Podziel się   

Tradycje i zwyczaje Pokaż wszystkie »

Wydanie 2011-12 · Opublikowany: 2012-01-30 08:15:32 · Czytany 6639 razy · 0 komentarzy
Nowszy Starszy

Świąteczna pułapka

Przez te wszystkie lata nie zauważyłam, że z wiekiem zamieniam się, nawet nie w swoją mamę, ale w babcię. Zawsze myślałam, że przedświąteczne pieczenie, gotowanie i sprzątanie to już zamierzchła przeszłość, niemal legenda, którą będę opowiadać dzieciom przed snem. Mnie, wyzwoloną i nowoczesną kobietę miały takie przyziemne czynności nie interesować. I tak trwałam w błogim przeświadczeniu, że jestem przeznaczona do rzeczy bardziej wzniosłych.

Z właściwą dla małolaty pogardą dla tradycji czytałam więc mądrości światowej beletrystyki zamiast ubijać trzepaczką białka na królewski sernik. Do głowy mi wtedy nie przyszło, że spadnę kiedyś z piedestału, wprost w czerwony barszczyk z uszkami według przepisu mojej babci. Gdy seniorka naszego rodu zaganiała mnie do pracy w kuchni, traktowałam to niczym karę, bo przecież mogłam w tym czasie obejrzeć francuski film, który zwykle leciał w porze mielenia maku i kręcenia sera.

Zła na cały świat biłam pianę, knując w duchu zemstę na zaściankowej tradycji ograniczającej moje potrzeby duchowe i osobistą wolność. Bolałam nad losem tych wszystkich polskich kobiet, zniewolonych przez tradycję, uwiezionych w kuchniach jak moja babcia, bez możliwości ucieczki we francuski film. Niewiele pojmowałam z przedświątecznej magii robienia porządków, gotowania tradycyjnych potraw i pakowania prezentów.

Dzisiaj, gdy sama dostaję przedświątecznej gorączki, uśmiecham się pod nosem myśląc, że geny to cholernie silna rzecz. Gdzie się podziała moja pogarda dla tradycji? Dlaczego popłakuję, słuchając koniecznie polskich kolęd i wspominając smaki i zapachy z czasów, gdy babcia biegała po kuchni wydając nam rozkazy? Wszystko wtedy smakowało inaczej; zdobyczne grzyby, wystana w długiej kolejce szynka, bakalie i zaczarowane przez tradycję potrawy, których smaku nie udało mi się już nigdy odtworzyć, a które śnią mi się po nocach, jako kara za moją młodzieńczą butę.

Zastanawiam się, dlaczego nie gonię do najlepszej cukierni, by kupić pięknie wyglądające serniki i jeszcze piękniejsze mazurki. Może właśnie dlatego, że tęsknię do atmosfery świątecznej krzątaniny i zapachów sprzed lat, do smaków, które zostają gdzieś w pamięci i do kolęd rzewnie łkających w tle oraz do choinkowego światła, które rozgrzewa najzimniejszą noc. W czasach, gdy wszystko było zdobyczne, wystane i załatwione spod lady, tabliczka czekolady była dobrym prezentem, a wizyta rodziny i przyjaciół największą frajdą. Chciałabym, żeby moje dzieci kiedyś – jak ja dzisiaj – wspominały Wigilie w swoim rodzinnym domu.

Zamieniam się więc w swoją babcię nie bez powodu. Biorę na siebie obowiązki kucharki, dekoratora wnętrz, gospodyni, sprzątaczki – słowem pogardzanego przeze mnie „garkotłuka” – dla dobra przyszłych pokoleń. Do jednego muszę się przyznać; nie znoszę karpia... Do dzisiaj czuję ości tej „śmiercionośnej” ryby w gardle. Jako dziecko z przerażeniem słuchałam opowieści o nieszczęśliwcach uduszonych „na śmierć” karpiowymi ośćmi i za żadne skarby świata nie dałam się przekonać do zjedzenia następnego kawałka po własnej przygodzie.

Lęki z dzieciństwa mają swoje głęboko zakorzenione uzasadnienie. Nie walczę więc z upiorem karpia w dzień Wigilii, tylko wybieram mięsiste filety z ryb morskich. Moja mama przyrządza je po grecku, w warzywach i sosie. Są pyszne, zdrowe, a co najważniejsze, nie muszę się martwić, że z powodu podstępnie ukrytych ości ktoś padnie trupem przy świątecznym stole. Żeby dać już spokój biednemu karpiowi, na jego usprawiedliwienie muszę dodać, że niegdyś karpie hodowane przez cały rok w pańskich stawach musiały smakować inaczej niż te hodowane ekspresowo w Polsce lub broczące po dnie w Ameryce, a przez co uroczo pachnące mułem! Być może jestem wredna dla karpia, ale niestety, traumy z dzieciństwa biorą górę nad tradycją.

Jestem pewna, że zarówno babcia, jak i całe pokolenia kobiet w mojej rodzinie, nie miałyby mi tej zamiany za złe. Tradycja, tak jak wszystko, z biegiem czasu ulega swoistej modernizacji i nie ma w tym nic złego, bo tak naprawdę najważniejsza jest świąteczna atmosfera, kolędy i rodzinne spotkania. To dlatego całe pokolenia naszych babć i mam biegały cały tydzień po kuchni, sprzątały i wieszały pachnące świeżością firanki, lepiły pierogi i piekły ciasta. Zamieniam się więc bezwiednie w moją babcię, by tradycji stało się zadość.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Tradycje i zwyczaje

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...