaje zburzony.