Przegląd wydarzeń: Amerykanie dopadli Bin Ladena
Około czterech lat temu, przesłuchując zatrzymanych terrorystów w bazie Guantanamo na Kubie, oficerowie śledczy wpadli na trop, który, jak sądzili, z czasem mógł doprowadzić ich do kryjówki terrorysty numer jeden, Osamy bin Ladena. W trakcie przesłuchań uzyskano informacje dotyczące tożsamości kuriera, który kontaktował się z kryjówką lidera Al-Kaidy. Rozpoczęto dyskretną obserwację Abu Ahmed al-Kuwaiti. W sierpniu 2010 roku Amerykanie wiedzieli już, że prawdopodobnie Bin Laden ukrywa się w mieście Abottabad, niedaleko stolicy kraju Islamabadu. Abottabad to ponad milionowa metropolia położona wśród lasów sosnowych. Miasto jest pakistańskim kurortem. Swoją siedzibę znalazła tam pakistańska Akademia Wojskowa, zaś wśród mieszkańców miasta poważną grupę stanowią byli wojskowi, w tym funkcjonariusze pakistańskiej służby wywiadowczej ISI. Ku zaskoczeniu oficerów CIA, którzy wynajęli dom w okolicy, aby obserwować kryjówkę lidera Al-Kaidy, Bin Laden zbudował sobie potężną rezydencję, kilkakrotnie większą, niż domy w okolicy. Otoczył ją wysokim murem z drutem kolczastym.
Już na pierwszy rzut oka trudno było uwierzyć, że najbardziej poszukiwany człowiek na świecie znalazł kryjówkę 800 metrów od Akademii Wojskowej bez pomocy wysoko postawionych osób w Pakistanie. Zdziwienie budził fakt, iż terrorysta wybudował sobie ogromną posiadłość, kilka razy większą od przeciętnych domów w okolicy, i nikt nie zainteresował się lokatorami mieszkającymi za wielkim murem wspartym jeszcze drutem kolczastym. Dlatego pewnie Amerykanie prowadzili swoją akcję nie informując służb pakistańskich. Nie chciano, aby powtórzyła się sytuacja z czasów prezydentury Billa Clintona, kiedy Bin Ladena ścigano za ataki terrorystyczne na ambasady USA w Afryce. Wówczas to, po odkryciu jego bazy w Afganistanie przez oficera polskiego wywiadu, poinformowano Islamabad o planowanym ataku rakietowym. Lider Al-Kaidy wyjechał z bazy na krótko przed planowanym atakiem rakietowym.
Śledząc kuriera bin Ladena, oficerowie CIA dotarli do miasta Abottabad i w sierpniu 2010 roku rozpoczęli obserwację sporej posiadłości. 2 maja 2011 roku z jednej z baz w Afganistanie wystartowały cztery helikoptery z żołnierzami sił specjalnych. W trakcie wzorowo przeprowadzonej akcji broni zdążył użyć jedynie kurier bin Ladena, Abu Ahmed al-Kuwaiti, który znajdował się w domku gościnnym przylegającym do głównego budynku. Kuwaiti strzelał zza zamkniętych drzwi i szybko, wraz z towarzyszącą mu kobietą, został zabity przez komandosów. Żadna z pozostałych osób, znajdujących się na terenie posiadłości, nie użyła broni. Po pierwszych strzałach komandosi musieli przyjąć założenie, że wszyscy inni też byli uzbrojeni. Według udostępnionych informacji, gdy amerykańscy żołnierze weszli do pokoju, w którym znajdował się bin Laden, zobaczyli leżące w zasięgu jego rąk pistolet Makarov oraz kałasznikowa. Natychmiast otworzyli więc do niego ogień, zabijając go strzałami głowę i klatkę piersiową. Amerykanie zabrali ze sobą ciało terrorysty w celu dokonania identyfikacji. Prezydent Barack Obama w wystąpieniu telewizyjnym poinformował naród o sukcesie. Pod Białym Domem zgromadziły się tysiące ludzi.
Al-Kaida, będąca luźnym związkiem różnych grup, do dzisiaj nie pozbierała się po tym ciosie. Nie do końca wiadomo, kto będzie teraz jej przewodził. W rezydencji bin Ladena znaleziono sporo dokumentów, dysków komputerowych i innych nośników informacji oraz kolekcję filmów porno, za pomocą których lider fundamentalistów islamskich uprzyjemniał sobie czas. Odkryto między innymi, że organizacja planowała serię ataków terrorystycznych na pociągi w USA, między innymi w rejonie Chicago.
Lidera światowego terroryzmu pochowano w morzu, zgodnie z islamskim obyczajem. Po akcji pojawiły się, zwłaszcza w europejskiej, w tym także i w polskiej prasie, dla mnie zupełnie niezrozumiałe głosy, krytykujące Amerykę za to, iż bin Ladena nie pojmano żywego i nie postawiono przed sądem. Ameryka nigdy nie taiła, że zamierza bin Ladenowi wymierzyć sprawiedliwość i w końcu swój cel zrealizowała. Bin Laden był jednym z największych złoczyńców po II wojnie światowej. Do dzisiaj tysiące amerykańskich rodzin opłakuje swoich bliskich, którzy stracili życie 11 września 2001 roku i potem na irackiej i afgańskiej ziemi. Moim zdaniem postąpiono z nim tak, jak postąpić należało, zwłaszcza, iż terrorysta planował kolejne akcje. Ponadto ostateczną decyzję podejmowali żołnierze na miejscu. Widząc broń niedaleko bin Ladena, nie ryzykowali.
Obama w Europie
Pod koniec maja prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama złożył wizytę w Europie. Celem wizyty – zdaniem większości komentatorów – było, jak to pisano, „zresetowanie” nie najlepszych stosunków euroatlantyckich. Prezydent najpierw odwiedził Irlandię. Wizyta w tym kraju miała charakter sentymentalny, Obama poznał miejscowość, skąd pochodzili przodkowie jego matki. Potem na trasie podróży był Londyn i rozmowy z głównym i najważniejszym sojusznikiem USA, czyli Wielką Brytanią. Następnie prezydent przyleciał do Paryża, aby wziąć udział w szczycie G-8 i w końcu 27 maja Air Force One wylądował w Warszawie. Wizycie Obamy w Irlandii i Wielkiej Brytanii towarzyszyły tłumy. Lidera Ameryki witano niezwykle serdecznie. W Warszawie na prezydenta czekały puste ulice. Jak powiedział mi urzędnik w Departamencie Stanu, na życzenie polskiej strony zrezygnowano z wszelkich spotkań publicznych. W Warszawie przedsięwzięto ogromne środki bezpieczeństwa, zaś prezydent stolicy, Hanna Gronkiewicz-Waltz, radziła nawet warszawiakom opuszczenie miasta. O ile wszyscy poprzedni prezydenci USA odwiedzający III RP występowali na spotkaniach publicznych, przygotowując wizytę Obamy zerwano z tą tradycją. Obama nie spotkał się z mieszkańcami Warszawy, rozmawiał jedynie z politykami, zaś jego kolumnie towarzyszyły karetki pogotowia, saperzy do rozmontowywania min i mnóstwo facetów w okularach ze słuchawkami w uszach. Ktoś, pewnie BOR, wyraźnie przegiął pałę.
Jednak, mimo tej niefortunnej oprawy, wizytę w Warszawie trzeba uznać za udaną. Prezydent wziął udział w szczycie środkowoeuropejskim, który Polska sprawnie zorganizowała. Jarosław Kaczyński pojawił się w Pałacu Prezydenckim i nawet podał rękę Bronisławowi Komorowskiemu. Żaden z polityków nie zanotował wpadki, co w przypadku Polski uznać należy za sukces. Jedynie Grzegorz Napieralski robił podczas spotkania zdjęcia telefonem komórkowym, a Lech Wałęsa się obraził i nie wziął udziału w spotkaniu prezydenta USA z tak zwanymi ojcami polskiej demokracji i innymi czołowymi polskimi politykami.
Obama rozmawiał w Polsce o stacjonowaniu niewielkiego oddziału sił powietrznych USA, co jest taką nagrodą pocieszenia, po raczej już definitywnej rezygnacji z projektu tarczy antyrakietowej. Porozumienie w tej sprawie jest prawie gotowe. Pojawił się temat wiz, o którym piszemy osobno. Polska podczas tej wizyty zaprezentowała się jako lider regionu. Komentarze zagraniczne generalnie były przychylne, podkreślano w nich znaczenie Polski jako ważnego sojusznika Ameryki.
Tornado w Jospin
Wizyta prezydenta Obamy w Europie, w tym także jego pobyt w Polsce, zeszła w amerykańskich mediach na dalszy plan po potężnym tornadzie, jakie przeszło w niedzielę 22 maja przez 50-tysięczne miasteczko Joplin w stanie Missouri. Pierwszy sygnał o tornadzie został zanotowany o godzinie 17:34 przez National Weather Service, na zachód od granicy Missour-Kansas. Siedem minut później pojawiły się raporty, że tornado znajduje się na przedmieściach miasta Joplin, około 11 kilometrów od miejsca początkowo zaobserwowanego. Tornado miało siłę EF-3 w skali Fujita, oznacza to, że wiatry miały szybkość między 218 do 266 kilometrów na godzinę. W ciągu kilku minut zniszczonych zostało ponad 2000 domów. Rozsypały się jak domki z kart. Uszkodzony został murowany budynek szkoły i szpitala. Do tej pory naliczono 144 ofiary śmiertelne. Straty materialne oszacowano na ponad 3 miliardy dolarów, zaś miasto wyglądało jak po wybuchu bomby nuklearnej. Nomen omen, w latach osiemdziesiątych niedaleko Joplin kręcono film fabularny „The Day After” opowiadający o takim właśnie konflikcie.
Jak zwykle zawiodła biurokracja, rodziny ofiar przez wiele dni nie mogły zidentyfikować swoich bliskich, zaś prezydent Obama prosto z Warszawy poleciał na miejsce kataklizmu. Sezon tornad jest w tym roku wyjątkowo obfity. Potężne trąby powietrzne przechodzą w pasie od Zatoki Meksykańskiej po Pensylwanię i Illinois.
Rozrywkowy ustawodawca
Ameryka ma swój kolejny skandal. Jego autorem jest Kongresmen Anthony Weiner, demokrata z Nowego Jorku. Kongresman za pośrednictwem portali społecznościowych jak i poczty elektronicznej wysyłał do przynajmniej 6 kobiet swoje półnagie zdjęcia. Do tego kłamał jak najęty. Cała sprawa wyszła na jaw kilka dni temu, kiedy odkryto, że z konta Weinera na Twitterze do 21-letniej studentki wysłane zostało zdjęcie, w zbliżeniu przedstawiające kongresmana w bieliźnie.
Początkowo Weiner twierdził, że jego konto padło ofiarą hakerów. Wkrótce jednak zaczęły pojawiać się kolejne kontrowersyjne zdjęcia, a także doniesienia o innych kobietach, dysponujących zapisem wiadomości i nieprzystojnych fotografii otrzymywanych od kongresmana. Konserwatywny bloger Andrew Breitbart opublikował na swojej stronie internetowej Big Government zdjęcia jednoznacznie przedstawiające polityka fotografującego się bez koszulki. Breitbart zapewnia przy tym, że jest także w posiadaniu nagich zdjęć kongresmena. Weiner, po wielu kłamstwach, obrażaniu dziennikarzy, ostatecznie na konferencji w Nowym Jorku przyznał, że osoba na zdjęciach to on sam, oraz że próbował później wszystkiego się wyprzeć.
Swoje czyny nazwał „głupimi” i „destruktywnymi”, określił je jako wynik „godnego pożałowania błędu w ocenie”. Wielokrotnie przepraszał przy tym swoją żonę. Zapewniał też, że w większości używał własnego, nie rządowego, komputera i telefonu.
Liderka demokratów w Kongresie, Nancy Pelosi, zaapelowała do Komisji Etyki o zbadanie, czy Weiner „nie pogwałcił zasad Izby”, mówiących o godnym reprezentowaniu niższej izby Kongresu. Jest wysoce prawdopodobnym, że Weiner zostanie zmuszony do rezygnacji z mandatu.
Kryzys w światowej finansjerze
Do kryzysu doszło w światowej finansjerze. Jednak nie z powodu załamania walut, ale seksualnych wyczynów szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Dominique’a Strauss-Kahna. Francuski polityk, którego stać na każdą „call girl” w Nowym Jorku, według aktu oskarżenia rzucił się na 32-letnią pokojówkę z Ghany i zmusił ją do ciągle – jak widać – popularnego nad Sekwaną tak zwanego „seksu po francusku”. Pokojówka złożyła skargę i Strauss Khana wyciągnięto z samolotu, gdy usiłował wrócić do Francji.
Przebywając w areszcie, Strauss Khan podał się do dymisji, zaś w sądzie nie przyznaje się do winy. Jednak prokuratura twierdzi, że posiada mocne dowody, między innymi w postaci spermy pobranej z koszuli pokojówki. Obecnie po wpłaceniu kaucji oskarżony przebywa w luksusowym domu w dzielnicy TriBeCa, gdzie pilnuje go firma ochroniarska, zresztą na jego koszt. Nie był to pierwszy seksualny wybryk tego polityka. O próbę gwałtu oskarżyła go także znana francuska dziennikarka i pisarka. Proces będzie ciekawym widowiskiem, obrona utrzymuje, że oboje odbyli stosunek płciowy za obopólną zgodą.
Aplikowała botoks córce
Ogromne zainteresowanie opinii publicznej w USA wywołała Brytyjka, która opowiedziała w amerykańskiej telewizji o tym, że wstrzykuje botoks swojej córce. Matka po aferze ostatecznie musiała oddać dziecko pod opiekę pracowników socjalnych.
Kerry Campbell opowiadała w programie telewizyjnym „Good Morning America”, że w trosce o przyszłą karierę swojej 8-letniej obecnie córki Britney, regularnie sama wstrzykuje jej botoks i usuwa owłosienie na nogach.
Dziewczynka skarżyła się, że zabiegi są bolesne, ale matka przekonywała ją, że jest to niezbędne, by osiągnęła sukces. Telewizja wyemitowała nagranie, na którym widać krzyczącą z bólu dziewczynkę. Po emisji programu do władz San Francisco dzwoniły setki osób, alarmując o losie dziecka. Po tych sygnałach pracownicy opieki społecznej odebrali dziewczynkę matce.
Natomiast w Polsce pierwszą edycję popularnego programu „X Factor” wygrał uliczny grajek Gienek Loska. Zwycięzca, który stał się gwiazdą w Polsce, dostanie 100 tysięcy złotych i kontrakt płytowy.