Tęczowa Parada
Ponad 300 tysięcy ludzi wzięło udział w dorocznej paradzie homoseksualistów w Chicago. Barwny korowód przeszedł w godzinach południowych ulicami centrum miasta, udając się w kierunku jeziora Michigan, gdzie do późnego wieczora potrwały koncerty i festyny.
Zobacz galerię z Parady Równości 2010
Parada Równości, która odbyła się w Wietrznym Mieście po raz 41, jest nie tylko zabawą, ale także demonstracją polityczną przeciwko prześladowaniom oraz przemocy wobec homoseksualistów. W pochodzie pojawili się również gubernator stanu Illinois Pat Quinn, szef chicagowskiej policji Jody Weis oraz demokratyczny kandydat na senatora USA Alexi Giannoulias. W imprezie wzięło udział w sumie 250 kolumn marszowych, wśród nich byli politycy, przedstawiciele chicagowskich organizacji, kościołów, szkół i firm. Była to jednak mniejsza parada w porównaniu do jubileuszowej, zeszłorocznej, w której, jak podają dane szacunkowe, przewinęło się więcej niż 600 tysięcy uczestników i obserwatorów.
Święto gejów i lesbijek nazywane jest Christopher Street Day (Dniem Ulicy Krzysztofa). Przypomina o wydarzeniach z 27 czerwca 1969 roku w Nowym Jorku, kiedy to doszło do zamieszek na tle dyskryminacji mniejszości seksualnych.
W tym miejscu można zadać pytanie: czego domagają się homoseksualiści? Oni sami twierdzą, że równouprawnienia i tolerancji. Pytajmy dalej: co to znaczy tolerować? Tolerować - to nie znaczy lubić coś, ale godzić się, żeby to coś istniało. Żyjąc w społeczeństwie daleko posuniętej demokracji, jesteśmy niejako zobligowani reprezentować postawę akceptacji „ kochających inaczej”. Od obojętności do tolerancji prowadzi długa droga, na horyzoncie której na pewno nie zawsze widać równouprawnienie.
Sposób, w jaki przebiega parada, utrudnia nam, wyrosłym w społeczeństwach katolickich, podzielać dążenia mniejszości seksualnych do równouprawnienia. Mamy wprawdzie na uwadze zalecaną przez Watykan delikatność w traktowaniu tematu, ale z drugiej strony dźwięczą nam w głowach radykalne normy dotyczące obrazu rodziny proponowane przez kościół. W tym samym czasie w Polsce wybraliśmy prezydenta opowiadającego się m. in.za metodą in vitro. Czy można powiedzieć, że jako społeczeństwo „służymy wielu panom”? Z pewnością stajemy się coraz mniej konserwatywni. Postulat tolerancji ma niezaprzeczalne podstawy słuszności, ale tylko wtedy, kiedy jasno zostaną określone jego ramy: normą jest ogół, a nie wyjątek, margines. Uczestnicy parady i podobnych imprez próbują przekonać społeczeństwo, że homoseksualizm to coś normalnego, naturalnego. Trudno zatem zrozumieć powszechną na paradzie nachalność w prezentowaniu swojej „normalności”. Ta tutaj często bardziej wywołuje odruchy obronne oglądających, niż świadomość równości. To zaś prowadzi do dalszej hermetyzacji środowisk gejowskich. Zdają sobie z tego sprawę także politycy, wycofując się z danych obietnic, co zresztą było im zarzucane w treściach niesionych transparentów. Nie należy się temu dziwić, bo kto jak kto, ale przedstawiciele władzy doskonale się orientują, gdzie można zbić polityczny kapitał. Brak politycznego poparcia może się okazać największym gwoździem do trumny środowiska ludzi „inaczej kochających”.
Żyjemy w czasach ogromnej presji społecznej na jednostkę i stopniowego podporządkowywania się jej temu, co ogólnie przyjęte, modne lub politycznie poprawne. Z tych tendencji jednoznacznie wynika, że kolejne kilkanaście lat reklamowania całego zjawiska, przyczyni się wreszcie do całkowitej akceptacji wypartego kiedyś „problemu”. Parady, działając jak dobra reklama, oswoją nas z homoseksualizmem i jego modelem życia na tyle, że będziemy je traktować jako jedną z opcji proponowanych ludziom młodym na związek i rodzinę. Niewielu jest śmiałków, którzy tak naprawdę lubią występować otwarcie przeciwko TOLERANCJI. Gdy już te granice się rozmyją, obyśmy potrafili znaleźć w niej pomysł - wzorzec na męskość i kobiecość, ojcostwo i macierzyństwo.